3 października – 9 listopada 2013 r.
Miasto, którego nie było
Współcześni artyści bardzo często poświęcają swoje prace problematyce historycznej. Przepracowywanie przeszłości stało się bardzo powszechną praktyką. Nie jest to jednak ilustrowanie ani czczenie historii w żaden sposób. Artyści raczej zgłębiają jej nieodkryte przestrzenie; ich prace są często poprzedzane pobytami studyjnymi, długotrwałymi i pracochłonnymi badaniami w terenie, poszukiwaniami w archiwach i bibliotekach. Niejednokrotnie pytają o rolę pamięci w kształtowaniu historii. Swoimi pracami bardzo często poruszają tematy dotąd objęte społecznym tabu. Czasami nawet, jak określa to Iza Kowalczyk w swojej książce „Podróż do przeszłości”, wywołują nimi „duchy”, wydobywają je z „zaświatów”, zmuszając do przemyślenia zapomnianych problemów. Autorka zauważa również, że przeszłość odciska swoje ślady w przestrzeni, tworząc miejsca pamięci. Mogą nimi być konkretne budynki, obszary miast. Co więcej, pamięć zbiorowa utrzymuje bliski związek z przestrzenią, ma swoją własną topografię, która zmienia się w czasie. Znaczenia przeszłości zawsze powinny być odczytywane w kontekście przestrzeni1.
Właśnie dlatego tak ważne było dla nas poznanie miejsca jakim jest, i jakim mogła być przed laty, Miedzianka. Wystawa „Miasto, którego nie było” powstała w wyniku pleneru, pobytu badawczo-artystycznego w Janowicach Wielkich (miejscowości znajdującej się najbliżej legendarnej Miedzianej Góry). Historia tego miejsca z pewnością nie występuje w liczbie pojedynczej. Historii tych jest tyle ile opowiadających je osób. Książka Filipa Springera „Miedzianka. Historia Znikania”2 jest ważnym punktem odniesienia dla projektu, jednak nie jedynym. Wiele z opowieści, jakie usłyszeliśmy, było zabarwionych niezwykłymi emocjami, czasami nawet złością na los jaki spotkał to miejsce. Często były sprzeczne ze sobą. Wzbudzały w nas wszystkich dezorientację lub ambiwalencję. Często można było poczuć się bezradnym wobec tzw. „faktów historycznych”, gdy zaprzeczano im z ogromnym przekonaniem.
Marek Wasilewski w tekście o projekcie w Miedziance przedstawia historię jako metaforę czarnej dziury, wielkiej negatywnej energii odpowiedzialnej za wszystkie nieszczęścia, które dotknęły jej mieszkańców. To porównanie jest niezwykłe nie tylko z uwagi na pojemność znaczeniową, ale również dzięki temu, że odwiedzając Miedziankę i poznając jej historię, naprawdę można odnieść wrażenie konfrontacji z bezgraniczną, ale jednocześnie definitywną otchłanią. To zetknięcie się z niejednoznacznością historii Miedzianki przywołuje wiele możliwych interpretacji. Efekt tego spotkania widoczny jest na wystawie w BWA w Jeleniej Górze. Zanurzanie się w przeszłość miejsca przejawia się za każdym razem w różny sposób w pracach artystów.
Wasilewski w swoim wideo pt. „Psalm” odnosi się do historii grobu Hugo Ueberschaera, emerytowanego porucznika policji pochodzącego z dalekiego, śląskiego miasteczka Pless. W 1946 roku na fali masowych wysiedleń ludności niemieckiej Hugo Ueberschaer, jako jeden z wielu, sprzeciwił się tym planom. Nie chciał nigdzie jechać. Twierdził, że starych drzew się nie przesadza. Poza tym, nie miał po co jechać na zachód. W rezultacie postanowił ubrać galowy mundur i odebrać sobie życie. Jego ciało złożono do krypty, którą sam sobie wybudował. Trumnę przykryto płytą z wyrytymi przez niego inskrypcjami3. To właśnie do tych inskrypcji odnosi się Marek Wasilewski w swojej pracy. Tytułowy psalm zapisany na płycie nagrobnej stanowi rodzaj szyfru, który jak się okazuje po odczytaniu, dokładnie opisuje los mieszkańców Miedzianki. Niezwykle ważne jest również miejsce spoczynku porucznika. W prezentowanym wideo widać jak kamera powoli zanurza się w dziurę w ziemi. Następuje swoisty moment przejścia ze strefy światła w mrok, z zewnętrza do wnętrza. Wzrok widza zapada się w ciemnościach, zagląda do wnętrza ziemi, jej pamięci. To moment, w którym przypomina mi się wycieczka do miejsca spoczynku Ueberschaera. Każdy z nas przyłożył wówczas do otworu znajdującego się pod płytą nagrobną swój aparat fotograficzny, by sprawdzić co jest w środku. Byliśmy ciekawi, a jednocześnie pełni niepewności, czy ujrzymy tam resztki ciała Ueberschaera. Prawdopodobieństwo ujrzenia zwłok powodowało, że ciekawość mieszała się ze wstrętem. Julia Kristeva określiła ten właśnie moment w następujący sposób: „Trup – oglądany bez Boga i nie z perspektywy nauki to szczyt wstrętu. To śmierć pustosząca życie. Wy-miot. To odrzucony, od którego nie da się uwolnić”4.
