All posts by Galeria BWA

AGNIESZKA KOPEĆ. CZESŁAW CHWISZCZUK. Wyzwalanie pamięci

5 – 30 listopada 2009 r.

Migawka wspomnień

Przyzwyczailiśmy się do obrazu pamięci i fenomenu wspomnień jako zjawisk typowo linearnych, zamkniętych w pewnej perspektywie, nie poddających się trójwymiarowemu oglądowi. Tymczasem współczesna sztuka i technika, a także coraz częściej fizyka, udowadniają nam, że kapsułę pamięci oraz wspomnień można otworzyć w dowolnym miejscu i czasie.

Pierwsza zwróciła na to moją uwagę Jolanta Dylewska, reżyserka, operator kamery, jedyna w Polsce kobieta, która utrzymuje się na tym stanowisku zawodowo. Jej realizacje historyczne, z udziałem dokumentalnych materiałów, archiwalnych nagrań z getta warszawskiego oraz przedwojennych amatorskich taśm ze sztetli, odsłaniają świat, którego nie ma. Dylewska założyła w swojej twórczej pracy, że zbliży się do swoich bohaterów tak mocno, jak tylko to jest możliwe; wykorzystała do tego celu najnowocześniejszy sprzęt, wjeżdżając niejako obiektywem w głąb klatki filmowej. Tak nieprawdopodobne, intensywne i emocjonalne zbliżenie, wejście do zamkniętego świata, obwarowanego dodatkowo zakazami związanymi z dawnym rozporządzeniem policyjnym (getto było miejscem odosobnionym) lub nakazem religijno – społecznym (do świata sztetla należeli wyłącznie religijni Żydzi), przeniosło widza w czasie. Podczas projekcji filmów dosłownie „siedziało się” w tamtej perspektywie, uczestniczyło w selekcji, ocierało o zniszczone ubrania przedwojennych ulicznych handlarzy. Krótkie, porwane, wybrakowane obrazy, często prześwietlone, nakręcone nieumiejętną ręką, po amatorsku, stały się punktem wyjścia do rozpoczęcia artystycznego śledztwa nad fenomenem pamięci. Dylewska ma odwagę pytać: co pamiętamy, kogo zapamiętujemy, jaki wpływ na naszą pamięć mają media, jak w głowie kształtuje się obraz poddawany obróbce cyfrowej, a wcześniej językowi bezwzględnej propagandy?

Świat archeologicznych przedmiotów, nie zakurzonych jak naczynia porcelanowe, gliniane czy żelazne, ale znacznie delikatniejsze, gorzej znoszące przechowywanie w złych warunkach, a zatem klisze filmowe, stają się w naszej epoce czymś znacznie cenniejszym niż jakikolwiek przedmiot. Dzieje się tak za sprawą jego lekkości, możliwości wielokrotnego użycia, elastyczności związanej z nadaniem mu dowolnego kontekstu, interaktywności i poczucia, że oglądając (mimo zachowaniu biernej postawy) wciąż mamy szansę w czymś uczestniczyć. To, co widzimy, staje się dla nas bardzo aktualne; obojętnie czy zdarzyło się dziś, wczoraj czy kilkanaście lat temu. Obrazy spreparowane, utkane z różnych cytatów, poddane obróbce, mają dokładnie taką samą władzę nad naszym umysłem, jak obrazy zapamiętane przez nas z dzieciństwa. Dzieje się tak za sprawą nośnika emocjonalnego i sposobu, w który konsumujemy obraz (wewnętrznie, w środku, w rytmie naszego serca). Technika za sprawą kina przeniknęła bardzo głęboko do głowy człowieka, nadając jego technice montażu cechy logiki i skojarzeń ( a to wytyczne pracy mózgu). Nazwę wystawy Agnieszki Kopeć i Czesława Chwiszczuka, „Wyzwalanie pamięci” odczytuję w perspektywie atomowej eksplozji, wybuchu wojny, naruszenia uznanego powszechnie status quo jako czynność „wywalania”, odgrzebywania, drążenia pamięci. Skojarzenia związane z tą czynnością dynamizują moje myślenie nad ich pracami.

Roland Barthes, francuski filozof i teoretyk obrazu, napisał swoją najważniejszą książkę o fotografii pod wpływem melancholii. Tuż po śmierci swojej matki, podczas porządkowania szuflad, natrafił na jej fotografię. Obraz matki (żyjącej na zdjęciu, a jednak umarłej w rzeczywistości), odwołał filozofa do przestrzeni, która przez nikogo wcześniej nie została zapisana w nauce, a od której rozpoczęła się sztuka. Tęsknota, melancholia, pragnienie przeniesienia się w czasie, poczucie, że czas można zatrzymać; gdzieś pośrodku tych szybkich i sprzecznych skojarzeń, uczuć, Barthes nakreślił teorię punktum, a więc zjawiska, fenomenu ukłucia estetycznego, które pozostawia w naszym sercu ślad. Kategoria punktum obecna jest we wszystkich pracach Agnieszki Kopeć i Czesława Chwiszczuka. W alfabecie wizualnym ich prac każda nowa litera generuje bogate skojarzenia dotyczące nie tylko świata, historii sztuki i dialogu z tradycją, ale przede wszystkim poszerza pole o dodatkowe przestrzenie, zarezerwowane wyłącznie dla ich intymnych przeżyć. „Wyzwalanie pamięci” jest zapisem procesu, który koncentruje się nie tyle na efekcie, ile drodze, jaką się przeszło. Kolejne warstwy skojarzeń, błądzenia, pokonywania drogi, wychodzenia na prostą, a przecież w rzeczywistości wchodzenia jeszcze głębiej i głębiej w istotę nieświadomości zbiorowej, o której tak wiele napisał Carl Gustwa Jung, odnajdujemy w skondensowanym świecie Interioryzacji Czesława Chwiszczuka. Gładkość powierzchni, na której zapisuje swoje walki z pamięcią, jest pozorna, bo w środku tej tafli stoczono kilkanaście bojów o pierwszeństwo wyrazu, ekspozycję motywu, wzór, który całość uporządkuje. Chwiszczuk, podobnie jak Dylewska, nie ufa klasycznym wymiarom fizyki, odrzuca porządek płaskiego kadru, buntuje się przeciwko naiwnemu rozumieniu fotografii. W odsłonie jego prac wyraźnie widzimy, że definicja fotografii we współczesnej sztuce przeszła długą drogę, żeby znaleźć w końcu swoje oparcie na trzech, czterech niezależnych mediach. Zabawa perspektywą, motywami zaczerpniętymi z najbardziej mrocznych obrazów ludzkiej nieświadomości w sztuce, to pozorne ornamenty sztuki Chwiszczuka; należy je czytać jako zapis najbardziej dynamicznego procesu: przypominania sobie, odgrzebywania, właśnie wy(z)walania z pamięci.

Pamięć płata nam figle, a jednak jej ufamy. Proces poruszania jej w twardych okowach, naruszania jej podstaw, znęcania się nad nią bardzo inspirował Szekspira. Jego baśniowy świat, odległe, mroczne krainy, statki, lochy, wyspy, to tylko pozorne kostiumy, które w istocie rzeczy odsłaniają cały sens istnienia człowieka: wspominam, więc jestem. Szekspir bawi się skojarzeniami, jakie wyzwala teatr przebieranek, gra słów i zamienione tożsamości. Na taką samą zabawę słowem i przeznaczeniem zdecydowała się Agnieszka Kopeć. Jej prace kpią z ludzkich przyzwyczajeń, przekonań i kategorii świata. Wełniane obiekty, które imitują przedmioty codziennego użytku znajdują proporcjonalne uzasadnienie – kpinę w ich tytułach. Miękka materia imituje zasadzki cywilizacji i pokazuje jej kruchość, śmietnikową fasadowość, nietrwałość. Obiekty Agnieszki Kopeć przywołują tradycję dadaistów, odsłaniając dwuznaczną postawę wobec kultury: wanna jest niewątpliwie wielkim wynalazkiem człowieka, czy jednak jesteśmy gotowi przyznać jej palmę pierwszeństwa na tle całej cywilizacji? W tym przewrotnym pytaniu, które znalazło swój wymiar w wełnianym pomniku, czai się czarny, melancholijny humor Agnieszki Kopeć. Wełna staje się drapieżną draperią i kolczugą, od której z jednej strony oczekujemy obrony, a z drugiej zapowiedzi czegoś intymnego. Motyw wanny przenosi nas wprost do najpierwotniejszych skojarzeń kosmosu i ziemi: wody. Jej upływ, a w końcu jak mówią ekolodzy brak, jest wyznacznikiem cywilizacji, miarą czasu, napędem rozwoju, wreszcie zapowiedzią, wraz z jej ostatnią kroplą, końca życia.

Według Hugha Everetta, geniusza fizyki, który w wieku dwunastu lat korespondował z Albertem Einsteinem, rzeczywistość ma tendencję do rozgałęziania się, a co za tym idzie; człowiek i jego świadomość mogą poruszać się równolegle po kilku drogach naraz. Żadna z nich nie prowadzi do śmierci, a sam proces wędrówki i obcowania ze światami równoległymi, wobec naszego wariantu życia, trwa w nieskończoność. Filozofia Everetta, który kazał swoje prochy po pogrzebie wrzucić do śmietnika, odsłania niewyobrażalny lęk przed śmiercią i panikę wobec przemijania. Osamotniony filozof, podobnie jak metafizyczny wizjoner poezji, Józef Baka, śledzili drogę ludzi i zwierząt, odkrywając ze zdumieniem, że kończy się ona jednakowo; nagłą śmiercią. Każdy stan superpozycji jest jednakowo realny, lecz zdarza się w innym, równoległym wszechświecie. Kwantowy multiwszechświat (termin zaproponowany przez Deutscha) jest jak rozgałęziające się w nieskończoność drzewo. Oznacza to między innymi, że i my, siedząc na takim drzewie, chcąc nie chcąc także się rozgałęziamy. (…) Na każdym rozgałęzieniu rzeczywistości ludzka świadomość wybiera (między innymi) te ścieżki, które nie prowadzą do śmierci. A że proces ten powtarza się w nieskończoność, to hulaj dusza! Rozproszony krajobraz skojarzeń Chwiszczuka czy plecenie wątków z archiwalnych taśm filmowych Kopeć, podtrzymują ten obraz. Z jednej strony stanowią najgorętszy manifest przeciw śmierci (umieraniu pamięci, wspomnień i czasu), a z drugiej udowadniają, że w każdym momencie człowiek jest gotowy do podróży (w głąb siebie, w głąb swojego doświadczenia, historii cywilizacji i ludzkości, wydarzeń, które zdeterminowały kulturę).

