mezczyzna.kobieta@zapisy.pl

4 – 26 listopada 2005 r.

MAREK WAGNER

Wstęp autorski, który oglądając katalog właśnie Państwo czytacie, to w istocie fragmenty krótkich tekstów, które czasami piszę, jako rodzaj komentarza własnej aktywności. Pochodzą one z lat 1994-2004, a ich wybór i proporcjonalność poruszanych zagadnień wynikają z wielkości i charakteru tej krótkiej publikacji. Chcąc nadać im bardziej syntetyczny charakter, postanowiłem przeprowadzić krótki wywiad z samym sobą.

Pytam często sam siebie “co jest powodem mojego działania?”

Jestem z natury racjonalistą, szukającym sensów, powodów i argumentów aktywności ludzkiej, w tym przede wszystkim w obszarze “sztuki”, a więc mój podstawowy powód działalności to chęć profesjonalnej reakcji na racjonalistyczną wizję świata.

Jakość stosowanych przeze mnie środków zawsze wynika – mam taką nadzieję – z intelektualnego założenia i związanych z nim wyborów, które zakładają prymat funkcji poznania i refleksji nad pozostałymi funkcjami działania artystycznego.

Dlaczego mniej więcej od połowy lat 80-tych straciłem zainteresowanie malowaniem?

Moja aktywność jako malarza była związana ze skłonnością do myślenia w sposób zbliżony do definicji M. Denisa, potem konstruktywizmu i doświadczeń awangardy I poł. XX w.,wreszcie szeroko rozumianej abstrakcji geometrycznej, choć oczywiście zupełnie różne były tu konteksty znaczeniowe,wyrażała się w postawie zakładającej, że zanim każda forma została podniesiona do rangi znaczenia i określania czegoś, była dla mnie przede wszystkim punktem, kreską, plamą lub figurą wyrażającą określone napięcia. Ale w pewnym momencie przestało mnie to naprawdę interesować. Nie znajdowałem już w tej formie pracy satysfakcji odpowiedzi. Miała w tym oczywiście ogromny udział ogólna sytuacja sztuki.

Poczułem czy też zrozumiałem przede wszystkim, że z postawy, która zakłada, że celem działania jest nie tylko powstanie “faktu artystycznego”, lecz wszystkie okoliczności intelektualne temu towarzyszące, wynika równocześnie powstanie “faktu społecznego”. Tego problemu nie byłem w stanie dalej realizować jako rysownik i malarz. Zacząłem budować obiekty i realizować instalacje. Robię to do dzisiaj. Czasami przychodzi mi ochota na pomalowanie. Wtedy maluję. Czynię to wyłącznie dla przyjemności i relaksu.

Jakich znaczeń i tematów dotyczą realizowane przeze mnie obiekty i instalacje?

Sztuka współczesna mniej więcej od połowy XX wieku przestała zajmować się wyłącznie sprawami formy. Zaczęła penetrować sytuacje i procesy rezerwowane wcześniej dla obszaru zainteresowań nauk humanistyczno-społecznych, w tym szeroko rozumianej socjologii i psychologii kultury, budując na temat tego obszaru działalności ludzkiej własne teorie i poglądy. W obszarze zainteresowań sztuki, który sam podejmuję, mieści się temat zmieniających się norm cywilizacyjnych XX wieku. To mój komentarz do historycznie i współcześnie zmieniających się form kultury materialnej, w tym szczególnie związanym z rozwojem kultury masowej ich generalnym regresem.

W tym obszarze interesuje mnie szczególnie wpływ szeroko pojmowanego modernizmu, jego teorii, ale przede wszystkim powszechnie realizowanej, stosowanej i interpretowanej praktyki, na procesy społeczne i charakter naszego życia w mentalności i pejzażu od lat 60-tych do dzisiaj. Problem ten, związany m.in. z architekturą, interesował mnie zawsze. Jako kończący studia w łódzkiej PWSSP, na temat teoretycznej pracy dyplomowej wybrałem zagadnienie destrukcyjnego działania kultury masowej w obrazie grafiki lat 70-tych. Po latach podobny problem zrealizowałem w zorganizowanej w Örebro w Szwecji w 2000 r. instalacji “The Town” – “Miasto”. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych niezrozumieniem istoty stosowania formy było np. globalne budownictwo blokowisk oraz innych, forsowanych agresywnie, form totalnego projektowania. Czasy się zmieniły, świat stał się zamożniejszy, ale brak świadomości odbiorcy pozostał.

