All posts by Galeria BWA

AKCJA re AKCJA

13 – 31 lipca 2010 r.

W dniach od 13 do 16 lipca 2010 w ramach projektu AKCJA re AKCJA, w jeleniogórskim BWA obyły się działania młodych twórców zaproszonych z Kopańca, Antoniowa, Michałowic i innych miejscowości Powiatu Jeleniogórskiego. Objęły zorganizowanie wystawy malarstwa wielkoformatowego, rysunku i wlepek, twórczości wchodzącej w obszar grafitti oraz action painting, czerpiącej z ich ideologii i walorów. Prace malarskie powstawały podczas 3-dniowych warsztatów, których opiekunem był Zbigniew Szumski.

Autorami prezentowanych prac są:

Staszek Szumski, Staszek Gabrysiak, Jonasz Chlebowski, Mariusz Czarnota, Radosław Kieczeń, Zbyszek Wiśniewski, Grzegorz Łoznikow, Marek Brodowski

Podczas wernisażu wystawy odbył się performance Wiktorii Wiktorczyk, Kamili Obrębskiej Wołek przy akompaniamencie Mateusza Rybickiego oraz koncert grupy Uncommon Projekt: Katrzyna Maczel – wokal i Bartłomiej Drak – gitara akustyczna.

Czterodniowe warsztaty zaowocowały pełnokrwistą wystawą.

To, co zazwyczaj zajmuje artystom wiele tygodni czy miesięcy w BWA stało się zapisem chwili – zapisem energii młodych twórców.

Niezależnie od poziomu gościnności galerii ich ekspresyjna potrzeba komentarza rzeczywistości spowoduje, że wrócą na ulice miast.

Wystawa w BWA pokazała, jak bardzo dynamiczna to i indywidualna sztuka ceniąca sobie wolność, różnorodność i swobodę komentarza.

Zbigniew Szumski

Uczestnicy:

Autorzy wystawy:

JONASZ CHLEBOWSKI

tegoroczny absolwent Liceum Plastycznego we Wrocławiu

MARIUSZ CZARNOTA

student Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu

STASZEK GABRYSIAK

student Architektury wnętrz w Białymstoku

RADOSŁAW KIECZEŃ

student edukacji artystycznej w zakresie sztuk plastycznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie

STASZEK SZUMSKI

uczeń Technikum Rzemiosł Artystycznych w Jeleniej Górze

GRZEGORZ ŁOZNIKOW

student Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu

ZBYSZEK WIŚNIEWSKI

W programie wernisażu m.in:

performance, w którym wystąpiły:

WIKTORIA WIKTORCZYK

studentka animacji kultury – specjalizacja taneczna we Wrocławiu

KAMILA OBRĘBSKA

studentka pedagogiki w Wyższej Szkole Menagerskiej w Warszawie

przy akompaniamencie

MATEUSZA RYBICKIEGO

studenta Akademii Muzycznej we Wrocławiu

około 18.45 zapraszamy na koncert grupy UNCOMMON PROJEKT:

KATARZYNA MACZEL – wokal i

BARTEK DRAK – gitara akustyczna

Image2

 

KILKANAŚCIE KOANÓW NA (NIE)ISTNIENIE

18 czerwca – 12 lipca 2010 r.

Wystawa „KILKANAŚCIE KOANÓW NA (NIE)ISTNIENIE” składa się ze ściennej instalacji złożonej z piętnastu lightboxów, ścieżki dźwiękowej oraz neonu. Leitmotivem projektu jest słynny japoński koan: „Pokaż swoją twarz przed urodzeniem”. Zadaniem każdego z zaproszonych artystów była próba zmierzenia się i zinterpretowania wspomnianego koanu, czego wizualną materializacją są na wystawie fotografie zaprezentowane w formie lightboxów.

Projekt wystawy nie stanowi refleksji nad myślą Wschodu, lecz przede wszystkim odwołuje się do problematyki kryzysu podmiotowości i tożsamości reprezentowanych w kulturze Zachodu przez wizerunek persony. Interpretacja koanu ma więc stanowić próbę odnalezienia naszego „obrazu” albo też jego absolutnej substancji poza tym, co doczesne i przejściowe, poza narodzinami i poza śmiercią. Równocześnie celem wystawy była próba zredefiniowania współczesnego dzieła sztuki jako struktury o podobnie rozmytych i procesualnych konturach jak figura tożsamości oraz podmiotu. Stąd też płynie porównanie współczesnego dzieła do koanu – konstrukcji, która choć korzysta z zastanych pojęć i gramatyki, w istocie odwołuje się do tego, co werbalnie i językowo jest niemal niekomunikowalne.

Problem zachwiania pojęcia podmiotu i tożsamości jest dzisiaj uważany za fundamentalny dla zachodniej humanistyki. Opisany przez literaturę piękną oraz zobrazowany przez sztuki wizualne i performatywne w kategoriach umowności, śmierci czy iluzoryczności Autora – impas podmiotowości jest ciągle obwieszczany, deklarowany bądź kontestowany. Ilustracją tego procesu stają się rozliczne dzieła literackie i wizualne przedstawienia.

Autorzy projektu definiują współczesne dzieło sztuki jako strukturę o podobnie rozchwianych i niejednoznacznych konturach jak figura tożsamości. Dlatego też można dziś dzieło porównywać, jak uczyniła to kiedyś Irena Rychłowska, do koanu – konstrukcji, która choć korzysta z zastanych pojęć i gramatyki, w istocie odwołuje się do tego, co semantycznie jest niemal niekomunikowalne.

Z etymologicznego punktu widzenia ‘koan’ [kung’-an lub gong’an (chiń.)], dosłownie znaczy “dokument”, “statut” lub “ogłoszenie”. Jest to rodzaj zagadki albo pytania w formie paradoksu, na którego odpowiedzi nie należy poszukiwać w sposób rozumowy, lecz intuicyjnie i spontanicznie. Początki jego stosowania pochodzą z czasów dynastii T’ang, gdy służył on celom i nauce medytacji. Jednym z pierwszych koanów zadawanych uczniom jest “pierwotna twarz” autorstwa VI patriarchy ch’an Hui Nenga, który zapytał mnicha Mjo: “Gdy twój umysł rozważa dualizm dobra i zła – pokaż swoją twarz przed narodzeniem”. Podobno właściwa odpowiedź brzmiała: “Trzy funty lnu”… Oczywiście – nie ma tu jednej odpowiedzi, gdyż każdorazowa praca z koanem wyznacza innego rodzaju „ścieżkę”, wymaga innego „treningu” i przynosi innego rodzaju (nie)konkluzję. Koan – podobnie jak dzieło sztuki – odrzuca dyktaturę sensu, stawia go w cudzysłów.

Generalnie – w pracy nad koanem istotne jest wypracowanie takiego stanu umysłu, w którym nie ma już miejsca na jakiekolwiek dyskursywne i alternatywne myślenie. Praktyka medytacji – wbrew utartym w naszej kulturze przeświadczeniom – nie jest rodzajem namysłu i krytycznej refleksji, lecz próbą „przecięcia” myślenia i odrzucenia wszystkiego „za oraz przeciw”, jest afirmatywnym wejściem we własny umysł i utrzymywaniem go w pełnej uważności. Innymi słowy, chodzi o zniesienie podziału na dialektyczne ocenianie rzeczywistości (piękne/brzydkie, dobre/złe itd.), dzięki czemu można odnaleźć wymiar, w którym świat, jawi się takim, jakim jest – poza wszelkimi podziałami, poza życiem i śmiercią. Ten stan i wgląd można metaforycznie i paradoksalnie określić jako „zobaczenie własnej twarzy przed narodzeniem”…

Praktykowanie i rozwiązywanie koanu ma wiele elementów wspólnych z powoływaniem i tworzeniem dzieła artystycznego, które niejednokrotnie jest bardzo odporne na interpretacje. Fakt, że krytycy, a także odbiorcy starają się wieloznaczność dzieła i jego miejsca niedookreślone skonkretyzować w oparciu o dostępne im narzędzia i metodologię, powoduje niejednokrotnie nieporozumienia, gdyż stanowi próbę ogarnięcia logosu dzieła i jego raison d’être w kategoriach czysto dyskursywnych. A przecież każdy rodzaj sztuki czerpie się w pierwszej kolejności z uczuć, emocji oraz intuicji, które dopiero później pozyskują ideowy wymiar.

