EWA ANDRZEJEWSKA. Fotografia 2000 – 2007

 

Ewa Andrzejewska – Nota biograficzna

Zawsze chciałam robić zdjęcia.

Po takim wyznaniu można próbować opisać drogę Ewy Andrzejewskiej do Fotografii. Dzielić jej twórczość na etapy, okresy, przypisywać estetykom i nurtom. Można, ale czy trzeba koniecznie?

Ewa Andrzejewska jest fotografem. Wie to każdy, kto spotkał się z jej pracami. Najczęściej są to niewielkie, sepiowane styki, które przykuwają uwagę prostotą i wielkim ładunkiem emocjonalnym. Często wywołują uczucie tęsknoty za czymś, co może już nam się zdarzyło lub przeczuwamy, że będzie naszym udziałem. Dużo w tych fotografiach rozświetlanego „spoza kadru” mroku, przestrzeni oglądanej w niepowtarzalny sposób. Artystka niezmiennie pracuje klasyczną, odwieczną dla fotografii metodą. Za pomocą wędrówki z kamerą, wybiera fragmenty rzeczywistości i zapisuje je na pamiątkę. Po Drodze.

Jej fotografie od zawsze były pamiątkowe. W szkole we Wrocławiu, potem w Zgorzelcu, portretowała koleżanki i kolegów. Podobnie było na studiach w WSP w Zielonej Górze, gdzie aktywnie działała w uczelnianym klubie fotograficznym a następnie w Zgorzeleckim Domu Kultury, gdzie była instruktorem fotografii. Miała tam też stały dostęp do pracowni. Solidną praktykę przeszła w zakładzie fotograficznym Zenona Auksztulewicza w Zgorzelcu, do którego zresztą zgłosiła się sama. Konsekwencją tak obranej Drogi, musiała być dalsza edukacja. Szczęśliwie trafiła na czas zaistnienia Wyższego Studium Fotografii w Warszawie z siedzibą w Łucznicy, pierwszej i na długo jedynej w Polsce, solidnej i ministerialnie namaszczonej, szkoły fotograficznej. Wykładali tam m. in. Urszula Czartoryska, autorka nadal wznawianych opracowań o fotografii, takich jak „Przygody plastyczne fotografii”, „Fotografia – mowa ludzka” i nieoceniony Andrzej Pytliński, który o tajnikach procesów związanych ze zjawiskiem fotografii, opowiadał w sposób niespotykanie atrakcyjny. Ewa studiowała w WSF w latach 1990 – 1994.

Pod koniec lat 80., między Zgorzelcem a Jelenią Górą gdzie zamieszkała w roku 1990, ważny był Maciejowiec. Tam u przyjaciół, w Pałacu – Domu Pracy Twórczej, szukała swego rytmu. Szykowała się w dalszą Drogę, podejmując najważniejsze dla siebie podówczas decyzje. Jej fotografie z Maciejowca: pałacu, bukowego lasu, parku, a przede wszystkim, parkowych kaplic, wciąż są odkryciem dla coraz to nowych odbiorców jej sztuki. Przez wielu z nich, Ewa nazywana jest „poetką fotografii”. Światło staje się najbardziej istotnym elementem obrazu, pochłania kształty, rozpoznawalne formy rzeczywistości, nadaje im nowych znaczeń. Ten sposób fotografowania wyróżnia ją do dziś. Jej fotografie z Karkonoszy, Tatr, Gór Stołowych i wielu innych miejsc do których trafia po Drodze, są rozpoznawalne na pierwszy rzut oka, nigdy nie pozostawiając odbiorcy obojętnym.

Pytana o to, kto wywarł na nią największy wpływ w dziedzinie fotografii, przyznaje, że Wojciech Zawadzki. Dzięki niemu zaczęłam fotografować w sposób rzetelny i zorganizowany. Przebywając w jego towarzystwie nauczyłam się robić coś własnego, „na przekór”.
Nagradzana w latach 80. na Biennale Fotografii Górskiej w Jeleniej Górze, od kilkunastu lat jest jego współorganizatorką. Pracując w Jeleniogórskim Centrum Kultury, wspólnie z Wojciechem Zawadzkim prowadzi także Jeleniogórską Wszechnicę Fotograficzną, Wyższe Studium Fotografii i kieruje programem Galerii „Korytarz”. Krytycy od lat uznając ich działalność kulturotwórczą i edukacyjną używają powszechnie określenia „Jeleniogórska Szkoła Fotografii”.