Obecny globalny dyskurs między projektantami wytworów kultury masowej a jej odbiorcami dotyczy teraz spraw pozornie mniej istotnych, np. galaktycznego rodzaju projektowania gadżetów sprzętu muzycznego i telefonów komórkowych, zniekształcających ciała tatuaży, debilizmu hip-hopu. To wszystko stanowi fascynujący temat-pożywkę dla współczesnych artystów.

Jaki rodzaj wizualności służy mi do poruszania tych tematów, jakimi atrybutami formy się posługuję?

Mimo postawy racjonalistyczno-krytycznej, formy, które buduję bynajmniej racjonalnymi czy obiektywnymi nie są. Realizowane w kilku cyklach prace ostatnich dwudziestu lat są przenikaniem się formy o przewadze cech biologicznych (ludzkich i zwierzęcych), uwikłanych w świat cywilizacji, w zderzeniu z formami o przewadze cech architektonicznych.

Z cyklu “biologiczne – ludzie, psy…”

Z cyklu “architektoniczne – świątynie, kolumny…”

Formy są przeze mnie “zestawiane” z przedmiotami “znalezionymi”, branymi z rzeczywistości lat 40-tych, 50-tych, 60-tych i późniejszych, tworząc konteksty od archaicznych, totemowych, po bardzo konkretne, czerpane z kolejnych dekad współczesności.

Często podczas spacerów z psem Miśkiem zastanawiam się, dlaczego składnia formy, którą się posługuję, jest właśnie taka, jakie są jej źródła inspiracji?

W dokonaniach każdego z nas, zajmujących się sztuką w sposób świadomy, powstające realizacje są intelektualną i emocjonalną wypadkową czynników nie dających się do końca harmonizować, a z których budujemy całości – nasze artystyczne światy. Te części składowe naszych działań są zarówno obiektywnej, jak i bardzo subiektywnej natury, wynikające z dających się zrozumieć procesów artystycznych albo zupełnie przypadkowe.

Jako obiektywną, jednocześnie bardzo silnie nas motywującą wartość określiłbym ogólną sytuację sztuki, która jest nam dana, a której inspirujące nas wątki lub dominującą tendencję mocno emocjonalnie przeżywamy. Ta “sytuacja” sztuki, którą obserwujemy, odnosimy się do niej, prowadzimy z nią ciągły dialog, bardzo nas ogranicza i wikła. Przypadki stawiania się poza nią, albo w opozycji do niej zdarzają się niezmiernie rzadko. Stawiamy się raczej do jej dyspozycji i jest to sytuacja w zasadzie niezależna od nas – trwa bowiem w zasadzie w sztuce “od zawsze”. Jesteśmy więc “zmuszeni” do działania wewnątrz niezależnie od stopnia akceptacji i zrozumienia. Czynnikiem obiektywizującym wydaje się również proces, czy raczej efekt naszego kształcenia artystycznego, dokonywanego kiedyś w jakimś kraju i mieście, na którejś uczelni, choć zdać należy sobie sprawę, że studiowanie w konkretnej pracowni, uczelni, mieście i kraju bywa sprawą przypadku. W dużym w związku z tym stopniu przypadkowa jest nasza “wiara” artystyczna, którą ze sobą skądś wynosimy.

Ale co tak naprawdę można postawić po stronie czynników subiektywnych indywidualizujących nasze poczynania?

Nasze różne sposoby odczuwania rzeczywistości. Naszą indywidualną wyobraźnię. Nasze różnice genetyczne, mentalne i intelektualne. Różne tradycje, domy w których wyrastaliśmy, miejsca i środowiska, z których pochodzimy. Różnych interesujących ludzi, pod wpływem których byliśmy. Różne zainteresowania, różne emocje, którym kiedyś ulegaliśmy i ulegamy. Różnie nawet odczytane są te same obrazy, teksty i filmy.

Jako ludzie tworzący jesteśmy podobną zbiorowością. Ale posiadamy różne chęci. Różną niezgodę na bycie jednakowym i różną determinację zrozumienia – “posiadania” otaczającego nas porządku. Być może możliwe jest obiektywizowanie poznawania świat, reakcja i opisanie go to domena naszego twórczego indywidualizmu.

