Rozmowa z Markiem Szyrykiem!

Drodzy,
spotkanie z Markiem Szyrykiem z przyczyn niezależnych nie może się odbyć. Ale żeby nie było Państwu smutno, spotykamy się dziś z Artystą na naszym profilu facebookowym. Prezentujemy wywiad Magdaleny Fleszar z Markiem Szyrykiem opublikowany przez Portal Informacyjny w Opolu www://opowiecie.info
Wywiad dotyczy m.in. Jeleniej Góry i prezentowanej od 14 lutego w naszej galerii wystawy ,,O pięknie życia”.
.

Marek Szyryk. Fotograf, pisarz, przede wszystkim jednak nauczyciel. ROZMOWA z Magdaleną Fleszar z 2 września 2019r.

Marek Szyryk o sobie: „Jestem otwarty na świat, na życie, na ludzi. Fotografuję, piszę ale przede wszystkim uczę. Jestem nauczycielem i to jest dla mnie najważniejsze.” (…)
.

– Czym jest fotografia?
– Fotografia to umiejętność obserwacji. Chodzi o znalezienie czegoś interesującego, czegoś co zafascynuje, zadziwi, zaskoczy. Wykonanie fascynującego zdjęcia nie zależy od aparatu, tylko od człowieka. Niedawno skończyłem książkę o ważności wybranego momentu przez fotografa i zatrzymaniu go na zdjęciu, o specyficznym charakterze jakiegoś światła, o uwiecznieniu w kadrze czegoś na poły nieuchwytnego, o tej jedynej chwili, chwili kiedy świat wstrzymuje bieg. Nie jest to podręcznik, bo tego nie da się wyrazić językiem akademickim. Tylko literatura piękna i jej język jest adekwatnym nośnikiem takich treści – jest w stanie oddać potrzeby ducha, oka, widzenia, patrzenia. Opowiadam o tym za pomocą języka literatury, bo podobnie jak fotografia często ma niewiele wspólnego z tym co widzimy, a raczej z tym jak to widzimy.
.

– Dla kogo kierowałeś tę pozycję?
– „Potłuczone lustro” nie ma tu sprecyzowanego odbiorcy. Nie jest to książka dla fotografów, bo nie jest to literatura fachowa, ani dla miłośników literatury pięknej, ani dla pisarzy, bo fotografia jest im obcą dziedziną. Jest czymś pomiędzy. Podzieliłem się fragmentami na faceebooku i podobały się, więc uważam, że kierunek, który obrałem jest dobry. Udało mi się napisać coś, co jest dobrze przyjmowane. Czym innym jest czytanie książek, czym innym obcowanie przez 40 lat z fotografią, a jeszcze czym innym pisanie. Te wszystkie rzeczy są fascynujące. „Potłuczone lustro” to zbiór esejów. Po lewej stronie umieściłem fotografię, która jest zakryta i jest odbiciem treści i opisu mieszczącego się na prawej stronie. „Potłuczone lustro” jeszcze poczeka na swój czas ponieważ szykuję dużą wystawę fotograficzną, która obecnie ma najwyższy priorytet. Odkryłem w sobie pisarza i to jest dla mnie powód do radości. Mając żagiel napełniony radością pisania stworzyłem kolejną pozycję, tym razem dla miłośników literatury „Pod nogami mam 19 rzek”.
.

– Intrygujący tytuł. Czego dotyczy?
– Skoro pisanie szło mi tak dobrze, to poszedłem za ciosem. Powstała książka o Łodzi. Łódź jest dla mnie punktem wyjścia do opowieści o człowieku, do przywołania tematów z historii, tego co historia robi z ludźmi, jak ich zmienia. Nosi tytuł „Pod nogami mam 19 rzek” Większość tych cieków ukryta jest pod ziemią, a to one stworzyły to miasto i napędzały jego rozwój. Piszę o historii, która odciska się na murach, widać ją w urbanistyce, wreszcie w człowieku. Fascynujące jest oglądanie Łodzi z tej perspektywy. W książce pochyliłem się także nad Szkołą Filmową. Opowieść o łódzkiej filmówce to dla mnie odkrywanie przedziwnego patchworka zszytego z wielu różnych historii. Przedstawiam ją przez pryzmat opowieści nauczycieli, studentów i miejsc. Dla jednych miejscem poszukiwania świętego Grala, dla innych kolejnym etapem w życiu. W wypowiedziach dwudziestoparolatków dostrzegłem, że patrzą na świat przez pryzmat doświadczeń starszych kolegów, autorytetów, bo trudno być filozofem życia w wieku 23 czy 24 lat.
.

