Waldemar Grzelak. Obrazy morza.

6 marca – 11 kwietnia 2015 r.

Lekka przesada.

Kiedy Waldemar Grzelak zwrócił się do mnie z prośbą o napisanie wstępu do katalogu jego wystawy w jeleniogórskim BWA (marzec 2015 r.), przyjąłem ją z przekonaniem, że oto będę miał okazję wypowiedzieć się o pięknie w fotograficznym obrazowaniu – bo jego, znane mi prace, nie rezygnowały z ekspozycji walorów estetycznych fotografowanej rzeczywistości,a nawet wręcz je podkreślały. To postawa godna zauważenia bowiem praktyka współczesnej fotografii (szczególnie w młodych środowiskach) jest diametralnie inna. A także – odnosząc tę uwagę do aktualnej krytyki fotografii – kto dzisiaj pisze o pięknie w fotografii ? Zwykle bowiem podkreśla się w niej wartości dokumentalne, treści neokonceptualne, inscenizacyjne, interwencje prospołeczne fotografii, itd. Ale czy mówi się o jej pięknie, o jej walorach czysto estetycznych ? Te ostatnie bywają wszak zauważane tylko w odniesieniu do fotografii zaliczanej do tak zwanej twórczości fotogenicznej, której przykładów – niestety w coraz skromniejszym wymiarze – dostarczało właśnie środowisko głównie jeleniogórskich twórców, preferujących fotografię czystą, czy, wcześniej, zwaną elementarną. Upominając się bowiem o piękno w fotografii mam na uwadze jej źródłowe rozumienie, które pojawiło się już u podstaw wynalazku kalotypii, metody wywoływania utajonego obrazu, ogłoszonej przez W.H.F. Talbota w 1841 r., i umożliwiającej pozyskiwanie tzw. „photogenie drawing” (jak w cyklu zdjęć Talbota w jego albumie : „ The Pencil of Nature” ). Kalotypia (od kalos – greckie: piękny) odnosząc się do estetyki malarstwa zapoczątkowała bogate dzieje tzw. obrazowania piktorialnego. Czy zatem jeszcze dzisiaj, nawiązania do estetyki piktorializmu mogą być owocne, twórcze ? Niewątpliwie należy dostrzegać autorów, którzy się tej tradycyjnej estetyce poświęcają, a obecność fotografii neopiktorialnej w dzisiejszej postmodernistycznej twórczości jest zupełnie usprawiedliwiona, czemu zresztą sprzyjają aktualne cyfrowe techniki rejestracji i obróbki zdjęć.
Można więc przyjąć, że piktorializm – jak mówi A. Sobota (por. jego „Szlachetność techniki” – Warszawa 2001.) – jest od początku istnienia fotografii, stałą strategią budowy fotograficznego obrazu, zaś dzisiaj kontynuacją: „…rozważań nad zasadnością funkcjonowania fotografii jako obrazu”.Jeśli artyści zwykle (a jest to ciągle aktualne) odnosili swoją twórczość do wzorca natury, to czynili to z przekonaniem o głębokim związku natury i piękna – co podkreśla Sobota – i co okazało się być podstawą piktorialnego ideału w nowej metodzie obrazowania, jaką onegdaj umożliwiła technika fotograficzna. A więc piktorializm fotograficzny – jak mówi – oparł się na „…teorii emocjonalnego przeżycia natury przez jednostkę, która wyposażona jest w rejestrującą aparaturę i świadomość kulturowych wzorów obrazowania”. Autor „Szlachetności techniki” na licznych przykładach, potwierdzających przenikanie się tradycji piktorialnej z awangardową, dowodzi że w istocie szukali oni kompromisu między tradycją a nowoczesnością obrazowania, i – dodajmy – tę zasadę można odnieść również do współczesnej twórczości.
W każdym bądź razie fotografia piktorialna (i neopiktorialna) w doświadczaniu piękna natury stawia na intensywność odczuć, a czyni to z pewnym nadmiarem. Fotografia – jak określił to J. Szarkowski – ze swej natury pielęgnuje „rozpustną formę widzenia”, właśnie widzenia – jak to nazwałem, powołując się na A. Zagajewskiego – z „lekką przesadą”. Co właściwie można odnieść do wszelkiej fotografii, nie tylko tej poddanej piktorialnej presji. No bo dlaczego np. zdjęcia Anselma Adamsa chwytają i oddają sens natury wyraźniej i celniej niż gdybyśmy odbierali ją wprost – patrząc bez aparatu. Bo ona (fotografia) zapośrednicza nasze patrzenie o tę właściwość, którą umożliwia, właśnie o tę „lekką przesadę” w widzeniu. Ta „przesada” wobec realności to coś co wyraża poezja; a w fotografii – fotogenia; owa epifania piękna, promieniującego z obrazu: tego światła , tam, w niej, uchwyconego i „zamrożonego” w obrazie na zawsze.
Pojęcie „lekkiej przesady” wprowadził w interpretacji poezji (jeśli w ogóle jest możliwa taka interpretacja ?) Adam Zagajewski w swojej książce „Lekka przesada” (wyd. a 5. Kraków 2011).. Posłużył się tu odczytaniem jego poezji przez ojca inżyniera, który spytany o jej odbiór określił ją w kontekście racjonalnej wymowy jako „lekką przesadę”. Czyż taką przesadą , owym nadmiarem w odbiorze realności świata nie posługuje się fotografia, a w tym – piktorialna ?
Fotografie W. Grzelaka prezentują właśnie tę „lekką przesadę” w chwytaniu i rejestracji przejawów natury; odwołuje się on bezpośrednio do percepcji odbiorcy, zwracając uwagę na to, co może ją uwrażliwić, co może zintensyfikować odczytanie treści. Grzelak swymi obrazami buduje specyficzny nastrój; rejestruje aurę i piękno form naturalnych, pokazuje ich estetyczną wartość w sztafażu rzeczywistości. Odbiór tych prac musi być zgodny z intencją autora eksponującego przede wszystkim piękno obrazowania, co zawsze było troską fotografów piktorialistów.. Cykl prac „morskich” (Opowieść w skali minor.) , prezentowanych na jeleniogórskiej wystawie , odsyła wprawdzie do nastroju przygnębienia, skończoności czy pewnej bezradności człowieka wobec żywiołu natury, to jednak w ich zestawieniu, totalności ujęcia tematu, zderzającego w „treści” to co płynne, nieuchronne z tym co trwałe, skończone…udaje się odczytać nowe znaczenia. Są to treści nadbudowane nad konkretem ujęcia; w tym sens tej fotografii – odsyłającej do źródeł fotogenii, zaś w wymowie – do języka poezji. Sens wyrażony z „ lekką przesadą”.

Andrzej Saj

Waldemar Grzelak – nauczyciel, członek Związku Polskich Artystów Fotografików i Stowarzyszenia „Nowy Młyn” – Kolonia Artystyczna w Szklarskiej Porębie. Fotografię uprawia od 1967 r. Początkowo związany z Jeleniogórskim Towarzystwem Fotograficznym. Przez 20 lat prowadził własną pracownię fotograficzną, zajmując się zawodowo fotografią studyjną, reklamową i wydawnictwami reklamowymi. Jest autorem indywidualnych i zbiorowych wystaw w kraju i za granicą oraz laureatem wielu nagród. Jego prace zakupiono m.in. do wydawnictwa „Polska Fotografia Amatorska w latach 1944–1984”.

 

Wystawa zrealizowana dzięki pomocy finansowej Miasta Jelenia Góra.