Po napisaniu tych paru zdań rodzi się oczywiście również takie pytanie: jeżeli możliwa jest jakaś wartościująca analiza tego problemu, to dlaczego poza pewną typizacją działania w sztuce współczesnej nie dają się przewidywać czy przewidzieć?

Czy sama sztuka w obronie przed wyjałowieniem rękami krytyków, kuratorów i galerii ożywczo się “mutuje”, czy też artyści naprawdę są różni?

Na szczęście ludzie są różni.

Marek Wagner

 

JOLANTA WAGNER

CODZIENNOŚĆ

Rysuję cały czas, niemalże bez przerwy. Rysowanie to moja codzienność. Rysunki są zapisem tej codzienności.

Tworząc, czerpię z mojej osobistej historii, codziennych doświadczeń i przeżyć. Rejestruję swoje życie tworząc rodzaj dokumentacji: pamiętniki, kalendarze, książki, mapy… notatniki spraw codziennych. Spraw obiektywnie drobnych i mało ważnych, istotnych jedynie dla mnie.

HARMONIA

Kustosz A. Saciuk:”…rysunki te powstają…zmieniając swoja formę na mniej lub bardziej oszczędną w środki i kolor, tak jak różnią się od siebie dni i nastroje. Jest jednak cos co pozostaje w nich niezmienne – harmonia. Obraz złożony z rzędów małych znaków: domków, przedmiotów, ptaków, roślin, liter, figur geometrycznych i znaków zupełnie abstrakcyjnych, trudnych do opisania jest doskonale harmonijny.

Wszystkie te drobne obrazki – symbole współgrają ze sobą, tworząc obraz świata “zwykłego” a jednocześnie wyjątkowego. Wyjątkowego przez swoją odmienność od świata innych ludzi… ten, który stworzyła Jola Wagner przepojony jest dobrymi myślami, spokojem i pogodą ducha. Jest uporządkowany, choć nie ma w nim hierarchii. Człowiek i skonstruowane przez niego przedmioty wtopione są w przyrodę i razem z nią tworzą otaczającą rzeczywistość …”.

PORZĄDKOWANIE

Sądzę, że każda twórcza działalność polega na porządkowaniu spraw i rzeczy. Tworząc poszukuję zasad współdziałania z otaczającym światem, po to by go zrozumieć, być może zapanować nad nim lub choćby tylko uzyskać złudzenia panowania. Świat oswojony wydaje się być światem przyjaznym. Porządkując otoczenie odnajduję w nim bezpieczne miejsce dla siebie.

W sztuce “mniej”, “skromniej”, “prościej” najczęściej znaczy “lepiej”. Tworzenie-porządkowanie zmusza nieustannie do dokonywania wyborów. Uważam, że podjętym decyzjom należy zachować wierność, żal jednak, że tyle intrygujących dróg trzeba pominąć, tyle obiecujących pomysłów odrzucić…

CZAS

Tworząc swoje “kalendarze”, “dzienniki”, “notatniki” buduję rytmiczne układy. Porządkuję ich elementy tak by czytane jak pismo oddawały wrażenie przemijania czasu.

Niejednokrotnie nadaję im kompozycje otwartą, ciągłą, jakby były fragmentem, a nie zakończoną całością. Wielowątkowe, płynne rytmy znaków, tak jak upływający czas, nie mają początku i końca

ZNAKI

Pokrywam powierzchnię papieru – swego rodzaju pismem, przez siebie ułożonym alfabetem obrazkowym?*, wieloznacznymi znakami:

znakami – abstrakcyjnymi kompozycjami plam i linii

znakami – ilustracjami zapamiętanej rzeczywistości

znakami – symbolami

znakami – zaklęciami magicznymi podobnymi do tych znajdujących się na pradawnych narzędziach, strzałach; służyły nie estetyce lecz skuteczności ich działania.

“The artist invents a system of symbols that masquerades as a language while remaining as vague and fragmented as memory itself. Attempts by the viewer to decipher her diary pages sometimes fail, due to the willful obscurity of some of the signs and symbols. Wagner’s diaries function at times as narrative stories, but more often, they are personal mnemonic devices, kept in a code only she can decipher. Subverting the communicative function of language, she builds a case for signs and symbols as object in themselves, worthy of contemplation”.