Żyjemy w przedziwnych czasach; nigdy jeszcze, dzięki mediom, cywilizacja nie była równie często wiedziona na manowce, a wyobraźnia poddawana takim zabiegom. Z drugiej strony nigdy w historii człowiek nie miał tak bardzo przeciwstawnych pragnień: dowiedzieć się więcej (stąd tak ogromna popularność reportaży), przy jednoczesnym zapomnieć, wymazać z pamięci, zasnąć. Senne wizje są w pracach Agnieszki Kopeć i Czesława Chwiszczuka równie ważne jak zapis przypominania sobie świata.

Prace wrocławskich artystów zdradzają pewną symptomatyczność; odsłaniają proces krzątania się wokół historii. Jest to strategia, którą jako pierwsza zarejestrowała Jolanta Brach – Czajna w książce „Szczeliny istnienia”. Krzątamy się w obliczu wielkiej sprawy i drobnych zajęć kuchennych, jest to rodzaj procesu, który imituje medytację, świecki rytuał. Obnaża również naszą ograniczoną moc, mimo że podkreśla proces czynny: krzątam się, więc jestem. Prace Agnieszki Kopeć i Czesława Chwiszczuka wymagają specjalnie wiele krzątania się, są bowiem tak pomyślane, żeby odsłaniać przed widzem splot, ciąg skojarzeń, szew, po którym biegły myśli artystów. W procesie krzątania jest jeszcze coś: niedomknięta forma, która koncentruje się wokół odbiorcy (widz sam ma sobie dopowiedzieć, zarazić się procesem pracy, pójść w drogę wraz z artystą), przy jednoczesnym wskazaniu na nieudolność wysiłku: oto wszystko, co mi zostało w życiu: krzątanie. Zabiegi na codzienności, które wykonują artyści od lat, mówią coś cennego: w każdym momencie możemy poruszyć wielką historię, mimo że pracujemy w domowym, nieco amatorskim rytmie. Fenomen krzątania odsłania zjawisko pamięci, bo przecież potrafimy sobie coś przypomnieć w najmniej spodziewanych momentach, często przy czynnościach mało historycznych, poważnych czy ważnych ze względu na rangę pamięci.

Ułamkowe, niepełne, pozornie nie pasujące do siebie obrazy, sploty taśm, które poruszają dwie różne historie, warstwy obrazów jak z dwóch różnych epok malarstwa czy grafiki, odsłaniają skomplikowany proces wyparcia, historycznych traum i białych plam. Joanna Tokarska – Bakir twierdzi, że selekcja pamięci ratuje świadkom życie. Gdziekolwiek by się oni nie znaleźli, kimkolwiek by oni nie byli – pozostali tylko dlatego, że tak mało widzieli, tak mało zapamiętali, tak mocno wyparli. Na proces tunel vision, widzenie zawężone do małego wycinka rzeczywistości, zwraca uwagę ocalony z Word Trade Center: „Dopiero potem zdałem sobie sprawę, że świadomość odcięła część zmysłów, tak jakby chciała oszczędzić mi drastycznych widoków”. Narracje pasujące do ogólnego wyobrażenia, jak historia ma pamiętać, przymierza zarówno Agnieszka Kopeć, jak i Czesław Chwiszczuk. Ich prace stają się rozprawami nie tylko na temat tego, co pamiętamy, ale i jak mamy to robić, a częściej: jak na każą. Niezwykła rozprawa z gatunkami, głosami prawdziwych świadków i kłamców historii, wydaje mi się najważniejszym aspektem tej wystawy. Wrocławscy artyści przymierzyli do niej wszystkie maski związane z pojęciem tożsamości współczesnego człowieka i te, które nasza cywilizacja próbowała wyprzeć z historii. To dlatego w języku ich prac tak często pojawia się postawa badawcza, wymuszająca dystans do zagrażającej przeszłości, na równi z zapisem pamięci zbiorowej, czy relacji; od heroicznej po martyrologiczną, która silnie ukierunkowuje na tę chwilę nasze pamiętanie, eliminując po drodze wszystko, co nie pasuje do tego obrazu. Bezcenna jest koncentracja na szczególe, który został wyparty, o nim bohater filmu „Walc z Baszirem”, Ariego Folmana, mówi, że „Nie ma tego w systemie”.

Agnieszka Kopeć i Czesław Chwiszczuk zaryzykowali: wybrali się i po „to”, i odtworzyli niejeden system. Zrobili to w pełnej świadomości swojego talentu, miejsca w czasie, poczucia odpowiedzialności za historię i dwuznaczności miasta, z którego pochodzą (Breslau/ Wrocław, Wrocław / Breslau).

Agnieszka Kłos

WYSTAWA ZREALIZOWANA ZOSTAŁA ZE ŚRODKÓW MIASTA JELENIA GÓRA

50 lat KARKONOSKIEGO PARKU NARODOWEGO

4 września – 30 października 2009 r.

Na tej typowej, zdawałoby się wystawie zbiorowej „pod hasłem”, różnorodność form obrazowania świetnie koresponduje z bogactwem Karkonoszy. Temat – Góry na pozór niezmiennie trwałe. Nasza nietrwałość wobec niezauważalnej zmienności gór. Niewiele tu miejsca na rejestrację wydarzeń. W zamian nieogarniona przestrzeń bogata w formy. Przestrzeń rozpięta już bez ludzkiej ingerencji między ziemią a nieskończonością. Głębia ostrości w górach mieści pierwotny lęk przed nieznanym, wabiąc jednocześnie radosnym poczuciem wyjątkowości.

Karkonosze pamiętające prapoczątki kontynentu. W swych niezliczonych odsłonach od lat są głównym motywem dla wielu fotografów. Tutaj na kilkunastokilometrowej trasie, można pokonać ponad kilometrową różnicę wysokości wędrując przez kolejne piętra, nazywane wedle gatunków roślinności. Z piętra dąbrów poprzez łąki i świerkowe zagajniki dociera się do wielkich połaci kosodrzewin i wyżej do piętra alpejskiego gdzie królują nagie skały. Tu prawdziwą sztuką jest umiejętność życia ze słońca i wilgoci dobywanej z gołego kamienia. Sztuki tej dokonują mchy i porosty, dając życie innym organizmom. Tak wędrując, w ciągu jednego dnia, wrażliwy obserwator, notuje swoim aparatem zapis życia toczącego się na poszczególnych piętrach Karkonoszy.

Szczególnym motywem, z którym musi się zmierzyć każdy, kto w Karkonosze dociera z aparatem fotograficznym, jest oczywiście królowa Karkonoszy – Śnieżka. To właśnie na jej północnym zboczu umiejscowiło się największe w Polsce gołoborze. To właśnie Śnieżka ma być legendarną siedzibą władcy tych gór, Karkonosza, zwanego też z polska Liczyrzepą czy Rzepiórem. Niezliczone przedstawienia Śnieżki znane są ludziom daleko poza granicami Polski. Na rocznicowej wystawie mamy więc stare schronisko i drewnianą wieżę obserwatorium meteorologicznego, na fotografiach Jerzego Wiklendta z lat 50. b. stulecia

i o wiele nowsze barwne widoki, z lat 70. autorstwa Janusza Moniatowicza czy nastrojowy portret Śnieżki, wykonany przez Tomasza Mielecha od strony bagien na Równi pod Śnieżką. Innym, niezwykle wdzięcznym, ale i trudnym dla fotografujących tematem, są karkonoskie strumienie i wodospady. Trudno dostępne, zachwycające urodą i dzikością jednocześnie.

Wybór fotografii, o którym mowa, przygotowany z okazji 50 lecia Karkonoskiego Parku Narodowego, z racji ogromu materiałów, to zestaw prac zaledwie kilkunastu autorów. Są wśród nich fotografowie, który okres największej aktywności, mają już za sobą. Za to ich prace od kilkudziesięciu lat, należą do kanonu fotografii karkonoskiej. Na jubileuszowej wystawie KPN, nie mogło więc zabraknąć, pełnych nostalgii i grozy zarazem czarno-białych obrazów z lat 50. autorstwa znakomitych przedstawicieli, niezwykle prężnego środowiska fotografów jeleniogórskich, wspomnianego już Jerzego Wiklendta, Tomasza Olszewskiego, Waldemara Wydmucha i Wacława Narkiewicza, który zestawem 11 prac, prezentuje się na wystawie, jako autor niezwykle wszechstronny. Tak opatrzone motywy, jakimi są Strzecha Akademicka, Domek Myśliwski czy wspominana już Samotnia, na fotografiach Narkiewicza z lat 1963-1985, nadal przyciągają uwagę świeżością spojrzenia, specyficznym kadrem. Obok Narciarzy pod Śnieżką (1970), czy ujmującego portretu Arniki górskiej (1964), tajemniczy świat karkonoskich urwisk, ukazuje nam Żleb Fajkosza (1985). Wyśmienite studium światła rozpraszanego przez górski wodospad i filtrowanego poprzez wilgotne paprocie, wykonane w miejscu dla większości niedostępnym.

