All posts by Galeria BWA

BOŻENA KOPIJ – MACHNIK. Twarze – cienie. Malarstwo

5 marca -10 kwietnia 2010 r.

Twarze – Cienie. Przestrzenie Międzyludzkie

Człowiek może stracić twarz. I spotka ją nieoczekiwanie w innym miejscu. W międzyczasie przybrał inną twarz, możliwe znalazł swoją prawdziwą. Albo zatracił się. I odnalazł się na nowo.

Tematem Bożeny Kopij – Machnik jest człowiek. Twarz ludzka, a raczej twarze jednego człowieka. „Nie maluję realistycznych portretów” – mówi – „maluję portrety psychologiczne”. Twarze, które pojawiają się na obrazach malarki, są twarzami zapomnianymi. Wszystkie te twarze, które widzi się w ciągu w życia, przelotnie albo dokładnie, które zapadają w niepamięć a jednak istnieją.

Można powiedzieć, że na obrazach Bożeny Kopij – Machnik pojawiają się twarze – dusze. Nadaje ona twarz ludzkiemu wnętrzu, uczuciom, zapomnieniu i przywracaniu do pamięci. Jej obrazy wydobywają to co ulotne i ukryte. Bożena Kopij – Machnik uwidacznia w swoich obrazach tajemnice. Maluje oszczędnie. W jej rozwoju artystycznym chodzi coraz bardziej o to, aby wielorakość bytu ludzkiego przedstawić mniej przez wielość położonych warstw malarskich, lecz przez zaznaczenie, niedopowiedzenie, co bardziej wydobywa kompleksowość, aniżeli liczne warstwy malarskie. Kiedy pracuje nad obrazem musi go pozostawić w procesie powstania i potem znów wrócić. Możliwe, że w międzyczasie obraz uzyska inne oblicze. Jej malarstwo jest delikatnym odczuciem ukrytych niuansów w spotkaniu człowieka z człowiekiem i obcowaniu człowieka z samym sobą. Coś zdawałoby się niewinnego okazuje się być przepaścią. Obrazy Bożeny Kopij – Machnik wciągają widza w pewną grę, wciągają z tego co powierzchowne do głębi czegoś często nieoczekiwanego. Pogodna maska może stać się tutaj twarzą demona. Spotkanie, pozornie bez znaczenia staje się nagle grą o władzę. Wszystko, co może znaczyć spotkanie znajdzie tu swoje odbicie: bojaźliwe zainteresowanie, rozumienie bez słów, otwarte pytania, okaleczenia i pozostałe blizny, uwodzenie, panowanie i manipulacja ludźmi, ciche spojrzenia. Nie można czuć się w obrazach malarki bezpiecznie, nie można być pewnym, bo przy każdym spojrzeniu otwierają nowe, rzucają nowe pytania, pokazują nowe twarze i nie dają odpowiedzi.

To jest w całym tego słowa znaczeniu sztuka egzystencjonalna. Bożena Kopij – Machnik pyta o to co istotne, o to co ukryte, w czasach kiedy w sieci world wide web rozpowszechnione jest fundowanie sobie niezliczonych osobowości, pytanie to jest szczególnie aktualne. I tak po spotkaniu z twarzami na obrazach Bożeny Kopi – Machnik pozostają pytania, które skłaniają obserwatora do autorefleksji i zmuszają do dostrzeżenia twarzy zapomnianych, twarzy – cieni.

Gyde Callesen (przedruk z katalogu wyd. przez Galerię Bekos w Poznaniu, 2010)

Reprodukowane prace stanowią cykl „Twarze”, powstały w technikach mieszanych na płótnie w 2009r.