Przede wszystkim jednak, konsekwentnie, jak mało kto, Ewa uprawia fotografię w sposób czysty i bezpośredni. Dzieli się potem z nami pamiątkami swoich wędrówek. Ręcznie wykonane metodą stykową kopie, sepiowane w tylko jej znany sposób, pokazywała dotąd na kilkudziesięciu wystawach. Jej prace znajdują się także w zbiorach muzeów w Polsce, Francji, Danii i Niemczech.

Szerokie pejzaże ze światłem, tam gdzie zazwyczaj go nie zauważamy, miejsca w miastach, w górach. Fotografia „Po Drodze”, „Fotografia botaniczna”, „Pamiątkowa”. Miejsca najbliższe, codzienne. Wędrówki dalsze i bliższe. Fotografia Ewy Andrzejewskiej dociera do coraz to nowych miejsc. W Europie, Ameryce Południowej, a ostatnio także w Japonii, na wielkiej prezentacji fotografii polskiej XX wieku.

Fotografuję wyłącznie to, co zatrzymuje mój wzrok i zwyczajnie mi się podoba. Nie ma w tym żadnej filozofii. Najważniejszy jest środek, nie patrzę już na boki… odpowiada pytana często o to, jak uzyskuje tak niepowtarzalne efekty.
Czym są dla Ewy jej fotografie? Mówi o tym po prostu – Tak naprawdę, to są moje pamiątkowe zdjęcia z samotnych spacerów… Nie szukam niczego nowego. Nie czuję potrzeby odkrywania czegokolwiek. Czuję jednak potrzebę fotografowania.

Piszący o fotografii Ewy Andrzejewskiej, rozwodzą się głównie nad niezwykłym sposobem ukazywania krajobrazu przez artystkę. Jest jednak przecież jeszcze jeden rodzaj pejzażu, niezwykle ważny, wciąż przez artystkę penetrowany. To pejzaż wewnętrzny, którego wyrazem jest portret. Do wciąż rosnącej kolekcji portretów wykonywanych od lat, niespiesznie dochodzą kolejne. W tym swoistym intymniku Ewy Andrzejewskiej uzbierał się już spory tłum kolegów szkolnych, przyjaciół z młodości, współpracowników, ale także tych, docierających do niej z chęci bezpośredniego spotkania. Jest wśród portretowanych grupa szczególna. To „Artyści wiejscy”. Ogromne przedsięwzięcie z lat 1996 -2001 realizowane w pracowni, na czwartym piętrze kamieniczki, przy jeleniogórskim rynku. Artystka zapraszała tam mieszkańców kilkunastu wsi dolnośląskich, kultywujących do dziś prawdziwy folklor w czystej postaci obrzędu, stroju, muzyki i zabawy. Przyjeżdżali do Ewy ze strojami, przedmiotami ocalałymi z rodzinnych tułaczek, a bywało, że do osób, które chciały być sportretowane z ukochanym kogutem, czy kozą, jeździła osobiście, z tym samym tłem, którego używała w pracowni (i którego konsekwentnie używa zresztą do dziś).
To nieocenione przedsięwzięcie prezentowały potem: Schlesisch Dorfmuseum Markersdorf w Niemczech (1996 r.), Muzeum Etnograficzne we Wrocławiu (1999 r.) i Muzeum Karkonoskie w Jeleniej Górze (2003 r.).

Zaangażowany w organizację tego projektu, etnolog Henryk Dumin, wspomina blask wewnętrzny i godność, jaśniejącą z postaci, w czasie gdy kamera fotograficzna przenosiła do wieczności ich spojrzenia i sylwetki. Portretowani przez Ewę artyści wiejscy, wzbudzali jej szacunek, ponieważ potrafili się fotografować i przywiązywali do tego wielka wagę.
Każdy z portretowanych przez Ewę, zawsze otrzymuje na pamiątkę, ręcznie wykonaną kopię. W dzisiejszych czasach to zjawisko coraz rzadsze.

