11 – 29 sierpnia 2011 r.
Fotografie najbliższe.
Fotografie Wacława Narkiewicza towarzyszą nam od ponad pół wieku. Oglądając zgromadzone na wystawie, czarno-białe fotografie jego autorstwa, wielu z nas na pewno ze zdumieniem przyzna, że je pamięta, choć niewielu zdawało sobie sprawę, kto jest ich autorem. Skromność to cecha, która zdaniem znajomych i przyjaciół, wyróżnia Wacława Narkiewicza. A przecież jego przygoda z fotografią zaczęła się na początku lat 50. Ubiegłego stulecia. … Na wojskowym poligonie. Tam dzięki przychylności przełożonych, późniejszy współzałożyciel Jeleniogórskiego Towarzystwa Fotograficznego, urządził sobie polową ciemnię. Znajomość procesów fotochemicznych wyniósł ze szkoły i późniejszej praktyki rentgenotechnika. Urodzony na Wileńszczyźnie w 1931 r., do Jeleniej Góry, trafił Wacław Narkiewicz w roku 1947.
– Z Wilna po wojnie przywieźli mnie do Sulęcina. Ojciec po wywózce do Gruzji, wrócił dopiero w 1949 r. Bliskich poszukiwało się po wojnie m.in. przez CPO (Centrala Poszukiwania Osób). Ja w międzyczasie za kolegą pojechałem do Gdyni, gdzie pracowałem w stoczni. W 1951r. uczyłem się w liceum elektrycznym w Gdyni – wspomina.
Była też praca w zakładach elektrycznych we Wrzeszczu. Pobudka o 5.00, praca a potem szkoła i tak w kółko. Półroczna szkoła przy Akademii Medycznej w Gdańsku po której został elektrotechnikiem medycznym.
– Na Boże Narodzenie w 47 r. trafiłem do Jeleniej Góry. Uruchamiałem kolejne aparaty rentgenowskie. Dużo jeździłem w delegacje. W zakładach naprawczych we Wrocławiu kusili żeby zostać. Fachowców było wtedy tyle co na lekarstwo. Nawet “Syrenkę” dostałem na raty! W Jeleniej Górze pierwszy miałem MZtkę – enerdowski motocykl. Jeździłem nią latem i zimą na naprawy do Kamiennej Góry, do Legnicy, nawet w Kotlinę Kłodzką. Dzisiaj dla wielu, którym o tym wspominam, jest to nie do pomyślenia.
Powojenna bieda, przesiedlenie, były wtedy udziałem wielu rodaków. Popularny Wacuś, jak nazywają go do dziś koledzy z JTF, w swoich losach nie widzi nic niezwykłego.
– Dla grona jego przyjaciół nie jest tajemnicą, że dzieciństwo i wczesną młodość spędził w Wilnie, które często wraca w jego wspomnieniach. Nostalgia, tęsknota? Wiem, że tak reaguje tylko właściciel najpiękniejszej ludzkiej cechy – wrażliwości -mówi o Narkiewiczu, jeleniogórski fotograf Waldemar Grzelak.
Pracowitość, zaangażowanie, umiejętność pracy w zespole, pogoda ducha i życzliwość, to zdaniem Jana Foremnego, kolegi z JTF, cechy czyniące a Wacława Narkiewicza osobę powszechnie lubianą. Od chwili, gdy w roku 1961 współtworzył Jeleniogórskie Towarzystwo Fotograficzne, do dziś wywołuje serdeczną atmosferę, pojawiając się na zebraniach, wernisażach – podkreślają zgodnie członkowie JTF i wszyscy, którzy go znają. W roku 1989 jego zaangażowanie i pasja zostały docenione przez ówczesny zarząd, honorowym członkostwem JTF.
– Jest jednym z niewielu wśród wielu, którzy przez okres czterdziestolecia przewinęli się przez JTF i których w ten sposób uhonorowano – pisał Jan Foremny, przy okazji wystawy Narkiewicza w 2001 r.
