WYSTAWY

 

Spis od 1976

Wystawy 2002

wystawy tegoroczne

 

22.11.02 - 04.01.03

zapowiedzi

Zbigniew Frączkiewicz

Nota biograficzna >>>
Tekst Zofii Gebhard >>>
Strona autora >>>

 

CZŁOWIEK Z ŻELAZA NA KRZYŻU

Uwagi o wątkach sakralnych w twórczości rzeźbiarskiej Zbigniewa Frączkiewicza

1.

Współczesną rzeźbę polską zdominowały formy ładne, grzeczne i dowcipne. Dotyczy to również w dużej mierze instalacji. Natomiast rzeźby Zbigniewa Frączkiewicza są konsekwentnie brzydkie, niegrzeczne i wzniosłe. Rdzewiejące, z grubsza ociosane, niekanoniczne, prowokujące, nie pod publiczkę, odnoszące się bezpośrednio do ważnych tematów i kwestii ostatecznych.

2.

Temat sakralny to dla rzeźbiarza elementarz, zakładając, ze chciał się uczyć i nie spał na zajęciach z historii sztuki oraz lekcjach poświęconych rozwojowi form rzeźbiarskich. Frączkiewicz uczył się rzeźby u wybitnych profesorów (Stanisław Kulon, Oskar Hansen, Jan Kucz, dyplom - pracownia Tadeusza Łodziany) w dość tradycyjnej uczelni (warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych), ale w czasach (1965-71), gdy dominował konceptualizm i odejście od przedmiotu. To było pociągające, choć wydawało się pójściem na łatwiznę. Młody artysta najpierw chciał poznać tradycję, a tym samym - język rzeźby. Choć nie tylko - interesowały go zagadnienia organizacji przestrzeni, więc idee prof. Hansena starał się wcielać w życie w swoich pierwszych realizacjach.
Otrzymał dyplom z wyróżnieniem jednocześnie z Adamem Myjakiem, aktualnym (już po raz trzeci) rektorem ASP w Warszawie. Jest rówieśnikiem Jerzego Kaliny, rzeźbiarza i performera, najpierw outsidera, artysty "kościelnego" z okresu stanu wojennego, twórcy rzeźbiarskiego nagrobka Jerzego Popiełuszki w bagażniku fiata 125p, obecnie od lat bardzo oficjalnego specjalisty od wysokobudżetowych imprez plenerowych; Karola Broniatowskiego, twórcy "latających" postaci (cykl Ludzie, 1970 i Lądowanie przymusowe, 1972), po okresie wystaw prywatnych w stanie wojennym, od lat tworzącego z dużym powodzeniem w Berlinie; Jana Stanisława Wojciechowskiego, jeszcze w latach 80. interesującego rzeźbiarza, eksploatującego chyba nadmiernie własne oblicze odlane w gipsie, później autora tekstów i urzędnika kulturalnego. Pokolenie rzeźbiarzy pocz. lat 70., absolwentów ASP w Warszawie, dominuje dziś na rynku najlepiej notowanych artystów, ale i... urzędników uczelniano-ministerialnych. Mają prestiż i władzę, niektórzy także i pieniądze. Wpadają na rzadkie wystawy Frączkiewicza w Warszawie z butelką taniego rosyjskiego szampana Igrusstoje dla zaznaczenia więzi z tzw. dawnymi czasami. Szybko znikają, bo są stale zajęci.
Zbigniew Frączkiewicz jest od Magdaleny Abakanowicz młodszy, zaś od Mirosława Bałki starszy. Twórca równy tym międzynarodowym gwiazdorom siłą swoich prac, a jednak osobny i nieznany. Zwłaszcza z Abakanowicz wiele go łączy, co jest wyraźnie widoczne w ostatnich poznańskich realizacjach autorki Pleców (Backs, 1976-80) i Thirty Backwards Standing (1993-94). W parku pod cytadelą w Poznaniu stanął tłum 112 bezgłowych postaci - Nierozpoznanych. Oboje artystów używa z upodobanie żelazo - Abakanowicz użyła go - co prawda - po raz pierwszy, ale za to z niezwykłym rozmachem; Frączkiewicz odlewa swoje rzeźby w żelazie od lat 70.
Oboje tez stosują metodę multiplifikacji jako podstawę idei swoich projektów. O ile jednak tłum żelaznych sylwetek Abakanowicz jest anonimowy, o tyle Żelaźni Frączkiewicza dają się personifikować. To ludzie, tyle że z żelaza.
Abakanowicz znają wszyscy, Frączkiewicza prawie nikt. Nie tylko dlatego, że od początku wybrał prowincję, gdzie chciał nade wszystko w spokoju pracować, a nie wystawiać, sprzedawać, zabiegać o wyjazdy zagraniczne lub łączyć się w grupy i zyskiwać uznanie publiczności i krytyków. Sam skazał się na banicję od razu po studiach: niepokorny, dumny, osobny. Wierzył, że nie musi podlizywać się światu, że świat przyjdzie do niego. Do Chocianowa, Szklarskiej Poręby - na końcu Polski. Nie przyszedł. Nawet pomimo tego, że młody aktywista sztuki przyciągał do siebie, organizując plenery i spotkania artystów z całej Polski i Europy. Najważniejszy był plener w Borowie-Chocianowie w 1980 r., na który przyjechała czołówka polskich rzeźbiarzy. To było święto, zdawało się, że liczy się tylko wspólnota i radość tworzenia w aurze odzyskiwanej wolności. Później wszyscy rozjechali się do swoich Warszaw i Krakowów, a Frączkiewicz został u siebie.