Podobnie rzecz ma się z całością praktyk artystycznych i – oczywiście – także z kulturą rozumianą jako całość. Tymczasem – wartościując każde dzieło czy zjawisko – musimy mieć świadomość, że wszelkie pytania o kondycję i status sztuki, a dzieła w szczególności, a więc także wszelkie konstatacje nad ich domniemanym kryzysem są de facto pytaniami o status sensu oraz o kształt tożsamości… Sens zaś – podobnie jak figura tożsamości – jest tworem konceptualnym, jest retoryką uwikłaną w determinanty czasu i przestrzeni.

Nie możemy też zapominać, że wyznaczniki te są niestałe i przejściowe. Mimo ich zmienności i efemeryczności, co najmniej od czasów słynnego sporu pomiędzy zwolennikami idolatrii i ikonoklazmu, sztuka skwapliwie portretowała Boga, idola czy człowieka. Co więcej – począwszy od pierwszej metaforycznej fotografii, jaką w kulturze stała się chusta Św. Weroniki, poprzez odkrycia dagerotypu i fotografii, a później technologii wideo, ludzką twarz zaczęto uważać za synonim „osoby” czy też psyche. Jej rzutowanie na obraz unaocznia jednak relatywność i umowność zarówno postaci oraz osobowości, jak i cielesności oraz tożsamości, które w kulturze Dalekiego Wschodu zawsze uważano za przejawy i metafory substancjalnej Jedności.

Grażyna Tereszkiewicz & Roman Lewandowski (kuratorzy wystawy)

 

Image6

ALEKSANDRA URBAN: Dark Hole

18 czerwca – 12 lipca 2010 r.

Dziwne postaci, przerażające głowy, hybrydy i koszmarne zwierzęta, a wszystko zanurzone w słodką, niewinną otoczkę. Tak można by opisać obrazy Alex Urban, szczególnie te, które wyszły spod jej pędzla ostatnimi czasy. Malarka niejednokrotnie wyłapuje pop kulturowe sample, bodźce które atakują nas z gazet czy Internetu i wstawia je w stworzony przez siebie tajemniczy kontekst.

Takie zestawienie balansuje gdzieś między absurdalną rzeczywistością i masochistycznym snem. Artystka do perfekcji opanowała ten post surrealistyczny język, tworząc z niego unikatowy język, w którym przekazuje nam pokrętne wiadomości. Twarze w obrazach Alex Urban przypominają antyczne maski, nałożone na obce ciało, kontrastujące z rzeczywistością, popychają do ucieczki w krainę fantazji, kreują nowy teatralny świat.

Czasem w pozornie błahej przyjemnej scenie podświadomie odczuwamy zgrzyt, który po dłuższym wpatrywaniu okazuje się punktem zwrotnym w naszym patrzeniu na płótno. To ten moment jest początkiem gry, w którą wciąga nas artystka. Jak bardzo się w nią zaangażujemy? To zależy już tylko od naszego patrzenia i zdolności uwolnienia fantazji.

Aleksander Hudzik

ALEKSANDRA URBAN urodziła się 17.03.1978r. w Jeleniej Górze. Ukończyła Liceum Plastyczne w Jeleniej Górze, następnie Akademię Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Dyplom z malarstwa uzyskała w 2004 r. na Wydziale Malarstwa i Rzeźby, w pracowni prof. Nicole Nascowa. Stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w 1998 r. i w 2003 r. Współpracuje z Galerią LETO w Warszawie.

Wybrane wystawy:

2010 – Dzika Banda – Magazyn Praga, Warszawa

2010 – Młode Malarstwo Polskie – Hugenottenhalle-Neu-Isenburg, Niemcy

2009 – Fractured Fairy Tales, Galeria LETO w Warszawie (wystawa indywidualna)

2009 – Wrocławski Sond, Epicentrum, Wrocław

2009 – Młode Malarstwo Polskie, Bestregarts, Frankfurt nad Menem, Niemcy

2009 – Kwiaty na poddaszu, Mieszkanie Gepperta, Wrocław

2008 – Mały Miś mówi: Oj!, ART AGENDA NOVA, Kraków (indywidualna)

2008 – Zatrute owoce, Moa, Poznań (indywidualna)

2008 – Wonderland, Mieszkanie Gepperta, Wrocław (indywidualna)

2008 – Double Check. Skrzetuska/Urban. Galeria LETO, Warszawa

2007 – Międzynarodowe Biennale Obrazu Quadro Art – Łódź

2007 – Edinburgh Art Festival – Art Space Gallery-U.K

2007 – Projekt 2+2+1 – Browar Mieszczański – Wrocław

2006 – XIII Salon Sztuki Egeria – Ostrów Wielkopolski

2006 – Pro Figura – Rostock – Niemcy

2006 – Ogrody – Biennale Malarstwa – BWA Wałbrzych

2006 – Promocje – BWA Legnica

2004 – Wystawa dyplomowa – BWA Wrocław

2004 – Biennale Rybie Oko 3 – Słupsk

2002 – Dymek z Papierosa – Wrocław (wystawa indywidualna)

 

Image4

 

 

 

ZIELONA Z JELENIĄ MYLĄ MI SIĘ

07 kwietnia – 12 czerwca 2010 r.

Zaproszeni do projektu malarze złączeni są swego rodzaju artystycznym pokrewieństwem. Wynika ono nie tylko ze wspólnoty pokoleniowej i wspólnej drogi edukacji plastycznej, ale jest przede wszystkim wyrazem odpornością na wpływy, silnego mechanizmu obrony przed wchłonięciem przez popularne w sztuce nurty. Ich twórczość jest świadectwem poczucia własnej wartości artystycznej przy jednoczesnym włączaniu w orbitę swoich zainteresowań historii sztuki współczesnej. Artystów tych łączy skłonność do ingerencji w obraz spowszedniały, inwazyjność, lepkość, twórcza żonglerka zapożyczeniami. To oryginalny i świeży sposób opisywania, składania wizualnej relacji z rzeczywistości. Artyści ci modelują nie sam obraz zastany (który dla wielu z nich jest na tyle nienaruszalny, że umieszczają go na płótnie w formie fotografii albo malują fotorealistycznie), ale jego kontekst. W ich twórczości możemy dostrzec szumy i zaburzenia komunikacyjne (zobrazowane w formie mikro-narracji, namnożenia albo zniekształceń, potykania się o własny warsztat). Wśród wątków podejmowanych przez tę grupę znajdują się refleksje na temat imitacji i kopii, nieczytelności (niedomalowania), nieistotności dzieła i jego skażenia (piętna, skazy w sztuce oraz ich właściwości przyciągających). To twórczość żywa i pozbawiona jałowych znaczeń, nieredukowalna do poziomu prostego obrazowania, wielopoziomowa i wciąż nieprzemyślana, niedostatecznie opisana. Obcowanie z tego typu malarstwem jest, parafrazując Deleuze’a, nieustannym terminowaniem pośród obrazów, których wciąż należy się uczyć.

Jakub Czyszczoń

Jakub Czyszczoń podejmuje wątki z pogranicza „kultury niskiej” i „wysokiej”, opisuje, odmalowuje nieustanny ruch, transfer pomiędzy tymi dwiema sferami. Analizuje problemy związane ze zużywaniem się standardów piękna, brakiem oryginalności i nieistotnością sztuki w konfrontacji z kulturą Internetu, w dobie przesytu obrazem.

Kamila Mankus

Twórczość Kamili Mankus stanowi gorzką refleksję na temat rzeczywistości lukrowanej, świata konsumpcji i perswazji. Artystka w swoich formach malarskich koncentruje się na potrzebie naśladownictwa stymulowanej przez mechanizmy mody i reklamy.

Mankus pracuje na materiale gotowym, podstawę jej form stanowią reklamy i postery, obrazy wyidealizowanych kobiet i mężczyzn ze świata handlowej perswazji, obrazy przy których pączkuje zewnętrzna, obca, niemal mięsna, tkanka. Nieokreślona narośl (rak?), jakby efekt tego ciągłego pobudzania, stymulowania do konsumpcji. Artystka analizuje mechanizmy przemiany zachodzące w dziedzinie kultury materialnej, mody i trendy, na które narażony jest człowiek – klient. Jej prace stanowią refleksję na temat stosowania technik manipulacyjnych z pogranicza działań artystycznych i reklamy oraz rozpływania się tożsamości jednostek, które za modą próbują nadążyć.

