Pamiątka z Karkonoszy. Fotografia – Nowe Media

14 września – 17 października 2006 r.

Adam Sobota: Pamiątki

Pamiątka to materialny instrument pamięci. Pamięć może się oczywiście wyrażać w bardzo indywidualny sposób, zrozumiały tylko dla pojedynczego posiadacza wspomnień, a nawet tworzyć swoje ikony wyłącznie w sferze mentalnej. Tutaj jednak, mówiąc o pamiątkach, zakładamy powołanie jakiejś materialnej formy, która ukształtowana jest też z uwagi na sposoby społecznej komunikacji.

Można więc rozważać pamiątkę jako komunikat dotyczący tego, co można by nazwać “szczególnym uobecnieniem”. Uobecnienie oznacza powołanie się na jakieś miejsce, czas i zdarzenie powiązane z przeżywającym to podmiotem. Przysługujący temu uobecnieniu walor szczególności może mieć bardzo różne uzasadnienie. Może wynikać z szacunku dla ogólnie uznanych wartości widowiskowych, historycznych, kulturowych czy zdrowotnych pewnych miejsc, co daje przybywającym tam osobom przekonanie o osiągnięciu dzięki temu osobistej korzyści i wzmocnieniu poczucia własnej wartości. Komercyjne wytwarzanie pamiątek jest ważną częścią utrwalania prestiżu takich miejsc. Ale pamiątki (materialne obiekty czy wspomnienia) same mogą też inicjować autorytet pewnych miejsc czy sytuacji. Pamięć osoby, która z jakichś powodów staje się znana, może nobilitować nawet najbardziej banalne miejsca, a to samo może uczynić np. pogłoska o jakiejś nadprzyrodzonej manifestacji doświadczonej przez najzwyklejszą osobę. Miejsca i pamiątki (dowody pamięci) mogą się więc wzajemnie kreować i występować w różnych relacjach. Kluczową kwestią w tych związkach jest to, jak społecznie uznane wartości wpływają na funkcjonowanie indywidualnej pamięci, oraz jak walory czyjejś pamięci mogą wpływać na tok publicznego dyskursu związanego z obiektem takiej pamięci.

Pamiątka odnosi się do faktów, które w zbiorowej czy indywidualnej pamięci kojarzone są ze zbliżeniem się do jakiegoś ideału. Z jednej strony więc jak najbardziej pożądana jest wizualna doskonałość formy takiej pamiątki, która – jeśli jest obrazem – zmierza do wykorzystania najbardziej cenionych standardów malowniczości. Jednak z drugiej strony w takich sytuacjach liczy się też dobitne wyrażenie pewnych osobistych przeżyć, które w dużym stopniu są związane z irracjonalną emocjonalnością. Takie emocje usprawiedliwiają uproszczony sposób wyrażania potrzeby kompleksowej rewitalizacji psychiki, kojarzonej z pewną sytuacją. Pod tym względem pamiątka jest czymś innym niż dokument, jakkolwiek aspekt dokumentalny jest też dla niej ważny. Dlatego formy pamiątek ukazują daleko idącą tolerancję dla tego, co w dziedzinie estetyki określa się jako kicz.

Pamiątki, które przybierają formę obrazów, zazwyczaj odwołują się do wzorców piękna, których zawsze dostarczało malarstwo. Jeżeli chodzi o kulturę europejską, to zasadniczo wykorzystuje się kanony nowożytne, funkcjonujące od XV wieku, najczęściej uwzględniające perspektywiczny iluzjonizm. Jeśli chodzi o widoki natury to sentymenty zaspokaja najczęściej kanon romantyczny (zwłaszcza gdy idzie o widoki gór i morza). Co ciekawe, o ile w malarstwie romantyczny typ pejzażu z początkiem XX wieku na dobre rozminął się z koncepcjami nowoczesności, to w fotografii utrzymał on swój wysoki prestiż. Przykładem mogą być zarówno dzieła takich amerykańskich klasyków jak Weston, Adams, czy Caponigro, jak i polski nurt fotografii elementarnej z lat 1980-tych, fotografia przyrody lansowana pod szyldem “National Geographic” czy różne formy neopiktorializmu. Z kolei punktem odniesienia dla przedstawień ludzi i architektury mogą być kanony wypracowane w okresie baroku i klasycyzmu. Nietrudno jest wyśledzić takie zależności wszędzie tam, gdzie istniały starania o kwalifikowane tworzenie obrazów. Dowodem oddziaływania takich kanonów są też porady udzielane fotoamatorom, a nawet postulowanie w pewnych rejonach miejsc i kierunków fotografowania. Wszystko to bierze się z przekonania, że nawet jeśli fotograf nie kształtuje krajobrazu tak jak architekt, to poszukuje w nim takich samych walorów jakie określane były w koncepcjach pałaców i parków.

