11 marca 2008 r. w ramach drugiej odsłony „Słownika sytuacji” odbyło się spotkanie ze Zbigniewem Liberą, prezentacja dotyczyła „Gier ze stereotypami współczesnej kultury”.
Zbigniew Libera (ur. 1959r.) jest artystą związanym z nurtem sztuki krytycznej. Debiutował w latach osiemdziesiątych, do najgłośniejszych jego realizacji z tamtego okresu należą wstrząsające „Obrzędy intymne” i „Perseweracja mistyczna”, filmy dokumentujące opiekę nad umierającą babką. W 1987r. stworzył „Jak tresuje się dziewczynki”, zapis wideo narzucania i przyswajania wzorców zachowań, tytułowej „tresury”, ćwiczenia ról związanych z wizerunkiem płci. W latach 90-tych Libera projektował „Urządzenia korekcyjne”, zestawy do poprawiania wyobrażonych niedostatków ciała. Tworzył również fikcyjne, przetworzone zabawki, „protezy dorosłości w świecie dziecka”(Ronduda), których zadaniem było „tresowanie”, poddawanie dzieci „procesowi socjalizacji”. Najsłynniejszą z serii owych ”zabawek” jest zestaw klocków „Lego. Obóz koncentracyjny” (1994). Libera zerwał w tym dziele z podniosłym tonem w opowiadaniu o Holocauście, skoncentrował się na zagadnieniach związanych z pamięcią wizualną. Współcześnie historia stałą się pożywką, niewyczerpanym źródłem inspiracji, dla kultury, szczególnie popularnej. Libera wskazuje swoją działalnością artystyczną na niemożność zbliżenia się (w którymkolwiek z mediów) do prawdy historycznej. Przeszłość jest niedostępna i ulega równie dużym zafałszowaniom niezależnie od budulca/języka w jakim stworzony został zapis. Obóz koncentracyjny wykonany z powszechnie dostępnych klocków dla dzieci jest równie niedoskonałym świadectwem o Holocauście jak kino, literatura, czy też malarstwo. Libera stawia w swojej twórczości pytanie: czy Holocaust i Druga Wojna są traumą, żałobą, którą należy oswoić i przepracować? Pytanie szczególnie aktualne w dobie przewartościowań i reinterpretacji historii (Shoah wkracza do komedii filmowych, humorystycznych kreskówek, od lat obecne jest w komiksach fantastycznych i grach komputerowych). Próbą odpowiedzi na to pytanie jest cykl fotografii „Pozytywy” (lata 2002 – 2003) oraz książka „Co robi łączniczka” (stworzona wspólnie z prozaikiem Darkiem Foksem w roku 2005). Libera wskazuje na to, że trauma została już przepracowana a proces ten jest nadzwyczaj krótki, co więcej – skraca się w miarę rozwoju kultury multimedialnej, w dobie przesytu obrazem. W spotkaniu ze Zbigniewem Liberą, oprócz licznie zgromadzonej publiczności, udział wzięli: Andrzej Więckowski (literat, dziennikarz, wykładowca akademicki) oraz Jolanta Ciesielska (historyczka i krytyczka sztuki, moderatorka cyklu).
Piotr Machłajewski
Chciałem ograniczyć się do zabawy w Auschwitz klockami lego, zresztą w przekonaniu, że to ograniczenie jest pozorne, bo mówiąc o tej pracy Libery, można mówić też o całej jego twórczości. Często przy okazji tej pracy mówi się, powtarza się, oklepuje twierdzenie, że Libera zrywa w niej z podniosłym i patetycznym stylem mówienia o Auschwitz. W tym ujęciu jakby celem Libery jest atak na pewien styl mówienia, atak na dyskurs, który obciążony jest dydaktyzmem, nauczaniem o holokauście. To nauczanie o holokauście zamknięte jest w dyskursie ewangelizacyjnej czarnej nowiny. Dobra nowina kolportowana jest po to, by wzmagała się nadzieja, aż do ostatecznego rozwiązania, Sądu Ostatecznego, Jüngste Gericht. Czarna Nowina holokaustu jest kolportowana po to, by się już nigdy nie powtórzyła, by nigdy nie było takiego ostatecznego rozwiązania jak Endlösung der Judenfrage. Zdaję sobie oczywiście sprawę z niestosowności tego zestawienia, ale rzecz jest właśnie o niestosowności, o prowokacji, o przekraczaniu granic, o przekraczaniu tabu. Ewangelizacja czarnej nowiny stoi na niewzruszalnych filarach, że coś tak straszliwego nigdy się w historii ludzkości nie wydarzyło, że holocaust ma całkowicie wyjątkowy wymiar; że związku z tym, jak powiedział Adorno, pisanie poezji po Auschwitz jest barbarzyństwem, że holocaust nie ma środków wyrazu, że nie można go przybliżyć, że jest niewyrażalny.