BOŻENA KOPIJ – MACHNIK urodziła się 18.08.1961r. w Jeleniej Górze. W latach 1982 – 1987 studiowała w poznańskiej PWSSP. Dyplom z wyróżnieniem uzyskała w 1997r. w zakresie malarstwa i rysunku w pracowniach prof. Norberta Skupniewicza i prof. Józefa Fliegera. W latach 1988 – 1990 otrzymała stypendium Ministra Kultury i Sztuki. Od roku 1994 mieszka i pracuje w Hanowerze (Niemcy). Zajmuje się malarstwem rysunkiem i grafiką warsztatową. Od roku 2000 udział w akcjach i wystawach Workshop-Hannover. Prowadzi liczne projekty i warsztaty artystyczne dla dorosłych, dzieci i osób upośledzonych. Prezentuje swoje prace na wystawach indywidualnych i zbiorowych w Polsce, Niemczech i za granicą.

JAKUB REBELKA. Element chaosu

22 stycznia – 28 lutego 2010 r.

To malarstwo nadprodukcji, oszołomienia, Rebelka doskonale odnajduje się w procesie mnożenia detali, jego malarstwo dojrzewa na płótnie, jest niedomknięte, a przez to podatne na skrajnie różne sposoby interpretacji.

Im większy obraz, tym większa ilość szczegółów tego samego rozmiaru. Rebelka dostosowuje proporcje dominanty do rozmiarów płótna, natomiast wszelkie „dodatki”, którymi zasypuje swoje prace, pozostawia formatowo bez zmian. Ich liczba wzrasta proporcjonalnie do rozmiarów płótna/planszy. Malarstwo Jakuba Rebelki to krzykliwy przykład malarskiego wielogłosu, ciągłego ruchu, nieustannego dopowiadania, jakby artysta miał problemy z zamknięciem płótna, z przerywaniem malowania.

Rebelka w swojej twórczości buduje atmosferę halucynacji, narkotycznej wizji, snu (unoszące się wszędzie, rozsypane pigułki, zwielokrotnienia, wizualne anomalie…), to nagromadzenie sprawia wrażenie „rozłażenia się” jego wizji, pękania w szwach, jakiegoś niepokojącego ruchu pod powierzchnią. W obrazach, w których rezygnuje z wyszczególnienia planów, ten chorobliwy rozrost jest szczególnie frapujący, sprawia wrażenie chwiania się tego wszystkiego w posadach, naruszenia podstaw, powoduje, że odbiorca nie jest w stanie przyswoić tylu obrazów na raz (dodatkowo w kilku miejscach płótna wzbogacone są o liternictwo – tekst).

To malarstwo chirurgicznej interwencji, poszukiwania w ciele, intruzji („Lekcja anatomii” „Sarbre of Madness”). W fabularno – wizualnej twórczości Rebelki ciało jest pojemnikiem, opakowaniem, które można zdjąć, otworzyć, rozerwać, zniszczyć… Z pożytkiem dla jego wizji malarskiej.

Rebelka lubuje się w makabrze, szczególnie w jej pop-kulturowej formie, w której sprowadzona została do roli rozrywki i nie szokuje już nikogo. Tortury i śmierć jawią się tutaj jako lęki przepracowane, oswojone, Rebelka obrysowuje je swoim podwójnym konturem i maluje w jasnych, krzykliwych barwach. W środkowej części dyplomowego tryptyku („Sarbre of Madness”) postacie pławią się w ludzkich wnętrznościach, sprowadzonych niemal do roli ornamentu, Rebelka bierze przerażenie i śmierć w cudzysłów – postacie, które biorą udział w jatce jawią się jako sztuczne i statyczne, ich spojrzenia są puste a krzyk niemy.

Rebelka chętnie zaburza relację góra – dół i proporcje (na płótnie „Król Deprim” gdzieś w okolicy „pierwszego planu” widoczny jest „pejzaż miejski”), odbiorca w trakcie odczytywania/dekodowania tej artystycznej wizji instynktownie szuka jakiegoś punktu oparcia, horyzontu, ukrytego klucza, sposobu na uporządkowanie obrazu. Na próżno.