Ponieważ masowe podróżowanie i fotoamatorstwo rozwinęły się niemal równocześnie, osobną kategorią stało się pamiątkarstwo prywatne, tworzone masowo przez posiadaczy różnego rodzaju kamer. Tutaj związki z estetycznymi ideałami uległy daleko idącemu rozluźnieniu, a na pierwszy plan wysunęła się nieporadna ekspresja prywatności. Niewielką część produkcji fotoamatorskiej stanowią prace udanie naśladujące profesjonalne wzory obrazowania. Zdarzają się tu też niezwykle odkrywcze rejestracje w których (często przypadkowo) sama technika ujawnia swoją siłę jako narzędzie poznania.

Pamiątki pozyskiwane metodami fotomechanicznymi, niezależnie od tematu przedstawień, są też kroniką stanu techniki obrazowania. W XX wieku powstał też zresztą kanon przedstawień wytworów techniki (oraz podkreślania ich cywilizacyjnej dominacji), będący częścią modernizmu, w czym zasadniczy udział miały fotomedia. Jednak w wypadku takich tematów jak Karkonosze, dominuje chęć ukazania pewnego azylu naturalności. Azyl ten staje się co prawda dostępny dzięki technice, ale zarazem ma stanowić niejako jej odwrotność. Sprawia to, że wciąż jako kryterium dominuje kanon romantyczny, nie tyle w sensie konkretnej stylistyki obrazów z 1 połowy XIX wieku, co w sensie wiary w uniwersalne, integrujące, uwznioślające i głęboko symboliczne walory natury. Atrakcyjność tego kanonu potwierdzają popularne formy pamiątek (np. fotografie na pocztówkach, w albumach czy kalendarzach). Zarazem wzory te stanowią punkt odniesienia dla różnych nowszych alternatywnych propozycji. Alternatywność oznacza zwykle odwołanie się do radykalnie indywidualistycznych postaw, które często prowokacyjnie naruszają popularne kanony przedstawiania, ale same też wpisują się w pewien ogólny program działania, związany z innowacyjnymi kategoriami stylu czy subkultury. W XX wieku tradycja awangardowa polegała na prowokowania kryzysu estetycznego, który wynikał z zaskakujących rozbieżności pomiędzy proponowanymi zestawami obrazów, a zwyczajowymi kategoriami pojęciowymi. Stąd wziął się przewrotny typ pamiątek (zwanych np. “antypocztówkami”), ukazujących banalność, enigmatyczność czy ściśle materialną tożsamość pewnych miejsc, które powszechnie kojarzy się z monumentalnością czy wzniosłością (np. Nowy Jork ukazany wyłącznie poprzez fotograficzne zbliżenia płyt chodnikowych, albo sławne góry zredukowane do abstrakcyjnie potraktowanych detali).

Wielu współczesnych artystów unika powielania standardów kultury masowej, nawet jeśli wyrażają one jak najbardziej pozytywne wartości. Kiedy twórcy odnoszą się do pewnych miejsc, czy do pamięci o nich, temat ten zostaje często całkowicie zdominowany przez wybór jakiegoś szczególnego, osobistego sposobu widzenia. Celem takich działań jest wyrażenie szczerości i bezpośredniości odczuwania, w sposób jak najmniej zapośredniczony przez retorykę typowych komunikatów. Zjawiska przyrody są do tego dobrą okazją, ale kiedy ich obserwator stara się pamiętać siebie w sposób jak najbardziej uogólniony, to również natura staje się czymś enigmatycznym. Ujawniają się tutaj dylematy dokumentalizmu i pamięci. Im bardziej ktoś stara się być wierny swemu unikalnemu odczuciu obecności, tym bardziej anonimowe staje się miejsce tego odczucia. Czytelna dokumentacja miejsca jest bowiem przejawem jego społecznej teorii i to do niej odnosi się zawsze tradycyjna forma “pamiątki”.