3.

Tuż po stanie wojennym, w 1984 r. wystawił swoje prace o charakterze sakralnym w kościele św. Krzyża na Ostrowie Tumskim we Wrocławiu z okazji drugiej pielgrzymki Papieża do ojczyzny. On, plastyk powiatowy, autor popiersi "świętych komuny": Aleksandra Zawadzkiego, Karola Świerczewskiego i Konstantego Rokossowskiego dla miejscowych szkół (z tej serii nigdy nie powstała rzeźba Rokossowskiego, pozostałe stały przed szkołami, dziś usunięte), stanął po drugiej stronie barykady. Dla władzy sytuacja była jasna: zawiódł, zdradził, nic też dziwnego, że piórem posłusznych dziennikarzy rozprawiono się z nim.


4.

Później zaczął wyjeżdżać, głównie do Niemiec, dokąd było bliżej niż do Warszawy; organizował wystawy, stawiał pomniki i rzędy swoich Ludzi z żelaza. W Niemczech, w małych miastach jego Ludzie stoją na placach, rynkach, nierzadko są symbolami miejscowości. Wszędzie był żywo przyjmowany, niekiedy jednak zbyt żywo, zwłaszcza w kraju, na czym cierpiały rzeźby - okradane (najczęściej kradziono żelazne genitalia) i - w skrajnym przypadku - niszczone. Gdy ustawił swojego Żelaznego na rynku w Gorzowie, niemal od razu okrzyknięto go Świństerem - tworem bluźnierczym i antyreligijnym. Rodzice prowadzący dzieci do kościoła ponoć zasłaniali oczy swoim pociechom, natomiast na czas procesji zakrywano rzeźbę derką. W końcu usunięto ją i zniszczono.


5.

Pomnik Ofiar Lubina '82 powstał w 1992 r. Ta jedna z najoryginalniejszych realizacji pomnikowych w Polsce opiera się prostej zasadzie skojarzenia granitowego napisu Solidarność (każda litera to osobny głaz) z żelaznym krzyżem ze śladami stóp i czołgowych gąsienic. Krzyż góruje nad całą kompozycją, ale w intencji artysty miał to być krzyż żelazny, którego barwa i ślady korozji mają niebagatelne znaczenie. Pomnik jest bardzo szanowany w Lubinie, każdy najmniejszy tag grafficiarzy jest natychmiast likwidowany przez służby miejskie. Może z tego szacunku uznano także, że z godnością pomnika nie licują ślady rdzy i krzyż zamalowano antykorozyjną farbą, w dodatku w kolorze różowym.