Poruszanie się w alogicznych, surrealizujących kompozycjach Rebelki przyprawia o zawrót głowy.

Kurator wystawy: Piotr Machłajewski

Nota biograficzna

Jakub Rebelka (ur. 1981r.) – malarz, grafik, rysownik komiksów. Studiował na Akademii Multimedialnej i ASP w Gdańsku (dyplom w pracowni prof. Teresy Myszkin). Na jego dorobek artystyczny składają się liczne serie malarskie, freski i murale, nadzwyczaj rozbudowane graficznie komiksy (m.in. „Doktor Bryan”, „Ester i Klemens”, ”Dick4Dick”, „Oskar”) oraz ilustracje. Rebelka jest autorem fresków w Muzeum Powstania Warszawskiego (2007), w Teatrze Narodowym (wykonane w ramach Roku Herbertowskiego), a także realizacji z pogranicza malarstwa i dekoracji wnętrz: Arthotel – ”lalala” (Sopot 2007), Okólnik, pokój Kudłatego (Warszawa 2007) i “Pink Flamingo nr.7” (w gdańskim klubie Sfinks).

Jakub Rebelka jest laureatem m.in. Małego Grand Prix OKTK 1997, I nagrody MFK 2000 za „Oskar – Król Cieni” (wraz z Benedyktem Sznajderem), I nagrody w konkursie Grafex magazynu Aktivist Exlusiv oraz Artystycznej Podróży Hestii w roku 2008 (Nowy Jork).

Wystawa w jeleniogórskim BWA jest debiutem Jakuba Rebelki.

Wystawa zorganizowana ze środków Miasta Jelenia Góra.

BEATA KORNICKA – KONECKA. rysunek

3 grudnia 2009 – 19 stycznia 2010

NADDARTE TKANINY BEATY KORNICKIEJ-KONECKIEJ

Te pytania Georges`a Didi-Hubermana otwierają jego próbę innego, korzystającego z narzędzi psychoanalizy, ujęcia obrazowego przedstawienia, dla której kluczowe okazuje się „myślenie o tkaninie (tkaninie przedstawienia) wraz z jej rozdarciem”. Przy czym ceną za otwarcie tej inności – docieranie do wizualności przedstawienia – miałaby być naruszona konstrukcja zracjonalizowanego podmiotu, ryzykująca utratę własnej (samo)wiedzy dla wydobywania z dziedziny widzialności tego, co ukryte, wyparte przez opracowanie refleksyjne (przedstawienie odbite, na wzór refleksji).
W jaki sposób paradoksalne jest ujecie tego, co wymyka się świadomości w twórczości Beaty Kornickiej-Koneckiej?
Dziedziną, w jakiej realizuje się artystka jest rysunek. Ten nie często dziś uprawiany gatunek sztuki, wciąż – i tym bardziej – stawia swym adeptom wysokie wymagania. To, co zwraca uwagę w przypadku artystki, której wystawa ma obecnie miejsce w jeleniogórskiej Galerii BWA, wynika z odczytania jej twórczości w terminach rysunku jako medium. Niebywałe wyczucie technicznej specyfiki wypowiedzi artystycznej poprzez rysunek u Beaty Kornickiej-Koneckiej wchodzi w dialog z malarstwem i fotografią. Natomiast konsekwentne i dogłębne eksplorowanie przez artystkę pewnych warsztatowo uwarunkowanych aspektów proponowanej przez nią tematyki, prowadzi do argumentacji na temat konceptualizowania przez nią przedstawienia rysunkowego wbrew rozdarciom, rozpęknięciom, szczelinom, jakimi często naznacza przedstawiane elementy i struktury. Tekst niniejszy chciałby prześledzić te wątki w prezentowanych na wystawie pracach z cyklu Maski (1997-1998) oraz Samotność Boga (2003), zwracając uwagę na zagadnienie przedstawienia w relacji z rysunkowo (o)kreślonymi reprezentacjami podmiotu.