Jednak nawet najbardziej indywidualistycznie potraktowane wspomnienia potrzebują kontekstu społecznych konwencji, gdyż dopiero porównania między nimi uruchamiają pełne możliwości odczytania takiego przekazu. Konwencje kultury kładą nacisk na klarowne umiejscowienie wszelkich wartości, a transcendentalność sugerowana jest poprzez nadawanie miejscom walorów estetycznej doskonałości. Podejście indywidualistyczne broni się przed umiejscowieniem, a głębszych wartości poszukuje w samej naturze rozumianej jako proces. Rywalizacja takich stanowisk odbija się w tym wszystkim, co współcześnie możemy kojarzyć z pojęciem pamiątki.

Jan Kurowicki: O życiu i śmierci pamiątki

Pamiątka to ucieleśniona pamięć nieobecnej przeszłości. Srebrna łyżeczka po babci, album ze zdjęciami rodzinnymi, różaniec z pierwszej komunii, zachowany zeszyt szkolny z wypracowaniami, pluszowy miś z wydłubanymi oczami z czasów dzieciństwa, zasuszony kwiat w tomiku wierszy, jako ślad dawnej miłości itp., itd.- to właśnie pamiątki. Każda zaś z nich stanowi oryginał, choćby zdjęcia w albumie były sztampowe, różaniec – jarmarczny, wypracowania banalne, miś byle jaki, a kwiat nędzny i skruszały, bo to przecież rzeczy dla nas jedyne i wyróżnione. Traktuje się więc je z pietyzmem, mniej lub bardziej starannie przechowuje i ogląda.

Dzieje się to w momentach, kiedy np. odzywa się nostalgia za czymś minionym; przy spotkaniach rodziny, przyjaciół lub znajomych. Wtedy reprezentują one przeszłość w teraźniejszości, a jednocześnie oddalają od doraźnych treści przeżyć i wydarzeń. I niezależnie od artystycznego statusu tworzą aurę, bo ewokują swoistą dal i głębię, zawieszając monotonię zwykłego życia.

Z drugiej jednak strony do pamiątek zalicza się różne przedmioty, które pochodzą z jakichś obdarzonych znaczeniem miejsc, czy publicznych zdarzeń i zaświadczają o czyjejś w nich obecności. Mają one często charakter ewidentnie towarowy. Może więc znaleźć się między nimi ciupaga z Zakopanego, okolicznościowy medal czy gadżet, upamiętniający rocznicę jakiejś bitwy; mogą też pierniki z Torunia, butelki w kształcie Matki Boskiej z Częstochowy, kiczowate wizerunki Jana Pawła II na talerzach, kupione w rzymskich lub polskich sklepikach w dniach jego pogrzebu, odpustowe koraliki lub drzeworyty z wizerunkiem Liczyrzepy z Jeleniej Góry.

Niezależnie jednak od tego, czy mamy do czynienia z pierwszym czy drugim rodzajem pamiątek, coś je łączy: są to przedmioty, należące do właściwych sobie zakamarków świata prywatnego. Żyją tedy w granicach ściśle zakreślonych przez krąg przeżywanych i zapamiętywanych działań, zdarzeń i miejsc.

Pamięć wszakże, powołująca do istnienia pamiątki, nie jest bezładnym śmietnikiem. Wszystko wprawdzie może się w niej znaleźć, i czasem – nawet dla jej podmiotu – trwać zadziwiająco długo, ale nie każde obecne w niej zdarzenie czy osoba nadaje się i posiada pamiątkowe ucieleśnienie. Zauważmy, że liczne jej treści są z niej wypierane; istnieje też cała mnogość przedmiotowych ucieleśnień momentów jej zawartości, których ludzie wolą się pozbywać albo je niszczyć, jak fotografie po byłym kochanku, czy nawet najpiękniejsze meble, starannie dobrane przez żonę, co poszła w siną dal za głosem innej miłości i ciała.