Przemysław Matecki

Przemysław Matecki ukazuje, obnaża siłę nawyku, wizualnego przyzwyczajenia. Odświeża obrazy zmrożone i spowszedniałe, znalezione na śmietniku popularnych mediów (aktorki i modelki fotografowane niezliczoną ilość razy wciąż w tych samych pozach, celebrytów wpisujących się w gazetowo-internetowy schemat atrakcyjnego pokazywania, sportowców…). Matecki obraz przekształca, zamalowuje, nadaje mu nowy wymiar (dodatkowo, kiedy wykonuje odlew w brązie podkreśla jego nieistotność). Jego warsztatem pracy jest obraz opatrzony, raz już sprzedany, obraz, który przestaje istnieć. Matecki na swoich płótnach pokazuje nam to, czego się nie spodziewamy, wizualizuje przemianę, ale nie dopowiada w co rzecz się zmienia.

Pracownia Tfurczości Dojrzałej

Projekt artystyczny stworzony przez Przemka Mateckiego obejmujący działania w grupie. W ramach projektu realizowane są „Kolorowe zeszyty”, cykl rysunkowo-malarski, nad którym od roku 2000 pracują Rafał Otoczak Tomczak (rysunek) oraz założyciel Pracowni (kolor). W skład „Zeszytów” wchodzi niemal 400 prac w formacie brulionu (stan na marzec 2010r.), stanowią one rodzaj pamiętnika, strumienia świadomości autorów, którzy poruszają w nich tematy wszelkie. „Jest w tym jakiś lęk pierwotny i pierwotne zadowolenie i czysta radość tworzenia” (R. Tomczak).

Drugim projektem zrealizowanym w ramach Pracowni Tfurczości Dojrzałej jest obraz „Plac Piastowski” (rok 2009), do pracy nad nim Przemysław Matecki zaprosił Rafała Bujnowskiego, Zbigniewa Rogalskiego oraz Wilhelma Sasnala. Tytuł obrazu nawiązuje do nazwy placu w rodzinnym mieście Mateckiego – Żagania (jest to też nazwa placu w dzielnicy Jeleniej Góry – w Cieplicach).

Seweryn Swacha

Seweryn Swacha używa rozmaitych technik i strategii malarskich. Podstawą jego działalności jest kolaż – zapożyczenie i cytat obecne na płótnach pod postacią fotografii, wycinków prasowych, czasem elementów całkowicie zewnętrznych, przytwierdzonych do obrazu na przykład za pomocą sznurka. Swacha zdobywa i gromadzi na płótnie informacje, zewsząd, jego malarstwo opiera się na kojarzeniu elementów znaczeniowo odległych, Swacha pokazuje jak pozorna jest ich osobność. Jego twórczość jest niejednorodna i rozedrgana, jako malarz sprawia wrażenie jakby chciał wszystko sprawdzić, wszystkiego doświadczyć, każdej techniki, każdego sposobu myślenia o obrazie, przekonać się na własnej skórze, na swoim własnym płótnie, że to zadziała. A jeśli nie zadziała, utrwalić porażkę/usterkę.

Szymon Teluk

Szymon Teluk koncentruje się na problemie tożsamości osobowej, na funkcjonowaniu podświadomych odruchów, nawyków skojarzeniowych i kulturowych traum, których oddziaływaniu jesteśmy poddani. Teluk sygnalizuje potrzebę sztuki, która jest szukaniem wewnątrz, sztuki, która nie jest jednowymiarowym komentarzem oswojonym przez klisze i stereotypy kulturowe. Jego twórczość stanowi próbę określenia własnego ćwiczenia duchowego, ćwiczenia, które będzie dynamicznym procesem dzielonym z odbiorcą, zaczynem inicjującym pewne „ciągi myślowe” ukryte w człowieku. Motorem ich uruchomienia staje się wieloznaczność i niepewność tego, przed czym stoimy. To droga ku maksymalnej potencji ukrytej w dziele artystycznym, droga wiodąca aż do myślenia czysto abstrakcyjnego, jednak bez popadania w abstrakcję formalną, która według autora sama w sobie staje się ograniczeniem destruującym możliwości odbioru.

Rafał Otoczak Tomczak

W swojej twórczości z pogranicza malarstwa i fotografii Tomczak Otoczak wykorzystuje techniki wypracowane w działalności para-komiksowej, przy czym rezygnuje z mnożenia mikro-narracji i uspokaja kompozycję. Słowo ogranicza do roli tytułu albo odautorskiego komentarza, który, jak w komiksie, stanowi integralną część obrazu. Rafał Tomczak tworzy serie malarskie, cykle (niekiedy powstaje kilka wersji jednego dzieła), jest płodny i energiczny, pracuje bardzo szybko, z właściwą dla rysownika łatwością do mnożenia obrazów (na cykl „Kolorowe zeszyty” składa się niemal 400 prac, na serie „Historia ksero”, „Pocztówki”, „Inny motyf” po kilkadziesiąt). Tomczak pracuje na materiale fotograficznym, który przekształca przy pomocy farb i komputerowych programów graficznych. Dobudowuje, łączy odległe formy i przestrzenie (przeszczepia dachy, fragmenty pejzażu, kolor…), przetwarza je i odrealnia. Zasłania swoje kompozycje „parawanami”, tworzy marginesy i zamalowuje farbą. Uwydatnia w ten sposób pewne cechy postaci i przedmiotów, mieszając je z tłem dochodzi do fotograficznych efektów prześwietlenia i niedoświetlenia, jednocześnie uzyskuje właściwą cyfrowym narzędziom klarowność, uporządkowanie i pozorną warsztatową doskonałość.

Rafał Wilk

Rafał Wilk jest malarzem, twórcą wideo i fotografem. W swojej działalności artystycznej ujawnia z jaką łatwością obraz filmowy manipuluje widzem. Realizacja video „Zeeb Risky” stanowi imitację dokumentu, relacji z wyprawy (na koło podbiegunowe?) przebiegającej w ekstremalnych warunkach, relacji, która w rzeczywistości stworzona została przy minimalnym nakładzie sił i środków w czasie polskiej zimy. „Stymuluj mnie” stanowi grę z przyzwyczajeniami widza, z jego oczekiwaniami w stosunku do filmowej produkcji. W trakcie projekcji tego filmu obraz jest niemal całkowicie nieruchomy, nie rozwija się żadna akcja (minimalny ruch rąk prezentowanych postaci powoduje złudzenie ruchu widziane katem oka w obszarach gdzie tego ruchu nie ma). Projekt „100 kłamstw” dotyczy okresu po upadku naszej cywilizacji, okresu w którym podejmowane są próby odtworzenia naszej kultury z wykopaliskowych strzępów. Rafał Wilk prezentuje dziesięć okładek płyt, które stanowią wynik tego typu działań (wśród nich między innymi niemieccy żołnierze jako muzyczny band).

Piotr Machłajewski

To takie miasta …

To takie miasta, które trochę są, a trochę nie naprawdę. Bardziej niż czymkolwiek, są namiastką, wstępem do miejskości, ciągłym jej rodzeniem, upartym stwarzaniem z niczego, od początku, choć przecież nie na gruzach, nie na pustym polu.

Miasta, których miejsca najważniejsze dla nas, dla nich też, są nie w centrum a gdzieś na cudownych peryferiach, nieodgadnionych w swoich kształtach, stworzonych przez czas i nieznanych planistów. Krzaki, ławki w zacienionych miejscach, fragment ulicy, przejście przez bramę, podwórko, albo tyły domów. Tam toczy się życie, tam się jest naprawdę.

Te miasta leżą niedaleko od siebie ale przecież nie blisko. 80 lat temu dało się pewnie przejechać z jednego do drugiego dwa razy szybciej, niż dziś, a przynajmniej pociągiem. Nie mówię, że było lepiej, po prostu było. A zamiana „berg” na „góra” stała się konsekwencją nie tyle wyborów językoznawczych, co nietrafionych ludzkich żądz. Zakończonych wyrokami historii. Nie wiem nawet, czy w naszej sprawie ma to jakiekolwiek znaczenie, może dla mnie, ale czy dla nich?