– Kiedy będziemy mogli ją przeczytać?
– Nie wiem. Nie chcę na razie jej proponować wydawcy. Może jeszcze nie teraz. Bardzo dużo dało mi tworzenie tej pozycji i głównie jest tylko dla mnie.
.

– Wspomniałeś o wystawie. Gdzie i czego będzie dotyczyła?
– To ważna dla mnie wystawa, bo mój rodzinny dom, moje dzieciństwo, cały ten powrót do czasów dziecięcej szczęśliwości są dla mnie istotne. Z dzisiejszej perspektywy postrzegam ten czas jako moją Arkadię. Będzie nosiła tytuł „O pięknie życia”. Bardzo chciałbym pokazać tę wystawę w Opolu, bo dotyczy przecież okolic tego miasta. Jest to rzecz zakotwiczona w tej lokalności, w miejscu z którego pochodzę (wychowałem się w Niemodlinie), w moim dzieciństwie.
.

– Jak to się stało, że zrodził się pomysł tej wystawy?
– Przypadek. Zimą tego roku zacząłem skanować archiwum fotografii. Nie wiem dlaczego, być może w poszukiwaniu przeszłości, ludzi których kochałem, a dziś już ich nie ma, miejsc, które się zmieniły. Skanując negatywy zauważyłem kapitalne ujęcia, świetne klatki. Były to zdjęcia wykonane na przełomie lat 70 i 80. w przedziale mojego fotografowania pomiędzy 9 a 16 rokiem życia, aparatem typu Smiena 8, a potem Zenitem. Wybrałem 116 fotografii.
Znajdowałem się wtedy z aparatem metr, półtora – dwa od tego, co robili moi rówieśnicy. Było to skakanie z drzew, wdrapywanie się na nie, skakanie do wody, zabawy z piłką, z psami. Cała nuda i radość szczęśliwego wiejskiego bytowania. Dziś tego już prawie nie ma. Na tych fotografiach zapisał się świat, który w epoce technologii odszedł w niebyt. Ten mój świat, który tworzyła nasza dziecięca wyobraźnia. Niestety podejrzewam, że już nie będzie takiej kreatywności, pomimo najbardziej zdumiewających technologii. Tamten świat był absolutnie nieprawdopodobny, wspaniały, wystarczył zwykły patyk, żeby wymyślić zabawę.
Wykoncypowałem, że podzielę się tym światem i obecnemu światu pokażę radość tamtego, który już nie istnieje. TO BYŁ WYJĄTKOWY CZAS.
Po przejrzeniu tych zdjęć doszedłem do wniosku, że można je pokazać z otwartą przyłbicą. Nie miałem wtedy wiedzy, umiejętności bawienia się światłem. Wszystkie zdjęcia oparte są na intuicji, na jakimś wyczuciu chwili. Potem nie fotografowałem ludzi, aż do maja tego roku.
Trochę mi smutno, bo nigdy w życiu potem nie zrobiłem lepszych fotografii. Jest to smutek dojrzałego mężczyzny. Dziecko pokonało dorosłego, wykształconego, znającego się na fotografowaniu profesora.
To był naprawdę wyjątkowy czas. Zdjęcia robiło się na trudno zdobytych, przeterminowanych polskich filmach. W sklepach za wiele rzeczy nie było. Czasem dostępne były dziwne rosyjskie filmy i wywoływacze. Dziś, większość młodych ludzi nie ma pojęcia, że były to artykuły zdobywane w najdziwniejszy sposób. Miałem w mieszkaniu ciemnię, gdzie okna pozakrywane były kocami, a mama przynosiła utrwalacze z pracowni rentgenowskiej, bo nie sposób ich było dostać.
.

– Z pewnością masz coś w zanadrzu. Twoje wystawy zawsze mają wartość dodaną. Co tym razem?
– Zbyt łatwo byłoby pokazać zdjęcia młodego chłopaka i już. Rozwinąłem to w opowiadanie dorosłego mężczyzny. Wystawę nazwałem „O pięknie życia”. Część dróg narracji fotograficznej kontynuuję, wprowadzając odbiorcę w teraźniejszość. Kręcę klipy video, które są uzupełnieniem tamtego myślenia, tamtego poczucia swobody i radości. Dodaję zdjęcia, które pokazują miejsca fotografowane 40 lat temu, w teraźniejszości. Chcę pokazać, że radość życia jest w nas. Ta wystawa zmieniła we mnie postrzeganie rzeczywistości.
.