W przypadku fotografii Ewy Andrzejewskiej swoistość jest wyrazem jedności treści i formy. Ich bezpośrednia, niczym nie zakłócana czytelność, pozwala nam od razu przenieść się w obszary bezpośredniego kontaktu z Pamięcią. Z Pamięcią sprawiającą, że siła pierwszych, prawdziwych doznań nie słabnie.

O fotografii mówi Ewa, że jest sztuką widzenia i wyboru kadru podczas fotografowania, a także sztuką powiększania… Ja jestem zdecydowanie fotografem, który najpierw patrzy, potem kadruje na matówce, aż w końcu najprościej i najlepiej jak może – kopiuje. Kadruję wyłącznie w czasie fotografowania. Czarne ramki określają to, co chcę pokazać. To tylko cały negatyw i – aż cały negatyw.

Jako fotograf liczy na to, że może ktoś zachowa w pamięci obrazki zobaczone na wystawie, że może gdzieś jeszcze przez pewien czas będzie wisiała w ramce na ścianie jego fotografia, że może za lat sto, ktoś obejrzy, jak było. A może nie… Cieszę się, że jest teraz. Że mam możliwość pokazania tego, co robię. Że usłyszę czasami jeszcze jakieś miłe słowa. Ktoś, kto zamieszka po nas w naszym pełnym fotografii mieszkaniu, pewnie wyrzuci tę całą makulaturę na śmietnik. Ale nie jest to powód do smutku; to życie się toczy…

Nie poznałem do tej pory nikogo, kto pozostałby obojętny na fotografie Ewy. One również i nas dotyczą. Nie ma potrzeby pytać po co zostały zrobione. Są prywatne. Osobiste niczym napotkany niespodziewanie wiersz – odczytywany, jako napisany tylko dla nas. Jej fotografie są jak najbardziej osobiste i uniwersalne zarazem. Jak wszystkie fotografie, są funkcją czasu. Jednocześnie, czytelnie dla każdego na swój sposób, lokują się poza czasem. Raz spotkane, stają się nam bliskie i znane jakby „od zawsze”. Z biegiem lat spotykam i rozpoznaję kolejne fotografie Ewy. Pamiątki jej samotnych wędrówek, stają się również dla mnie czymś niezbędnym i bardzo osobistym.

Jacek Jaśko, Kopaniec 2007 r.

Ewa Andrzejewska
ul. Świętojańska 4/5
58 – 500 Jelenia Góra
ewawojtek@pnet.pl

Ewa Andrzejewska urodziła się w 1959 roku. Jest absolwentką wyższego Studium Fotografii w Warszawie. Od kilkunastu lat wspólnie z Wojciechem Zawadzkim kieruje programem Galerii „Korytarz” w Jeleniogórskim Centrum Kultury, Jeleniogórskiej Wszechnicy Fotograficznej, organizuje plenery i Biennale Fotografii Górskiej w Jeleniej Górze. Od 1996 roku współorganizuje Wyższe Studium Fotografii w Jeleniej Górze i należy do Związku Polskich Artystów Fotografików (ZPAF). Od blisko 20 lat uczestniczy w najważniejszych wystawach polskiej fotografii.

Wystawy indywidualne :