Tuż obok nich na wystawie znajdujemy pełne kolorów prace fotografujących przyrodników, których tutaj reprezentują m. in. Andrzej Raj, który funkcje dyrektora KPN, łączy z fotograficzną pasją, Michał Makowski, Barbara Wieniawska-Raj, Roman Rąpała, Krzysztof Romańczukiewicz . Wśród nich wyróżnić należałoby także Piotra Krzaczkowskiego, którego fotografie wciągają wręcz widza w głąb obrazu, sugestywnym, baśniowym nastrojem.

Swoje prace na wystawie prezentują także szefujący lokalnym placówkom kultury Nina Hobgarska – BWA Jelenia Góra i Zbigniew Kulik – Muzeum Sportu i Turystyki w Karpaczu. Ich autorskie, karkonoskie wystawy od lat pokazywane są w galeriach Polski, Czech i Niemiec. Podobnie się rzecz ma z klasykiem fotografii karkonoskiej, Wojciechem Zawadzkim. Silną reprezentację na wystawie ma najpiękniejsze schronisko polskich gór, Samotnia. Mieszkając tam i pracując, Marek Arcimowicz, którego Karkonoski zawrót głowy publikował m. in. National Geographic i Jorg Meinert, wielokrotnie mieli okazje fotografowania niepowtarzalnych zjawisk i chwil ulotnych.

Dzięki wystawie odkrywając na nowo miejsca dobrze znane, mamy możliwość oglądania Karkonoszy o różnych porach, dnia i roku. Doznawać olśnień i wspomnień o niezwykłej sile. Różnorodne prace wykonane w rozmaitych technikach, kumulują w sobie potencjał wrażeń, których nie mamy szans doznać, bywając w Karkonoszach okazjonalnie. Wystawa dowodzi, że kameralne piękno tego zakątka świata, sprawia, iż obok siebie harmonijnie współgrają pełne rozświetlonej przestrzeni, prace Niny Hobgarskiej, Tomasza Mielecha i Wojciecha Zawadzkiego, wykonywane klasyczną techniką fotograficzną, z pracami autorów wybierających techniki cyfrowe. Czasem połączenie tych technik, jak to ma miejsce w przypadku Krzysztofa Kuczyńskiego, przynosi niezwykłe efekty.

Klasyka i nowe technologie. Czerń i biel. Szarość i sepia. Kolor. Błona fotograficzna i cyfrowa matryca. Wielkoformatowa kamera, lustrzanka. Pełen wybór technik fotograficznego obrazowania. To wszystko znajdujemy na wystawie, której tematem są Karkonosze. Gdzie od pół wieku gospodarzem jest Karkonoski Park Narodowy.

Wiadomym jest, że gór nie da się oswoić, zawłaszczyć wyłącznie dla siebie. I to chyba najbardziej pociąga zarówno zdobywających je wspinaczy, jak i fotografów powracających w góry po swoją fotografię. Wśród prezentowanych na wystawie autorów są zarówno ci, którzy poważnie fotografują i chodzą po górach oraz ci, którzy poważnie chodzą po górach i fotografują.

Kameralne piękno Karkonoszy i nasza nietrwałość wobec pozornie niezmiennego trwania gór. Niewiele tu miejsca na rejestrację wydarzeń. Siłą rzeczy, odpada tu więc to, co doraźne, codzienne i monotonne. W zamian oferują Karkonosze nieogarnioną przestrzeń bogatą w formy. Przestrzeń rozpiętą już bez ludzkiej ingerencji między ziemią a nieskończonością. Głębia ostrości w górach mieści pierwotny lęk przed nieznanym, wabiąc jednocześnie radosnym poczuciem wyjątkowości.

Okazuje się, że na jednej wystawie harmonijnie współistnieją różnorodne aspekty karkonoskiego wszechświata. Motywem bywa zarówno tylko tutaj spotykana roślina, jak też dany tylko Karkonoszom, niepowtarzalny granitowy głaz. Jako temat, są Karkonosze niewyczerpanym źródłem doznań i wrażeń. Od lat przyciągają tych, którzy chcą utrwalić, zapamiętać, ocalić chwilę, która w górach bywa chwilą szczególną, intensywną, jak nigdzie indziej. Mimo różnicy pokoleń i stosowanych technik fotograficznych, autorów jubileuszowej wystawy, należy zaliczyć do grona miłośników Karkonoszy, wyznawców ich uroku i magii. Dyrektor KPN Andrzej Raj wielokrotnie powtarzał, że fotografia jest jego pasją i sposobem poznawania tajemnic przyrody. Karkonosze uważa za wyzwanie postawione przez los na jego drodze. W wydanym przed dziesięciu laty, pierwszym w historii, wspólnym albumie fotografów z czeskiej i polskiej strony Karkonoszy, tak mówił o „swoich” górach: chcę naprawdę poznać Karkonosze, muszę to czynić od podstaw(…. Muszę poczuć siłę wiatru, chłód i mróz, chwile słonecznej pogody, ale również chwile grozy, ulewy, piorunów i zamieci śnieżnej. Podobnie jak wielu innych uważa, że góry uczą wrażliwości, pokory i wyrozumiałości.

Inny z uczestników omawianej wystawy, Janusz Moniatowicz za najpiękniejszą chwilę spędzoną w Karkonoszach uważa pierwszą noc, spędzoną zimą na Szrenicy w 1992 roku. Nad morzem chmur wstawała łuna, mieniąc się intensywnymi barwami. Fotografowałem zmieniając, jedna za drugą, rolki filmów. Oglądając powstałe wtedy zdjęcia, ponownie przeżywam atmosferę tego niepowtarzalnego spektaklu, jakim obdarzyła mnie karkonoska natura – wspomina w przytaczanym wcześniej polsko-czeskim wydawnictwie.

Każdy, kto próbował fotografować w górach wie, że trzeba nie lada wyczucia i szczęścia, by być właśnie w tym miejscu o tej konkretnej porze, a i to nie daje gwarancji na udaną fotografię. Pozorna łatwość dostępu w Karkonosze, potrafi uśpić czujność niejednego „łowcy” widoków. Tu pogoda potrafi zmienić się w ciągu kilku sekund i z łatwej przechadzki uczynić prawdziwie niebezpieczną przygodę. To właśnie tutaj, fotografujący musi umieć poruszać się w nie zawsze do końca znanym terenie. Bezpiecznie wybierać miejsca, by w pełni wykorzystać swój fotograficzny kunszt.

Oglądając zgromadzone na wystawie fotografie, ma się przekonanie, że zaproszeni do wystawy autorzy, posiedli obie umiejętności. Fotograficznego kunsztu, ale i też sprawnego i samodzielnego poruszania się górskich warunkach, co pozwala im w pełni chłonąć niepowtarzalną aurę Karkonoszy. Każdy z autorów ma w Karkonoszach swoje szlaki, miejsca i tylko sobie znane odludzia. Na szczęście swoich zachwytów i odkryć nie chowają wyłącznie dla siebie. Swoimi fotografiami wprowadzają nas w świat, do którego wstęp maja tylko nieliczni. Ich prace są efektem wieloletnich karkonoskich wędrówek. Wielu z nich powtarza, że to dopiero początek drogi…

Jacek Jaśko

MAREK ARCIMOWICZ

Urodził się w 1972 roku. Ukończył studia na Wydziale Architektury Politechniki Wrocławskiej. Fotografuje od 1993 r., od 2000r. współpracuje z magazynem National Geographic. Pracuje jako fotograf prasowy i reklamowy. Zajmuje się fotografią sportów ekstremalnych, reportażem, fotografią podróżniczą. Członek „światowej stajni” fotografów LowePro wspierany także przez amerykańskie firmy Merell i Peli. W Karkonoszach, w schronisku Samotnia, mieszka od ośmiu lat. Trafił tu jako reportażysta National Geographic.

JANINA HOBGARSKA

Urodzona w 1951 roku. Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego oraz Wyższego Studium Fotografii w Warszawie. Członek ZPAF. Od roku 1988 prowadzi Biuro Wystaw Artystycznych w Jeleniej Górze. W fotografii interesują ją miejsca ciszy i przestrzeń kontemplacyjna, którą znajduje lub sama tworzy. Brała udział w kilkudziesięciu wystawach krajowych i zagranicznych (w tym w Finlandii, Niemczech, Danii, Czechach).

PIOTR KRZACZKOWSKI

Od 1991 roku pracuje w Obserwatorium Meteorologicznym na Śnieżce. Wciąż zafascynowany swoją pracą, a zwłaszcza miejscem, które dostarcza mu nowych wrażeń i doznań. To właśnie tu zajął się amatorsko fotografią, by uwieczniać i pokazywać góry – Karkonosze. Pierwsze zdjęcia powstawały aparatem analogowym, z czasem przekonał się do technik cyfrowych i nowych możliwości jakie daje fotografia cyfrowa. Obecnie najczęściej sięga po format panoramiczny.

KRZYSZTOF KUCZYŃSKI

Urodził się w 1964 roku we Wrocławiu. Absolwent Wyższego Studium Fotografii w Warszawie (dyplom w 1989r., promotor – Jerzy Lewczyński). Autor kilku wystaw indywidualnych w latach 1984-1996. Uczestniczył w kilkudziesięciu wystawach zbiorowych w kraju i za granicą. Laureat Grand Prix XIV Biennale Fotografii Górskiej w 2006 roku w Jeleniej Górze oraz drugiej nagrody XXVII Międzynarodowego Konkursu Fotograficznego „Krajobraz Górski” im. Jana Sunderlanda w 2007 roku w Nowym Targu.