– Wyjaśnisz?
– Uświadomiłem sobie, że tak niewiele się zmieniło, może kontekst, może obszar, ale przecież znowu chodzę nad wodę, jestem w lesie, jeżdżę rowerem i jestem tak samo szczęśliwy, jak 40 lat temu. Zmieniło się tylko moje ciało, które nie pozwala mi wdrapywać się na wierzchołki drzew. Umysł pozostał taki sam, wciąż jest chłonny i chce się bawić. Dlatego chcę się podzielić radością życia. Tak jak już mówiłem nie fotografowałem ludzi. Zawsze się trochę ich bałem. Przygotowując wystawę znów wszedłem w skórę chłopca z aparatem na szyi. Fotograficznie działam pod wpływem impulsu. W Łodzi jest park, w którym młodzi ludzie, dzieci grają w piłkę, bawią się, jeżdżą na rowerach, rolkach. Zafascynował mnie ten świat ciepłego humanizmu. Zacząłem go fotografować aż do momentu kiedy, wracając z zajęć zobaczyłem grupę aktorów, która ćwiczy rolę przy szkolnej fontannie. To wywarło na mnie takie wrażenie, że wiedziałem już co będę robił. Będę znowu fotografował człowieka.
.

– Czy fotografowanie ludzi to kolejny etap rozwoju pod wpływem osobistej Arkadii?
– Myślę, że tak. Nie miałam żadnego doświadczenia w fotografowaniu ludzi. Bałem się, że fotografia reporterska to będzie coś, w czym się nie sprawdzę. Ale był Czapkins (Tomek Mackiewicz), który powiedział, że wejdzie zimą na Nanga Parbat. Niewielu w niego wierzyło, a on wszedł. Spróbuję. Drogi wchodzenia na moje szczyty są dłuższe, ale wtedy wchodzę z zapałem i przekonaniem. No i zdobyłem moją Nanga Parbat.
Cały czerwiec fotografowałem zachłannie, emocjonalnie i coraz lepiej – moją Szkołę Filmową w Łodzi. Wymyśliłem sobie taki projekt, którego nie zrobiłbym za pieniądze, bo bym się bał, że nie wykonam go dobrze. Robię to dla siebie, poznaję nową dziedziną fotografii, otwieram się też na człowieka. Fotografuję w reporterskim stylu. Jest to dla mnie ciekawe odkrycie, ponieważ nie licuje z moja osobowością. Fotografuję szkołę filmową w sposób totalny i jestem tym rozentuzjazmowany. Będę to robił od maja do maja, czyli od egzaminów wstępnych do końcowych: zajęcia, warsztaty, goście, studenci, pracownicy administracyjni. Całą magię i „chemię” tej fascynującej Szkoły. Chcę absolutnie wszechstronnie pokazać szkołę. W samym czerwcu, to był czas egzaminów wstępnych i końcowych, wykonałem już kilka tysięcy zdjęć. Cześć robię na materiale analogowym klasycznym, a część cyfrowo. Tego zapisu musiałem się nauczyć.
.

– Musiałeś się nauczyć zapisu cyfrowego? Ty – fotograf z 40 letnim doświadczeniem?
– Tak, bo co innego zrobić zdjęcie pamiątkowe cyfrą, a co innego zapanować nad światłem, kiedy np. w halach filmowych jest ciemno. Dużo się dzięki temu nauczyłem. Od października ponownie rzucę się do zachłannego fotografowania szkoły, żeby pokazać ludziom, jak taki organizm funkcjonuje, jak jest zbudowany. Czy są emocje, czy nie, że nierzadko to czas spędzony przed komputerem, ale te pochylone głowy również muszę pokazać. Będzie też dynamika: taniec, krzyk, emocje. Kilka pięknych zdjęć udało mi się wykonać w czasie egzaminów wstępnych. To fascynujące, móc na fotografii pokazać stan emocjonalny młodego człowieka: oczekiwanie, niepewność, nerwowość tuż przed wejściem do sali, gdzie kilka osób decyduje o byciu lub nie byciu studentem. Te marzenia, to napięcie czuje się w korytarzach. Szukałem tych emocji i chyba mam kilka fotografii, które je oddają. Zdjęcia są wyczekane. Jest mi dobrze z taką fotografią, dodatkowo mam zielone światło i wsparcie od władz Uczelni. Pojawiają się już oferty wystawienia tego materiału. Nie robię tego tylko dla moich potrzeb artystycznych, terapeutycznych, ludzkich – chciałbym, by na bazie zdjęć powstał album o szkole „Szklanym okiem”. To będzie moje wynagrodzenie za trudy i czas fotografowania.