To, co przed „górą”, w ustach obcokrajowca brzmi podobnie (ileż anegdot o cudzoziemcach z niezbyt mądrą miną wysiadających na „nie tych” dworcach…). Nawet dla rodaków są blisko, albo tożsame. Może dlatego, że nie zdążyły wyrobić sobie cech charakterystycznych w nowym języku. Są tu z niebytu, z innego języka, innej architektury – innej kultury. Więc te pomyłki raczej freudowskie niż z brzmienia.

Ale to nie jest ani wystawa o historii, ani o językoznawstwie. Jest jedynie opowieścią o zjawisku wynikającym z geografii, przypadku i czasów. Kilkoro młodych ludzi, którzy edukację do sztuki zaczęli w Liceum Plastycznym w Cieplicach a skończyli (bądź przez czas jakiś studiowali) na Wydziale Artystycznych Uniwersytetu Zielonogórskiego, nie stanowi grupy. Nie mają jakiegoś specyficznego sposobu tworzenia, łączą ich miejsca. Młodzieńcze historie, nie wiem, Plac Piastowski? Miejsca, które są ważne tylko dla nich, w których działy się sprawy nam niedostępne, może nawet nieważne, a dla nich kluczowe. Szkoła średnia, która była wstępem i inicjacją a potem studia w mieście trochę podobnym,ale przecież nie w górach, mniejszym, trochę z innym duchem. Wybrali je pewnie też dlatego, że było blisko, że studiowali tu znajomi, że było na ludzką, znaną im miarę. Nie chcę mówić za nich, trochę spekuluję, trochę słyszałem, a trochę jest oczywiste.

To jest wystawa o koincydencjach czasowych, bo nawet nie o przyjaźni. Można ją też potraktować jako poważną analizę roli nowych miejsc w polskiej sztuce albo kwestii zaniku centrum na rzecz peryferii. W jakimś sensie takim elementem refleksji się staje, acz to tylko jedna z możliwych dróg odczytania.

Mylą się, bo być może najważniejsi są tu oni, w swej różnorodności, ideowej i formalnej, w podejściu do sztuki, które nie zostało sformatowane przez miasta czy szkoły, które jest ich osobiste, bardzo własne. Może to jest potwierdzenie faktu, że ta bezustanna pomyłka nie ma znaczenia, że w gruncie rzeczy chodzi tylko i wyłącznie o ich indywidualności. Nie ma „szkoły” cieplickiej ani zielonogórskiej. Jeśli nawet chcielibyśmy stwarzać mity, to nie wytrzymają konfrontacji z rzeczywistością. Ważne jest, że każdy z uczestników tego spotkania chce być w tej subtelnej choć niebezpiecznej grze, jaką jest uprawianie sztuki. Jedni są na początku drogi, inni już daleko, ale wszyscy z pewnością bardzo chcą nią iść.

Szkoły, miasta, to co na początku, jak każda inicjacja, pozostaje jednak intymną opowieścią, tajemnicą często nigdy, albo w części jedynie wypowiedzianą. Nie szukajmy jej tutaj. Jeśli nawet jest, to głęboko ukryta. Pytanie, na ile jest ważna, pozostaje otwarte.

Jelenia z Zieloną mylą mi się, bo są jedynie początkiem historii.

Wojciech Kozłowski

Image4

BOŻENA KOPIJ – MACHNIK. Twarze – cienie. Malarstwo

5 marca -10 kwietnia 2010 r.

Twarze – Cienie. Przestrzenie Międzyludzkie

Człowiek może stracić twarz. I spotka ją nieoczekiwanie w innym miejscu. W międzyczasie przybrał inną twarz, możliwe znalazł swoją prawdziwą. Albo zatracił się. I odnalazł się na nowo.

Tematem Bożeny Kopij – Machnik jest człowiek. Twarz ludzka, a raczej twarze jednego człowieka. „Nie maluję realistycznych portretów” – mówi – „maluję portrety psychologiczne”. Twarze, które pojawiają się na obrazach malarki, są twarzami zapomnianymi. Wszystkie te twarze, które widzi się w ciągu w życia, przelotnie albo dokładnie, które zapadają w niepamięć a jednak istnieją.

Można powiedzieć, że na obrazach Bożeny Kopij – Machnik pojawiają się twarze – dusze. Nadaje ona twarz ludzkiemu wnętrzu, uczuciom, zapomnieniu i przywracaniu do pamięci. Jej obrazy wydobywają to co ulotne i ukryte. Bożena Kopij – Machnik uwidacznia w swoich obrazach tajemnice. Maluje oszczędnie. W jej rozwoju artystycznym chodzi coraz bardziej o to, aby wielorakość bytu ludzkiego przedstawić mniej przez wielość położonych warstw malarskich, lecz przez zaznaczenie, niedopowiedzenie, co bardziej wydobywa kompleksowość, aniżeli liczne warstwy malarskie. Kiedy pracuje nad obrazem musi go pozostawić w procesie powstania i potem znów wrócić. Możliwe, że w międzyczasie obraz uzyska inne oblicze. Jej malarstwo jest delikatnym odczuciem ukrytych niuansów w spotkaniu człowieka z człowiekiem i obcowaniu człowieka z samym sobą. Coś zdawałoby się niewinnego okazuje się być przepaścią. Obrazy Bożeny Kopij – Machnik wciągają widza w pewną grę, wciągają z tego co powierzchowne do głębi czegoś często nieoczekiwanego. Pogodna maska może stać się tutaj twarzą demona. Spotkanie, pozornie bez znaczenia staje się nagle grą o władzę. Wszystko, co może znaczyć spotkanie znajdzie tu swoje odbicie: bojaźliwe zainteresowanie, rozumienie bez słów, otwarte pytania, okaleczenia i pozostałe blizny, uwodzenie, panowanie i manipulacja ludźmi, ciche spojrzenia. Nie można czuć się w obrazach malarki bezpiecznie, nie można być pewnym, bo przy każdym spojrzeniu otwierają nowe, rzucają nowe pytania, pokazują nowe twarze i nie dają odpowiedzi.

To jest w całym tego słowa znaczeniu sztuka egzystencjonalna. Bożena Kopij – Machnik pyta o to co istotne, o to co ukryte, w czasach kiedy w sieci world wide web rozpowszechnione jest fundowanie sobie niezliczonych osobowości, pytanie to jest szczególnie aktualne. I tak po spotkaniu z twarzami na obrazach Bożeny Kopi – Machnik pozostają pytania, które skłaniają obserwatora do autorefleksji i zmuszają do dostrzeżenia twarzy zapomnianych, twarzy – cieni.

Gyde Callesen (przedruk z katalogu wyd. przez Galerię Bekos w Poznaniu, 2010)

Reprodukowane prace stanowią cykl „Twarze”, powstały w technikach mieszanych na płótnie w 2009r.

BOŻENA KOPIJ – MACHNIK urodziła się 18.08.1961r. w Jeleniej Górze. W latach 1982 – 1987 studiowała w poznańskiej PWSSP. Dyplom z wyróżnieniem uzyskała w 1997r. w zakresie malarstwa i rysunku w pracowniach prof. Norberta Skupniewicza i prof. Józefa Fliegera. W latach 1988 – 1990 otrzymała stypendium Ministra Kultury i Sztuki. Od roku 1994 mieszka i pracuje w Hanowerze (Niemcy). Zajmuje się malarstwem rysunkiem i grafiką warsztatową. Od roku 2000 udział w akcjach i wystawach Workshop-Hannover. Prowadzi liczne projekty i warsztaty artystyczne dla dorosłych, dzieci i osób upośledzonych. Prezentuje swoje prace na wystawach indywidualnych i zbiorowych w Polsce, Niemczech i za granicą.

JAKUB REBELKA. Element chaosu

22 stycznia – 28 lutego 2010 r.

To malarstwo nadprodukcji, oszołomienia, Rebelka doskonale odnajduje się w procesie mnożenia detali, jego malarstwo dojrzewa na płótnie, jest niedomknięte, a przez to podatne na skrajnie różne sposoby interpretacji.

Im większy obraz, tym większa ilość szczegółów tego samego rozmiaru. Rebelka dostosowuje proporcje dominanty do rozmiarów płótna, natomiast wszelkie „dodatki”, którymi zasypuje swoje prace, pozostawia formatowo bez zmian. Ich liczba wzrasta proporcjonalnie do rozmiarów płótna/planszy. Malarstwo Jakuba Rebelki to krzykliwy przykład malarskiego wielogłosu, ciągłego ruchu, nieustannego dopowiadania, jakby artysta miał problemy z zamknięciem płótna, z przerywaniem malowania.