ZBIGNIEW KULIK

Urodził się w Jeleniej Górze – Cieplicach, mieszka w Karpaczu. Fotografuje krajobrazy, florę i faunę, obiekty historyczne i zabytki oraz ludzi w Karkonoszach ostatnio też i w innych regionach europejskich. Wystawy indywidualne w kraju i zagranicą: Czechy, Dania, Francja, Niemcy, Rumunia, Serbia, Węgry, Włochy, Słowacja. Jego zdjęcia publikowane są w wydawnictwach turystycznych w kraju i zagranicą; książkach, albumach, plakatach i folderach, a także i na kartach telefonicznych. Od wielu lat pełni stanowisko dyrektora Muzeum Sportu i Turystyki Regionu Karkonoszy w Karpaczu.

MICHAŁ MAKOWSKI

Urodził się w 1976roku. Leśnik z wykształcenia, przyrodnik z wyboru. Pracuje w Karkonoskim Parku Narodowym. Brał udział w kilku wystawach indywidualnych i zbiorowych. Jest Laureatem Grand Prix XII Biennale Fotografii Górskiej, II Nagrody w konkursie na Fotografa Roku ZPFP w kategorii ptaki. Zajmuje się szeroko pojętą fotografią przyrodniczą. Kurator wystawy 50 lat Karkonoskiego Parku Narodowego prezentowanej w Galerii BWA w roku 2009.

JÖRG MEINERT

Urodził się w 1966 roku w Duisburgu. Z urodzenia Niemiec, Polak z wyboru. Zafascynowany Karkonoszami. Wciąż pogłębia swoją wiedzę i doskonali hobby fotograficzne. Na co dzień pracuje z młodzieżą o specjalnych wymaganiach pedagogicznych.

TOMASZ MIELECH

Urodził się w 1973 roku w Jeleniej Górze, gdzie obecnie mieszka i pracuje. Ukończył filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim. Zajmuje się klasyczną fotografią, głównie dokumentalną oraz dziewiętnastowiecznymi technikami fotograficznymi. Należy do Związku Polskich Artystów Fotografików. Na swoim koncie ma wiele wystaw indywidualnych i zbiorowych w kraju i za granicą. Prowadzi warsztaty fotograficzne dla młodzieży.

JANUSZ MONIATOWICZ

Urodził się w 1958 roku. Artysta fotografik, członek ZPAF. Absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Teatralnej i Telewizyjnej w Łodzi i Akademii Filmowej (FAMU) w Pradze, gdzie ukończył Wydział Fotografii Artystycznej w pracowni prof. Jana Šmoka. Jest autorem i współautorem szeregu publikacji i albumów. Jego prace są w kolekcjach: Muzeum Ceramiki w Bolesławcu, Victoria & Albert Museum (Wielka Brytania), Muzeum Spisza w Lewoczy (Słowacja), Galerii Artystów w Spiskiej Nowej Wsi (Słowacja).

WACŁAW NARKIEWICZ

Urodzony w 1931 roku. Dzieciństwo i wczesną młodość spędził w Wilnie. Od 1947 mieszkaniec Jeleniej Góry. Z zawodu rentgenotechnik. Członek JTF od 1961 roku (jako jeden z założycieli) wieloletni członek zarządu. Ulubione tematy w fotografii to: krajobraz, kwiaty, przyroda. Uczestniczył w kilkudziesięciu wystawach i konkursach krajowych i zagranicznych, na których otrzymywał liczne akceptacje, wyróżnienia i nagrody. Autor kilku wystaw indywidualnych, w tym jednej z pierwszych wystaw fotografii barwnej w Jeleniej Górze. Zasłużony Członek Jeleniogórskiego Towarzystwa Fotograficznego i społeczny działacz na rzecz JTF.

TOMASZ OLSZEWSKI

Urodził się w 1929 roku. Z wykształcenia geograf. Fotografuje od 1953 roku. Członek Związku Polskich artystów Fotografików od 1959 roku. W Jeleniogórskim Towarzystwie Fotograficznym od 1976 roku. Jest autorem kilkunastu wystaw indywidualnych. Brał udział w kilkudziesięciu wystawach zbiorowych w kraju i za granicą, otrzymując szereg nagród i wyróżnień. W jego twórczości dominują dwa tematy: pejzaż i dokument.

ANDRZEJ RAJ

Urodził się w 1958 roku. W Karkonoszach mieszka od kilkunastu lat. Z wykształcenia doktor nauk leśnych. Pracuje jako dyrektor Karkonoskiego Parku Narodowego. Jest autorem indywidualnych wystaw fotograficznych oraz wielu – poświęconych głównie Karkonoszom – publikacji, wydanych w kraju i za granicą.

ROMAN RĄPAŁA

Urodził się w 1980 roku. Zawodowo związany jest z Karkonoskim Parkiem Narodowym. Przyrodnik, przewodnik górski i podróżnik. Autor wielu publikacji w czasopismach przyrodniczych. Brał udział w kilku wystawach zbiorowych i indywidualnych.

BARBARA WIENIAWSKA – RAJ

Urodziła się w 1966 r. Absolwentka Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Wrocławskiego. Od roku 1998 związana zawodowo z Karkonoskim Parkiem Narodowym. Fotografie prezentowała na indywidualnych i zbiorowych wystawach, publikowała w wydawnictwach Karkonoskiego Parku Narodowego i autorskich cyklach artykułów w miesięczniku SUDETY.

JERZY WIKLENDT

Urodził się w 1929 roku. Z wykształcenia architekt – urbanista. Od 1958 roku należy do Polskiego Towarzystwa Fotograficznego we Wrocławiu, przekształconego później we Wrocławskie Towarzystwo Fotograficzne, a obecnie w Związek Twórczy Dolnośląskiego Stowarzyszenia Artystów Fotografików i Twórców Audiowizualnych. W latach 1969 – 1978 pełnił kilka kadencji funkcję prezesa i członka Komisji Artystycznej, a od 1982 roku jest członkiem honorowym. Od 1968 roku posiada tytuł ARTIST FIAP (AFIAP). Od 1978 należy do Związku Polskich Artystów Fotografików, a od 1979 roku do Jeleniogórskiego Towarzystwa Fotograficznego. Główny temat jego zainteresowań to człowiek i przejawy jego działalności na środowisko. Ponadto uprawia reportaż i fotografię kreacyjną (chemofotografię i technikę mieszaną). Na swoim koncie ma wiele wystaw zbiorowych i indywidualnych w kraju i za granicą.

WALDEMAR WYDMUCH

Urodzony w 1928 roku, jeleniogórzanin od 1958 roku. Członek JTF od 1961 roku, (jako jeden z założycieli) 36 lat w zarządzie w tym sześciokrotnie prezes JTF, od 1988 roku członek Fotoklubu Rzeczpospolitej Polski. Instruktor fotografii. Ulubione tematy w fotografii to: krajobraz szczególnie Karkonoszy, reportaż, przyroda i akt. Brał udział w wielu wystawach i konkursach miejscowych, krajowych i zagranicznych. Otrzymał wiele wyróżnień i nagród.

WOJCIECH ZAWADZKI

Urodził się w 1950 roku. Zajmuje się fotografią od lat 70. Wywarł znaczny wpływ na ukonstytuowanie się nurtu „fotografii elementarnej” (lata 70.) oraz „fotografii czystej” (lata 80.). Jest członkiem Związku Polskich Artystów Fotografików. Kurator Galerii Korytarz Jeleniogórskiego Centrum Kultury. Kierownik i wykładowca w Wyższym Studium Fotografii w Jeleniej Górze. Miał wiele wystaw indywidualnych (krajowych i zagranicznych) oraz kilkadziesiąt wystaw zbiorowych. Prace w zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu i Muzeum Narodowego w Warszawie.

0

JOANNA KOWALCZYK. Krótkie historie

24 lipca – 14 sierpnia 2009 r.

Komentarz autorski

Obrazy prezentowane na wystawie są swoistą rejestracją najbliższej rzeczywistości.

Poruszając się dotychczas po przestrzeni niezwykle intymnej i osobistej również i tym razem wkraczam w podobne tematy przywołując sny oraz wspomnienia z dzieciństwa, a także zapisując sytuacje charakterystyczne dla sfery codziennej.

Obrazki utrzymane w jednostajnej stylistyce, dość surowe i proste w formie, są jednak bardzo szczere i prawdziwe, a także – poprzez wybór techniki – bardzo kobiece. Postać umieszczona na płótnie, opatrzona jedynie konturem nici, jawi się zwykle jako osoba ze spuszczonym spojrzeniem lub kierująca wzrok gdzieś dalej, gdzieś obok. Alienacja postaci na obrazie nadaje całemu cyklowi bardziej intymnego znaczenia. Pojawiający się na płótnach tekst stanowi uzupełnienie całości kompozycji, współgrające z postacią obecną na obrazie.

Nieskomplikowane w odbiorze rysunki nicią nie potrzebują żadnych ścieżek intelektualnych, gdyż zawarte na płótnach sytuacje są z pewnością elementem codzienności wielu z nas.

Joanna Kowalczyk

JOANNA KOWALCZYK ur. 1985 roku. Absolwentka Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Jeleniej Górze na kierunku formy użytkowe- specjalizacja: szkło artystyczne. Studia na Wydziale Artystycznym Uniwersytetu Zielonogórskiego na kierunku Edukacja Artystyczna w Zakresie Sztuk Plastycznych. Dyplom w pracowni rysunku ad. Radosława Czarkowskiego. Prowadzi warsztaty artystyczne z dziećmi i młodzieżą.