6.

Od 30 lat ZbignieF pozostaje najbardziej niezależnym i nieukładowym rzeźbiarzem polskim. Trochę nieczystym sumieniem naszej rzeźby - skomercjalizowanej i pustej. Jego prace nikogo nie pozostawiają obojętnym - problem jednak w tym, że znajdują się w obiegu pobocznym, tam, gdzie brakuje odniesień do wysokiej sztuki, do nowoczesności lub klasyki w ponad przeciętnym wydaniu.


7.

Kim jest Człowiek z żelaza - najważniejszy twór Frączkiewicza? Praczłowiekiem, nad- lub pod-człowiekiem, człowiekiem bez właściwości czy może człowiekiem - Bogiem, do którego każdy z nas mógłby, powinien czy chciałby być podobny. Dawni artyści ułatwiali proces utożsamiania - Chrystus był najczęściej piękny i wzniosły. Choć nie zawsze: słynny czarny Chrystus z ołtarza z Isenheim Matthiasa Grünewalda (z 1513-15 r.) odstręcza od swego wizerunku: jest broczącym krwią, wyschniętym od ascezy nieszczęśnikiem z powykręcanymi ramionami i dłońmi, który nacierpiał się ponad miarę i kona zrezygnowany. I przykład opozycyjny: Chrystus Michała Anioła z Kaplicy Sykstyńskiej (z lat 1535-41 r.) - lekko otyły, silny, gładki i gniewny. Bez korony cierniowej, lekko ufryzowany, z władczo uniesioną ręką - Pan gniewu, piętnujący wszelki grzech.
To plus i minus wizerunków Boga-Człowieka. Gdzieś po środku jest Chrystus Frączkiewicza. Gdy jako pomnik zawiśnie na gigantycznym Krzyżu Milenijnym na specjalnie wyznaczonym terenie pomiędzy cmentarzem ewangelickim i cmentarzem żołnierzy radzieckich w Bolesławcu będzie najwyższym, najbardziej okazałym Chrystusem Ukrzyżowanym w kraju. Czy najbardziej wyrazistym, czy po prostu widocznym z najdalszych zakątków tej i okolicznych miejscowości? Będzie wyrazem wiary, nie zaś tylko formą rzeźbiarską. Teraz, gdy gipsowe odlewy Chrystusa ZbignieFa wypełniają przestrzeń galerii sztuki współczesnej, na chwilę przed sakralizacją, Chrystus jest jeszcze forma rzeźbiarską, prefabrykatem, zespołem elementów, kształtem ludzkim, który jeszcze nie stał się boskim wizerunkiem na krzyżu.


8.

Zatrzymajmy się. To moment, gdy sztuka ukazuje proces sakralizacji przedmiotu. Za chwilę zniknie rzeźba i zaistnieje symbol wiary. Teraz widzimy jeszcze formę, jej części, miejsca, gdzie pojawia się spawy, gdzie trzeba będzie cyzelować zgrubienia, wzmocnienia konstrukcyjne, połączenia ze stalowym krzyżem. Dochodzi statyka i inżynieria. W dodatku roboty ziemne, infrastruktura, a nad tym wszystkim cień potężnego, ale wciąż dziurawego budżetu. Później już tylko wzniosłość i Ojcze nasz...
Ktoś powie, że zawsze tak było, że cierpień praktycznej strony twórczości wzniosłej, sakralnej doświadczał i Michał Anioł, i dziesiątki generacji artystów. Dostają za swoje twórcy dzieł wzniosłych i monumentalnych. Może to kara za pychę. Wszak mogli lepić figurki do banków i rezydencji biznesmenów, którzy wraz ze zleceniem nie omieszkują objaśnić, co cenią w rzeźbie mającej ozdobić ich ogród lub wnętrze rezydencji. Na pewno nie brzydotę, niegrzeczność i wzniosłość.

Warszawa, wrzesień-październik 2002 r.  

Krzysztof Stanisławski  


























   

Finasowane przez Unię Europejską w ramach programu PHARE

Historia Sklepik Artyści euroregionu Wystawy Edukacja Informacje