ŚMIERĆ JAKO MASKA
Na rysunkach z cyklu Maski pojawiają się fragmenty, bądź zarysy męskich i kobiecych twarzy, przezierające przez misternie wydziergane ołówkiem tkaniny, niczym płaskie reliefy rozpostarte wzdłuż powierzchni pola rysunku. Tkaniny te budowane są z wyodrębnionych i zindywidualizowanych splotów płótna – materialnego podłoża malarstwa. Podobnie jak w przypadku twarzy uderza ich niekompletność. Naciągnięte płytko, iluzjonistyczne – tuż przy powierzchni i na wyciągnięcie ręki – pełne są nacięć, rozdarć, odgnieceń, wyciętych luk, przez które przeziera niezróżnicowana ciemność. To z niej wyłaniają się ludzkie twarze, lub „puncowane” od spodu maski twarzy, docierające do granicy, jaką stwarzają tkaniny. W stronę tego śladu ludzkiej obecności, w kierunku twarzy, jakby w geście jej uwiarygodnienia, wyciągają się dłonie, których cielesność odtworzona jest z fotorealistyczną wręcz precyzją. Dłonie rozsuwają tkaninę jak kurtynę, dotykają warstwy, oddzielającej wpijające się w nią palce od namacalnego dowodu istnienia. Zetknięte z tkaniną twarze, mimo swego weryzmu, sprawiają wrażenie nierzeczywistych, jakby pogrążonych we śnie, wrzuconych w przedarcia materiału. W ten sposób węzłowym problemem staje się tu zetknięcie tego, co konkretne, materialne z tym, co abstrakcyjne, jawiące się jako niemożliwe do wyrażenia. Czy może być że, wstępnie, tematem okaże się rzecz najszczególniejsza, ludzki byt w (prze)pustce, w (prze)świcie rysunkowego przedstawienia?
Takie określenie twórczości artystki nie będzie jednak metaforą. Oto właściwość jej rysunku – ani szkic wymagający następnie nałożenia farb, ani obrys, który pozwalałby dalej sączyć się wyobraźniowym rojeniom, ani narys poprzedzający inne, ukryte jeszcze przedstawienia – lecz pewna definitywna pozytywność, lokująca się w specjalnym miejscu pomiędzy stwórczą potencjalnością sprowadzonego do elementarnych struktur płótna, a ostatecznością czarno-białej fotografii. A więc, to co przedstawione, jest wszystkim co mamy i wiemy? Co dzieje się z tym na wskroś obnażonym i wytrwale zaklętym w kaligrafię ołówka światem? Z perspektywy rysunku to nie twarze docierają do granic, lecz przedstawienia Beaty Kornickiej-Koneckiej jako ilustracyjna i demonstracyjna całość. Jakby wewnątrzprzedstawieniowo, w przypływie różnych nastrojów naruszana jest kompletność odwzorowanych wzorów i poprzez od-ręczne wdarcie pęknięć, dopuszczenie do poletka własnej pracy głosu ciągłej ręcznej udręki, tworzą się wzrokowo uchwytne granice, w których utrzymuje się cykl Maski jako wypowiedź artystyczna. Dopiero w przerwaniu, jakie odbywa się za sprawą spojrzenia widza, w unieruchomionej relacji przedstawione-przedstawienie, wszystkie uobecnione przez artystkę rozwarcia stają obszarem znaczeń dotykających sfery podmiotowości. Stąd dookreśleniem ujętego od strony rysunku tematu tego cyklu byłoby wy-dzielenie ludzkiego bytu w jego materialnej skończoności na karcie papieru.