CISZA

Tworzę w samotności. Uwielbiam pracować w atmosferze wyciszenia i spokoju, skupiona na swoich myślach, odizolowana od reszty świata. W osiągnięciu stanu równowagi i harmonii wewnętrznej pomaga mi muzyka. Wybieram tylko muzykę klasyczną. Najchętniej taką, która wyraża ciszę.

Pragnę by moje prace były bardzo prywatną rozmową z odbiorcą, dlatego mówię ściszonym głosem, a nawet szeptem. Czasem czuję się nieco zagubiona eksponując je na dużych grupowych wystawach. Jestem przekonana, że powstałe w samotności prace najpełniej odczytać można w kameralnym odbiorze.

PAPIER

Rysując, działam na powierzchni materiału. Tworzywo podłoża ma dla mnie drugorzędne znaczenie. Z powodów emocjonalnych często wybieram papier, zarówno szlachetny, biały, jak i arkusze pospolitego papieru pakowego lub kalki technicznej.

Podłoże do obrazów – papier często robię sama z makulatury, ze starych papierów. Intryguje mnie ich tajemnicza przeszłość. Stare gazety, bibułki, tekturowe pudełka skazane są na unicestwienie. Tworząc z nich swoje prace mam poczucie, że przywracam im życie.

DRUGIE ŻYCIE

Zrealizowana w 1994 roku praca “Wejdź…” to rodzaj budowli w kształcie mastaby zdolnej w swym wnętrzu pomieścić człowieka. Wykonałam ją z papieru z przetworzonej makulatury pokryłam kilkudziesięcioma metrami kwadratowymi rysunku. Po dwukrotnym wystawieniu, podjęłam decyzję o zdekonstruowaniu jej i kolejnym przetworzeniu.

Inspiracją mojego działania była historia wspaniałego pałacu w jednym z małych miasteczek niemieckich, który został rozebrany, a z otrzymanych cegieł zbudowano osiedle mieszkaniowe.

Po pocięciu arkuszy papieru – ścian mastaby, skonstruowałam 120 składanych pudełek – domów. Zbiór tych obiektów z “inwentaryzującą” je mapą nazwałam “Planem Miasta”.

INTYMNOŚĆ

Każdy z moich rysunków jest pamiętnikiem, notatnikiem spraw osobistych, często intymnych. Ambiwalencja wynikająca z jednoczesnej chęci i niechęci pokazywania siebie powoduje, że nie wszystkie rysunki są jednoznacznie czytelne.

Wieloma sposobami utrudniam ich odczytanie, czasem przez częściowe lub nawet całkowite zasłonięcie znaków.

Prof. Irena Huml pisze, że znaki te “…są zapisem prywatności zanotowanej kodem, niemożliwe do całkowitego rozszyfrowania przez widza czytelnika. To rodzaj kryptografii, szyfrogramu, alfabetu magicznego…”.

SZTUKA KOBIECA?

Świat przeżyć kobiety różni się od męskiego, to oczywistość. Moja twórczość jest wyrazem wewnętrznych, kobiecych przeżyć. Czy mogę ją nazwać “sztuką kobiecą”? Sądzę, że tak. Nie mam nic przeciwko takiemu określeniu, jeśli rozumie się je jako afirmację kobiecości w sztuce. Pogląd taki wyrażam w swoich pracach, np. tworząc w roku 1988 roku dziennik p.t. “28 dni cyklu płciowego kobiety”. Od tego czasu powstało wiele kolejnych dzienników – zapisków kobiecych spraw codziennych.

A. Saciuk:”…to zwykle nie kobiety piszą poematy epickie i rozprawy filozoficzne ? one raczej skupiają się na prozie, na małych wydarzeniach zwykłego dnia, na ochronie tego, co najbliższe i najważniejsze. O tym właśnie mówi sztuka Joli Wagner – o cieszeniu się każdą chwilą, o barwach zwykłego życia, o prozie dnia i przemijaniu. O życiu w zgodzie z naturą, a nie przeciw niej; o tym, co kruche i nietrwałe…?.

RYSUNKI

Rysunek jest dla mnie początkiem wszystkiego. Jest najprostszą drogą przełożenia myśli na znak. Cudownym medium pozwalającym z łatwością zanotować najbardziej śmiałe fantazje, stworzyć nowe formy i idee.