1989 r.- „Fotografia”, Galeria Korytarz, Jelenia Góra
1992 r.- „Fotografia“, Galeria Image, Aarhus, Dania
1992 r.- „Fotografia”, Galeria FF, Łódź
1992 r.- „Artyści Wiejscy”, Muzeum Okręgowe, Jelenia Góra
1992 r.- „Artyści Wiejscy”, Miejski Dom Kultury, Kazimierz Dolny.
1992 r.- „Karkonosze”, Galeria Korytarz, Jelenia Góra
1993 r.- „Fotografia”, Galeria Antique,Gwatemala
1995 r.- „Fotografia”, Galeria Sztuki, Kłodzko
1995 r.- „Fotografia” ,Galeria PUSTA, Katowice
1995 r.- „Fotografia”, Galeria Sztuki, Le Parvis, Francja
1996 r.- „Fotografia”,Galeria Foto-Medium-Art.,Wrocław
1996 r.- „Śpiewaczki wiejskie-portrety”, Slesisch Dorfmuseum,Markersdorf, Niemcy
1997 r.- „Fotografia”, Centrum Kultury Rennes, Francja
1998 r.- „Fotografia w Drodze”, BWA Jelenia Góra
1999 r. „Fotografia” , Galeria PF, Centrum Kultury ZAMEK, Poznań
1999 r.- „Fotografia”, Mała Galeria, Centrum Sztuki Współczesnej, Warszawa
1999 r.- „Artyści Wiejscy, Portrety Końca XX wieku”, Muzeum Etnograficzne,Wrocław
2001r.- „Fotografia w Drodze”,Galeria Image, Aarhus, Dania
2001r.-„Po Drodze”, Galeria Korytarz, Jelenia Góra
2002 r.-„Fotografia”, Galeria B&B, Bielsko-Biała
2003r. – „Artyści Wiejscy”, Muzeum Karkonoskie, Jelenia Góra
2004r. – „Fotografia Botaniczna”, Muzeum Przyrodnicze, Jelenia Góra
2005r. – „Fotografia”, Centrum Sztuki, Bamberg, Niemcy
2006r. – „Fotografia Pamiątkowa”, Galeria „Pusta”, Katowice
2006r. – „Ta sama fotografia”, Galeria „Camelot”, Kraków
2007r. – „Fotografia”, Galeria Dom Jacoba Bohem,Zgorzelec
2007r. – „Twoja fotografia i ja – to tylko fotografia” ,Galeria Za Miedzą, Lubomirz

Ważniejsze wystawy zbiorowe :

1987, 1988, 1989 r.- I, II, III, Międzynarodowa Wystawa Miniature Art., Dell Bello Gallery, Toronto, Kanada
1989 r.- „Kontakty”, Galeria BWA Zielona Góra, BWA Szczecin
1990 r.- „Fotografie”, Aachen, Niemcy
1991 r.- „Kontakty”, Galeria BWA Jelenia Góra, Zielona Góra
1991 r.- „Mai de la Photo” , Reims, Francja
1991 r.- „Zmiana Warty”, Galeria FF, Łódź
1992 r.- „Konfrontacje bez Sankcji”, Galeria BWA, Gorzów Wlkp.
1993 r.- „Karkonosze”, Lipsk, Niemcy
1994 r.- „Kontakty – Spotkania”, Galeria BWA Jelenia Góra, Galeria PUSTA, Katowice
1994 r.- „Fotografie”, Galeria FF Łódź,
1995 r.- „Konstelacje II”, Monachium, Niemcy
1995 r.- „Krajobraz – Międzynarodowa Wystawa Fotografii”, Budapeszt, Węgry
1996 r.- „Tatry”, Galeria FF, Poznań
1996 r.- „Karkonosze”, Galeria BWA Jelenia Góra
1996 r.- „Bliżej Fotografii”, Galeria BWA Jelenia Góra, BWA Wrocław, BWA Szczecin, BWA Zielona Góra
1997 r.- „Fotografia Roku”, Fundacja Turleja, Kraków
1997 r.- „Fotografia we Wrocławiu ,
1945r.-1977r.”,Galeria BWA Wrocław
1997 r.- „Kontakty – Przestrzeń Intymna” , Galeria PUSTA ,Katowice, galeria BWA Szczecin, BWA Kraków,BWA Jelenia Góra, BWA Wrocław , Galeria PF Poznań , Praga
1997 r.- “Into The Magic” , Sarajewo, Ljubljana
1998 r.- „Warszawa na Dzień Przed…”, Galeria ZACHĘTA , Warszawa
1998 r.- „Fotografia Roku”, Fundacja Turleja, Kraków
1998 r.- „I Biennale Fotografii Polskiej” , Galeria BWA ARSENAŁ -Poznań
1999 r.- „Kazimierz – Kraków”, Centrum Kultury Żydowskiej , Kraków
1999 r.- Kolonie Artystyczne w Karkonoszach – Wspaniały Krajobraz , BWA Jelenia Góra, Wrocław , Berlin
1999r.- „Polska Fotografia”, Bratysława
2000 r.- „II Biennale Fotografii Polskiej”, Galeria BWA ARSENAŁ – Poznań
2000 r.- “2000 Thanks To From Image”, Galeria Image ,Aarhus, Dania
2000 r.- „Karkonosze”, Galeria BWA, Jelenia Góra
2001 r.- „Kontakty – Przełom czasu – czas przełomu”, Galeria PUSTA, Katowice, Instytut Kultury Polskiej, Praga
2001 r.- „Mistrzowie Polskiego Pejzażu”, Miejska Galeria Sztuki, Łódż
2002 r.- „Wokół dekady” Fotografia polska lat 90 – Muzeum Sztuki w Łodzi, Muzeum Narodowe we Wrocławiu, Galeria BWA, Bielsko Biała
2002 r.- „Vandskel” ,Kunstcenter , Silkeborg Bad, Dania
2002 r.- „Magazyn wyobraźni” – Muzeum Sztuki Współczesnej, Hunfeld, Niemcy
2002r. –„Pro Figura” – Bautzener Kunstferein e.V. –Niemcy
2005r.- „Autoportret fotografii”, Galeria BWA ,Jelenia Góra, Galeria PF, Poznań
2005r. – „Pamiątka z Karkonoszy – Fotografia – Nowe Media”, Galeria BWA, Jelenia Góra
2006r. – „3 x Pejzaż” ,”Stara Galeria ZPAF, Warszawa
2006r. – „XX wiek w fotografii polskiej z kolekcji Muzeum Sztuki w Łodzi”, Niigata City Art. Museum, Japonia
2006r. – „Ekologia w obiektywie 2006”, Warszawa, Gdynia, Wrocław
2007r. –„Efekt rzeczywistości –Fotografia i wideo z Polski” ,Narodowa Galeria Sztuki „Zachęta”, Warszawa
2007r. – „Miasto nie moje”, Muzeum Sztuki, Łódź
2007r. – „Dziedzictwo”, Galeria BWA, Jelenia Góra
2007r. – „Dwie Tradycje”, Instytut Polski, Praga, Czechy,
2007r. – „Polska fotografia w XX wieku”(wystawa z okazji 60 lecia ZPAF), Pałac Kultury i Sztuki w Warszawie.