Oglądając wideo Wasilewskiego, ma się wrażenie, że właśnie zaglądamy w otwór w grobie Ueberschaera. Pierwsze wrażenie jest jednak mylące. To nie grób policjanta, a mrowisko. Tak samo poszatkowane w swoim wnętrzu jak wzgórza Miedzianki ze swoją górniczą przeszłością. Trudno się dziwić, że wciąż zdarzają się tu zapadnięcia ziemi. Drążony przez stulecia grunt skrywa liczne tunele. Tworzące tak samo skomplikowaną strukturę jak do dziś nierozpoznana i wciąż niejasna historia Miedzianki.
Daniel Koniusz w swojej realizacji pt. „Hipocentrum” również postanowił wykorzystać wnętrze Miedzianej Góry. Czyni to jednak inaczej. Odnalazł jej geograficzne i geometryczne centrum; zarejestrował fale sejsmiczne pochodzące z jej środka, a następnie przetransponował je w fale dźwiękowe. Głośniki (a właściwie generatory wibracji) zamontowane na szybach w galerii wprawiają ją w specyficzne drgania. Te dziwne dźwięki, wzbudzają niepokój. Koniusz sprawił, że to, co dotychczas było nieuchwytne, stało się wyraźnie odczuwalne. Dzięki tej realizacji możemy poczuć „rytm” legendarnej góry.
Kolejną pracą audio jest „Test Signal/Brak pieśni” Huberta Wińczyka. Artysta odkrywszy zbiornik ujęcia wody znajdujący się na jednym ze wzgórz w Miedziance, zaglądając do jego wnętrza, chciał sprawdzić, co jest w środku; jak duży i jak jest on głęboki. Do tego celu wykorzystał megafon (narzędzie często towarzyszące mu przy pracy nad projektami). Nacisnął krótko jego przycisk. Echo odbiło się o ściany zbiornika. Wińczyk badając przestrzeń za pomocą dźwięku, wychodzi poza poznanie dostępne tradycyjnym metodom stosowanych przez naukowców.
Również Aleksandrę Kubiak zaintrygowała tajemnicza budowla gromadząca wodę dla mieszkańców Miedzianki. Po zrobieniu rozpoznania w terenie, odbyciu wielu rozmów, artystka dowiedziała się, że w wyniku zdegradowania szybów kopalni uranu tamtejsza woda charakteryzuje się dużym stężeniem szlachetnego gazu – radonu – który powstał poprzez wytrącenie uranu w rad. Aby być zdatną do picia musi przebyć jak najdłuższą drogę od naturalnego ujęcia do kranu, co powoduje wytrącenie z niej radioaktywnego radonu. Na podstawie zebranych informacji, postanowiła zbudować „alchemiczną” maszynę wytrącającą gaz z lokalnych wód gruntowych.
Projektem w założeniach bliskim pracy Kubiak jest wideo „Mesjasz Kupferbergu”, na planie którego Michał Szczególski wciela się w postać pół-Polaka, pół-Niemca. Wędrując po Miedziance z wahadełkiem, pragnie uzdrowić te zdziczałe dziś tereny za pomocą radiestezji. Szczególski traktuje w swojej pracy Miedzianą Górę jak ciało posiadające znamiona przeszłości, nieleczoną od dekad chorobę. Tym samym zadaje pytanie – czy jej uzdrowienie jest możliwe?
