ZIELONA Z JELENIĄ MYLĄ MI SIĘ

07 kwietnia – 12 czerwca 2010 r.

Zaproszeni do projektu malarze złączeni są swego rodzaju artystycznym pokrewieństwem. Wynika ono nie tylko ze wspólnoty pokoleniowej i wspólnej drogi edukacji plastycznej, ale jest przede wszystkim wyrazem odpornością na wpływy, silnego mechanizmu obrony przed wchłonięciem przez popularne w sztuce nurty. Ich twórczość jest świadectwem poczucia własnej wartości artystycznej przy jednoczesnym włączaniu w orbitę swoich zainteresowań historii sztuki współczesnej. Artystów tych łączy skłonność do ingerencji w obraz spowszedniały, inwazyjność, lepkość, twórcza żonglerka zapożyczeniami. To oryginalny i świeży sposób opisywania, składania wizualnej relacji z rzeczywistości. Artyści ci modelują nie sam obraz zastany (który dla wielu z nich jest na tyle nienaruszalny, że umieszczają go na płótnie w formie fotografii albo malują fotorealistycznie), ale jego kontekst. W ich twórczości możemy dostrzec szumy i zaburzenia komunikacyjne (zobrazowane w formie mikro-narracji, namnożenia albo zniekształceń, potykania się o własny warsztat). Wśród wątków podejmowanych przez tę grupę znajdują się refleksje na temat imitacji i kopii, nieczytelności (niedomalowania), nieistotności dzieła i jego skażenia (piętna, skazy w sztuce oraz ich właściwości przyciągających). To twórczość żywa i pozbawiona jałowych znaczeń, nieredukowalna do poziomu prostego obrazowania, wielopoziomowa i wciąż nieprzemyślana, niedostatecznie opisana. Obcowanie z tego typu malarstwem jest, parafrazując Deleuze’a, nieustannym terminowaniem pośród obrazów, których wciąż należy się uczyć.

Jakub Czyszczoń

Jakub Czyszczoń podejmuje wątki z pogranicza „kultury niskiej” i „wysokiej”, opisuje, odmalowuje nieustanny ruch, transfer pomiędzy tymi dwiema sferami. Analizuje problemy związane ze zużywaniem się standardów piękna, brakiem oryginalności i nieistotnością sztuki w konfrontacji z kulturą Internetu, w dobie przesytu obrazem.

Kamila Mankus

Twórczość Kamili Mankus stanowi gorzką refleksję na temat rzeczywistości lukrowanej, świata konsumpcji i perswazji. Artystka w swoich formach malarskich koncentruje się na potrzebie naśladownictwa stymulowanej przez mechanizmy mody i reklamy.

Mankus pracuje na materiale gotowym, podstawę jej form stanowią reklamy i postery, obrazy wyidealizowanych kobiet i mężczyzn ze świata handlowej perswazji, obrazy przy których pączkuje zewnętrzna, obca, niemal mięsna, tkanka. Nieokreślona narośl (rak?), jakby efekt tego ciągłego pobudzania, stymulowania do konsumpcji. Artystka analizuje mechanizmy przemiany zachodzące w dziedzinie kultury materialnej, mody i trendy, na które narażony jest człowiek – klient. Jej prace stanowią refleksję na temat stosowania technik manipulacyjnych z pogranicza działań artystycznych i reklamy oraz rozpływania się tożsamości jednostek, które za modą próbują nadążyć.

Przemysław Matecki

Przemysław Matecki ukazuje, obnaża siłę nawyku, wizualnego przyzwyczajenia. Odświeża obrazy zmrożone i spowszedniałe, znalezione na śmietniku popularnych mediów (aktorki i modelki fotografowane niezliczoną ilość razy wciąż w tych samych pozach, celebrytów wpisujących się w gazetowo-internetowy schemat atrakcyjnego pokazywania, sportowców…). Matecki obraz przekształca, zamalowuje, nadaje mu nowy wymiar (dodatkowo, kiedy wykonuje odlew w brązie podkreśla jego nieistotność). Jego warsztatem pracy jest obraz opatrzony, raz już sprzedany, obraz, który przestaje istnieć. Matecki na swoich płótnach pokazuje nam to, czego się nie spodziewamy, wizualizuje przemianę, ale nie dopowiada w co rzecz się zmienia.

Pracownia Tfurczości Dojrzałej

Projekt artystyczny stworzony przez Przemka Mateckiego obejmujący działania w grupie. W ramach projektu realizowane są „Kolorowe zeszyty”, cykl rysunkowo-malarski, nad którym od roku 2000 pracują Rafał Otoczak Tomczak (rysunek) oraz założyciel Pracowni (kolor). W skład „Zeszytów” wchodzi niemal 400 prac w formacie brulionu (stan na marzec 2010r.), stanowią one rodzaj pamiętnika, strumienia świadomości autorów, którzy poruszają w nich tematy wszelkie. „Jest w tym jakiś lęk pierwotny i pierwotne zadowolenie i czysta radość tworzenia” (R. Tomczak).