NADDARTY BÓG

Kolejny cykl uaktywnia proponowaną postawę recepcyjną w bardziej oszczędnym zakresie. Miarodajne dla podjętej interpretacji ze względu na trop uwzględniającej się w jak przedstawienia podmiotowości, okazuje się zestawienie Masek z późniejszą Samotnością Boga. Ponad wycinkiem kuli o spękanej miejscami powierzchni ulokowana zostaje nachylona do niej pod kątem konkurencyjnych rozmiarów głowa. Na jednym z rysunków jest ona w większości pokryta maską wykonaną z takiej samej jak we wcześniej analizowanym cyklu tkaniny. Materiał rwie się gdzieniegdzie, strzępi na obwodzie twarzy, nie wystarcza go na pokrycie całej czaszki, której gładka obłość koresponduje z regularnym łukiem kuli nad którą unosi się głowa. Na drugim rysunku analogiczna głowa przypuszczalnie odarta zostaje z warstwy tkaniny. Odsłonięte, geologiczne jakby odkształcenia „odleżyn” po masce, spod których przeziera czubek nosa, lekko uśmiechnięte usta oraz sklepienie czaszki, wcale jednak nie zbliżają do tajemnicy. Odarcie okazuje się pozorne, ponieważ „pod spodem” ściśle umocowała się wokół głowy pełna nierówności skorupa, zaburzająca jej krągłość, podobnie jak poprowadzone na wskroś kuli poniżej cięcia. W obu pracach poprzez zróżnicowanie naruszona zostaje gwarantowana przekazami tradycji jedność tytułowego bohatera cyklu.
Jednocześnie w percepcyjnym doznaniu tego wyobrażenia samotności antropomorfizowanego przedstawienia Boga dominuje zasada anachronizmu2. Proponowane również przez Didi-Hubermana uprawomocnienie niezgodności czasowej w obszarze obcowania z przedstawieniami obrazowymi, w tym przypadku uzasadniałoby ściągnięcie wertykalnych kompozycji w tworzący je układ dwóch elementarnych, uniezależnionych od siebie elementów – wycinka kuli i głowy – absolutyzujących w przedstawieniu zmysłowo dające o sobie znać abstrakty: nieciągłość, zerwanie, przyciąganie, naddarcie. W tym miejscu pojawia się ścieg dla anachronizmu, dla otwarcia zaszytych rysunków Beaty Kornickiej-Konckiej. Trudno bowiem oprzeć się wrażeniu podobieństwa – mimo wszelkich różnic – między surrealistyczną wyobraźnią, rozporządzającą omawianymi rysunkami, a monumentalnymi wizjami średniowiecznych mistyczek, żeby przywołać tu miniaturę towarzyszącą Scivias, teologicznemu traktatowi Hiledegardy z Bingen, przedstawiającą uskrzydloną głowę Bożej Żarliwości. Zbieżność pojawia się nie tylko w zakresie kosmologicznego konceptu, w ramach którego mieszczą się przedstawienia z różnych czasów, ale i w „benedyktyńskiej” metodzie pracy – Hildegarda opatrywała objawione wyobrażenia, przedmioty stające w centrum jej wizjonerskiego doświadczenia, niezwykle precyzyjnymi, egezegetycznymi wyjaśnieniami. Ten medytatywny wymiar zaznacza się w warsztatowej gorliwości i biegłości, przede wszystkim określających kontemplacyjny charakter projektującej się w tym cyklu podmiotowości, niemo uwewnętrznionej w skupieniu własnego doświadczenia.
1. G. Didi-Huberman, Obraz jako rozdarcie i śmierć wcielonego Boga, tłum. M. Loba, „Artium Quaestiones” t. X, 2000, s. 230.
2. Pojęcie „anachronizmu” konceptualizujące historyczność obrazu wyjaśnia G.Didi-Huberman w swej książce Devant le temps, Paris 2000.
Ewelina Jarosz

 