Tego rodzaju rzeczy nie stają się pamiątkami, lecz są zaledwie świadectwami minionego. Często drażnią one i ranią, bo rozbijają mityczny ład wspomnień. Pamięć bowiem zawiera w sobie zmienne i sprzeczne skale preferencji, wyznaczające rangę znaczących dlań obiektów. Za sprawą owych skal – jedne zasługują na obecność w świecie pamiątek, inne mniej, a jeszcze inne – wcale.

Jednakże właściwą podstawą ich kształtowania się są czynniki pozapodmiotowe, bo mimo, że należą do świata prywatnego, są przede wszystkim wyrazem form kulturowych. To wszak za ich sprawą dokonuje się selekcja spośród obiektów mogących ucieleśniać pamięć, jednym nadając status pamiątek, innym nie. Tak zatem wspomniany tutaj zasuszony kwiat może być pamiątką po pierwszej miłości, ale już na pewno nie prezerwatywa, przypadkowo wrzucona pod łóżko i znaleziona podczas sprzątania po pierwszym, cielesnym sposobie przejawiania się tej miłości. A wszak jedno i drugie ucieleśnia pamięć! Cóż z tego? Kwiat wyraża uznaną kulturowo formę manifestowania uczuć, w której są one obecne jako czysta, wzniesiona ponad naturę materia duchowa, przepełniona impresyjną estetycznością. Natomiast owa prezerwatywa jest śladem złamania pewnej konwencji kulturowej; uosabia zatem brzydotę i wulgarność zarazem. Nasza kultura bowiem dystansuje się od uobecnionej w seksie biologiczności i spycha ją w sferę niemej i ślepej intymności. Dlatego kondom wyrzuca się do pojemnika na śmieci, gdy kwiat dostępuje zaszczytnego istnienia jako pamiątka.

Ujawnia się więc w niej szczególna natura: należy ona do sfery tego, co osobiste; traktuje się ją jako coś intymnego i ukrytego za kurtyną prywatności; jednocześnie obiekty i formy, w jakie się wciela, są tego rodzaju, aby mogły być dostępne wszystkim oczom, bo tego wymagają obowiązujące wzorce kulturowe.

Wyrazistym tego przykładem mogą być choćby niektóre pamiątki po Adamie Mickiewiczu. Poetą był on wielkim, lecz jako osoba – podobno – wyjątkowym niechlujem. Opierając się na historycznych dokumentach, opowiadał o tym kiedyś Kazimierz Brandys w jednej ze swych nielicznych sztuk teatralnych. Tytuł jej wyleciał mi już niestety z głowy. Pewna jednak jej szczególna scena pozostała we mnie. Oto do paryskiego mieszkania Mistrza przychodzi znajomy. Gospodarz pyta: “napijesz się pan herbaty?”, a gdy ten kiwa przyzwalająco głową – wyciąga z kieszeni wielokrotnie używaną smarkówę, wyciera nią filiżankę, chowa z powrotem do kieszeni, i z dzbanka nalewa mu do niej herbaty…

Wyobraźmy teraz sobie, że owa smarkówa przeżyła Mistrza i dla jego syna – Władysława stała się jedną z pamiątek po ojcu. Czy jednak dokładnie taka, jak wtedy, gdy on jej używał? Wolne żarty! Owszem została może zachowana, ale po dokładnym wypraniu i złożeniu, dzięki czemu nie wyróżniała się spośród setek tysięcy podobnych chusteczek. Bez kulturowej, choć bezosobowej formy, powtórzmy, nie byłoby więc nawet śladu (prywatnej skądinąd) pamiątki.

Jest zatem oto tak, że – zdawałoby się oczywiste – określenie pamiątki, od którego rozpocząłem te rozważania, stanowi tylko wiotką abstrakcję, niewiele znaczącą bez dopełnienia jej o wskazanie na charakter pamięci i doświadczeń oraz na podmiotowe i pozapodmiotowe (społeczne i kulturowe) skale preferencji, porządkujące pamiątki wedle ich wartości. Dopiero w kontekście owych dopełnień widać, że pamiątka nie jest po prostu tylko rzeczą, do której człowiek ma stosunek emocjonalny. Przedmiot stanowi jej niezbędne podłoże, lecz ani ona od niego się nie zaczyna, ani na nim nie kończy, choć w niej właśnie się ogniskuje. Tym natomiast, co pamiątki tworzy są różnorodne sieci związków i zależności konkretnego człowieka z innymi ludźmi i światem, w obrębie których kształtuje się to, co dla niego stanowi sferę prywatną.