Rysunek jest dla mnie zachętą do wejścia w przestrzeń. Daje początek wszystkim moim obiektom i instalacjom. Rysując “inwentaryzuję” codzienne, pospolite przedmioty, a następnie tworzę instalacje: zbiory dzid, masek, słoiczków i pudełek; rysuję “mapy” po to, by jak urbanista budować domy i miasta.

WYJĄTEK

Wszystkie moje prace stworzyłam samotnie. Wszystkie, oprócz jednej.

Aby zbudować duży zbiór pustych opakowań po kosmetykach – instalacji inspirowanej moimi wcześniejszymi rysunkami, potrzebowałam pomocy wielu kobiet – i otrzymałam ją! W akcji zbierania obiektów wzięło udział kilkadziesiąt znajomych i nieznajomych kobiet. Każdą z nich uważam za współautorkę pracy. Przez rok, jak zazwyczaj używały one kremów, pudrów i perfum, a zużyte opakowania przekazały do zbudowania instalacji.

Powstała kolekcja składająca się z kilku tysięcy elementów: buteleczek, słoiczków i tubek. Obiektów już bezużytecznych i bezwartościowych ale noszących ekscytujące ślady minionego czasu prywatnego. Jest to pamiętnik “napisany” dzięki wspólnym działaniom wielu kobiet a jednocześnie pamiętnik bardzo osobisty, intymny.

Dokonałam “inwentaryzacji” zbioru – powstał rysunek przedstawiający wszystkie eksponaty.

ŚWIAT

Nie są mi obojętne bolesne problemy naszej rzeczywistości; wojna, okrucieństwo, śmierć… Przerażają mnie i napawają lękiem, uświadamiają bezradność i skłaniają do pokory.

Unikam polityki, oglądanie telewizji i czytanie gazet ograniczam do informacji kulturalnych.

Na przekór panującym modom, nie zamierzam w swojej sztuce uprawiać publicystyki, nie przenoszę do niej tematów którymi pasjonują się media. Obca jest mi idea epatowania złem, w jakiejkolwiek, nawet słusznej sprawie.

Anna Saciuk pisze o moich pracach: “…Nie ma tu walki, destrukcji i zagłady – jest rozumne budowanie, szacunek dla innych istot i pokora wobec praw natury…”

PRZYSZŁOŚĆ

Świat zapełniony jest rzeczami. Wiele wspaniałych dzieł istnieje od wieków i będzie trwało w przyszłości dzięki swojej solidności i trwałości. Na przekór rozsądkowi pociągają mnie jednak te nietrwałe, kruche i ulotne. Obrazy z makulatury, papieru pakowego i bibułek nie dają pewności ich długiego trwania, każą cieszyć się chwilą.

Nie kolekcjonuję i nie liczę swoich prac. Znikają gdzieś w świecie. Myślę tylko o tych, które jeszcze nie powstały…

ŻYCIORYS

Pasję rysowania, klejenia, lepienia miałam chyba “od zawsze”. Mimo wielu zainteresowań, oczywisty był dla mnie wybór studiów plastycznych. Studiowałam w latach 1967 – 1973 w Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi (wtedy PWSSP). Okres studiów to wspaniałe, niezapomniane doświadczenie. Szkoła była dla nas – studentów, oazą wolności i demokracji w ówczesnej, ponurej rzeczywistości, oknem na fascynujący świat sztuki współczesnej. Z szacunkiem, wdzięcznością, ale też i dużą sympatią wspominam swoich dawnych profesorów i wykładowców – prof. Romana Modzelewskiego, prof. Marię Zielińską i wielu innych. Do dziś nie zerwałam z Uczelnią kontaktu.

Po studiach rozpoczęłam pracę jako asystentka na Wydziale Tkaniny.

Obecnie prowadzę Pracownię Malarstwa na Wydziale Edukacji Wizualnej.

W 2002 roku otrzymałam tytuł profesora.

W swojej prywatnej pracowni rysuję, maluję, buduję obiekty i instalacje. Prace swoje prezentowałam na 43 wystawach indywidualnych i ponad 300 wystawach zbiorowych w Polsce i za granicą. Otrzymałam kilkanaście nagród i wyróżnień na konkursach krajowych i międzynarodowych.

Jolanta Wagner