Aleka Polis w swoim wideo wciela się w postać wisielca. Odegranie tej roli wiąże się z symboliczną zmianą płci. Według znaczeń kart tarota ten wiszący z drzewa młody chłopak, to wiecznie wyrzeczony opozycjonista, wycofany i zamknięty w swoim wnętrzu. Przypomina owoc, wiszący na drzewie i czekający na chwilę dojrzenia do opadnięcia na ziemię i dania początku nowemu życiu. Przywodzi też na myśli duszę przebywającą w zaświatach, skąd obserwuje ziemską rzeczywistość. Nie może na nią wpływać, oczekuje na swoje odrodzenie. To także dziecko w łonie matki, czekające na chwilę porodu i odcięcia pępowiny5. Aleka Polis wykorzystuje znaczenia tej figury oraz napięcie jakie budzi. Kojarzy się z zawieszeniem między jednym światem a drugim, niebem a ziemią, życiem a śmiercią. Włosy postaci zakopane w ziemi zostają drastycznie odcięte za pomocą sierpa przez pojawiającą się nagle w kadrze żniwiarkę. Odcięcie od matki – życiodajnej ziemi wiąże się z utratą korzeni, własnej tożsamości.
Maria Dmitruk w swojej pracy pt. „Uni sunt” również wykorzystuje tradycję związaną z kultem ziemi. Artystka zbudowała w galerii instalację składającą się z hamaków wiszących jeden nad drugim. Poprzez zrobione w nich otwory przesypuje się powoli ziemia (przewieziona do galerii z samej Miedzianki) odlicza czas niczym klepsydra. Praca Dmitruk mówi o przemijaniu, o fizycznych ruchach w ziemi. O tym czego nie widać na pierwszy rzut oka. Wydobywa na powierzchnię to, co zazwyczaj jest niewidoczne, niepostrzeżone, zapomniane. Przywiezienie do galerii ziemi z Miedzianki stawia nas wobec jej materii, tajemniczości i dziwności jaką emanuje. To właśnie ta ziemia jest nośnikiem pamięci. „Pamięta” historię tego miejsca. Ziemia postrzegana powszechnie jako życiodajne źródło, kojarzące się z płodnością, odrodzeniem, bywa również niszczycielską siłą, pochłaniającą życia ludzkie, a jak okazało się w przypadku Miedzianki, nawet całe skupiska ludzkie.
Wchodzenie do wnętrza może być również rozumiane metaforycznie, jako zetknięcie się z tym co obce, wyparte, wzbudzające ciekawość i odrazę, tak jak w przypadku wideo Zosi Nierodzińskiej „Till, Tristan und Isolde”. Na filmie widzimy jak Till Butterbach, znajomy artystki i aktor, tańczy układ Betty Page, tancerki erotycznej z lat 50. Kontrast pomiędzy tańcem erotycznym wykonywanym w oryginale przez kobietę, ciałem Tilla oraz pompatyczną muzyką Wagnera (śpiew Isoldy we fragmencie „Liebestod” z opery „Tristan und Isolde”) daje niezwykle mocny efekt. Jej film można podzielić na dwa rodzaje narracji. Pierwszą – tzw. wielką narrację – reprezentowaną przez muzykę Wagnera, drugą – rodzaj osobistej historii – relację zawsze budującą się w wyniku pracy artysty z modelem czy aktorem. Warto podkreślić tabuistyczny charakter zarówno oryginalnego tańca erotycznego Betty Page, do którego odwołuje się Nierodzińska, jak i cielesności aktora.
Znów istotna jest zamiana ról, z jaką mamy do czynienia – nieco odbiegający wyglądem od kanonu promowanego przez mass media mężczyzna tańczący w szlafroku, zamiast powabnej tancerki; wszystko na opak. W tle widać jasny okrąg, utworzony przez reflektor oświetlający tancerza. Nierodzińska wyciąga na powierzchnię to, co kulturowo wyparte. Zagląda w głąb nas samych, dociera do sfer, które zazwyczaj pozostają w mroku i oświetla je scenicznym reflektorem.