Rebelka w swojej twórczości buduje atmosferę halucynacji, narkotycznej wizji, snu (unoszące się wszędzie, rozsypane pigułki, zwielokrotnienia, wizualne anomalie…), to nagromadzenie sprawia wrażenie „rozłażenia się” jego wizji, pękania w szwach, jakiegoś niepokojącego ruchu pod powierzchnią. W obrazach, w których rezygnuje z wyszczególnienia planów, ten chorobliwy rozrost jest szczególnie frapujący, sprawia wrażenie chwiania się tego wszystkiego w posadach, naruszenia podstaw, powoduje, że odbiorca nie jest w stanie przyswoić tylu obrazów na raz (dodatkowo w kilku miejscach płótna wzbogacone są o liternictwo – tekst).

To malarstwo chirurgicznej interwencji, poszukiwania w ciele, intruzji („Lekcja anatomii” „Sarbre of Madness”). W fabularno – wizualnej twórczości Rebelki ciało jest pojemnikiem, opakowaniem, które można zdjąć, otworzyć, rozerwać, zniszczyć… Z pożytkiem dla jego wizji malarskiej.

Rebelka lubuje się w makabrze, szczególnie w jej pop-kulturowej formie, w której sprowadzona została do roli rozrywki i nie szokuje już nikogo. Tortury i śmierć jawią się tutaj jako lęki przepracowane, oswojone, Rebelka obrysowuje je swoim podwójnym konturem i maluje w jasnych, krzykliwych barwach. W środkowej części dyplomowego tryptyku („Sarbre of Madness”) postacie pławią się w ludzkich wnętrznościach, sprowadzonych niemal do roli ornamentu, Rebelka bierze przerażenie i śmierć w cudzysłów – postacie, które biorą udział w jatce jawią się jako sztuczne i statyczne, ich spojrzenia są puste a krzyk niemy.

Rebelka chętnie zaburza relację góra – dół i proporcje (na płótnie „Król Deprim” gdzieś w okolicy „pierwszego planu” widoczny jest „pejzaż miejski”), odbiorca w trakcie odczytywania/dekodowania tej artystycznej wizji instynktownie szuka jakiegoś punktu oparcia, horyzontu, ukrytego klucza, sposobu na uporządkowanie obrazu. Na próżno.

Poruszanie się w alogicznych, surrealizujących kompozycjach Rebelki przyprawia o zawrót głowy.

Kurator wystawy: Piotr Machłajewski

Nota biograficzna

Jakub Rebelka (ur. 1981r.) – malarz, grafik, rysownik komiksów. Studiował na Akademii Multimedialnej i ASP w Gdańsku (dyplom w pracowni prof. Teresy Myszkin). Na jego dorobek artystyczny składają się liczne serie malarskie, freski i murale, nadzwyczaj rozbudowane graficznie komiksy (m.in. „Doktor Bryan”, „Ester i Klemens”, ”Dick4Dick”, „Oskar”) oraz ilustracje. Rebelka jest autorem fresków w Muzeum Powstania Warszawskiego (2007), w Teatrze Narodowym (wykonane w ramach Roku Herbertowskiego), a także realizacji z pogranicza malarstwa i dekoracji wnętrz: Arthotel – ”lalala” (Sopot 2007), Okólnik, pokój Kudłatego (Warszawa 2007) i “Pink Flamingo nr.7” (w gdańskim klubie Sfinks).

Jakub Rebelka jest laureatem m.in. Małego Grand Prix OKTK 1997, I nagrody MFK 2000 za „Oskar – Król Cieni” (wraz z Benedyktem Sznajderem), I nagrody w konkursie Grafex magazynu Aktivist Exlusiv oraz Artystycznej Podróży Hestii w roku 2008 (Nowy Jork).

Wystawa w jeleniogórskim BWA jest debiutem Jakuba Rebelki.

Wystawa zorganizowana ze środków Miasta Jelenia Góra.

BEATA KORNICKA – KONECKA. rysunek

3 grudnia 2009 – 19 stycznia 2010

NADDARTE TKANINY BEATY KORNICKIEJ-KONECKIEJ

Te pytania Georges`a Didi-Hubermana otwierają jego próbę innego, korzystającego z narzędzi psychoanalizy, ujęcia obrazowego przedstawienia, dla której kluczowe okazuje się „myślenie o tkaninie (tkaninie przedstawienia) wraz z jej rozdarciem”. Przy czym ceną za otwarcie tej inności – docieranie do wizualności przedstawienia – miałaby być naruszona konstrukcja zracjonalizowanego podmiotu, ryzykująca utratę własnej (samo)wiedzy dla wydobywania z dziedziny widzialności tego, co ukryte, wyparte przez opracowanie refleksyjne (przedstawienie odbite, na wzór refleksji).
W jaki sposób paradoksalne jest ujecie tego, co wymyka się świadomości w twórczości Beaty Kornickiej-Koneckiej?
Dziedziną, w jakiej realizuje się artystka jest rysunek. Ten nie często dziś uprawiany gatunek sztuki, wciąż – i tym bardziej – stawia swym adeptom wysokie wymagania. To, co zwraca uwagę w przypadku artystki, której wystawa ma obecnie miejsce w jeleniogórskiej Galerii BWA, wynika z odczytania jej twórczości w terminach rysunku jako medium. Niebywałe wyczucie technicznej specyfiki wypowiedzi artystycznej poprzez rysunek u Beaty Kornickiej-Koneckiej wchodzi w dialog z malarstwem i fotografią. Natomiast konsekwentne i dogłębne eksplorowanie przez artystkę pewnych warsztatowo uwarunkowanych aspektów proponowanej przez nią tematyki, prowadzi do argumentacji na temat konceptualizowania przez nią przedstawienia rysunkowego wbrew rozdarciom, rozpęknięciom, szczelinom, jakimi często naznacza przedstawiane elementy i struktury. Tekst niniejszy chciałby prześledzić te wątki w prezentowanych na wystawie pracach z cyklu Maski (1997-1998) oraz Samotność Boga (2003), zwracając uwagę na zagadnienie przedstawienia w relacji z rysunkowo (o)kreślonymi reprezentacjami podmiotu.

ŚMIERĆ JAKO MASKA
Na rysunkach z cyklu Maski pojawiają się fragmenty, bądź zarysy męskich i kobiecych twarzy, przezierające przez misternie wydziergane ołówkiem tkaniny, niczym płaskie reliefy rozpostarte wzdłuż powierzchni pola rysunku. Tkaniny te budowane są z wyodrębnionych i zindywidualizowanych splotów płótna – materialnego podłoża malarstwa. Podobnie jak w przypadku twarzy uderza ich niekompletność. Naciągnięte płytko, iluzjonistyczne – tuż przy powierzchni i na wyciągnięcie ręki – pełne są nacięć, rozdarć, odgnieceń, wyciętych luk, przez które przeziera niezróżnicowana ciemność. To z niej wyłaniają się ludzkie twarze, lub „puncowane” od spodu maski twarzy, docierające do granicy, jaką stwarzają tkaniny. W stronę tego śladu ludzkiej obecności, w kierunku twarzy, jakby w geście jej uwiarygodnienia, wyciągają się dłonie, których cielesność odtworzona jest z fotorealistyczną wręcz precyzją. Dłonie rozsuwają tkaninę jak kurtynę, dotykają warstwy, oddzielającej wpijające się w nią palce od namacalnego dowodu istnienia. Zetknięte z tkaniną twarze, mimo swego weryzmu, sprawiają wrażenie nierzeczywistych, jakby pogrążonych we śnie, wrzuconych w przedarcia materiału. W ten sposób węzłowym problemem staje się tu zetknięcie tego, co konkretne, materialne z tym, co abstrakcyjne, jawiące się jako niemożliwe do wyrażenia. Czy może być że, wstępnie, tematem okaże się rzecz najszczególniejsza, ludzki byt w (prze)pustce, w (prze)świcie rysunkowego przedstawienia?
Takie określenie twórczości artystki nie będzie jednak metaforą. Oto właściwość jej rysunku – ani szkic wymagający następnie nałożenia farb, ani obrys, który pozwalałby dalej sączyć się wyobraźniowym rojeniom, ani narys poprzedzający inne, ukryte jeszcze przedstawienia – lecz pewna definitywna pozytywność, lokująca się w specjalnym miejscu pomiędzy stwórczą potencjalnością sprowadzonego do elementarnych struktur płótna, a ostatecznością czarno-białej fotografii. A więc, to co przedstawione, jest wszystkim co mamy i wiemy? Co dzieje się z tym na wskroś obnażonym i wytrwale zaklętym w kaligrafię ołówka światem? Z perspektywy rysunku to nie twarze docierają do granic, lecz przedstawienia Beaty Kornickiej-Koneckiej jako ilustracyjna i demonstracyjna całość. Jakby wewnątrzprzedstawieniowo, w przypływie różnych nastrojów naruszana jest kompletność odwzorowanych wzorów i poprzez od-ręczne wdarcie pęknięć, dopuszczenie do poletka własnej pracy głosu ciągłej ręcznej udręki, tworzą się wzrokowo uchwytne granice, w których utrzymuje się cykl Maski jako wypowiedź artystyczna. Dopiero w przerwaniu, jakie odbywa się za sprawą spojrzenia widza, w unieruchomionej relacji przedstawione-przedstawienie, wszystkie uobecnione przez artystkę rozwarcia stają obszarem znaczeń dotykających sfery podmiotowości. Stąd dookreśleniem ujętego od strony rysunku tematu tego cyklu byłoby wy-dzielenie ludzkiego bytu w jego materialnej skończoności na karcie papieru.