On sam o swej historii i trwającej ponad pół wieku działalności fotograficznej i społecznikowskiej pasji, mówi niezwykle skromnie i oszczędnie.
– W swoim fotografowaniu do tematu nie podchodziłem dokumentacyjnie, nie katalogowałem zbytnio, więc nawet trudno ustalić dokładne daty powstawania zdjęć. Tematy? Wątek przyrodniczy, Karkonosze schodzone głównie z Waldkiem Wydmuchem, przybyłym do Jeleniej Góry w roku 1958. Imponował nam wiedzą i sprzętem. Nie obywało się oczywiście bez przygód. Kiedyś w Śnieżnych Kotłach, przy -28 stopniach, zamarzły nam aparaty i z fotografowania nic nie wyszło. Sporo było też plenerów organizowanych przez JTF, w Domku Myśliwskim, Samotni, pod Łabskim Szczytem. No i Jelenia Góra. Dzisiaj, po pół wieku działalności, okazuje się, że to bezcenny dokument.
Miał Narkiewicz także swoja przygodę z kolorem w fotografii. Ciemnię zrobioną kiedyś przez kolegę ma do dziś. Trzeba było niemałej wiedzy, precyzji i wytrwałości, żeby we domowych warunkach, dotrzymać rygorystycznych wymogów kolorowego procesu ORWO. To właśnie Narkiewicz był jednym z pierwszych, pokazujących w Jeleniej Górze, samodzielnie wykonane kolorowe fotogramy, jak nazywano kiedyś fotograficzne odbitki. Przez całe lata, jak wielu jego kolegów, fotograficzna ciemnię rozkładał w kuchni, gdy rodzina szła już spać.
– Moja pasja raczej nikogo z rodziny nie interesowała. Ja też nie chciałem “męczyć” najbliższych swoja fotografią – mówi dziś Wacław Narkiewicz. Dlatego też raczej nie chwalił się zbytnio w domu, kolejnymi aparatami i sprzętem. Wspomina niemieckie “mieszkowce”, EXAKTĘ 2 czy powiększalnik kupiony w 1961r. w Fotoptyce.
– Zanim doszło do powołania JTF, Mieciu Obałek chciał w Jeleniej Górze reaktywować PTF (Polskie Towarzystwo Fotograficzne), tworzyć Fotoklub. Od Mieczysława Hładkiego z Fotooptyki miałem PRAKTI SIXA. Waldek Wydmuch, oprócz sprzętu miał także niedostępne dla większości z nas, książki fotograficzne. Moją własną zdobyczą była “ABC Roentgen Technik”, która kosztowała mnie wtedy pensję. To był czas, gdy pomagaliśmy sobie i wspieraliśmy się w ogólnej mizerii sprzętowej i materiałowej. Spotykaliśmy się w Klubie Księgarza (dzisiejszy EMPiK), także w Relaksie. Powstawały kluby fotograficzne przy zakładach pracy. Swój silny klub miała Wiskoza. Nasze zdjęcia wystawialiśmy wszędzie po trochu, gdzie tylko się dało. Autorytetem był dla mnie “Dziadek” Niedźwiedzki, przedwojenny fotograf z dużym dorobkiem. Wilnianin, jak wielu innych ocalałych, którego los rzucił po wojnie do Jeleniej Góry.
Pytany o fotograficzne archiwum, Narkiewicz mówi, że nie wie co będzie z tym, co pozostanie. Przed laty w JTF podejmowano próby stworzenia fototeki. Sprawa do dziś rozbija się o brak miejsca i funduszy, niezbędnych do fachowego katalogowania i archiwizacji, bezcennych już dziś zbiorów członków towarzystwa.