Wystawy, konkursy:

2006.06 wystawa końcoworoczna, Uniwersytet Zielonogórski

2006.07 wystawa na VI Festiwalu Sztuki „FORMA”, Rawicz

2006.10 I Nagroda w konkursie na plakat z okazji „IV Dni Niemieckich”

2007.06 wystawa końcoworoczna Muzeum Ziemi Lubuskiej, Zielona Góra

2007.06 wystawa końcoworoczna Galeria BWA, Zielona Góra

2007.10 II Nagroda w konkursie na plakat z okazji „V Dni Niemieckich”

2008.04 „OFERTA” Galeria PWW, Zielona Góra

2008.07 dyplom w pracowni rysunku ad Radosława Czarkowskiego

2008.07 wystawa końcoworoczna Galeria BWA, Zielona Góra

2009.06 wystawa końcoworoczna, Uniwersytet Zielonogórski, Rektorat Galeria ul. Licealna

2009.07 wystawa „Widzialne – niewidzialne” na IX Festiwalu Experyment w Zbąszyniu

Planowane wystawy:

2009.08 „OFERTA” Galeria Miejska, Wrocław

 

JUSTYNA ADAMCZYK. Malarstwo

24 lipca – 14 sierpnia 2009 r.

JUSTYNA ADAMCZYK ur. w 1981. Absolwentka Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu (kierunek: Malarstwo). Dyplom w pracowni prof. P. Błażejewskiego i ad. P. Pintala w 2007roku. Od 2006 do 2007 roku członek zarządu Fundacji ArtTransparent organizującej Survival Przegląd Młodej Sztuki w Ekstremalnych Warunkach”. W latach 2005-2006 uzyskała Stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

W 2007 otrzymała wyróżnienie Miejskiej Galerii Sztuki w Łodzi w Konkursie Promocje 17 Przegląd Malarstwa Młodych w Legnicy. Artystka zajmuje się malarstwem i instalacją. Mieszka i tworzy we Wrocławiu. Od 2005 roku bierze udział w wielu wystawach i konkursach krajowych i zagranicznych. W 2009 roku otrzymała nominację do 9. edycji Konkursu Gepperta- konkursu młodego malarstwa polskiego.

Wystawy, konkursy:

Survival 3 Browar Miszczański Wrocław, 2005.04

500% Sztuki Studio BWA Wrocław, 2005.04

Rozbrat center of culture Poznań, 2005.06

Wrocław NonStop Browar Mieszczański Wrocław, 2005.07

Galeria na Czystej Wrocław, 2006.01

Wild Thing Studio BWA Wrocław, 2006.03

Sakrum i płe, Galeria Wzgórze Zamkowe Lubin, 2006.04

Rozmówki Polsko Polskie, Galeria BCK Brzeg, 2006.04

Survival 4, Dworzec Główny PKP, Wrocław, 2006.05

More or Less, Museum da Ciencia e da Industria, Porto, Portugalia 2006.06

Włosy, Galeria Sputnik, Wrocław, 2006.12

Wystawa dyplomowa „Ślad” BWA Awangarda Wrocław 2007.07

Wystawa pokonkursowa im M. Michalika Częstochowa 2007.11

Promocje 17 Przegląd Malarstwa Młodych Legnica, 2007.10.01

Most Sztuki, Info Galeria i Youngs Gallery Warszawa, 2008.01

Rozmówki Polsko polskie, Galeria dal Sztuki Wrocław, 2008.02

De Immundo BWA Studio, Wrocław, 2008.05

Wystawa pokonkursowa, Obrazy muzyką malowane, Fundacja Kultury im.I,J,Paderewskiego w Krakowie, 2008.11

Wystawa pokonkursowa Autoportret, Muzeum w Stalowej Woli 2008.12

30 Premio Internacional de Pintura de Caja de Extremadura, Aula de Cultura de Plasencia, 2008.11

Wystawa indywidualna, Chcesz wydłubię ci oczka, Galeria Miejska w Łodzi, 2009.03

Wystawa indywidualna, Galeria Mieszkanie 23 Kraków, 2009.04

Wystawa zbiorowa, Kreski na niebie,MBWA Leszno, 2009.05

Wystawa indywidualna, Bez twarzy, HaloGaleria Olsztyn, 2009.05

Wystawa zbiorowa, Best Regarts Frankfurt 2009.06

Planowane wystawy:

2010.jesień, Wystawa indywidualna, EC Gallery Chicago

 

Wystawa zorganizowana ze środków Miasta Jelenia Góra

ELŻBIETA SUCHCICKA – Kontekst sytuacyjny

24 lipca – 14 sierpnia 2009 r.

O naturalności natury i sztuczności sztuki, albo na odwrót

Tworzenie sztuki i zachwyt nad pięknem, jest tym, co odróżnia nas, ludzi, od innych istot żyjących na Ziemi.

Z jednej strony przyroda ma nad nami przewagę.

Jej moc kreacji nie ma sobie równych. Nadaje formy istnieniu, bawi się w malarza zabarwiając świat. Te spektakle barwne o wschodach i zachodach słońca, te miękkie linie pagórków, bądź dramatyczne spiętrzenia skalnych turni. Te wymyślne kształty, zjawiskowe odcienie. Te pulsujące życiem zestawienia barwne i eleganckie, choć zamarłe w bezruchu monochromy. Te zróżnicowania faktur i nieprzemyślane kontrasty.

Któż, jak ona, bez zastanowienia rozlewa kolory na kwietnych łąkach, bądź jak szalony, natchniony krawiec szyje godowe stroje ptaków, czy owadów.

Natura nie kieruje się gustem, nie ogląda się na krytyków. Robi swoje, nie dbając o sądy i wyceny.

Za nic ma mody i trendy. Jest stała i bezwzględna. Miesza niepasujące do siebie odcienie, zderza nieprzystające do siebie kształty. Jak kapryśne dziecko maże dziesiątkami barw malutki skrawek pejzażu, albo zamaszystym gestem, jedną farbką, zamalowuje olbrzymie połacie krajobrazu. Nie ma umiaru i hamulców. Na równi precyzyjnie kształtuje mikroskopijną grudkę minerału, jak i wielki płaskowyż.

Ma swój cel i swoje metody. Działa bezdyskusyjnie, kapryśnie. Chce przetrwać, choć zarazem sama się unicestwia.

Możemy podziwiać jej sprawczą moc, bać się destrukcji. Możemy też ją celebrować i oddawać się kontemplacji.

Niektórzy nie poprzestają jednak na niemym zachwycie, pragną odwzorować jej piękno.

Jeżeli stawiać będą przed nią lustro, to zbłądzą.

Choćby niewiadomo jak się starali, jak natężali i ćwiczyli, to nie uda im się idealnie oddać tych naturalnych niuansów: proporcji, spiętrzeń i poluzowań. Bo droga mimetyzmu, mimu trudu, jakiego wymaga od naśladowcy, wiedzie na manowce. Nigdy stworzony ręką ludzką strumień nie będzie mógł równać się z naturalną strugą. Nigdy podpatrzony kształt kwiatu nawet po najprecyzyjniejszym wycięciu z papieru kwiatem się nie stanie.

Są jednak i tacy, którzy mimo zachwytu przypisaną jej urodą butnie podejmują z nią rozmowę. To artyści, których wiedzie intuicja, a nie jedynie analityczna metoda. Nie podglądacze, czy naśladowcy, tylko ci, którzy odważają się być jak wiatr, bądź strumień, i pozostawiają artystyczne ślady swej pasji twórczej. Nieskrępowanej, równie jak natura nieznoszące dyskusji. Własne, oryginalne, jak przyroda naturalne.

Budują nimi własny świat, z którym wychodzą naprzeciw już stworzonej materii. Kreują nowe byty. Nie na wzór i podobieństwo, ale jak natura, bezwzględnie i bezapelacyjnie. I tu kończy się władcza przewaga natury nad kulturą.

Bo wychodzące spod ręki artysty kształty, kolory, faktury, choć być może zainspirowane istniejącymi formami, żyją już w świecie intencji, sugestii, czyli sztuki.

Takie jest właśnie malarstwo Elżbiety Suchcickiej. Mocne jak kamień, ulotne jak wiatr. Grzejące kolorem jak słońce, a czasem niepokojące jak burzowe chmury.

Jej obrazy są intelektualną idealizacją wrażeń, oderwaniem od naturalnego biegu rzeczy, bagatelizowaniem faktów.

Jej twórczość jest sama w sobie – niczego nie ilustruje, niczym nie bawi, do niczego nie nawołuje. Jest zastygłym zjawiskiem, którego celem jest budzić nasze emocje i roztaczać iluzje. Wyabstrahowanym, odrębnym, zajmującym się samym sobą.

Artystka bacznie obserwuje naturę i rządzące nią prawa, ale nie traci czasu na kopiowanie rzeczywistości. Podąża za impulsem, ucząc się od przyrody piękna naturalnego, niczym nie skrępowanego gestu.

Jej obrazy są jak zatrzymane w kadrze fragmenty pejzażu, choć landszaftem nawet być nie próbują. Są jak przekroje skał, choć różnią się od materii świadomą kompozycją.

Autorka zderza umiejętnie piony z poziomami, tak, by w obrazie zamknąć napięcie ich rywalizacji. Wycina z pasma barwnego te odcienie, które wyraziście podkreślają jej zamysły – czy to zadumę, czy uśmiech. Stosuje różne faktury, pozostawia muśnięcia pędzla, jak i wielokrotnie modeluje plamy.

Jej sztuka skutecznie odciąga nas od zgiełku codzienności.

Namawia do tego, by skupić się na nieistotnych jakby się wydawać mogło, nieproduktywnych działaniach. Na poszukiwaniu piękna czystej emocji, zaskakującej impresji.