Przepracowywanie historii, poszukiwanie tożsamości miejsca możliwe również jest przy użyciu metod projekcyjnych. Karolina Janikowska postanowiła odrzucić to co zapisane przez historyków i archiwistów. Oparła swoją pracę na historiach mówionych, często zabarwionych prywatnymi wspomnieniami i emocjami. We wnętrzach utkanej przez artystkę rzeźby na kształt bryłki miedzi słychać opowieści mieszkańców o dawnej Miedziance. Ta specyficzna „wycieczka” w ciemnościach prowokuje do własnych projekcji na temat miejsc, których już dawno nie ma.
Również Ela W. Walters w swojej pracy wykorzystuje potencjał ludzkich zdolności do projektowania i wyobrażania zapamiętanych wcześniej obrazów. Artystka postanowiła odtworzyć kulę swego czasu wieńczącą szczyt jednego z dwóch miejscowych kościołów, który został najpierw splądrowany do cna, a następnie w 1974 roku został wysadzony w powietrze przez żołnierzy. Kościelna kula opisywana przez Springera skrywała ponoć w swoim wnętrzu skarb – monety i pisane gotykiem dokumenty6. Co się z nimi stało do końca nie wiadomo (prawdopodobnie zostały odebrane złodziejom przez policjantów i zarekwirowane), podobnie jak nie wiadomo co artystka postanowiła zrobić z odtworzoną przez siebie kościelną kulą. Czy uda się ją umieścić w miejscu, w którym znajdowała się przed laty? Najlepiej sprawdzić to samemu – udając się w miejsce gdzie stał kościół.
Praca Justyny Misiuk natomiast dotyczy tego w jaki sposób historia, zarówno ta mówiona jak i zapisana w książkach, wpływa na wyobraźnię. Jej obiekt powstał w oparciu o fragment książki Springera o przykrym zakończeniu wielowiekowej tradycji browaru w Miedziance. Czytając opis sceny toczenia się blaszanych beczek z Miedzianej Góry do Janowic wyobraźnia działa niezwykle intensywnie. Niemalże od razu jednak nasuwają się pytania: czy to zdarzenie faktycznie miało miejsce, jaka jest relacja między rzeczywistą historią a fikcją literacką, w końcu – jak bardzo ludzka wyobraźnia potrzebuje takich obrazów?
Niemalże całkowite zniknięcie dawnego miasteczka na pograniczu polsko-niemieckim niepokoi każdego kto przeczyta lub usłyszy od mieszkańców o jej losach. Tylko nieliczni pamiętają je z czasów swojego dzieciństwa, z opowieści rodziców, dziadków. Pozostali projektują na te polany, zarośnięte ulice, zapadliska w ziemi własne wyobrażenia o tym, jak Miedzianka mogła wyglądać w przeszłości. Nic jednak nie sprawi, że dowiemy się jakim miejscem była w rzeczywistości. Dziś dla każdego jest czym innym a jej pustka prowokuje do kreacji. Julia Kristeva twierdzi, że zbyt szybko przechodzi się nad słowem „brak” do porządku dziennego7. Miedzianka jednak nie zniknie dopóki pamięć o niej nie ulegnie zatarciu. Warto zatem zastanowić się jaką rolę powinna odgrywać pamięć w tworzeniu się historii.
1
Zob. Izabela Kowalczyk, „Podróż do przeszłości. Interpretacje najnowszej historii w polskiej sztuce krytycznej”, Warszawa 2010, s.11-13.
2
Filip Springer, „Miedzianka. Historia znikania”, Wołowiec 2011.
3
Zob. Filip Springer, „Miedzianka. Historia znikania”, Wołowiec 2011, s.86.
4
Julia Kristeva, „Potęga obrzydzenia. Esej o wstręcie”, Kraków 2007, s.10
5
źródło: http://tareau.republika.pl/karty_html/wisielec.htm, data pobrania: 01.08.2013.
6
Filip Springer, „Miedzianka. Historia znikania”, Wołowiec 2011, s. 221.
7
Julia Kristeva, „Potęga obrzydzenia. Esej o wstręcie”, Kraków 2007, s. 11.