Za swoją działalność i udział w rozlicznych wystawach i konkursach krajowych i zagranicznych, Wacław Narkiewicz był nagradzany wielokrotnie, m.in. na Biennale Fotografii Górskiej (1982 i 1986). Federacja Amatorskich Stowarzyszeń Fotograficznych w Polsce uhonorowała go swoim odznaczeniem, zaliczono go także w poczet Zasłużonych Działaczy Kultury, a w 1988 r. otrzymał prestiżową Nagrodę Ministra Kultury. W tym samym roku był Wacław Narkiewicz reprezentantem JTF podczas obchodów Dni Kultury Województwa Jeleniogórskiego w Homlu. Tytułów, wyróżnień, medali i listów gratulacyjnych jest w wieloletniej działalności Narkiewicza więcej. Pomimo tych zaszczytów, zdaniem kolegów, pozostał tym samym skromnym i nie obnoszącym się ze swoimi zasługami człowiekiem. Koleżeńskim, skromnym i uczynnym. Zdaniem Jana Foremnego, wieloletniego członka JTF, to właśnie Wacław Narkiewicz powinien zostać kawalerem Nagrody Fair Play, gdyby taka istniała w dziedzinie kultury.
Myślę, że najlepiej oddają to słowa Waldemara Grzelaka, współtowarzysza wielu fotograficznych plenerów i wystaw.
– Czasem myślę, że duchem plenerów “Domek Myśliwski” jest Wacław Narkiewicz. Starszy pan, jak dromader objuczony ogromnym plecakiem, wiedziony umiłowaniem przyrody kroczy wolniutko w góry, dociera do schroniska, gdzie już jesteśmy i nagle okazuje się, że czegoś nam brakowało. Że dopiero teraz zaczyna się plener “fotografistów”. Jestem pewien, że jeśli jesteś w potrzebie, bo pękły ci spodnie, bo zabłociłeś buty, że coś ci się popsuło i potrzebujesz kawałek drucika, noża lub śrubokręta, bo zapomniałeś czapki albo zgubiłeś rękawiczki, to Wacuś jak go wszyscy nazywamy, jak “Dobry Duch” wyjmie ze swojego przepastnego plecaka igłę i nici, pastę do butów i odczaruje twój kłopot i ból.
Tylko on potrafi znaleźć czas na niesienie pomocy innym, uprawiać dwie, trzy pasje i jednocześnie pozostawać w cieniu.
Nie dałbym głowy czy on, rentgenotechnik, człowiek współczesny, nie odprawia tam jakiś modłów. Nie łatwo zrobić dobre zdjęcie. To nie tylko sprawa wyboru tematu i oświetlenia. Czasem wydawało mi się, że pomiędzy Wacusiem i fotografowanym kwiatem, powstaje jakiś nieuchwytny rezonans. To radość tworzenia płynąca z fotografii. Ale nie każdy to potrafi, by bezwietrzny moment, lub lekkie poruszenie płatków, jako środek wyrazu “przyłapać” na czarnym aksamitnym tle wyciągniętym z plecaka, gdzie przebywało razem z nićmi i drucikiem, póki co niepotrzebnymi nikomu. Jestem przekonany, że będąc sam na sam z kwiatami Wacusia będziecie z tym co jest najlepszego w nim samym.
Tak przy okazji wystawy “Kwiaty” pisał kolega z JTF Waldemar Grzelak.
Myślę, że dla wielu z nas, spotkanie z reprezentatywnym dorobkiem Wacława Narkiewicza, będzie okazją do refleksji nad tym, jak często w sposób niezauważalny na co dzień, zmienia się nasze najbliższe otoczenie. Fotografie Narkiewicza zapewne niczego nie maja zmieniać, burzyć czy kreować na nowo. Cechuje je natomiast ciekawość i życzliwość dla tego co wokół nas. Dla nas mieszkańców, tego niepowtarzalnego zakątka świata, w którym przyszło nam żyć, fotografie Wacława Narkiewicza, są częścią także naszych własnych doświadczeń. I to, jak sądzę jest wartością nie do przecenienia.
Jacek Jaśko
…
…. Mam dla pana negatywy, które mnie do niczego, a dla pana moga byc ciekawe – rzekl tajemniczo kilka miesiecy temu Waclaw Narkiewicz wreczajac mi koperte z szerokimi kliszami ORWO. W odwróconym obrazie od razu rozpoznalem zdjecia slubne moich rodziców.