NADDARTY BÓG

Kolejny cykl uaktywnia proponowaną postawę recepcyjną w bardziej oszczędnym zakresie. Miarodajne dla podjętej interpretacji ze względu na trop uwzględniającej się w jak przedstawienia podmiotowości, okazuje się zestawienie Masek z późniejszą Samotnością Boga. Ponad wycinkiem kuli o spękanej miejscami powierzchni ulokowana zostaje nachylona do niej pod kątem konkurencyjnych rozmiarów głowa. Na jednym z rysunków jest ona w większości pokryta maską wykonaną z takiej samej jak we wcześniej analizowanym cyklu tkaniny. Materiał rwie się gdzieniegdzie, strzępi na obwodzie twarzy, nie wystarcza go na pokrycie całej czaszki, której gładka obłość koresponduje z regularnym łukiem kuli nad którą unosi się głowa. Na drugim rysunku analogiczna głowa przypuszczalnie odarta zostaje z warstwy tkaniny. Odsłonięte, geologiczne jakby odkształcenia „odleżyn” po masce, spod których przeziera czubek nosa, lekko uśmiechnięte usta oraz sklepienie czaszki, wcale jednak nie zbliżają do tajemnicy. Odarcie okazuje się pozorne, ponieważ „pod spodem” ściśle umocowała się wokół głowy pełna nierówności skorupa, zaburzająca jej krągłość, podobnie jak poprowadzone na wskroś kuli poniżej cięcia. W obu pracach poprzez zróżnicowanie naruszona zostaje gwarantowana przekazami tradycji jedność tytułowego bohatera cyklu.
Jednocześnie w percepcyjnym doznaniu tego wyobrażenia samotności antropomorfizowanego przedstawienia Boga dominuje zasada anachronizmu2. Proponowane również przez Didi-Hubermana uprawomocnienie niezgodności czasowej w obszarze obcowania z przedstawieniami obrazowymi, w tym przypadku uzasadniałoby ściągnięcie wertykalnych kompozycji w tworzący je układ dwóch elementarnych, uniezależnionych od siebie elementów – wycinka kuli i głowy – absolutyzujących w przedstawieniu zmysłowo dające o sobie znać abstrakty: nieciągłość, zerwanie, przyciąganie, naddarcie. W tym miejscu pojawia się ścieg dla anachronizmu, dla otwarcia zaszytych rysunków Beaty Kornickiej-Konckiej. Trudno bowiem oprzeć się wrażeniu podobieństwa – mimo wszelkich różnic – między surrealistyczną wyobraźnią, rozporządzającą omawianymi rysunkami, a monumentalnymi wizjami średniowiecznych mistyczek, żeby przywołać tu miniaturę towarzyszącą Scivias, teologicznemu traktatowi Hiledegardy z Bingen, przedstawiającą uskrzydloną głowę Bożej Żarliwości. Zbieżność pojawia się nie tylko w zakresie kosmologicznego konceptu, w ramach którego mieszczą się przedstawienia z różnych czasów, ale i w „benedyktyńskiej” metodzie pracy – Hildegarda opatrywała objawione wyobrażenia, przedmioty stające w centrum jej wizjonerskiego doświadczenia, niezwykle precyzyjnymi, egezegetycznymi wyjaśnieniami. Ten medytatywny wymiar zaznacza się w warsztatowej gorliwości i biegłości, przede wszystkim określających kontemplacyjny charakter projektującej się w tym cyklu podmiotowości, niemo uwewnętrznionej w skupieniu własnego doświadczenia.
1. G. Didi-Huberman, Obraz jako rozdarcie i śmierć wcielonego Boga, tłum. M. Loba, „Artium Quaestiones” t. X, 2000, s. 230.
2. Pojęcie „anachronizmu” konceptualizujące historyczność obrazu wyjaśnia G.Didi-Huberman w swej książce Devant le temps, Paris 2000.
Ewelina Jarosz

 

Beata Kornicka – Konecka urodziła się w Poznaniu. Absolwentka Wydziału Malarstwa, Grafiki i Rzeźby Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Poznaniu. Dyplom z projektowania graficznego uzyskała w 1983r. w pracowni Grzegorza Marszałka. Po studiach, przez pewien okres czasu, mieszkała wraz z mężem Januszem Koneckim w Poznaniu, trochę we Wrocławiu i w Rypinie. Od 1994r. mieszka w Szklarskiej Porębie, gdzie stworzyła wraz z mężem Prywatne Centrum Edukacji Artystycznej oraz Galerię Autorską KOKON. Oprócz edukacji artystycznej dla młodzieży, organizowała międzynarodowe i ogólnopolskie plenery malarskie. Proponowała również inne przedsięwzięcia kulturalne w oparciu o dzieła literackie i muzyczne. Jest autorką cyklów rysunkowych inspirowanych dziełami literackimi, jak „Dekameron” Boccacia, „Rękopis znaleziony w Saragossie” Jana Potockiego, „Księga Ducha Gór” Carla Hauptmanna (2000), oraz rysunków z cyklu: „Maski I”, „Maski II”, „Maski III”(1999-2004), tryptyk „Samotność Boga” (2003-2004), tryptyk „Wspomnienia – Zapomnienia”, tryptyk „Femina” i wielu, wielu innych. Prace odnoszą się bezpośrednio do ludzkiego losu,do świadomości czy podświadomości. Jest laureatką wielu prestiżowych nagród, np:II nagroda w Ogólnopolskim Konkursie „Faber Castell 92″ ,czy nagroda „Pegaza”(1993) za całokształt pracy twórczej. Prezentowała swoje prace na wielu wystawach indywidualnych i zbiorowych w Polsce i za granicą – kilkakrotnie w Niemczech, w Czechach i w USA (2001, 2002). Od 2001r. wystawia w Nowym Jorku zdobywając odbiorców swojej sztuki na rynku amerykańskim. Każda wystawa jest ogromnym wyzwaniem i przeżyciem. W ostatnich latach, do bardzo ważnych wystaw (oprócz tych za granicą), zalicza indywidualną, retrospektywną wystawę swych prac w Galerii Miejskiej „Arsenał” w Poznaniu w 2005r. Oraz wystawę w Galerii Krytyków „Pokaz” w Warszawie. O jej sztuce ukazało się szereg tekstów w czasopismach i katalogach. Jej prace znajdują się w muzeach i zbiorach prywatnych w Polsce, w Niemczech, w Holandii i w Stanach Zjednoczonych. Należy w USA do Międzynarodowego Towarzystwa „Emocjonalistów”, a w Szklarskiej Porębie do Stowarzyszenia „Nowy Młyn”, który skupia współczesną Kolonię Artystyczną Karkonoszy.

bwa

Recycling Sztuki

BWA – Jelenia Góra – 2009

Recycling Sztuki to cykl multidyscyplinarnych spotkań zadedykowanych wybranym zagadnieniom sztuki współczesnej, zorganizowany przez Biuro Wystaw Artystycznych w Jeleniej Górze. W jego ramach odbyły się prelekcje, dyskusje i prezentacje artystyczne, spotkania z praktykami i teoretykami sztuki. Pomysłodawcą cyklu był Paweł M. Krzaczkowski.