Fotografie w zbiorach :

Muzeum Sztuki w Łodzi
Muzeum Narodowe, Wrocław
Muzeum Fotografii ODENSE , Dania
Galeria Le Parvis, Francja
Muzeum Etnograficzne ,Wrocław
Muzeum Sztuki Współczesnej, Hunfeld, Niemcy.
Muzeum Przyrodnicze, Jelenia Góra.

 

O fotografii Ewy Andrzejewskiej

Nieruchoma, całkowicie płaska powierzchnia błony fotograficznej, przypominająca, być może, zamarznięte jezioro. Za sprawą światła wyzwolonego wolą, okiem i wrażliwością fotografa nagle ożywa. Rozpoczyna się ruch cząsteczek elektrycznych dotychczas tkwiących nieruchomo w jego wnętrzu. Aniony i kationy atakują się wzajemnie. Łączą i dzielą się w absolutnie tajemniczy sposób dla artysty tworząc strukturę przyszłego obrazu fotograficznego. Czy przyszłego? Czy już istniejącego w niedostrzegalny dla nas sposób? Oto, być może, wielka tajemnica fotografii, którą odkrywamy dopiero w momencie ujawniania, za pomocą chemii, obrazu utajonego, jak nazywają go fototechnicy. Zaistnieje wtedy negatyw czyli odwrotność tego co fotograf pragnie ukazać światu. W jego osobistym, negatywnym wizerunku fragmentu rzeczywistości zawarte są być może, wszystkie oczekiwania człowieka, który go stworzył. Jego radości, lęki i poglądy. A nade wszystko przekonanie o zapisaniu kawałka kosmosu, który go otacza. Sposób pojmowania tego, co nazywamy życiem, czyli tego, co nas tworzy i dotyczy. Tego, co być może cenimy najbardziej.