Nie dostapily – co prawda – tradycyjnego zaszczytu powiekszenia do rangi wiecznie mlodego portretu pary, która smaga czas, ale i tak mocno wpisaly sie sie w moja pamiec. Pamiec maniakalnego przegladacza pachnacych uplywem rzeczywistosci albumowych fotografii i pamiatek. Nie sklamie wiec, jesli napisze, ze Waclaw Narkiewicz – “swiadkujac” z aparatem na slubie moich rodziców zawartym 25 wrzesnia 1965 roku w Kosciele Laski pod Krzyzem Chrystusa (wtedy mawiano nan po prostu: kosciól garnizonowy) – pojawil sie w moim zyciu, zanim przyszedlem na swiat.
Pan Wacek byl swiadkiem szczególnym, bo nie tym wymaganym przez nupcjalne procedury. Byl swiadkiem wydarzenia, które – utrwalil na materiale czulym na swiatlo. O slubnych fotografach nie pamieta sie dlugo. Pozostaja po nich zdjecia, opatrzone co prawda jakims znakiem rozpoznawczym, który niewielu obchodzi. A i same fotografie ciesza oko tylko przez jakis czas, pózniej przysloniete sprawami codziennosci, spychane przez bieg lat coraz glebiej do szuflady: zarówno tej z szafki, jak i szufladek pamieci. Nie przybywa na nich juz odcisków palców ogladaczy, a wlasciciele tych, które pozostaly, przechodza do innego wymiaru istnienia.
Podobnie zreszta staje sie z fotografiami, które na slubie rodziców wykonal pan Wacek. Jednak maja one wciaz szczególna wartosc nie tylko z racji rangi wydarzenia, które – piszac skrótem myslowym – dalo mi droge do przyjscia na swiat. Ten fotografik, niezwykly czarodziej swiatla – czarno-bialego jak i barwnego tez – to przede wszystkim dobry czlowiek w pelni znaczenia tego slowa.
Osobiscie poznalem pana Wacka ledwie lat temu pare, kiedym zaczal wspólpracowac z Jeleniogórskim Towarzystwem Fotograficznym. Przy okazji kazdego spotkania cieplo rozmawia i prosi o pozdrowienie mojej Mamy. Pracowal bowiem w kolejowej sluzbie zdrowia jako rentgenotechnik, a moja Mama, wówczas z profesji pielegniarka – w sanepidzie.
Pan Wacek czesto powtarza historie, jak to uratowala mu oko, kiedy niesforny pyl z komina parowozu zaatakowal jego spojówke. Mama miala wprawnym ruchem dloni usunac nieznosne piekaca kruszyne. I oto oko pana Wacka, jakze wazne dla fotografika oko, odzyskalo swa zdolnosc tak osobliwego postrzegania swiata. Z dystansem, humorem niezwyklym, z gaweda na ustach i z aparatem w dloni. Kronikarza zycia swojego i innych. Foto-pejzazysty Karkonoszy, florysty wyczulonego na piekno natury.
Kiedy na potrzeby “Foto-ruszenia” przygotowywalem dwa lata temu prezentacje filmowa tyczaca lokalnej fotografii, pan Wacek – poniekad przez przypadek – zostal narratorem mojej “Migawki”. Wprawdzie mial “tylko” opowiedziec cos o swoich zdjeciach i sobie, jednak jego barwnej historii ubranej w staranna i bardzo specyficzna polszczyzne, nie dalo sie zredukowac do kilku zdan. – Oto mój syn! – pan Wacek pokazal do kamery zdjecie urwisa grzebiacego w piasku. – Taki byl, a dzis to stary dziad. Piecdziesiatke skonczyl – usmiechnal sie po swojemu gawedziarz z kamera. To wtedy powstalo zdjecie, które ukazuje moje skromne oblicze przy pracy nad “Migawka”.