Beata Kornicka – Konecka urodziła się w Poznaniu. Absolwentka Wydziału Malarstwa, Grafiki i Rzeźby Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Poznaniu. Dyplom z projektowania graficznego uzyskała w 1983r. w pracowni Grzegorza Marszałka. Po studiach, przez pewien okres czasu, mieszkała wraz z mężem Januszem Koneckim w Poznaniu, trochę we Wrocławiu i w Rypinie. Od 1994r. mieszka w Szklarskiej Porębie, gdzie stworzyła wraz z mężem Prywatne Centrum Edukacji Artystycznej oraz Galerię Autorską KOKON. Oprócz edukacji artystycznej dla młodzieży, organizowała międzynarodowe i ogólnopolskie plenery malarskie. Proponowała również inne przedsięwzięcia kulturalne w oparciu o dzieła literackie i muzyczne. Jest autorką cyklów rysunkowych inspirowanych dziełami literackimi, jak „Dekameron” Boccacia, „Rękopis znaleziony w Saragossie” Jana Potockiego, „Księga Ducha Gór” Carla Hauptmanna (2000), oraz rysunków z cyklu: „Maski I”, „Maski II”, „Maski III”(1999-2004), tryptyk „Samotność Boga” (2003-2004), tryptyk „Wspomnienia – Zapomnienia”, tryptyk „Femina” i wielu, wielu innych. Prace odnoszą się bezpośrednio do ludzkiego losu,do świadomości czy podświadomości. Jest laureatką wielu prestiżowych nagród, np:II nagroda w Ogólnopolskim Konkursie „Faber Castell 92″ ,czy nagroda „Pegaza”(1993) za całokształt pracy twórczej. Prezentowała swoje prace na wielu wystawach indywidualnych i zbiorowych w Polsce i za granicą – kilkakrotnie w Niemczech, w Czechach i w USA (2001, 2002). Od 2001r. wystawia w Nowym Jorku zdobywając odbiorców swojej sztuki na rynku amerykańskim. Każda wystawa jest ogromnym wyzwaniem i przeżyciem. W ostatnich latach, do bardzo ważnych wystaw (oprócz tych za granicą), zalicza indywidualną, retrospektywną wystawę swych prac w Galerii Miejskiej „Arsenał” w Poznaniu w 2005r. Oraz wystawę w Galerii Krytyków „Pokaz” w Warszawie. O jej sztuce ukazało się szereg tekstów w czasopismach i katalogach. Jej prace znajdują się w muzeach i zbiorach prywatnych w Polsce, w Niemczech, w Holandii i w Stanach Zjednoczonych. Należy w USA do Międzynarodowego Towarzystwa „Emocjonalistów”, a w Szklarskiej Porębie do Stowarzyszenia „Nowy Młyn”, który skupia współczesną Kolonię Artystyczną Karkonoszy.

bwa

Recycling Sztuki

BWA – Jelenia Góra – 2009

Recycling Sztuki to cykl multidyscyplinarnych spotkań zadedykowanych wybranym zagadnieniom sztuki współczesnej, zorganizowany przez Biuro Wystaw Artystycznych w Jeleniej Górze. W jego ramach odbyły się prelekcje, dyskusje i prezentacje artystyczne, spotkania z praktykami i teoretykami sztuki. Pomysłodawcą cyklu był Paweł M. Krzaczkowski.

Paweł Mikołaj Krzaczkowski – eseista, kurator, redaktor działu kultury w „Recyklingu Idei”. Studiował filozofię, filologię polską, muzykologię, a także w Studium Kultury i Języków Żydowskich Uniwersytetu Wrocławskiego. Pisze doktorat na kulturoznawstwie we Wrocławiu, gdzie też prowadzi zajęcia z zakresu teorii i historii teatru.

Spotkania

Technika i tworzenie. 25 marca 2009

Udział wzięli: Sławomir Wojciechowski, dr Karol Maliszewski, Mariusz Urban, Natalia Korczakowska.