Obrazy fotograficzne Ewy Andrzejewskiej, w swojej stylistyce wydają się potwierdzać tę tajemniczość powstawania fotografii. Z jednej strony potwierdzają istnienie rejestrowanej rzeczywistości, co autorka dość przewrotnie nazywa niekiedy fotografią pamiątkową, z drugiej zaś wydaje się prowadzić z odbiorcą (a może sama ze sobą) intrygującą grę ukazując świat swojej wyobraźni jakby zaprzeczając jego istnieniu. Świat zupełnie odmienny niż postrzegany potocznie. Zwyczajne drzewa i trawy łąk zamieniają się w fotografii Ewy Andrzejewskiej w dżungle i sawanny pozwalając nam przeżywać wraz z nią wędrówki po światach nam nieznanych. Jej fotografia bowiem nie jest prostym oknem, przez które spoglądamy na rzeczywistość. Jest całym systemem krzywych zwierciadeł , który w niesłychanie szlachetny sposób odbija dla nas własny świat. Świat fantasmagorii. Sennych wyobrażeń. Marzeń. Czasem, być może, lęków. Patrząc na wizerunki miejskie trudno jest nie przywołać z pamięci Drohobycz Brunona Szulca, która w jego prozie – wbrew rzeczywistości – zaistniała jako wielopiętrowa metropolia, tętniąca życiem i nieistniejącą przestrzennością. Ewa Andrzejewska w swojej fotograficznej wizji miasta potrafi zamieniać niewielkie, pojedyncze budynki w bryły zamków wyrastających ponad horyzonty traw i broniących tajemnic swoich wnętrz. Realizacji tego rodzaju wyobraźni fotograficznej służy artystce nie tylko wrażliwość, głęboka wiedza i wieloletnie doświadczenie ale również aparatura, którą wybiera do tworzenia swoich poetyckich zamierzeń. Wszak określono ją niegdyś mianem „poetki fotografii”. Od 2000 roku , choć nie rezygnuje, od wielu lat z używania nowoczesnego sprzętu fotograficznego, fotografuje starą, prostą, mieszkową kamerą, pozbawioną wszystkich urządzeń, które obecnie uprecyzyjniają i ułatwiają pracę fotografa. Użycie błon ciętych 9x12cm i z ich prymitywną charakterystyką i „niepełnosprawnej” migawki w obiektywie, które pozwalają, za każdym razem na specyficzny komfort niepokoju w oczekiwaniu na rezultat zdjęcia. Statyw i archaiczna płachta osłaniająca matówkę aparatu. Oto wizerunek twórcy tych fascynujących obrazów fotograficznych, bo z całą świadomością nie chciałbym nazwać ich zdjęciami. Całkowicie ręczna obróbka chemiczna. Ciemnia, która w umysłach wielu młodych odbiorców i adeptów fotografii odsyła do tajemniczych atmosfer pracowni alchemików i fakt fizycznego istnienia kliszy negatywowej jako niepodważalnego dowodu działania światła na szlachetnej powierzchni srebra, które w rzeczywistości cyfrowej nie zawsze daje się zauważyć, znakomicie dopełnia ten obraz. Ewa Andrzejewska ukazując nam, na swój specyficzny sposób elementy życia, które nas otaczają wydaje się chcieć przekonać do jej całościowego poglądu i swojego stosunku do Ziemi – Planety, której jakże niewielką ale integralną cząstką jesteśmy. I to cząstką, wbrew naszym ludzkim sądom nie najważniejszą. Wszak to my, ludzie, uzurpując sobie prawo do decydowania o tym, czym ma być Planeta – Ziemia, gwałcimy od wieków, a od niedawna coraz szybciej Jej naturę czy wręcz domniemywaną, swoistą inteligencję, ponosząc zresztą często surowe konsekwencje swojej aktywności.

Poza tym Ewie Andrzejewskiej jako artystce pracującej w dziedzinie fotografii – sztuce jak to określił kiedyś znany krytyk Jerzy Busza udaje się realizować rzecz dość rzadką w przypadku twórcy, który zdobył od lat uznanie wielu poważnych galerii, muzeów i krytyków zajmujących się sztuką fotograficzną. Tworzy obrazy uniwersalne, które zdobią często, po prostu ściany bardzo wielu mieszkań, ciesząc oczy ludzi, którzy po prostu lubią na nie spoglądać. Bo fotografia Ewy Andrzejewskiej ze swoją wizualnością wydaje się być niepowtarzalna. Unikalność tych obrazów może wydawać się czymś najcenniejszym. Jest jak prawdziwy odcisk dłoni autora w kawałku szlachetnego kruszcu, jakim, w tym przypadku jest fotografia.