Paweł Mikołaj Krzaczkowski – eseista, kurator, redaktor działu kultury w „Recyklingu Idei”. Studiował filozofię, filologię polską, muzykologię, a także w Studium Kultury i Języków Żydowskich Uniwersytetu Wrocławskiego. Pisze doktorat na kulturoznawstwie we Wrocławiu, gdzie też prowadzi zajęcia z zakresu teorii i historii teatru.

Spotkania

Technika i tworzenie. 25 marca 2009

Udział wzięli: Sławomir Wojciechowski, dr Karol Maliszewski, Mariusz Urban, Natalia Korczakowska.

„Przyczyna, przypuśćmy, leży w tym, iż podmiot-kreator zląkł się utraty siebie w zewnętrznym. Technika to przecież heteronomia, kiedy z kolei kreator pragnie tworzyć autonomicznie. Czym jednak byłaby ta autonomia? Tworzeniem na mocy praw samego materiału? Porzuceniem tradycyjnych środków wyrazu, gatunków i form. Czy to już wszystko? Być może nie. Być może sam materiału to heteronomia gwałcąca królestwo samotności, zagrażająca tożsamości jaźni, pragnącej przemówić jako ona sama”.

Paweł M. Krzaczkowski

Reżyseria teatralna – historyczne przemiany funkcji reżysera. 16 kwietnia 2009

Udział wzięli: Jan Klata, dr Milan Dariusz Lesiak, dr Piotr Rudzki.

„Wśród właściwości, które są zyskiem ruchu zwanego WRT wymienia się jednym tchem: odrzucenie konwencji scenicznej, antykomercyjność, poszukiwania nowoczesnych przestrzeni scenicznych i ustanowienie teatru jako odrębnego, niepodporządkowanego literaturze (tekstowi dramatycznemu) dzieła sztuki. Każde dzieło sztuki musi wszak mieć swego autora, twórcę, odpowiedzialnego za ostateczny kształt artystycznej wizji. W przypadku teatru inscenizator czy wizjoner – to warianty określenia “reżyser”. Jak zreinterpretowano jego zadania, by dzisiaj nikt nie miał wątpliwości, że całą odpowiedzialność za inscenizacyjny wymiar przedstawienia teatralnego ponosi reżyser? Jak rosła w artystyczną siłę jego pozycja w teatrze?”.

Dr Milan Dariusz Lesiak

Sztuka klasowa, sztuka i emancypacja – historia i teraźniejszość. 7 maja 2009

Udział wzięli: Wiktor Rubin, Jacek Schodowski, Sławomir Wieczorek, dr Michał Libera.

Na spotkaniu dyskutowane były zagadnienia związane z problematyką klasową i ruchami emancypacyjnymi. Zastanawialiśmy się nad historyczną rzeczywistością i warunkami obecności wspomnianej problematyki w obszarze praktyki i teorii teatru, literatury i muzyki. Przemyśliwaliśmy ich klasowe i ideologiczne konteksty istnienia, ich historycznie i współcześnie aktywizujący się potencjał emancypacyjny. W szczególności można było usłyszeć o tym jak tematyka klasowa pojawiła się i przekonfigurowała praktykę muzyczną, jak klasowa struktura miast wpłynęła na ich muzyczną topografię, o tym jak przedstawia się dzisiaj klasowa struktura teatru i w jaki sposób teatr może występować w roli promotora ruchów wolnościowych, o tym jak teoria literatury Lukácsa zerwała z deterministycznym rozumieniem marksizmu i jak współczesna polska teoria literatury wyparła tematykę klasową z obszaru swoich przedmiotowych i metodologicznych zainteresowań.

Teatr instrumentalny, sound-text composition i muzyka graficzna. 28 maja 2009
Udział wzięli: Monika Pasiecznik, Antoni Beksiak, Michał Górczyński.

„Etnomuzykologiczne badania terenowe w różnych rejonach świata dowiodły tego, iż charakterystyczne dla europejskiego kręgu kulturowego rozumienie muzyki jako oddzielnej sfery rzeczywistości nie jest niczym uniwersalnym. Liczne plemiona afrykańskie, i nie tylko afrykańskie, nie posiadają analogonu europejskiego pojęcia muzyki, nie dysponują nawet terminem, który określałby to, co w europejskim kręgu kulturowym za muzykę uchodzi. To, co muzyczne może występować jako szereg oddzielnych zjawisk i praktyk nie posiadających swojego nadrzędnego mianownika, podział i dyspozycja granic przebiega w poprzek muzyki, absorbując zarazem liczne zjawiska i praktyki, które być może jako muzyczne w europejskim kręgu kulturowym nie występują”.

PMK

Fikcja i fantazja – pokaz filmu „Opowieść letnia” i spotkanie z Katarzyną Kozyrą. 16 czerwca 2009

W ramach spotkania odbyła się projekcja filmu Katarzyny Kozyry pt. Summertale oraz debata z udziałem artystki prowadzona przez Pawła Jarodzkiego.

Projekt W sztuce marzenia stają się rzeczywistością (In Art Dreams Come True) jest cyklem performanceów, spektakli parateatralnych, happeningów oraz filmów. Kozyra występuje w roli reżysera i głównego aktora, jest tworzywem w rękach mistrzów – przewodników. Gloria Viagra (berliński transwestyta – wzór prawdziwej kobiecości) i Maestro Pitułej (nauczyciela śpiewu operowego) wprowadzają ją w świat sztuczności, konwencji i pozy. Summertale jest ostatnią realizacją z cyklu, artystka rozstaje się ze swoimi mistrzami, wyzwala się spod ich wpływu. Film Letnia opowieść utrzymany jest w konwencji baśniowej, która przechodzi z czasem w gore, mieszkańcy cudownego ogrodu (większość zdjęć plenerowych powstała w Kwiecieszowicach koło Jeleniej Góry) eliminują intruzów. Ofiarą karliczek padają Gloria Viagra i Maestro, Kozyra, stylizowana na Alicję z Krainy Czarów, uchodzi z życiem.

Summertale, jako ostatni projekt z cyklu W sztuce marzenia stają się rzeczywistością, jest rodzajem zamknięcia, Kozyra odrzuca szeroko rozumianą dominację i wyzwala się spod wpływu mistrzów, stawia jednocześnie pytania dotyczące autorytetów, wolności i stereotypów.

Kino autorskie – czy jeszcze autorskie. 24-25 czerwca 2009

Udział wzięli:Jan Topolski, Andrzej Kołodyński, Katarzyna Roj.

„Ale pośpieszyłby się, kto całą winą (czy też zasługą) za niemoc początku i niedogodności narodzin, obarczyć chciałby, czy to pod mianem dekadencji, czy jakimkolwiek innym, rozpacz, będącą w istocie tylko fragmentem pośród fragmentów. Innymi słowy, należałoby pośród przyczyn poszukać czegoś jeszcze: zarówno rozkoszy rozkoszującej się końcem początków, jak i rozkoszy, która uprzednio, na zasadzie opiekuńczych praktyk zterytorializowana, wyłania się teraz, by zgodnie z ruchem negowania początków, deterytorializować się jako jouissance, tudzież, jakby przy okazji, rewidować wcześniej wyłożony pogląd w kierunku: nie tylko rozpacz i rozpaczanie, ale też rozkosz i rozkoszowanie spotykają się z rozpoczynaniem w niemocy początku”.

PMK

Cytat, zapożyczenie, mit – spotkanie ze Zbigniewem Liberą. 30 czerwca 2009

Wstęp: Andrzej Więckowski.

Na spotkaniu w jeleniogórskim BWA zaprezentowany został cykl prac pt. „The Gay, Innocent and heartless” zrealizowany w Izerach (dzięki uprzejmości Fundacji Profile).