Dostalem wtedy tez almanach fotograficzny z przedwojennego Wilna, ukochanego kraju lat dziecinnych bohatera wystawy. – To juz mi sie nie przyda – rzekl Waclaw Narkiewicz dodajac, ze powoli pozbywa sie bagazu zycia. – Niech pan bzdur nie opowiada, panie Wacku – ucialem. Dzis dodaje: bagaz Pana zycia wciaz jest z panem i bedzie! Wryty w papier fotograficzny. A nawet jak i ta ulotna przeciez materia istniec przestanie, to i tak zapisany przez Pana obraz królowal bedzie w pamieci tych, którzy nasycili nim swoje oczy! I uszy. Bo – wbrew pozorom – fotografia jest tez sztuka slowa. Dobrego slowa, którego u pana Wacka nie brakuje nigdy.
Konrad Przezdzięk
Nota biograficzna
Waclaw Narkiewicz – urodzil sie w Ciukiszkach (powiat wilensko – trocki) w roku 1931. Nieuleczalny wilnianin od roku 1934 az do czasu ekspatriacji w roku 1945. W Jeleniej Górze mieszka od konca 1947, ukonczyl tam Gimnazjum i Liceum Elektryczne (wyksztalcenie srednie techniczne). Z zawodu rentgenotechnik (po specjalistycznym przeszkoleniu w AM w Gdansku). Od 1951 roku zatrudniony w Szpitalu Miejskim w Jeleniej Górze oraz od 1954 w Zakladach Naprawczych Sprzetu Medycznego we Wroclawiu.
Fotografia zajmuje sie od roku 1953. Jest czlonkiem Jeleniogórskiego Towarzystwa Fotograficznego od chwili zalozenia (roku 1961), w którym wielokrotnie pelnil rozmaite funkcje w Zarzadzie. Obecnie Czlonek Honorowy. W latach 60. wspólpracowal z Nowinami Jeleniogórskimi i Gazeta Robotnicza.
Wielokrotnie nagradzany. Laureat II miejsca i wyróznienia w konkursie Nowin Jeleniogórskich w 1967r., wyróznienia w konkursie fotograficznym “Sudety – 74” (1974r.), Nagrody Wojewódzkiego Wydzialu Kultury w roku 1978, “Wyróznienia specjalnego” (nagroda publicznosci) w Konkursie “Jelenia Góra i Jej Mieszkancy w Obiektywie” (wrzesien 1979r.), nagrody w wystawie Konkursowej “Jelenia Góra i Jej Mieszkancy w latach 1945-1965” (wrzesien 1983r.), Brazowej Odznaki FASF (1986r.), Nagrody Ministra Kultury i Sztuki (1989r.), II nagrody w konkursie fotograficznym “Sudety. Przyroda – Czlowiek – Krajobraz” (1989r.), nagrody specjalnej “Za tematyke karkonoska” na II-gim i IV-tym Biennale Fotografii Górskiej (odpowiednio 1982 i 1986 rok). Otrzymal odznaczenie “40-lecie PRL”. Zasluzony Dzialacz Kultury w 1988r. Reprezentowal Jelenia Góre w ramach Dni Kultury Województwa Jeleniogórskiego w Homlu w roku 1988. Otrzymal List Gratulacyjny Prezydent Miasta Jelenia Góra w roku 1996.
Prace w zbiorach Okregowego Muzeum Jeleniogórskiego.
Bral udzial w wielu wystawach i konkursach krajowych i zagranicznych, m.in.:
– udzial niemal we wszystkich wystawach zbiorowych SMFA, a pózniej JTF;
– udzial w IV i V Wystawie Konkursowej Medyków, które byly eksponowane w PKiN w Warszawie oraz w Pradze;
– udzial w zagranicznych wystawach JTF (NRD);
udzial w wystawie “Panorama Sztuki Jeleniej Góry z okazji 40-lecia PRL”;
– udzial i nagrody w Wojewódzkim Przegladzie Fotograficznym;
znaczacy udzial w Wystawie Karkonoskiego Parku Narodowego z okazji 50-lecia w 2009r.