– Skoro mowa o wystawach. Jakie wystawy i gdzie?
– „O pięknie życia” będzie można obejrzeć w lutym 2020 w Biurze Wystaw Artystycznych w Jeleniej Górze, w maju w Centrum Sztuki Współczesnej w Suwałkach, potem w kolejnych miejscach. Najbardziej chciałbym pokazać te zdjęcia w Opolu. (…) W 2015 roku (pokazywałem) w Galerii Sztuki Współczesnej (w Opolu), jeden z cykli wystawowych, który odnosił się do dzieciństwa, do czasu spędzonego we wsi Sady. Tamtej wystawie przyświecała trochę inna idea – pomieszałem w niej czasy – przeszły, teraźniejszy z przyszłym.
.

– Chcę jeszcze zadać pytanie o technikę mokrego kolodionu, z której jesteś znany.
– Jestem z nią utożsamiany, bo definiuje ona wizerunek fotograficzny Marka Szyryka. Takie było, co prawda założenie, ale nie poszło w tę stronę, w którą dokładnie chciałem.
Kilkanaście lat temu miałem dużą wystawę w Jeleniej Górze. Pokazałem około 140 zdjęć wykonanych wielkoformatowym aparatem. Wiedziałem, że są mojego autorstwa, ale wydawały mi się nie do końca moje. Zacząłem więc poszukiwać wyróżnialnej wypowiedzi artystycznej (fotograficznej), która mnie zdefiniuje, żeby z z daleka było widać, że to Szyryk. To bardzo ważne w sztukach plastycznych, żeby być rozpoznawalnym po wykonawstwie. Wtedy urzekły mnie zdjęcia wykonane techniką mokrego kolodionu. Metodę odkryto w 1851 roku. W historii fotografii przetrwała tylko 20 lat, wyparła ją kolejna doskonalsza i łatwiejsza z technik.
Amerykanie w latach siedemdziesiątych odkryli związane z nią możliwości artystyczne. Faktycznie jest zjawiskowa, bo jest nieprzewidywalna – świetnie, pomyślałem – skoro moje życie i ja jestem niedoskonały, to technika, którą będę się posługiwał też może być niedoskonała.
.

– Pojechałeś do Stanów, żeby się jej uczyć, czy ktoś w Polsce potrafił nią pracować?
– Nie uczyłem się w Stanach. Bardzo chciałem się jej nauczyć, ale nie było gdzie. W Polsce znały ją dwie osoby, ale nie dzieliły się wiedzą. Jestem uparty i skoro oni potrafią to ja też. Znalazłem w internecie kilka książek z okolic lat 1851-63 w pdf. Ściągnąłem je i kulawym angielskim tłumaczyłem. Kupowałem po kilka dziwnych odczynników, bo angielska wersja nie zawierała wzorów chemicznych. Krok po kroku, metodą prób i błędów odniosłem sukces. Odkryłem sposób postępowania i nauczyłem się tej techniki. Postanowiłem uczyć jej za darmo. Skoro inni nie chcieli mnie uczyć nawet za pieniądze, to ja będę uczył za darmo, żeby jak najwięcej ludzi ją poznało. Po kilku latach fotografowania mokrym kolodionem zauważyłem, że możliwości tej techniki nie są już dla mnie. Dodatkowo przylgnęła do mnie łatka człowieka mokrego kolodionu, który często odwzorowuje estetykę sprzed 150 laty, czego sobie nie życzyłem.
.

– Czy nie mogłeś wnieść do niej czegoś nowego? Mówiłeś, że jest nieprzewidywalna?
– W technice nie, w widzeniu świata tak. Jednak nie da się tak funkcjonować, bo sztuka na tym nie polega. Trzeba się rozwijać, zmieniać techniki. Jestem człowiekiem ciekawym życia, chłonę je i chcę się wciąż uczyć i doświadczać. Z kolodionem jest tak, że łatwo popada się w rutynę. Kiedy przypilnuję studentów i podniosę poprzeczkę na zajęciach, które prowadzę, to wychodzą bardzo dobre i ciekawe zdjęcia – jednak kiedy zostawię ich samych zadowalają się najczęściej samym portretowaniem. To jest świetne i efekty są fantastyczne, ale świat ma także inne oblicza, potrzeby, wrażliwość. W końcu jest to jest technika, której język może być rozumiany także dzisiaj w XXI wieku. Drżenie rąk, niedoskonałości, niedopowiedzenie, dostępne emocje to alfabet. Nim trzeba się nauczyć pisać, z liter ułożyć intrygujący tekst. To wymaga niesamowitej pracy. Nie chciałem, ale jestem utożsamiany z mokrym kolodionem. Teraz trzymam się od niego z daleka. Sprzedałem sprzęt i uczę go tylko na zajęciach. Chcę się rozwijać więc muszę przechodzić od jednych zagadnień artystycznych do innych.
.