Drugim projektem zrealizowanym w ramach Pracowni Tfurczości Dojrzałej jest obraz „Plac Piastowski” (rok 2009), do pracy nad nim Przemysław Matecki zaprosił Rafała Bujnowskiego, Zbigniewa Rogalskiego oraz Wilhelma Sasnala. Tytuł obrazu nawiązuje do nazwy placu w rodzinnym mieście Mateckiego – Żagania (jest to też nazwa placu w dzielnicy Jeleniej Góry – w Cieplicach).

Seweryn Swacha

Seweryn Swacha używa rozmaitych technik i strategii malarskich. Podstawą jego działalności jest kolaż – zapożyczenie i cytat obecne na płótnach pod postacią fotografii, wycinków prasowych, czasem elementów całkowicie zewnętrznych, przytwierdzonych do obrazu na przykład za pomocą sznurka. Swacha zdobywa i gromadzi na płótnie informacje, zewsząd, jego malarstwo opiera się na kojarzeniu elementów znaczeniowo odległych, Swacha pokazuje jak pozorna jest ich osobność. Jego twórczość jest niejednorodna i rozedrgana, jako malarz sprawia wrażenie jakby chciał wszystko sprawdzić, wszystkiego doświadczyć, każdej techniki, każdego sposobu myślenia o obrazie, przekonać się na własnej skórze, na swoim własnym płótnie, że to zadziała. A jeśli nie zadziała, utrwalić porażkę/usterkę.

Szymon Teluk

Szymon Teluk koncentruje się na problemie tożsamości osobowej, na funkcjonowaniu podświadomych odruchów, nawyków skojarzeniowych i kulturowych traum, których oddziaływaniu jesteśmy poddani. Teluk sygnalizuje potrzebę sztuki, która jest szukaniem wewnątrz, sztuki, która nie jest jednowymiarowym komentarzem oswojonym przez klisze i stereotypy kulturowe. Jego twórczość stanowi próbę określenia własnego ćwiczenia duchowego, ćwiczenia, które będzie dynamicznym procesem dzielonym z odbiorcą, zaczynem inicjującym pewne „ciągi myślowe” ukryte w człowieku. Motorem ich uruchomienia staje się wieloznaczność i niepewność tego, przed czym stoimy. To droga ku maksymalnej potencji ukrytej w dziele artystycznym, droga wiodąca aż do myślenia czysto abstrakcyjnego, jednak bez popadania w abstrakcję formalną, która według autora sama w sobie staje się ograniczeniem destruującym możliwości odbioru.

Rafał Otoczak Tomczak

W swojej twórczości z pogranicza malarstwa i fotografii Tomczak Otoczak wykorzystuje techniki wypracowane w działalności para-komiksowej, przy czym rezygnuje z mnożenia mikro-narracji i uspokaja kompozycję. Słowo ogranicza do roli tytułu albo odautorskiego komentarza, który, jak w komiksie, stanowi integralną część obrazu. Rafał Tomczak tworzy serie malarskie, cykle (niekiedy powstaje kilka wersji jednego dzieła), jest płodny i energiczny, pracuje bardzo szybko, z właściwą dla rysownika łatwością do mnożenia obrazów (na cykl „Kolorowe zeszyty” składa się niemal 400 prac, na serie „Historia ksero”, „Pocztówki”, „Inny motyf” po kilkadziesiąt). Tomczak pracuje na materiale fotograficznym, który przekształca przy pomocy farb i komputerowych programów graficznych. Dobudowuje, łączy odległe formy i przestrzenie (przeszczepia dachy, fragmenty pejzażu, kolor…), przetwarza je i odrealnia. Zasłania swoje kompozycje „parawanami”, tworzy marginesy i zamalowuje farbą. Uwydatnia w ten sposób pewne cechy postaci i przedmiotów, mieszając je z tłem dochodzi do fotograficznych efektów prześwietlenia i niedoświetlenia, jednocześnie uzyskuje właściwą cyfrowym narzędziom klarowność, uporządkowanie i pozorną warsztatową doskonałość.

Rafał Wilk

Rafał Wilk jest malarzem, twórcą wideo i fotografem. W swojej działalności artystycznej ujawnia z jaką łatwością obraz filmowy manipuluje widzem. Realizacja video „Zeeb Risky” stanowi imitację dokumentu, relacji z wyprawy (na koło podbiegunowe?) przebiegającej w ekstremalnych warunkach, relacji, która w rzeczywistości stworzona została przy minimalnym nakładzie sił i środków w czasie polskiej zimy. „Stymuluj mnie” stanowi grę z przyzwyczajeniami widza, z jego oczekiwaniami w stosunku do filmowej produkcji. W trakcie projekcji tego filmu obraz jest niemal całkowicie nieruchomy, nie rozwija się żadna akcja (minimalny ruch rąk prezentowanych postaci powoduje złudzenie ruchu widziane katem oka w obszarach gdzie tego ruchu nie ma). Projekt „100 kłamstw” dotyczy okresu po upadku naszej cywilizacji, okresu w którym podejmowane są próby odtworzenia naszej kultury z wykopaliskowych strzępów. Rafał Wilk prezentuje dziesięć okładek płyt, które stanowią wynik tego typu działań (wśród nich między innymi niemieccy żołnierze jako muzyczny band).