Aurelia Nowak
W poszukiwaniu pamięci miejsca
Współczesna kultura, nie tylko ta wizualna, upodobała sobie śladem nieżyjącego francuskiego filozofa Jacquesa Derridy pojęcie widmowości. Ukuty przez niego termin hauntologia wywiedziony ze wstępu do Manifestu Komunistycznego „ po Europie krąży widmo, widmo komunizmu” jest grą słów pochodzącą z połączenia słów “haunt” (nawiedzać) i “ontology” – w języku francuskim brzmienie słowa “ontologia” jest takie samo jak “hauntologia”. Termin ten oznacza “paradoksalny stan widma, które nie jest bytem, ani nie-bytem”. W myśl tej idei teraźniejszość może istnieć tylko w odniesieniu do przeszłości, i coraz silniej będziemy dowartościowywać to, co obecnie postrzegane jest jako dziwne i staromodne. Autor Widma Marksa, uwielbiał przywoływać pojęcie widmowości, widma i duchów. W jednym z filmowanych wywiadów zwracał uwagę na to, że medium którym posługuje się dziennikarka jest medium widmowym, kino jest sztuką duchów, mówił, i ja i pani na tym filmie jesteśmy tylko duchami. Muzyka, literatura, sztuki wizualne, przywołują dziś z wielkim zapałem przebrzmiałe dźwięki i obrazy, powracają do tych opowiedzianych już historii w przeświadczeniu, że być może nie wszystko zostało w nich przeczytane, wysłuchane i zobaczone, że nie zostały we właściwy sposób zakończone i zamknięte i być może dlatego właśnie ich widma ciągle błąkają się między nami. W sztukach wizualnych nastąpiło wyraźne dowartościowanie wątków narracyjnych, polemicznych i historycznych. Sztuka coraz częściej przy pomocy swoiście wypracowanych metod dotyka problemów związanych z odczytywaniem historii, jej reinterpretacji, odkrywania wypartych wątków i niechcianych obrazów. Drażni swoją niepoprawnością bo ukazuje to co niewypowiedziane i niewypowiadalne, a więc często uważane za obsceniczne. Być może właśnie ten klimat kulturowy umożliwia nam rewizytę w widmowym mieście, które przed wielu laty zniknęło z powierzchni ziemi, wpatrywanie się w ślady ludzi, którzy tam mieszkali, nasłuchiwanie echa ich głosów.
Chodzimy po Miedziance na kartach książki Filipa Springera. Przemierzamy nieznane nam przestrzenie, oczami wyobraźni widzimy miasto, którego nie było, bo każdy przywołany przez nas obraz, choć zapoczątkowany tekstem, prawdziwym wspomnieniem, zdjęciem jest obrazem z wyobraźni. Prawdziwa Miedzianka musiała wyglądać inaczej. W końcu jedziemy na to miejsce, pełni oczekiwań i swoich wyobrażeń. W małej restauracji w Janowicach robię telefonem zdjęcie pocztówki przedstawiającej widok na miasto z drogi z Janowic. Kiedy podchodzimy do miejsca, w którym ta fotografia została zrobiona wyjmuję telefon i porównuję obraz przeszłości z jego dzisiejszym odbiciem. Pozostaje zarys drogi, korony drzew są większe, punktem orientacyjnym jest wieża kościoła, ta jasna iglica pozwala nam sobie uprzytomnić, że wszystko co było zniknęło. Stoimy na środku polany, umówiliśmy się tutaj z panem Pawłem Nowakiem, który obiecał, że oprowadzi nas po Miedziance. Stoicie na środku rynku – mówi do nas, pokazuje ręką otaczające nas krzaki – tu wszędzie były kamienice. Stoimy wszyscy wobec wielkiej negatywnej energii, czarnej dziury, która wessała pulsujące kiedyś tutaj życie. Ta czarna dziura to historia, która przetoczyła się jak walec przez to malutkie położone na uboczu miasteczko i zniszczyła jego mieszkańców i wszystko to co zbudowali. Walec historii napędzany był przez ludzka podłość, bo groby na cmentarzu same się nie otworzyły i nie wywlekły zmarłych, ktoś musiał wygnać mieszkających tu ludzi, tak samo jak niektórzy z nich szli do armii, która podpaliła świat. Ta pustka, która nas otacza wypełniona jest emocjami, historiami, które zagęszczone jak dym krążą gdzieś po okolicy i nie mogą się uwolnić. „Historia nigdy na dobre tu nie zawitała, raczej wałęsała się po okolicy. Z perspektywy ludzi mieszkających w tych kilku domkach ustawionych buńczucznie na szczycie góry wyglądała jak bestia, która umie tylko siać chaos i zniszczenie i której nigdy nie jest tu po drodze.” – pisał Filip Springer. Kiedy stoimy na polanie, która kiedyś była rynkiem żywego miasteczka odnosimy wrażenie, że dotykamy śladów bestii, która przetoczyła się przez sam jego środek. Ktoś zapytał mnie przed wyjazdem do Miedzianki: skoro tam nic nie ma, to co chcecie zrobić? Dobre pytanie. Czy sztuka może odwrócić proces znikania? Sztuka jest tak samo bezradna jak ludzie, którzy ją tworzą. Nie powstrzyma, nie odwróci biegu rzeczy, ale być może pomoże w procesie aktywnego leczenia traumy tego miejsca. Wielka rzeźbiarka Louise Bourgeois mówiła, że sztuka może być egzorcyzmem, pozwala przeżyć na nowo strach prze-żyć minione emocje. Miedzianka to miejsce, które posiada swoją pamięć, ta pamięć jest tym bardziej przejmująca, ponieważ jest pamięcią traumatyczną i wypartą.