Weekend z 8-go na 9-go lipca 2007 roku.

Wojciech Zawadzki

O fotografii Ewy Andrzejewskiej

Truizmem będzie stwierdzenie, że tak jak rozmaite bywają powody uprawiania fotografii, tak samo rozmaite są strategie jej interpretacji i wartościowania. Wynika to z mnogości kulturowych kontekstów, osobniczych preferencji a zapewne i z fascynacji uznanymi w tej dziedzinie autorytetami. Obserwując od wielu lat twórczość Ewy Andrzejewskiej dochodzę do wniosku, że oprócz wielu czytelnych i oczywistych aspektów jej fotografii, zawierających się w wymienionych uwarunkowaniach, istnieje w niej jakiś szczególnie zaakcentowany wyróżnik, przynależny niewątpliwie do istoty fotograficznego medium a konstytuujący fenomen tej fotografii w sposób zasadniczy. Ów wyróżnik to szeroko pojęta kategoria pamięci, ufundowana na uniwersalnym i ponadczasowym trwaniu, samym w sobie odwiecznym constans, zdającym się skrywać jakąś niezwykłą tajemnicę. Ta zaś ukryta jest tuż pod powierzchnią trywialnej rzeczywistości, z pozoru nieciekawej i zbanalizowanej poprzez niezliczoną ilość naszych nieuważnych, powierzchownych spostrzeżeń. Obdarzony intuicją, ale i specyficzną umiejętnością widzenia, fotograf nigdy nie jest znudzony oczywistością oglądanych widoków, przeczuwa bowiem, że świat dzieli się na sferę widzialną i niewidzialną. Obydwie stanowią dla niego jedność, warunkując się i relatywizując wzajemnie. Jego zadaniem, ale i radością, jest budowanie syntetycznej wizji, przekraczającej potoczność banalnej rejestracji. Przywołując obrazy przeszłości fotografia zaświadcza o tym, że to, co widzimy, naprawdę istniało. Jest więc ona, w pewnej kategorii znaczeń – zgodnie z fenomenalną tezą Rolanda Barthesa – dowodem na istnienie świata. Ale jest też nośnikiem i katalizatorem wspomnianej wyżej pamięci.
Ewa Andrzejewska swoją fotografią kieruje naszą uwagę na te kwestie, wypada więc w pierwszym geście interpretacji tak właśnie jej dzieło odebrać. Natychmiast okaże się, iż mamy tu do czynienia z wieloma aspektami pamięci, a trzy z nich manifestują się wyjątkowo przejrzyście.

Pierwszy, najbardziej subiektywny rodzaj pamięci, to pamięć siebie samej, pamięć swoich odczuć. Patrząc na te fotografie mam nieodpartą pewność, iż to, co przede wszystkim one ukazują, to rodzaj wrażliwości, którą dysponuje ich autorka i którą posłużyła się w celu swoistego opisu świata. Ta sama wszak rzeczywistość może w nieskończenie różny sposób zaistnieć na zdjęciu, w zależności od upodobań, wiedzy, charakteru oraz wrażliwości konkretnego fotografa. To, jak widzi on i opisuje świat, jest więc kategorią hermeneutyczną, z definicji niepowtarzalną i jedyną w swoim rodzaju. Rzecz jasna, każdy może dysponować taką osobistą wizją świata, jednak nie każdy oferuje wizję zintegrowaną na podbudowie oryginalnej estetyki. A taka właśnie sytuacja stanowi o wartości danej propozycji, dając możliwość jej zuniwersalizowania w polu znaczeń wynikających z analizy i interpretacji. To sytuacja, która wolno, lecz konsekwentnie przeistacza kolejne odsłony danej wizji w system stylistyczny a więc w układ znaków rozpoznawalnych spośród wielu innych.