– Jakich przedmiotów uczysz w łódzkiej filmówce?
– Uczę widzenia, bo widzenia można nauczyć. Zaczyna się od form podstawowych i potem szuka się ich w sobie i regularnie ćwiczy. Czego uczę? Nie wiem czego. Na uczelni artystycznej nie da się tego jednoznacznie określić: może odczuwania, wrażliwości, życia, literatury, widzenia światłem, obrazem. Natomiast technicznie prowadzę laboratorium czarno – białe nazwijmy to ciemnią, uczę technik specjalnych, które wspomagają historię fotografii i zapisu dokumentalnego. Opiekuję się doktorantami i magistrantami, prowadzę też zajęcia na studiach niestacjonarnych i doktoranckich.
.

– Kim jesteś? Jak określisz siebie?
– Przede wszystkim jestem nauczycielem i zawsze o tym pamiętam. Owszem uprawiam pisarstwo, fotografię, czytam, odkrywam nowe światy artystyczne, przechodzę wewnętrzne rewolucje, które zmieniają moją artystyczną wizję świata, ale zawsze jestem nauczycielem. Muszę i chcę inwestować w siebie, doświadczać, uczyć się różnych sposobów myślenia, żeby później mieć czym dzielić się na zajęciach ze studentami. Nauczyciel musi inspirować. Im więcej wiem, tym więcej mogę przekazać. Zawsze powtarzam studentom pierwszego roku – inwestuj w siebie. Musisz napełniać tę gąbkę, żebyś miał z czego czerpać. Nie można mając 22 lata wiedzieć wszystkiego. Jest to czas chłonięcia wiedzy. Artysta to zawód. Młody człowiek musi być tego świadomy. Sukces nie opiera się na intuicji i szczęściu. To przede wszystkim ciężka praca, szukanie dróg, to wreszcie strategia postępowania. Suma tych wypadkowych pozwala na myślenie o sukcesie.
Sztuka, malarstwo, czytanie, rozmowy, poznawanie i wiele innych rzeczy mają mnie rozwijać, moją wrażliwość, jako człowieka. To sprawia, że inspiruję młodych ludzi. Dodatkowo zawsze muszę być metr przed nimi. Pracuję nad tym, żeby rozbudzać ich ciekawość świata, fotografii i literatury. Prowadzę także zajęcia na studiach doktoranckich. Przed sobą mam ludzi z różnych wydziałów: aktorów, reżyserów, dojrzałych twórców. Jestem dumny z tego co robię, bo w sobie widzę takiego małego chłopaka z Sadów, a oni do niego przychodzą na zajęcia i słuchają, więc to co chcę im przekazać musi być inspirujące.
.

– Jesteś mistrzem?
– Jestem profesjonalistą. Bardzo cenię sobie obecne życie. Był taki czas, że smażyłem placki ziemniaczane w piwnicy przez 8-9 godzin i windując się z tej piwnicy do szkolnictwa wyższego szanuję, to co osiągnąłem i to, co mam. Podobnie jak żołnierze czy sportowcy ćwiczą sprawność fizyczną ja trenuję swoje przymioty umysłowe, bo je szanuję. Staram się nauczyć tego moich studentów. Dużo im zawdzięczam. Pozostaję młody umysłem, otwarty, bo żyję w grupie ludzi pomiędzy 19-24 rokiem życia. Tak wpływają studenci. Zawsze muszę jednak pamiętać, żeby być metr przed nimi, by pozostać dla nich nauczycielem.
.

Dziękuję za rozmowę
Z Markiem Szyrykirm rozmawiała Magdalena Fleszar
.

Wystawa przygotowana we współpracy z Muzeum Okręgowym w Suwałkach oraz Miejską Galerią Sztuki w Łodzi.

Dziękujemy Partnerom i Sprzymierzeńcom.
Podziękowania dla: Renaty i Jerzego Kokorudz Ultima-Auto Sp. z o.o Jelenia Góra
Wystawa zrealizowana przy pomocy finansowej Miasta Jelenia Góra.

Do zobaczenia w BWA, jak tylko minie zagrożenie!

Marek Szyryk
Joanna Mielech
Jacek Jaśko
Jakub Byrczek
Opowiecie.info
Opole
Miasto Jelenia Góra
Muzeum Okręgowe w Suwałkach
Miejska Galeria Sztuki w Łodzi
UltimaAuto – Salon Skoda, Kia i Isuzu
Alicja Lesiów
Szkoła Filmowa w Łodzi / PWSFTviT