To jest bezdyskusyjna prawda. Nie rozmawiajcie — powiadam zawsze — z ludźmi, którzy zaprzeczają zdaniu Adorna, omijajcie ich z daleka. Ale pamiętajcie też, że Holokaust jest tak samo niewyrażalny jak przedmiot pieśni mistyków (ach, i znowu jaka niestosowność), którzy wielosłownie o tej niewyrażalności przez wieki zaświadczają. Pieśni o holokauście — mówił Adorno — są pieśniami barbarzyńskimi, bo świętokradczymi. Muszą banalizować ogrom cierpienia, muszą banalizować ogrom zbrodni, bo człowiek nie ma — z definicji — takich narzędzi, by to wyrazić.
Więc idźcie do pokoleń i opowiedzcie im o tym. Opowiadajcie im o tym, co się nie da wyrazić. I z dużym prawdopodobieństwem można dzisiaj powiedzieć, że kolejne roczniki młodzieży w Polsce oprócz Kinga i Harry Pottera najlepiej znają „literaturę obozową”, co przy ogólnym, zastraszającym nieoczytaniu, jest zadziwiające i jakoś wściekle paradoksalnie pocieszające (cóż to za sarkazm każe tu mówić o pocieszeniu), jeśli się przyjmie, że największym wydarzeniem minionego stulecia i więcej — nowożytności są obozy koncentracyjne, a największą literaturą XX wieku proza Tadeusza Borowskiego i „Inny świat” Herlinga-Grudzińskiego. A więc te kolejne roczniki młodzieży to ludzie w większości straszliwie nieoczytani, ale znają największe dzieła. Tuż obok pop-kultury. To jest ściśle związane. Ilustracją tego powiązania są klocki lego Libery. To na marginesie, rzecz bowiem zasadnicza leży gdzie indziej.
Przypomnę jeszcze jedną szkolną lekturę, też powszechnie znaną: „Medaliony” Zofii Nałkowskiej. Pamiętamy, jak ona tam zagaduje śmierć, jak niestosownie psychologizuje wobec trupa chłopca przemysłowo zabitego. Nałkowska zachowuje się jak pisarka, wyrafinowana humanistka sprzed epoki pieców. Ją i jej podobnych miał na myśli Adorno, to poetyccy barbarzyńcy z obrzydliwie niestosowną patetyczną estetyzacją. Jeśli Borowski jest wielki, a tak właśnie sądzę, to dlatego, że udomowił Auschwitz, pokazał przystosowanie do obozu zagłady, w którym śmierć jest powszednia i banalna. Dopiero taka perspektywa jest wstrząsająca, dopiero taka perspektywa przybliża to niewyrażalne. Pomyślcie, jakie to trudne.
Taka perspektywa przybliża do tego, co najistotniejsze. Dopiero takie sceny, jak zaganianie przez Kanadę, przez komando starych, w znaczeniu obytych z obozem więźniów rozbiegających się w panice Żydów z dopiero co przybyłego transportu (esesmani są w tle, też spanikowani i bezradni wobec popłochu), takie sceny jak kobiety jadące na śmierć obok tłumu mężczyzn, który najmniejszym nawet gestem nie reaguje na wołania o pomoc, takie historie jak Julka Srebrnika z filmu „Shoah” Lanzmanna, Julka Srebrnika, palacza z Auschwitz, który spalił też trupy swoich rodziców — dopiero to przybliża. Dopiero to przybliża. A pokazanie tego wymagało ogromnej odwagi i przekroczenia obowiązującego dyskursu, a także najbardziej fundamentalnego tabu, przekonań o człowieczeństwie.