Pojęcie miejsca, pamięci miejsca pojmowanej w sposób historyczny, ale także fizyczny, intymny i osobisty staje się coraz częściej podejmowanym tematem w sztuce. Mirosław Bałka na przykład definiuje to pojęcie w kontekście związku pamięci indywidualnej z pamięcią zbiorową, w kontekście sytuacji w której osobiste doznania przenikają się z doświadczeniem zbiorowości. Co ciekawe, myślenie to staje się zbieżne z najnowszymi trendami badań historycznych, w których pojęcie ‘oral history” – historii mówionej, osobistych, subiektywnych przekazów stają się równoprawnymi źródłami wiedzy historycznej, których nie można już lekceważyć i ignorować jako przekazów gorszych od „obiektywnych” dokumentów”. Pojęcie miejsca natomiast Bałka definiuje poprzez swoistą antydefinicję jaką jest litania wymienia między innymi miejsca zgwałcone, opuszczone, nieudane, brudne, kulejące, skrzywione, bezdomne, głodne, zwiotczałe pijane, łatwowierne. Tymi między innymi miejscami artysta się zajmuje, pochylając się pieczołowicie nad tymi niezauważanymi obszarami, które wypierane są z pamięci, z kultury, które traktowane są jak miejsca niewymawialne, jak swoiste kanały złej energii, które krążą wokół nas, których istnienie akceptujemy jako przymus codzienności, ale o których nie wspominamy. Pamięć miejsca wiąże się także z poczuciem osobistej odpowiedzialności, ze swoistym poczuciem dziedziczenia miejsc z całym obciążeniem tego co się w nich wydarzyło. Pokazuje to na przykład realizacja Crezyzewski, w której artysta schodzi z kamerą do piwnicy i stawia pytania o możliwość ukrywania się w niej Żydów. „Dlaczego w tej piwnicy nie ukrywaliście Żydów?” – czy miejsce pamięta, czy może odpowiedzieć? Pustka po zagładzie, umiejętnie zacierana w raz z niejasnym poczuciem winy przez cały okres PRLu, wypierana niekiedy bardzo gwałtownie w czasie ostatnich dwudziestu lat jest elementem zbiorowej traumy, którą Mirosław Bałka często analizuje w swoich pracach. Robi to jednak z właściwą sobie dyskrecją. Pokazuje momenty załamywania się logiki rzeczywistości, szczegóły, które są elementem codzienności, rzeczy, które są tak bardzo jawne, że aż niewidoczne tak jak piasek zmieszany z kośćmi z żydowskiego cmentarza, który ludność Karczewa wykorzystywała do budowy nowych przestronnych domów. Artysta unika jednak stawiania prostych oskarżeń. Jego niejednoznaczna, efemeryczna i trudna do uchwycenia sztuka zbliża go do postawy antropologa i archeologa współczesności. Postawa ta charakteryzuje się dystansem i ustawicznym uważnym i czujnym przyglądaniem się rzeczywistości. Mirosław Bałka w swojej sztuce dokonuje tego o czym pisze Jan Tomasz Gross w swojej książce Strach: ‘Żeby się z tym dziedzictwem uporać, musimy je najpierw uczynić własnym, to znaczy przyswoić je w sobie i umieścić w historii mocą własnej narracji. Dopiero wtedy można będzie zapytać, jak to co się stało, mogło się stać”.