Piotr Machłajewski

To takie miasta …

To takie miasta, które trochę są, a trochę nie naprawdę. Bardziej niż czymkolwiek, są namiastką, wstępem do miejskości, ciągłym jej rodzeniem, upartym stwarzaniem z niczego, od początku, choć przecież nie na gruzach, nie na pustym polu.

Miasta, których miejsca najważniejsze dla nas, dla nich też, są nie w centrum a gdzieś na cudownych peryferiach, nieodgadnionych w swoich kształtach, stworzonych przez czas i nieznanych planistów. Krzaki, ławki w zacienionych miejscach, fragment ulicy, przejście przez bramę, podwórko, albo tyły domów. Tam toczy się życie, tam się jest naprawdę.

Te miasta leżą niedaleko od siebie ale przecież nie blisko. 80 lat temu dało się pewnie przejechać z jednego do drugiego dwa razy szybciej, niż dziś, a przynajmniej pociągiem. Nie mówię, że było lepiej, po prostu było. A zamiana „berg” na „góra” stała się konsekwencją nie tyle wyborów językoznawczych, co nietrafionych ludzkich żądz. Zakończonych wyrokami historii. Nie wiem nawet, czy w naszej sprawie ma to jakiekolwiek znaczenie, może dla mnie, ale czy dla nich?

To, co przed „górą”, w ustach obcokrajowca brzmi podobnie (ileż anegdot o cudzoziemcach z niezbyt mądrą miną wysiadających na „nie tych” dworcach…). Nawet dla rodaków są blisko, albo tożsame. Może dlatego, że nie zdążyły wyrobić sobie cech charakterystycznych w nowym języku. Są tu z niebytu, z innego języka, innej architektury – innej kultury. Więc te pomyłki raczej freudowskie niż z brzmienia.

Ale to nie jest ani wystawa o historii, ani o językoznawstwie. Jest jedynie opowieścią o zjawisku wynikającym z geografii, przypadku i czasów. Kilkoro młodych ludzi, którzy edukację do sztuki zaczęli w Liceum Plastycznym w Cieplicach a skończyli (bądź przez czas jakiś studiowali) na Wydziale Artystycznych Uniwersytetu Zielonogórskiego, nie stanowi grupy. Nie mają jakiegoś specyficznego sposobu tworzenia, łączą ich miejsca. Młodzieńcze historie, nie wiem, Plac Piastowski? Miejsca, które są ważne tylko dla nich, w których działy się sprawy nam niedostępne, może nawet nieważne, a dla nich kluczowe. Szkoła średnia, która była wstępem i inicjacją a potem studia w mieście trochę podobnym,ale przecież nie w górach, mniejszym, trochę z innym duchem. Wybrali je pewnie też dlatego, że było blisko, że studiowali tu znajomi, że było na ludzką, znaną im miarę. Nie chcę mówić za nich, trochę spekuluję, trochę słyszałem, a trochę jest oczywiste.

To jest wystawa o koincydencjach czasowych, bo nawet nie o przyjaźni. Można ją też potraktować jako poważną analizę roli nowych miejsc w polskiej sztuce albo kwestii zaniku centrum na rzecz peryferii. W jakimś sensie takim elementem refleksji się staje, acz to tylko jedna z możliwych dróg odczytania.

Mylą się, bo być może najważniejsi są tu oni, w swej różnorodności, ideowej i formalnej, w podejściu do sztuki, które nie zostało sformatowane przez miasta czy szkoły, które jest ich osobiste, bardzo własne. Może to jest potwierdzenie faktu, że ta bezustanna pomyłka nie ma znaczenia, że w gruncie rzeczy chodzi tylko i wyłącznie o ich indywidualności. Nie ma „szkoły” cieplickiej ani zielonogórskiej. Jeśli nawet chcielibyśmy stwarzać mity, to nie wytrzymają konfrontacji z rzeczywistością. Ważne jest, że każdy z uczestników tego spotkania chce być w tej subtelnej choć niebezpiecznej grze, jaką jest uprawianie sztuki. Jedni są na początku drogi, inni już daleko, ale wszyscy z pewnością bardzo chcą nią iść.

Szkoły, miasta, to co na początku, jak każda inicjacja, pozostaje jednak intymną opowieścią, tajemnicą często nigdy, albo w części jedynie wypowiedzianą. Nie szukajmy jej tutaj. Jeśli nawet jest, to głęboko ukryta. Pytanie, na ile jest ważna, pozostaje otwarte.

Jelenia z Zieloną mylą mi się, bo są jedynie początkiem historii.

Wojciech Kozłowski

Image4