Jej na wskroś estetyczne obrazy są jak poematy na cześć harmonii, równowagi między materią i duchem, sugestią oraz pewnością.

W tym wrażeniowym, niezwykle sensualnym postępowaniu jest metoda. Autorka zaciera swoją obecność, choć najmniejszy nawet ruch pędzla świadczy o przemyślności jej działań.

Ukrywając się za śladami farby – pełnym arsenale zgrubień, sfałdowań, błysków i chropowatości – próbuje zmusić naszą wyobraźnię do podążania w rejony dalekie od doczesności.

Stworzone przez nią formy dryfują w bezczasie, choć wydają się istnieć tu i teraz. Jednak są najprawdziwszą w świecie iluzją – ułudą prawdziwości, materialności, bycia. Są wytworami rąk, choć tak naprawdę trwają jedynie w naszej imaginacji. W na wskroś sztucznym świecie sztuki. W którym liczy się uroda, a nie tylko konieczność przetrwania.

I na tym właśnie zasadza się wyższość kultury nad naturą – niczego nie musi, po prostu chce.

Agata Saraczyńska

Elżbieta Suchcicka

e.suchcicka@wp.pl

tel. 666 190 890

Architekt, dyplom na Politechnice Wrocławskiej w 1987 r.

Wystawy indywidualne:

-1989, 1992, 1998,2002,2004- Galeria MOK, Jelenia Góra,

-1993, 1998, 2002,2004- Galeria “Klatka”, Lwówek Śl.,

-1993-Landratsamt Gorlitz,

-1994-Galeria “Korytarz” RCK, Jelenia Góra,

-1995-Ev. Bildungswerk Tagungsstatte Kreuzbergbaude, Jauernick,

-1995-Teatr Goerlitz,

-1997-Volkshaus Weisswasser,

-1997-Bildungszentrum Donner & Partner Goerlitz.

-1998,1999 -“Piwnica Staromiejska”, Zgorzelec

-1998, 2002,2004- Galeria MDK, Zgorzelec

-2000,2004-Galeria “Baszta”, Jelenia Góra

-2003-Galeria BOK, Bolesławiec

-2003, 2005, 2007-Galeria Riedel, Frankenthal

-2003-Muzeum Regionalne, Lubań

-2004-luty-“Salon”-filia Teatru w Goerlitz, Zgorzelec projekt “Miłość do potęgi trzeciej”, Europakulturhauptstadt 2010.)

-2004-wrzesień- Galeria “K-3”, Goerlitz, ( z Rolfem Heiderem i Frankiem Heppertem)

-2006-styczeń- wrzesień- Muzeum Kraszewskiego, Drezno

-2006-wrzesień- listopad- Pałac Krobnitz- “Kultur in Schlesien”

-2007-czerwiec- sierpień -Pałac Neschwitz

-2008- maj- lipiec- Galeria „Za miedzą”, Lubomierz

-2009- lipiec- BWA Jelenia Góra”- „Kontekst sytuacyjny”

Ważniejsze wystawy zbiorowe:

-2001-“Kunst in Goerlitz -jetzt!” Keisertrutz Goerlitz

-2004-ogólnopolski salon plastyki “Egeria ” w Ostrowie Wielkopolskim

-2004-“Oberlausitzkunstpreis”- wystawa pokonkursowa- Pulsnitz, Drezno.

-2008-”Wokół Jeleniej Góry”, BWA Jelenia Góra ,

Wystawy poplenerowe:

Jelenia Góra, Lwówek Śl., Zgorzelec, Lubań, Wrocław,

Niemcy: Niesky, Konigshein, Weisswasser, Goerlitz, Zittau, Lobau, Drezno.

Nagrody i wyróżnienia:

W roku 1997 wyróżnienie w międzynarodowym konkursie “Rzeki, brzegi, mosty” – Zgorzelec Goerlitz. W roku 2003-wygrana w konkursie na logo Jeleniej Góry.

Współpraca:

-z Biurem Europejska Stolica Kultury Zgorzelec- Goerlitz 2010- luty, wrzesień 2004

-z Fundacją Współpracy Polsko -Niemieckiej w Saksonii (Drezno)- Projekt “Orfeusz”, Lwówek Śląski, maj 2005, maj 2007 – „Europejskie Dni Kultury”.

Prace w zbiorach Muzeum Historycznego w Goerlitz.

Wystawa zorganizowana ze środków Miasta Jelenia Góra.

BESTIARIUM JÓZEFA WILKONIA

19 czerwca – 20 lipca 2009 r.

JÓZEF WILKOŃ

Urodził się w Bogucicach koło Wieliczki 12 lutego 1930 roku. Ukończył Liceum Plastyczne

w Krakowie. Do klasy chodził z Romanem Cieślewiczem i Franciszkiem Starowieyskim.

Studiował historię sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim (dyplom 1954) oraz malarstwo w pracowni prof. Adama Marczyńskiego na Wydziale Malarstwa krakowskiej ASP (dyplom 1955).

W 1956 bierze udział w Wystawie Młodej Plastyki w Krakowie. Przeprowadza się do Warszawy i zaczyna pracować jako ilustrator. Pierwsza książka z jego ilustracjami ukazała się w roku 1959. Była to H. Bechlerowej – „O kotku, który szukał czarnego mleka”.

O znaczeniu tych ilustracji powie artysta: „Pamiętam, chwyciłem szeroki pędzel i od jednego pociągnięcia udało mi się oddać kocią sylwetkę, jej grację oraz krok. I zrozumiałem, że znalazłem własną drogę. Swój styl”.

Artysta rozpoczął współpracę z polskimi wydawnictwami. Pracował z Naszą Księgarnią, Ruchem, KAW. Za jedną z najpiękniejszych książek wczesnego okresu twórczości uważa się „Pawie wiersze”, w której rysunki i akwarele Józefa Wilkonia zostają „zilustrowane” słowem przez Tadeusza Kubiaka (wyd. 1959). Kolejnymi najsłynniejszymi książkami Wilkonia są:

„W Nieparyżu i gdzie indziej” A. Kamieńskiej (wyd. 1967 r.), „O księciu Ibrahimie i pięknej Sinedhur. Baśń z Tunisu” Anny Milskiej, wyd. Biuro Wydawnicze Ruch, 1965 i „Pan Tadeusz” A. Mickiewicza (wyd. 1973 r.). Od lat 60. zaczęła się także jego współpraca z wydawnictwami zagranicznymi: m. in. : Flammarion – Paryż, Middelhauve Verlag – Kolonia, Loewes Verlag – Bayreuth, Kinderbuchverlag – Berlin, Bohem Press – Zurich, Green Peace Publishers – Tokio. Wśród wielu zilustrowanych przez Józefa Wilkonia książek wymienić należy jeszcze: „Waldkonzert” K. Baumanna, wyd. Zurich 1974, „Leopanther” Piotra Wilkonia (syna artysty), wyd. Patmos 1991, „Baśń o rumaku zaklętym” Bolesława Leśmiana, wyd. 2006, „Blues Nosorożca” Agnieszki Taborskiej, wyd. Twój Styl 2008.

Na pytanie „jak powstaje ilustracja?” jej mistrz odpowiada, że „najpierw trzeba wiedzieć jak wygląda to wszystko, co chce się namalować: człowiek, ryba, ptak, liść czy zwierzę. Później wiedzieć jak się porusza, wszystko co biega, pełza, pływa i lata. Dla wielu jest to koniec edukacji. Niektórzy idą jednak dalej, potrafią namalować smutek i radość, strach i odwagę. Tylko nielicznym udaje się namalować sen, ciszę, a nawet zapach i smak owoców. Jeżeli się to wszystko umie, trzeba na końcu wiedzieć co robić, żeby tekst i ilustracja uzupełniały się wzajemnie, żeby w książce rosło napięcie jak w teatrze i wszystko było w swoim czasie i w dobrych proporcjach”. Podobnie dzieje się w innej materii: „ gdy rzeźbię w pniu, wsłuchuję się w drzewo; daję się prowadzić jego słojom, gałęziom, korze”.

W 1960 r. w Galerii ZPAP w Warszawie miała miejsce pierwsza indywidualna wystawa Józefa Wilkonia, na której m. in. pokazano ilustracje nagrodzone złotym medalem IBA w Lipsku.

Styl Józefa Wilkonia ewoluował. Zmieniała się kreska, sposób myślenia oraz technika. Od subtelnych akwareli, pasteli, po formy coraz bardziej przestrzenne.

Od początku lat 90., równolegle z twórczością ilustratorską i malarską, artysta tworzy obiekty rzeźbiarskie. Rzeźbi je w drewnie uderzając zaledwie kilka razy siekierą czy pociągając piłą elektryczną. Wyklepuje formy z blachy. W ledwie ukształtowanej bryle oddaje całą istotę gatunku. Niezależnie od techniki wszystkie jego prace są efektem wnikliwej obserwacji i niezwykłej pomysłowości autora. Tak zrodziło się olbrzymie bestiarium, nieustannie wędrujące po Polsce i świecie. Jednym z jego najgłośniejszych przystanków była warszawska Zachęta z gigantyczną „Arką Wilkonia” (2006 – 2007), która ostateczną przystań znalazła w parku Muzeum w Radziejowicach k. Warszawy. Inną formą przestrzenną jest „Lament gotycki” – forma olbrzymiego skrzydłowego ołtarza gotyckiego ze stadem lamentujących gęsi pokazany na wystawie w Galerii Bielskiej BWA.