I Libera przybliża, tu się właśnie mieści, ale to nie jest kategoria prowokatorów, bo w kategoriach prowokacji mogą ujmować Liberę ludzie uwięzieni w dyskursie, niewolnicy poprawności, a więc ludzie ślepi na zjawiska. Libera nie tyle zrywa z dyskursem, bo to przecież i najoczywiściej robi, co przybliża do zjawiska. Ale to zrywanie jest rzecz jasna przede wszystkim nagłaśniane przez krytykę, bo w kolportażu, w publicznej dystrybucji idei zaciera się różnica między przyczyną a skutkiem, żywe zjawisko musi być uśmiercone, by mogło być w ogóle społecznie zauważone, więc nagłaśnia się gadżet, skamielinę, mumię, wyrażenie, styl, który jest zerwaniem ze stylem dotychczasowym, a nie to, co ma być wyrażone, co żywe i wymyka się spod nazywania. Nagłaśnia się przekroczenie tabu, a nie przekraczające przybliżenie do istoty rzeczy.
Libera proponując klocki lego odniesione do Auschwitz trywializuje na podobnej zasadzie jak Borowski. Ale trywializując trafia w sedno, ukazuje prostą jak pałka strukturę zła. Chciałem powiedzieć: prostą jak klocki lego strukturę zła. Pokazuje jego niezmierzoną banalność i powszechność, łatwość — jak w klockach lego — stosowania, łatwość zabawy w prawdziwe zło, które przynosi prawdziwą śmierć i prawdziwe cierpienia. Banalność, powszedniość zła jest prawdą ciągle nie do zniesienia, nie do uniesienia, prawdą nie poddającą się uwewnętrznieniu. Propozycja zabawy klockami lego w Auschwitz zabiera nam niewinność ofiar, co jest tematem, na który nie ośmieliłbym się dyskutować, i zabiera niewinność świadkom zbrodni, wszystko jedno czy bezpośrednim, czy historycznym, do jakich ja się zaliczam i o czym chętnie, choć ponuro bym dyskutował. Świadkom szlachetnie współczującym i szlachetnie potępiającym, ale zdystansowanym i nie rozumiejącym, ciągle nie rozumiejącym, albo coraz mniej rozumiejącym, ale za to coraz szlachetniejszym w urzędowym obrzędzie nauczania o holokauście.
Rzecz jasna praca Libery, ta i wszystkie inne, oprócz wymiaru bezpośredniego chwytania zjawiska (i w tym miejscu jestem po Arystotelesowsku poczciwie staroświecki), ma też wymiar ponowoczesny, pokazuje z czego składa się nasze widzenie, jakim mechanizmom widzenia poddana jest konstrukcja widzianego. To są bardzo ciekawe rozważania, ale być może nazbyt obciążone teoretyzowaniem, którego rozmowa w dużym gronie nie lubi, albo teoretyzowaniem, którym zajmą się inni. Chciałem zatem na koniec powtórzyć, podkreślić główną myśl mojej wypowiedzi, a mianowicie że Libera wcale dla mnie nie jest prowokacją, przeciwnie jest rzetelnie pozytywny (chociaż sam nazywa siebie burzycielem) i dla mnie jest kontynuacją Borowskiego w zmaganiu się z niewyrażalnym. Propozycja zabawy klockami lego w Auschwitz ma coś z rozbłysku rozumienia.
Andrzej Więckowski
Projekt “Słownik sytuacji” dotyczy problemu prawdy i fałszu, sytuacji i komentarzy. “Sytuacje są proste. Nie znaczy, że łatwe do opisania. Komentarze są skomplikowane. Nawet, gdy dążą do prostoty. Sztuka musi opowiedzieć się po jednej ze stron. Próbować wejść w sytuację albo ją komentować.”
Zbigniew Szumski – “Słownik sytuacji”
“Słownik sytuacji” jest realizowany przy pomocy finansowej Miasta Jelenia Góra.
Zdjęcia: Piotr Machłajewski