Drugi rodzaj pamięci, który wyłania się z tych fotografii, to kulturowa pamięć epoki. Warto w tym miejscu przypomnieć, że nawet rewolucyjne propozycje zawsze są nadbudowane nad przeszłością, czerpiąc z niej (na zasadzie kontynuacji i rozwoju) to, co najbardziej wartościowe. Twórczość Ewy Andrzejewskiej, osadzona korzeniami w amerykańskiej klasyce, eksponuje jednak rodzaj poetyki bardzo autonomicznej, w moim przekonaniu przynależnej klimatom poezji młodopolskiej, zwłaszcza zaś Kasprowicza i Tetmajera. Pewna mroczność a nawet dekadentyzm tych obrazów dodaje im specyficznego posmaku tajemniczej tęsknoty za czymś nieokreślonym… Sama już w sobie emanacja owej tęsknoty stanowi przejaw stylu tej fotografii, co szczególnie widać na zdjęciach ukazujących gęste, pełne ukrytych znaczeń pejzaże miejskie. Te w pewnym sensie peryferyjne ujęcia, przepuszczone przez filtr autorskiej interpretacji, w sposób niemal bolesny dotykają określonego wymiaru egzystencji. Autorka zdaje się mówić: świat nie jest taki, jaki jest, lecz taki, jakim ja go widzę. Nie ma wątpliwości, że jest to fotografia głęboko rezonująca z typem emocjonalnego zaangażowania, które reprezentuje Ewa Andrzejewska. Nie ma też wątpliwości, iż wykonywaniu tych fotografii towarzyszyła wcześniejsza, pogłębiona kontemplacja zdejmowanych miejsc. Oczywistą konkluzją będzie stwierdzenie, iż taki styl rozumienia fotografii bardziej odpowiada na pytanie jak, niż co zostało sfotografowane. I tu, nieco przekornie, dochodzimy do trzeciego rodzaju pamięci.

Wypada otóż podkreślić, iż zdjęcia te, pomimo wyraźnego wyeksponowania formy, a więc owego jak, pokazują jednak konkretne miejsca i obiekty rozpoznawalne przez nas pod postacią widoków ulic, mostów, budynków, roślin czy swoistych miejsc niczyich. Specyficzność ich formy i pewnego rodzaju odideologizowanie nie przeszkodzi kiedyś naszym następcom w stwierdzeniu: a więc tak również wyglądał świat na początku XXI wieku! Nasi prawnukowie skupią się – paradoksalnie – właśnie na tym, co przedstawiają te fotografie, zupełnie nieświadomie odsuwając ich pozostałe walory na plan dalszy. To naturalna kolej rzeczy, warto jednak dodać, że walory te są konieczne, stanowią bowiem wdzięczny pomost do zagłębienia się w niezwykły a często nie do końca zrozumiały świat miniony. Zdjęcia Lartique’a, Sandera czy Atgeta nigdy nie przebiłyby się z takim impetem do panteonu współczesnych fotografii – ikon, gdyby nie były opatrzone specyfiką atrakcyjnej dla odbiorcy formy, zaświadczającej także – niejako na marginesie – o geniuszu ich twórców. Tak więc forma i treść nie są tu w żadnym wypadku w opozycji. Jedno wspiera drugie dla wyeksponowania czegoś istotniejszego, czegoś, co Karl Pavek nazwał totalnością rzeczywistości. Taka też jest, w moim głębokim przekonaniu, misja fotografii. A jej powodzeniu najlepiej sprzyja sytuacja, w której fotograf tworzy swoje dzieło nie tylko w celu czczej rejestracji, ale ze świadomym zamiarem powrotu w przyszłości do tych fragmentów przeżywania świata, które w momencie rzeczywistej, pierwotnej z nim konfrontacji poruszyły go w sposób szczególny. Zaangażowany w swą pracę fotograf staje się namiętnym zbieraczem takich zapamiętanych obrazów. Nawet wtedy, jeśli – jak to sformułował pewien filozof z Królewca – pozostają one jedynie efektem dyspozycji jego poszukującego umysłu.

Tak więc – podsumowując – w moim głębokim przekonaniu właśnie kolekcjonowaniu, a przede wszystkim zapamiętywaniu istotnych chwil kontaktu z rzeczywistością służy fotografia Ewy Andrzejewskiej.

Piotr Komorowski