O swej artystycznej ewolucji mówi artysta: „Malowałem tuszem i akwarelą, z gestu. Moją ambicją było uchwycić ruch i charakter zwierzęcia jednym pociągnięciem dużego pędzla. Teraz rolę pędzla spełniają uderzenia siekiery czy pociągnięcia elektrycznej piły – moje zwierzaki są zrobione kilkunastoma ciosami”. Przyznaje, że chciałby ocalić całą faunę. Od dzieciństwa bliski był mu świat zwierząt. Doskonale poznał ich zwyczaje. Wspomina świat, którego nigdzie potem już nie było. Pastwisko z krową Pyzią, konia Łyska z gospodarstwa dziadków, czy borsuki i lisy z pobliskiego lasku Wygasia. Właśnie takie obrazy inspirowały artystyczną wyobraźnię od samego początku. Józef Wilkoń o swojej twórczości: – „Wypowiadanie się przez zwierzęta jest moją obsesją. Mam nadzieję, że czemuś to służy, że coś mogę w ten sposób wyrazić, powiedzieć o ludziach, używając zwierzęcia jako metafory.”

Prace Józefa Wilkonia znajdują się w japońskich muzeach i wielu prywatnych kolekcjach.

W dorobku artysty jest kilkadziesiąt wystaw zbiorowych i ponad 60 indywidualnych, w tym: Galeria in der Biberstrasse (Wiedeń, 1964), MAG Gallery (Zurych, 1980), Centrum Pompidou (Paryż, 1989), Museum of Illustration w Troisdorfie (Berlin, 2000), Museum of Illustration (Toyama, Oshima 2001), Narodowa Galeria sztuki Zachęta (Warszawa, 2006/2007).

Wśród wielu nagród szczególne miejsce zajmuje Deutsche Jugendbuchpreiss (1966), japońska Owl Prize (1984), oraz wiele nagród na międzynarodowych spotkaniach m.in. Nagroda Honorowa w konkursie na ilustrację do Don Kichota w Buenos Aires (1965), złoty medal oraz Nagroda Honorowa na BIB w Bratysławie (1969, 1973), Premio Grafico w Bolonii (1974, 1991), Andersen Premio w Genewie (1998). W 2005 roku otrzymał Nagrodę Ministra Kultury za całokształt twórczości plastycznej. Zafascynowani twórczością Wilkonia Japończycy, posiadający już ponad 300 jego prac, zamierzają wznieść muzeum przeznaczone na ich stałą ekspozycję.

Józef Wilkoń jest artystą wszechstronnym, autorem ilustracji i opracowania graficznego do ponad 200 książek dla dzieci i dorosłych wydanych w Polsce i za granicą. Ponadto ilustruje czasopisma, projektuje karnety, pocztówki, kalendarze. Opracował graficznie również podręczniki do matematyki wydane w Polsce w latach osiemdziesiątych.

Uprawia też malarstwo sztalugowe i scenografię (Teatr im. W Horzycy w Toruniu), projektuje gobeliny Spółdzielnia im. St. Wyspiańskiego w Krakowie). Najwięcej miejsca w jego życiu zajmuje obecnie rzeźba. Pracuje w blasze i drewnie.

Cyt. za: „Bestiarium Wilkonia”. Kraków 2002, Wydawca: Lettra-Graphic.

Oprac. Joanna Mielech

Zrealizowano ze środków finansowych Miasta Jelenia Góra

WILHELM SASNAL – ILUSTRACJE do PŁOMIENI Stanisława Brzozowskiego

15 maja – 16 czerwca 2009 r.

Wilhelm Sasnal urodził się w roku 1972. Pochodzi z Tarnowa.

Malarz, rysownik, filmowiec i autor komiksów, karierę rozpoczął od Grand Prix na Biennale Malarstwa Polskiego w Bielsku-Białej w 1999 roku. Był już wtedy absolwentem krakowskiej ASP współtwórcą Grupy Ładnie, którą założył jeszcze podczas studiów z kolegami z Wydziału Architektury Politechniki w Krakowie. Krytycy styl malarzy związanych z Grupą Ładnie, łączący pop-art z ekspresją i abstrakcją, nazywali pop-banalizmem, bo zarówno Sasnal, jak i Rafał Bujnowski oraz Marcin Maciejowski wykorzystywali w malarstwie sztalugowym estetykę reklam i krzykliwość charakterystyczną dla mass mediów. Formalna ładność ich obrazów i krytyczny stosunek do rzeczywistości sprawiły, że cała trójka została dostrzeżona, jednak Sasnal wybił się ponad wszystkich. Nie tylko stał się komentatorem życia społecznego i publikował swoje ironiczne rysunki na łamach “Machiny” i “Przekroju”, ale przede wszystkim osiągnął to, czego nie udało się zyskać żadnemu innemu polskiemu twórcy – obrazy przyniosły mu sukces komercyjny. Jest dziś najbardziej rozpoznawalnym polskim malarzem pokolenia 30-latków.

Od lat związany z Fundacją Galerii Foksal w Warszawie. Laureat nagrody im Vincenta van Gogha (2006). Jego prace znajdują się m.in. w zbiorach Tate Modern w Londynie, Centrum Pompidou w Paryżu, Museum of Modern Art w Nowym Jorku oraz Guggenheim Museum.

W 2004 roku jego malarstwem zainteresował się Charles Saatchi, twórca największej światowej agencji reklamowej, zaliczany do największych tuzów rynku sztuki. To właśnie jemu wypromowanie zawdzięczają dziesiątki artystów, głównie brytyjskich. To on poruszył rynek, wskrzeszając po latach modę na malarstwo. Jego prestiżowa The Saatchi Gallery prezentuje aktualnie prace 120 artystów z całego świata, pośród których jest tylko jeden Polak: Wilhelm Sasnal.

W 2006 roku znalazł się nie tylko na top liście 100 najważniejszych młodych artystów świata magazynu sztuki współczesnej “Flash Art”, w osobnych ankietach, krytyków i marszandów wygrał bezapelacyjnie. Dziś jego pracami szczycą się najznamienitsze muzea na świecie od Tate Modern w Londynie, przez paryskie Centrum Pompidou, po nowojorską MoMA, a jego obrazy osiągają nieporównywalne z innymi na polskim rynku ceny od 25 tys. dolarów.

W swojej twórczości Sasnal koncentruje się na badaniach sposobu w jaki kształtowany jest obraz. Artysta operuje syntetycznym skrótem, niejednokrotnie redukuje malowane kształty do prostego, graficznego znaku. Od lat niezmiennie maluje to, co przyniosło mu sławę – plakatowe obrazy otaczającego go świata, banalne, codzienne. Znany jest z lewicowych poglądów, i ostatnio poza stałą kooperacją z Fundacją Galerii Foksal, zaczął współpracować z “Krytyką Polityczną” – czasopismem i wydawnictwem, które przygotowało do druku prozę i dramaty Stanisława Brzozowskiego. Sasnal zilustrował wznowione po stu latach jego “Płomienie”, książkę opisującą historię polskich i rosyjskich rewolucjonistów nazywaną “pierwszą polską powieścią intelektualną”.

Kilkanaście czarno-białych rysunków tuszem na papierze, ilustracji do książki “Płomienie” Stanisława Brzozowskiego, pokazanych w BWA wypożyczono z Krytyki Politycznej w Warszawie. Prace miały całkiem współczesny charakter. Odnosiły się do polskiej rzeczywistości aktualnej. W rysunkach pojawiają się symbole dzisiejszych czasów.

Stanisław Brzozowski

filozof, pisarz i krytyk teatralny, m.in. autor “Legendy Młodej Polski”, żył na przełomie XIX i XX wieku. Zafascynowany marksizmem i lewicowymi ideami stworzył własną koncepcję filozoficzną, w której praca była wartością. Daleka mu była marksistowska krytyka religii, nie zgadzał się też z pozytywistyczną i użytkową koncepcją świata. Postać Brzozowskiego fascynuje zarówno historyków, jak i ludzi sztuki. Wiąże się z nim wciąż nierozwiązana sprawa dotycząca oskarżenia go o współpracę z carską ochraną. Konspiracyjny sąd PPS, a później sąd obywatelski wydały na niego wyrok śmierci. Wyroku nie wykonano. W więzieniu zaraził się gruźlicą. Zmarł na tę chorobę w 1911 roku we Florencji. Temu tematowi swój film “W biały dzień” (1980) poświęcił Edward Żebrowski. W rolę mężczyzny mającego wykonać wyrok na Brzozowskim wcielił się Michał Bajor. Do filozofii Brzozowskiego nawiązywali w swojej twórczości m.in. Stanisław Ignacy Witkiewicz i Czesław Miłosz.

Dnia 15 maja w BWA, w związku z wystawą rysunków W. Sasnala odbyło się spotkanie z Agnieszką Kłos pn. WIELKI ŚWIAT FILMÓW WILHELMA SASNALA, na którym prezentowane były fragmenty filmów zrealizowanych w Polsce i Ameryce.

sas

SZYMON TELUK. Obocze

13 maja – 15 czerwca 2009 r.

SZYMON TELUK ur. 1981 r. Malarz, ilustrator, autor performances, obiektów i działań przestrzennych.

Studiował w pracowni malarstwa prof. A. Klimczak – Dobrzanieckiego,pracowni działań przestrzennych prof. J. Berdyszaka i pracowni fotografii L. Krutulskiego na Wydziale Artystycznym Uniwersytetu Zielonogórskiego.

Szymon Teluk koncentruje się na problemie tożsamości osobowej, na funkcjonowaniu podświadomych odruchów, nawyków skojarzeniowych i kulturowych traum, których oddziaływaniu jesteśmy poddani. Sygnalizuje potrzebę sztuki, która jest szukaniem wewnątrz, sztuki, która nie ilustruje, nie relacjonuje, nie jest jednowymiarowym komentarzem oswojonym przez klisze i stereotypy kulturowe. Jego twórczość stanowi próbę określenia własnego ćwiczenia duchowego, ćwiczenia, które staje się dynamicznym procesem dzielonym z odbiorcą, zaczynem inicjującym pewne „ciągi myślowe” ukryte w człowieku. Motorem ich uruchomienia staje się wieloznaczność i niepewność tego, przed czym stoimy. To droga ku maksymalnej potencji ukrytej w dziele artystycznym, droga wiodąca aż do myślenia czysto abstrakcyjnego, jednak bez popadania w abstrakcję formalną, która sama w sobie staje się ograniczeniem destruującym możliwości odbioru.