W tym momencie jednak może ktoś się żachnąć i powiedzieć, że niesłusznie ograniczam obecność pamiątek do jednostkowej sfery prywatności. Wszak istnieją i inne. Żyją one oto w Izbach Pamięci albo w muzeach czy na odpowiednich wystawach. Są także traktowane z pietyzmem, jak te ze sfery prywatności; są strzeżone i nawet bywają konserwowane. I także można powiedzieć o nich to, co stwierdziłem na początku tego eseju: stanowią ucieleśnioną pamięć nieobecnej przeszłości; pamięć wspólnotową. By jednak ewokowały one odpowiednie nastawienie aksjologiczne zwiedzających i ukazywały w odpowiednim świetle osoby lub rzeczy; by – wreszcie – przemieniały się rzeczy materialne w pełne ekspresji i wiele mówiące figury wyobraźni, trzeba im dopomóc, dopasowując do odpowiednich form kulturowych. Ot choćby tak, jak ukazuje to Andrzej K. Waśkiewicz w jednym ze swych utworów z tomu “Mirbad 7”, powstałym po jego pobycie w Iraku w latach osiemdziesiątych:

w gablocie

– obok potłuczonych talerzy przestrzelonych mis

rozerwanych pocisków ściany z dyplomami

poświęconymi pamięci tych którzy zginęli –

starannie wyprana sukienka z dziurą

chyba w okolicach brzucha swej nieżyjącej właścicielki małej

dziewczynki która

patrzy na ciebie ze zdjęcia w tej samej gablocie

Poeta wskazuje na te eksponaty-pamiątki rzeczowo i z dystansem. Widział je bowiem jako cudzoziemski przybysz, a nie mieszkaniec kraju, który wówczas toczył niesłychanie tragiczną, krwawą i niszczycielską wojnę z Iranem. Zauważa więc z perspektywy owego dystansu coś, co twórcy owej gabloty uczynili bezwiednie i spontanicznie. Oto nim włożono do niej sukienkę zastrzelonej dziewczynki, najpierw starannie ją wyprano.

To tak przecież się stało, jak ze wspomnianą wyżej smarkówą Adama Mickiewicza! Bez tego nie byłaby ona godnym samej siebie eksponatem. Musiała być do tego celu s t a r a n n i e przygotowana; zatem – starannie ją wyprano… Owa czynność jednak pozbawiała “brudnej”, jednostkowej krwi pewnego ciała, dając w zamian duszę zbiorowości, która – z kolei – urealnia się w zdjęciu w tej samej gablocie tak samo, jak w potłuczonych talerzach, dyplomach poległych, w przestrzelonych misach i rozerwanych pociskach. I to wszystko należy do sfery wspólnotowej, a nie prywatnej. Stanowi pamiątki właśnie wspólnotowe, na pierwszy rzut oka odrębne od prywatnej srebrnej łyżeczki po babci, czy talerza z wizerunkiem Jana Pawła II albo jeleniogórskiej figurki Liczyrzepy.

Czy jednak rzeczywiście są one zasadniczo od siebie odmienne? Nie chodzi mi przy tym tylko o rzeczy wyliczone w cytowanym wierszu Waśkiewicza, ale o dowolne obiekty, wyróżnione jako pamiątki danej grupy narodowej, lokalnej, militarnej, skautowskiej, partyjnej, zawodowej itp. Tym, co je odróżnia od prywatnych, jest ewokowany przez nie patos. Ale patos przecież to nic innego, jak swoista odmiana aury: aura wspólnotowa, różna wprawdzie od analizowanej wyżej prywatnej, jednak właśnie ona, powstała w doznaniach zbiorowych. Chociaż, jak auratyczność pamiątki prywatnej, wyzwala również wrażenie czegoś bliskiego i dalekiego zarazem, swoiście nieskończonego, co łączy zwykłe z niezwykłym i oddala od prozy codzienności.