„Przyczyna, przypuśćmy, leży w tym, iż podmiot-kreator zląkł się utraty siebie w zewnętrznym. Technika to przecież heteronomia, kiedy z kolei kreator pragnie tworzyć autonomicznie. Czym jednak byłaby ta autonomia? Tworzeniem na mocy praw samego materiału? Porzuceniem tradycyjnych środków wyrazu, gatunków i form. Czy to już wszystko? Być może nie. Być może sam materiału to heteronomia gwałcąca królestwo samotności, zagrażająca tożsamości jaźni, pragnącej przemówić jako ona sama”.

Paweł M. Krzaczkowski

Reżyseria teatralna – historyczne przemiany funkcji reżysera. 16 kwietnia 2009

Udział wzięli: Jan Klata, dr Milan Dariusz Lesiak, dr Piotr Rudzki.

„Wśród właściwości, które są zyskiem ruchu zwanego WRT wymienia się jednym tchem: odrzucenie konwencji scenicznej, antykomercyjność, poszukiwania nowoczesnych przestrzeni scenicznych i ustanowienie teatru jako odrębnego, niepodporządkowanego literaturze (tekstowi dramatycznemu) dzieła sztuki. Każde dzieło sztuki musi wszak mieć swego autora, twórcę, odpowiedzialnego za ostateczny kształt artystycznej wizji. W przypadku teatru inscenizator czy wizjoner – to warianty określenia “reżyser”. Jak zreinterpretowano jego zadania, by dzisiaj nikt nie miał wątpliwości, że całą odpowiedzialność za inscenizacyjny wymiar przedstawienia teatralnego ponosi reżyser? Jak rosła w artystyczną siłę jego pozycja w teatrze?”.

Dr Milan Dariusz Lesiak

Sztuka klasowa, sztuka i emancypacja – historia i teraźniejszość. 7 maja 2009

Udział wzięli: Wiktor Rubin, Jacek Schodowski, Sławomir Wieczorek, dr Michał Libera.

Na spotkaniu dyskutowane były zagadnienia związane z problematyką klasową i ruchami emancypacyjnymi. Zastanawialiśmy się nad historyczną rzeczywistością i warunkami obecności wspomnianej problematyki w obszarze praktyki i teorii teatru, literatury i muzyki. Przemyśliwaliśmy ich klasowe i ideologiczne konteksty istnienia, ich historycznie i współcześnie aktywizujący się potencjał emancypacyjny. W szczególności można było usłyszeć o tym jak tematyka klasowa pojawiła się i przekonfigurowała praktykę muzyczną, jak klasowa struktura miast wpłynęła na ich muzyczną topografię, o tym jak przedstawia się dzisiaj klasowa struktura teatru i w jaki sposób teatr może występować w roli promotora ruchów wolnościowych, o tym jak teoria literatury Lukácsa zerwała z deterministycznym rozumieniem marksizmu i jak współczesna polska teoria literatury wyparła tematykę klasową z obszaru swoich przedmiotowych i metodologicznych zainteresowań.

Teatr instrumentalny, sound-text composition i muzyka graficzna. 28 maja 2009
Udział wzięli: Monika Pasiecznik, Antoni Beksiak, Michał Górczyński.

„Etnomuzykologiczne badania terenowe w różnych rejonach świata dowiodły tego, iż charakterystyczne dla europejskiego kręgu kulturowego rozumienie muzyki jako oddzielnej sfery rzeczywistości nie jest niczym uniwersalnym. Liczne plemiona afrykańskie, i nie tylko afrykańskie, nie posiadają analogonu europejskiego pojęcia muzyki, nie dysponują nawet terminem, który określałby to, co w europejskim kręgu kulturowym za muzykę uchodzi. To, co muzyczne może występować jako szereg oddzielnych zjawisk i praktyk nie posiadających swojego nadrzędnego mianownika, podział i dyspozycja granic przebiega w poprzek muzyki, absorbując zarazem liczne zjawiska i praktyki, które być może jako muzyczne w europejskim kręgu kulturowym nie występują”.