Na płótnach Szymona Teluka prezentowanych na wystawie „Obocze” dostrzec można pewien alfabet wizualny, którym posługuje się artysta, składają się na niego:

Linie boisk, pasów drogowych, sygnalizatory przemocy znane z telewizji – elementy doskonale znane i oswojone w świadomości społecznej, Teluk układa z nich malarskie rebusy i nadaje nowe znaczenia. To malarstwo dotyczy aktualnych problemów, pewnych decyzji etycznych związanych z podziałami i konfrontacją. Samo boisko, niezwykle istotne w twórczości artysty, można rozumieć jako alegorię stosunków społecznych lub egzystencji człowieka w ogóle.

Testy psychologiczne Rorschacha – Teluk maluje człowieka (niezależnie od fizycznej nieobecności sylwetki ludzkiej na tych płótnach) jako istotę psychiczną diagnozowaną testem podświadomości, istotę o niejasnej kondycji psychicznej, podejrzewaną o schizofrenię. Podstawia testy Rorschacha w miejsce przechodniów przed szybą samochodu albo piłkarzy na stadionie (samo boisko jest również formą testu, zaburzenie jego proporcji na jednym z płócien kojarzy się jednoznacznie). Testy Rorschacha wkomponowane w obrazy sugerują rozdwojenie między jawą a snem, świadomym i podświadomym, rzeczywistością dostępną bezpośrednio i kryjącą się „pod”.

Teluk sygnalizuje związki tego popularnego testu skojarzeń z dziecięca zabawa w odbijanie kleksów podczas zajęć plastycznych na etapie wczesnoszkolnym.

Litery Braille`a – alfabet stworzony dla człowieka niewidomego jest dla niego równie naturalny jak dla widzących alfabet łaciński i cyfry arabskie, jest jego codziennością. Dla osób widzących sześciopunkt Braille’a jest zagadkowy, najczęściej niezrozumiały, jako element obrazu zazwyczaj nierozpoznawalny. Teluk podwaja tę trudność, malując litery Braille’a w lustrzanym odbiciu tworzy metaforę ślepoty, sygnalizuje istnienie świata niedostępnego. Braille jest systemem przeznaczonym do odczytywania za pomocą dotyku, Teluk korzysta z niego w medium wizualnym, jakim jest malarstwo, przewrotnie pozostawiając pewną furtkę – obrazy te, poprzez ich wyrazistość, wypukłość faktur i deseni, szklistość oraz chropowatość, można również czytać opuszkami palców.

Symbolika religijna oraz społeczno – polityczna. Teluk posługuje się zestawami kształtów – znaków obecnych w świadomości zbiorowej. Krzyż katolicki jest tu jednak równocześnie samolotem albo linią podziału boiska, artysta konfrontując go z chińskim Yin Yang (redukowanym niekiedy do formy łzy) skłania się ku duchowości pozareligijnej. Teluk wprowadza do swojego malarstwa zasadę symetrii związaną z oflagowaniem polskiego lotnictwa wojskowego. Rozmieszczenie tych wszystkich znaków na tle boiska i w określonej kolorystyce stwarza duże możliwości interpretacyjne.

Kadr – Teluk w swoim malarstwie podkreśla jego wszechobecność. Kadrem jest szyba samochodowa, lusterko, monitor, ekran kinowy albo telewizyjny… Jeżeli każdą z tych form kadru odczytamy jako ramę, pewną składową obrazu, wówczas cała rzeczywistość okaże się być skadrowana. Tak właśnie maluje ją Teluk, przedstawia rzeczywistość ukształtowaną przez telewizję oraz internet z całą specyfiką tego komunikacyjnego bałaganu.

Technicznie malarstwo Szymona Teluka jest bardzo zróżnicowane. Oprócz klasycznych farb olejnych i akrylowych artysta stosuje pigmenty, emalie i kleje przezroczyste (umożliwiające powstanie mocnych, dynamicznych faktur). Płaszczyzny lekkie Teluk konfrontuje z ciężkimi, fakturalnymi; laserunek i wodę ze szklistym lakierem, przestrzenie matowe z lśniącymi (gruby werniks), czesze farbę grzebieniami, nasyca kolor. Odcienie ceglanej czerwieni lub turkusu, rzadko występujące w malarstwie, nadają tym obrazom charakteru zaczepki, prowokacji wobec naszych estetycznych nawyków. Dzięki tym zabiegom technicznym malarstwo Teluka jest dynamiczne, witalne i ekspresyjne, sprawia wrażenie twórczości, która nie mści się w formacie blejtramu.

Szymon Teluk czerpie z abstrakcji geometrycznej lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, z konstruktywizmu (w zakresie organizowania płaszczyzny obrazu graficznego), a także ze stylistyki komiksu z właściwym dla niej zdynamizowaniem form plastycznych.

Obocze – nie można sprowadzić tych obrazów do pewników, ich tematyka i treść wymykają się prostym interpretacjom. Przez żonglerkę znaczeniami, symboliką i znakami, które Teluk podnosi do rangi ikony, malarstwo to staje się wyzwaniem dla wyobraźni i wrażliwości odbiorcy.

Litery Braile`a, testy psychologiczne, linie boisk i dróg, sygnalizatory przemocy, zarysy map, monitory, ekrany, szyby samochodowe… Te elementy zlewają się w jedno. Wyjęte z potoczności i zestawione razem tworzą nową rzeczywistość, rzeczywistość obrazu. Teluk tworzy rebus o nieskończonej ilości rozwiązań, buduje atmosferę niepewności i niepokoju. Podczas kontaktu z jego malarstwem powstaje wrażenie, że widzieliśmy już to wszystko, a jednocześnie bardzo silna jest tu świadomość, że zakorzenienie w codzienności nie wyczerpuje potencji artystycznej wątków, które podejmuje.

CREDO

Najczęstsze zagadnienia podejmowane przeze mnie w działaniach artystycznych, koncentrują się wokół problemu tożsamości osobowej i funkcjonowania podświadomych odruchów i nawyków skojarzeniowych.

Często nie bez znaczenia staje się obecność kulturowych traum, których oddziaływaniu i presji jesteśmy poddani. Ekspresja tych rozważań poprzez różne środki wyrazu, prowadzi do zaakcentowania duchowego pierwiastka w człowieku, który przysłonięty przez odruchy społeczne, cielesność, rozum i emocje, domaga się swojego miejsca w życiu.

Wyłania się stąd potrzeba sztuki, która jest szukaniem wewnątrz. Sztuki, która nie ilustruje, nie relacjonuje, nie jest komunikatem czy jednowymiarowym komentarzem, oswojonym przez stereotypy kulturowe i kanony. To bardziej próba określenia własnego ćwiczenia duchowego, które staje się dynamicznym procesem dzielonym z odbiorcą.

Rodzaj pretekstu, który jest w stanie jedynie zainicjować pewne sensy i ciągi myślowe ukryte w człowieku.

Motorem ich uruchomienia staje się wieloznaczność, niedosłowność i niepewność tego przed czym stoimy.

To droga ku maksymalnej potencji ukrytej w dziele artystycznym, aż do myślenia czysto abstrakcyjnego, jednak bez popadnięcia w abstrakcję, która sama w sobie staje się ograniczeniem destruującym możliwości odbioru. Na gruncie malarstwa to rodzaj ciągłego dyskursu między narracją figuratywną, a dziełami skrajnymi Rothki czy Malewicza.

W performance to przyzwolenie na materię przypadku i udział odbiorcy, który staje się równoprawny artyście.

Tematy i puenty, które chcę podjąć staram się pozbawić nachalnej konkretności, dać im możliwość szerszej recepcji i bardzo wieloznacznego odbioru.

To jest mój kontakt z drugim człowiekiem, który staje się dialogiem bez określonego celu i przez ujawnianie pewnych prawd inicjuje rozwój.

To także pragnienie kontemplacji, której początek tkwi w materialnym pretekście.

To jest dla mnie najistotniejsza wartość sztuki.

Szymon Teluk 2006

WYSTAWA ZREALIZOWANA ZOSTAŁA ZE ŚRODKÓW MIASTA JELENIA GÓRA

TERESA KWIATKOWSKA – Malarstwo

13 maja – 12 czerwca 2009 r.

TERESA KWIATKOWSKA

Mieszka i maluje w Świeradowie Zdroju.

Absolwentka Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Dyplom uzyskała w pracowni profesora Leszka Mickosia./2009/

Mówi o sobie:”zawsze interesowała mnie nauka teoretyczna, historia i literatura i nic nie zapowiadało, że będę kiedyś malować”.

Ukończyła wydział socjologii na Uniwersytecie Wrocławskim. Jej pasją jest życie samo w sobie

i przemiany jakie zachodzą we współczesnym ponowoczesnym świecie. Łączy zainteresowania naukami społecznymi z malarstwem ,w którym ceni piękno,logikę, temat i kolor. Inspiracje twórcze czerpie z otaczającej przyrody i własnych przemyśleń.

Wszystkie jej prace to obrazy olejne na płótnie.

Wystawy zbiorowe:

1. Rysunek-Galeria “Pod Plafonem” Wrocław 2009.

Kontakt:Tel.075-7816320

e-mail jakubkwiat@neostrada.pl