Z drugiej wszakże strony bez identyfikacji konkretnego podmiotu z daną pamiątką wspólnotową nie jest ona w stanie ewokować patosu. Sama w sobie więc stanowi zaledwie ofertę do jednostkowego, prywatnego utożsamiania się ze sobą. Nie jest więc rzeczą przypadku, że istnieją nie odwiedzane Izby Pamięci, pozbawione widzów wystawy czy muzea pamiątek. Chyba, że na rozkaz, polecenia nauczyciela albo z nakazu administracyjnego. Gdy jednak ani one ziębią ani grzeją sfer jednostkowej prywatności – właściwie pamiątkami nie są, a tylko przypadkowymi rupieciami. Nic więc dziwnego w tym, że świadomość potoczna zaciera granice między pamiątkami osobistymi i wspólnotowymi, gdyż – na dobrą sprawę – wszystkie są dla niej osobiste, bo za każdą stoi akt jednostkowej identyfikacji.

Aby – z kolei – ten akt mógł się w pełni dokonać, niezbędny jest odpowiedni kontekst wyobraźniowo – emocjonalny. Dla pamiątek prywatnych wytwarza go jednostkowa pamięć; dla wspólnotowych ona nie wystarcza. Wymagają one bowiem czegoś więcej, co określam jako przygodowość i sentymentalizm. Jedno zaś i drugie ma do nich podmiot przyciągnąć, zaintrygować i wzruszać. W rezultacie – utożsamić. Albo – jeśli kompletnie brak pierwszego – przynajmniej wyzwalać ciepłe roztkliwienie, czy rozedrganą uczuciowo zadumę.

Przygodowość może wyrażać się rozmaicie: przez dramatyczne, sfabularyzowane opowieści, których wizualnym ucieleśnieniem są właśnie pamiątkowe obiekty; przez narracje o mniej lub bardziej niezwykłych czynach i przeżyciach danej grupy albo jej wybitnych przedstawicieli, czy wreszcie przez opowieści o sposobach dokonania tych czynów i ich skutkach. Owe czyny, jak i udramatyzowane, trzymające w napięciu formy ich realizacji mogą przy tym mieć charakter praktyczny, intelektualny, czy artystyczny. Najważniejsze wszakże jest w nich to, by ucieleśniały wartości danej wspólnoty, a równocześnie – pobudzając wyobraźnię zwiedzającego – stawały się dla niego mniej lub bardziej dościgłym ideałem, z którym jest on zdolny się utożsamić. A następuje to tym łatwiej i szybciej, im więcej w tym wszystkim momentów wzruszających i ściskających za gardło.

Wynika z tego, że pamiątki mają doniosłe znaczenie estetyczne i egzystencjalne. Ich bowiem zbieranie, przechowywanie i rozpamiętywanie stanowi sposób na potwierdzanie tożsamości jednostki w otaczającym świecie. Służące zaś do tego obiekty wskazuje nam (i kształtuje) życie społeczne i kultura. Brak pamiątek lub nonszalancja, czy niedbałość względem nich, wyraża zarazem brak zakorzenienia i luki w tożsamości. Ale oczywistym warunkiem obecności pamiątek jest nie tylko ich posiadanie, lecz również przywiązywanie do nich wagi przez człowieka.

Tu wszakże sprawa komplikuje się. Niegdyś, w społeczeństwach tradycjonalnych, a także długo potem, nim nastała współczesność, było to oczywiste. Ale gdy ona nastąpiła – nie bardzo. Jako jeden z pierwszych zauważył to Marcel Proust w “W poszukiwaniu straconego czasu”. Bohater tej jego powieści mówi że: “Bardzo rozsądna wydaje mi się wiara celtycka, że dusze tych, których straciliśmy, uwięzione w jakiejś niższej istocie, w zwierzęciu, roślinie, rzeczy nieożywionej, stracone dla nas w istocie do dnia – dla wielu nie przychodzi on nigdy – gdy nam się zdarza przejść koło drzewa, wejść w posiadanie przedmiotu będącego ich więzieniem, wówczas drżą i wołają nas skorośmy je tylko poznali, czar pryska. Oswobodzone przez nas, zwyciężyły śmierć i wracają, aby żyć z nami”.