„Zapożyczenie jest pojęciem współczesnym. Jeszcze w XIX wieku posługiwanie się wątkami znanymi, fabułami, gotowymi strukturami łącznie ze sposobem ich przedstawienia, z narracją, elementami ikonografii czy muzyki było zjawiskiem powszechnym i niekojarzonym wcale z plagiatowaniem. Bajki Jeana de la Fontaine’a nie są jego wynalazkiem, znane były już w starożytności. Uznanie i członkostwo w Akademii Francuskiej przyniosło mu ich propagowanie w określony sposób. Dlatego znamy bajki la Fontaine’a. Ignacy Krasicki, który je tłumaczył z francuskiego, stawał się ich autorem. Mówimy o bajkach Krasickiego. Była to zwykła praktyka. Wielki Szekspir czerpał pełnymi garściami z twórczości innych pisarzy i nikomu nie przychodziło do głowy nazwać go plagiatorem, nie tylko dlatego, że to, co brał od innych, obdarzał niepowtarzalną sygnaturą stylu, budowania napięć dramaturgicznych itd. Nie było po prostu pojęcia plagiatu we współczesnym sensie. Dzisiaj Szekspir, Molier, la Fontaine, Krasicki, po prostu wszyscy stanęliby przed sądem i zostali skazani, na wielkie grzywny, ale i na infamię”.

Andrzej Więckowski

Sztuka minimalistyczna. 15 października 2009

Udział wzięli: Michał Mendyk, dr Rafał Włodarczyk, Kama Wróbel.

„Minimalizm pojęty synchronicznie, tj. w porządku równoległości, jak i diachronicznie, tj. w porządku następowania, zdaje się, o ile natknie się na refleksję, która choć przez chwilę, być może dłuższą chwilę, zechciałaby tutaj zamieszkać, zdaje się zatem zjawiskiem wielokierunkowym, o zróżnicowanych tendencjach, konturach i punktach dojścia. Urzeczywistniony w obszarze sztuk wizualnych znajduje swoje oznajmienie w określeniach geometrycznych, przekroczeniu figuratywności, prezentacji surowego materiału, ujętego w pierwotnych i najprostszych formach, niejednokrotnie ledwie liźniętych aktem kreacji. Przeniesiony w obszary muzyki, zmierza w kierunku maksymalnego uproszczenia faktury, eliminacji ozdobników i gestów retorycznych, wzdraga się przed energetycznymi cyrkulacjami, preferując statykę nad dynamiką, za podstawową kategorię formotwórczą wybierając powtórzenie, czysto mechaniczne, lub lekkie, oparte na stałym parametrze, modyfikacje zapętlonego motywu. Skutki bywają mimo to bardzo niejednorodne, co wynika być może z przyjęcia perspektywy, która za słuszne i trafne, być może niesłusznie i nietrafnie, uznała kategoryzacje subsumujące pod terminem minimal music tak różne estetyki muzyczne jak szkoła nowojorska (Morton Feldman, Earl Brown, Christian Wolff), jak estetyka „extended duration” Louisa Andriessena i La Monte Younga, egzystencjalizm Tomasza Sikorskiego, autora Samotności dźwięku i Choroby na śmierć, mikrotonową i konceptualną polifonię Rytisa Mažulisa, muzykę ekologiczną Salvatore Sciarrino, post-taneczną usterkę Ryojiego Ikedy, ambient music, soundscape music, techno, noise, i wiele, wiele więcej”.

PMK

Współczesna filozofia muzyki. 13 listopada 2009

Udział wzięli: dr Maciej Jabłoński, dr Andrzej Chłopecki.

„Narodziła się w ten sposób współczesna konwencja koncertowa i nowa przestrzeń ekspozycji muzyki, czyli nowoczesna sala koncertowa, a w niedługiej przyszłości, instytucja filharmonii. W tym sensie można by stwierdzić, iż konwencje, do których przywykliśmy, i które stały się naszą drugą naturą, wywodzą się z okolic połowy wieku XIX-ego. Trudno w tej chwili orzec jak długo trwać będzie jeszcze ta konwencja, niemniej rozwój muzyki, jak i refleksji o niej w XX wieku wskazuje na konieczność pewnych zmian, tak w obszarze przestrzeni ekspozycji muzyki, jak i całej struktury instytucjonalnego życia muzycznego”.

PMK

Estetyka usterki. 18 listopada 2009

Udział wzięli:Gosia Sobolewska, Grzegorz Piątek.

„Byłem zainteresowany podkreśleniem „świeżości” (freshness) tego domu. Często ta „świeżość” przepada – w naszych dopieszczonych detalach – w przesadnym wykańczaniu (over-finising) ich „witalność” znika. Chciałem tego uniknąć poprzez stworzenie wrażenia, że poszczególne detale znajdują się w fazie tworzenia, że „budynek” jeszcze się nie zatrzymał. Prawdziwie wykończony budynek jest bezpieczny i przewidywalny. Chciałem spróbować czegoś innego. Lubię grać na krawędzi katastrofy”.

Frank Gehry

Przeł. PMK

Źródło: Architecture theory since 1968 (MIT Press,. Cambridge, MA, 1998), red. Michael Hays.

Współczesna filozofia architektury. 8 grudnia 2009

Udział wzięli: dr Cezary Wąs, Joanna Erbel.

„Mamy zatem pewien problem ze wskazaniem czegoś specyficznie architektonicznego. Ktoś oczywiście może się wyłamać, wyciągnąć palec, wskazać na to i owo, i zawołać: „oto dzieło architektury”. Tutaj jednak pośpiech tego typu nie wydaje się wskazany. Tak samo nie wydaje się niczym koniecznym, by w konkluzji powtórzyć gesty niecierpliwego albo niecierpliwej. Chodzi raczej o chwilę refleksji, która nie zna jeszcze efektu i puenty. Ani swojego rozumienia architektury, ani nawet wiary w możliwość jej zrozumienia. Chodzi też o takie zawołanie: „oto architektura”, które wytrzyma napór krytyki, i takie pojęcie, które wybroni się przed nieuchronnym kwestionowaniem”.

PMK

Wolna improwizacja: koncert Michała Górczyńskiego. 18 grudnia 2009

W ramach koncertu artysta wykonał utwory Seweryna Ścibiora pt. Spiral, Bartosza Kowalskiego-Banasewicza pt. Contabile 2 oraz kompozycje własne.

Fragment wywiadu z Michałem Górczyńskim.

Jan Topolski: Jak Ci się gra solowo?

Michał Górczyński: Świetnie! Nikt mi wreszcie nie przeszkadza! (śmieje się). Kiedy jestem sam, nie muszę pewnych rzeczy obcinać, a innych pchać do przodu; rozmawiam wtedy z własnym instrumentem, słucham, jak on gra – co w przypadku gry grupowej nierzadko jest zagłuszane przez innych muzyków. Tutaj również często zdarza mi się nie przewidzieć pewnych sytuacji, na przykład przypadkowych opuszczeń klapek, które dają nowe brzmienia.

Krzysztof Trzewiczek: Jaka jest według Ciebie relacja między otwartością na przypadkowe elementy, które dzieją się tu i teraz a myśleniem o całości formy?

MG: Uważam, że to właśnie chwila wpływa na ogólny kształt utworu: to z niej rozwijają się takie a nie inne sytuacje. To jest wyczuwalne u bardzo doświadczonych muzyków; gdy widziałem koncert Petera Kowalda w 1999 roku w Olsztynie, to u niego nie dostrzegłem czegoś takiego jak stuprocentowa kontrola nad formą improwizacji choćby pod względem ich gęstości czy dramaturgii. W momencie, kiedy słucham jakiejkolwiek symfonii Beethoven, to widzę bardzo wyraźnie: że tu się coś buduje, że ekspresja narasta czy słabnie. Ale to wynika z tego, że on miał możliwość wielokrotnego patrzenia wstecz na partyturę, a dla mnie improwizacja to nie forma, ale proces.

KT: Jak jednak ten proces zatrzymać? Od czego zależy, że się w pewnym momencie improwizację kończy?

MG: To się czuje. Wszystko zależy od warunków: miejsca, publiczności, nastroju, energii. Free improvisation jest muzyką żywą i tak samo żywe jest tu budowanie formy. To jest właśnie cudowne w improwizacji, ten związek z energią i tym, jaka ona jest.

Źródło: Glissando.

Wstępy i prowadzenie spotkań w ramach cyklu Recycling Sztuki: Paweł M. Krzaczkowski

Zrealizowano za środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Miasta Jelenia Góra.