Rekonstrukcja pamięci przy pomocy sztuki może mieć różne powody i różnie może się ujawniać. Może być całkowicie fikcyjna jak zrobił to Christian Boltanski w zrealizowanej w 1972 roku pracy 10 Portretów, Fotografie Christiana Boltanskiego 1946-1964. Już przestawienie dat 46 i 64 sygnalizuje, że możemy mieć do czynienia z manipulacją. Zdjęcia przedstawiają chłopca stojącego na ścieżce w parku, kolekcja zdjęć i ich podpisy sugerują, że mamy do czynienia z małym Christianem sfotografowanym w tym samym miejscu na przestrzeni dwudziestu lat. W rzeczywistości są to zdjęcia różnych osób. Boltanski pokazuje w ten sposób nie tylko konwencjonalność wspomnień, które pozbawione są w istocie indywidualnych cech, pokazuje też typowe życie, w którym tak naprawdę nie jest ważne kim jesteśmy i czym odróżniamy się od innych. Pokazuje jak pamięć jest konstruowana poprzez fabrykację dowodów, które z kolei mogą fabrykować wspomnienia. Jednocześnie w rozmowie z Hansem Ulrichem Olbristem, Boltanski powiada, że każda twarz i każde wspomnienie jest inne. Artysta w toku swojej działalności sfotografował ponad 30 tysięcy twarzy. Interesuje go w jaki sposób „mała pamięć” indywidualna roztapia się, ginie, w wielkiej pamięci zbiorowej jako doświadczenie pokolenia, epoki. W jaki sposób przedmiot zamienia się w obiekt. W jaki sposób , w którym momencie, następuje roztopienie się jednostki w tłumie. Ci ludzie, którzy zginęli w swojej milionowej masie stanowią sumę małych pamięci. Jak mówi artysta jest to zawsze jeden plus jeden plus jeden…
W zupełnie inny sposób rekonstruuje przeszłość Jeremy Deller, który sięga do wydarzeń na tyle nieodległych w czasie, że może spotkać ich uczestników. Traumatycznym doświadczeniem bohaterów pracy Dellera była wielka bitwa, która wydarzyła się pomiędzy górnikami i policją podczas strajku górniczego w roku 1984 (The battle of Ogreave). Deller dokonał rekonstrukcji tego wydarzenia tak jak robią to grupy rekonstrukcyjne odgrywające bitwy z dalekiej przeszłości. W tym przypadku rekonstruktorami stali się uczestnicy wydarzeń, którzy dzięki tej akcji mieli możliwość skonfrontowania się ze swoja traumą. Artysta zaangażował do tego przedsięwzięcia zarówno byłych policjantów jak i górników, niejednokrotnie powierzając im rolę po innej stronie barykady. Miał być to zabieg terapeutyczny, pozwalający zobaczyć jak sprawa wygląda z innego punktu widzenia, pozwalająca przełamać dystans i uprzedzenia. Historia w ujęciu Dellera jest doświadczeniem i emocją żywych konkretnych ludzi uczestniczących w dramatycznych procesach społecznych; nie jest zbiorem obiektów, ale jest przeżywana aktywnie jako rekonstrukcja wymagająca aktywnej partycypacji. Jest to prze-życie, powrót, powtórzenie, które dzięki zawartej w niej różnicy odkrywa nową interesującą jakość.
W jaki sposób uczestnicy wystawy w BWA w Jeleniej Górze odnajdą pamięć miejsca, którym była kiedyś Miedzianka? Każdy na swój sposób, podążając za usłyszanym gdzieś dźwiękiem, głosem, przeczytanym tekstem, zobaczonym gdzieś obrazem czy zdjęciem, podążając za dotykiem, zapachem, przeczuciem, skojarzeniem… Ten projekt jest eksperymentem, który traktuje sztukę jako sposób na poznawanie rzeczywistości, jej interpretowanie i wprowadzanie do niej nowych wątków. Chodząc po Miedziance słuchamy o dziurach w ziemi, które otwierały się nagle, o drzewie pod kościołem, które zniknęło, o miejscu, w którym była stacja benzynowa, kościół, omijamy dziury w ziemi, wsłuchujemy się w odgłosy z jej wnętrza… Mamy nadzieję, że to doświadczenie zmieni coś w tym miejscu, zmieni coś w nas.
Marek Wasilewski