Nie pojawia się tu wprawdzie kategoria pamiątki, ale oczywiście chodzi też i o nią. Jest ona przecież historyczną następczynią owych zwierząt, roślin, wszelkich rzeczy ożywionych i nieożywionych, w których uwięzione były dusze przeszłości i przeszłość sama. Jest materialną rzeczą, ukrytą poza dziedziną i zasięgiem inteligencji. Pamiątka ma jednak charakter nie sakralny, a świecki, prozaiczny. I wszystko jedno, czy należy do sfery prywatnej, czy wspólnotowej. Ale jeśli sakralna poprzedniczka pamiątki wyzwalała dusze i przeszłość przez samo zbliżenie do obiektu, który je więził (bądź dokonywało się to przez zabiegi magiczne czy rytuały), to dla nas – zdaniem Prousta – sytuacja się zmieniła. Każdy obiekt, zarówno ożywiony, jak i nieożywiony, jest pusty. Nie ma w sobie duszy, która by drżała i wołała, gdy się do niego zbliżamy. Znajduje się w nim jeno jego własna materialność. Przeszłość wcieliła się wprawdzie w jakiś przedmiot, ale nawet się nie domyślamy, czym on jest. Wszystko więc, co traktujemy jako pamiątki – można powiedzieć za Proustem – wcale nas do przeszłości nie musi zbliżać. Nie tylko odległej, lecz tej nawet najbliższej, znajdującej tuż z tyłu na zapleczu teraźniejszości.

Człowiek oto coraz to bardziej zasklepia się w sobie i ogranicza swe myślenie, wyobraźnię i działanie do sfery egoistycznych interesów, a zbiorowości, w jakich obrębie działa, traktuje jako coś względem siebie zewnętrznego, obcego, często przeciwstawnego. Czymś takim jest dlań i rodzina, i instytucje religijne, państwo, szkoła, nawet kręgi towarzyskie lub przyjacielskie, w których spędza czas. Najważniejszy jest dlań kalejdoskop przypadkowych, doraźnych zdarzeń, krążących wokół jego ja. Owa zaś ich przypadkowość i doraźność stawia pod znakiem zapytania wszelkie skale preferencji, które – jak pisałem wyżej – są warunkiem ucieleśniania się pamięci w obiektach pamiątkowych.

Współczesność bowiem to krematorium wszelkich pamiątek. Brzmi to strasznie, wiem o tym. Ale wszechniszczący płomień doraźności, który jest jej istotą, nie oszczędza niczego. Jego więc dziełem jest tylko popiół obojętności. Prędzej czy później zamieniają się w niego wszystkie pamiątki. I skoro nawet z rodziną najlepiej wychodzi się na fotografii, to rodzinne pamiątki tracą bliskość, stają się czymś martwym szarym i spopielałym. Toleruje się je tylko ze względu na konwencje kulturowe, którym trzeba się podporządkowywać. Brak tu natomiast autentycznego pietyzmu i uczuć.

Inne zaś obiekty, którym status pamiątki przypisuje jakaś wspólnota (szkoła, dywizja, drużyna, powiat, region, kraj itp.) także stają się odległe i zdepersonalizowane, i potrzeba specjalnych zabiegów, aby poruszały wyobraźnię, a pamięć zbiorową czyniło emocjonalnymi ramami dla jednostkowej. I temu służy przemysł kulturowy (kino, telewizja, prasa), wytwarzający zestandaryzowane pigułki patosu, przygodowości i sentymentalizmu.

Ludzie wchłaniają je, odurzają się nimi, i dzięki nim przy dźwiękach narodowego hymnu stają im łzy w oczach; gdy zaś na przykład oglądają serial według “Potopu” Sienkiewicza – gotowi są czcić jako zbiorową pamiątkę Jasną Górę; a dzięki świetnemu reportażowi Wańkowicza o Monte Casino – traktować nawet podartą żołnierską kurtkę szeregowca z armii Andersa jako ucieleśnienie narodowej pamięci. Ale te pigułki patosu nie działają zbyt długo. Są środkami doraźnymi, i prędzej czy później opuszczają sfery człowieczej wyobraźni i emocji. Zostawiają jednostkę samopas, w wyludnionej pustce, naprzeciw jej losu.

Jeśli jednak tak jest, to po co w takim razie ten wykład; całe to pokazywanie znaczenia estetycznego i egzystencjalnego pamiątki?

Jak to po co? – Aby sobie w pełni uzmysłowić, że we współczesności wszystko, co ludzkie, jest ulotne, i rozpływa się już na samą myśl, że stanowi opokę, na której ufundujemy nie tyle może nasz byt, co byt pamięci.

mjg