PMK

Fikcja i fantazja – pokaz filmu „Opowieść letnia” i spotkanie z Katarzyną Kozyrą. 16 czerwca 2009

W ramach spotkania odbyła się projekcja filmu Katarzyny Kozyry pt. Summertale oraz debata z udziałem artystki prowadzona przez Pawła Jarodzkiego.

Projekt W sztuce marzenia stają się rzeczywistością (In Art Dreams Come True) jest cyklem performanceów, spektakli parateatralnych, happeningów oraz filmów. Kozyra występuje w roli reżysera i głównego aktora, jest tworzywem w rękach mistrzów – przewodników. Gloria Viagra (berliński transwestyta – wzór prawdziwej kobiecości) i Maestro Pitułej (nauczyciela śpiewu operowego) wprowadzają ją w świat sztuczności, konwencji i pozy. Summertale jest ostatnią realizacją z cyklu, artystka rozstaje się ze swoimi mistrzami, wyzwala się spod ich wpływu. Film Letnia opowieść utrzymany jest w konwencji baśniowej, która przechodzi z czasem w gore, mieszkańcy cudownego ogrodu (większość zdjęć plenerowych powstała w Kwiecieszowicach koło Jeleniej Góry) eliminują intruzów. Ofiarą karliczek padają Gloria Viagra i Maestro, Kozyra, stylizowana na Alicję z Krainy Czarów, uchodzi z życiem.

Summertale, jako ostatni projekt z cyklu W sztuce marzenia stają się rzeczywistością, jest rodzajem zamknięcia, Kozyra odrzuca szeroko rozumianą dominację i wyzwala się spod wpływu mistrzów, stawia jednocześnie pytania dotyczące autorytetów, wolności i stereotypów.

Kino autorskie – czy jeszcze autorskie. 24-25 czerwca 2009

Udział wzięli:Jan Topolski, Andrzej Kołodyński, Katarzyna Roj.

„Ale pośpieszyłby się, kto całą winą (czy też zasługą) za niemoc początku i niedogodności narodzin, obarczyć chciałby, czy to pod mianem dekadencji, czy jakimkolwiek innym, rozpacz, będącą w istocie tylko fragmentem pośród fragmentów. Innymi słowy, należałoby pośród przyczyn poszukać czegoś jeszcze: zarówno rozkoszy rozkoszującej się końcem początków, jak i rozkoszy, która uprzednio, na zasadzie opiekuńczych praktyk zterytorializowana, wyłania się teraz, by zgodnie z ruchem negowania początków, deterytorializować się jako jouissance, tudzież, jakby przy okazji, rewidować wcześniej wyłożony pogląd w kierunku: nie tylko rozpacz i rozpaczanie, ale też rozkosz i rozkoszowanie spotykają się z rozpoczynaniem w niemocy początku”.

PMK

Cytat, zapożyczenie, mit – spotkanie ze Zbigniewem Liberą. 30 czerwca 2009

Wstęp: Andrzej Więckowski.

Na spotkaniu w jeleniogórskim BWA zaprezentowany został cykl prac pt. „The Gay, Innocent and heartless” zrealizowany w Izerach (dzięki uprzejmości Fundacji Profile).

„Zapożyczenie jest pojęciem współczesnym. Jeszcze w XIX wieku posługiwanie się wątkami znanymi, fabułami, gotowymi strukturami łącznie ze sposobem ich przedstawienia, z narracją, elementami ikonografii czy muzyki było zjawiskiem powszechnym i niekojarzonym wcale z plagiatowaniem. Bajki Jeana de la Fontaine’a nie są jego wynalazkiem, znane były już w starożytności. Uznanie i członkostwo w Akademii Francuskiej przyniosło mu ich propagowanie w określony sposób. Dlatego znamy bajki la Fontaine’a. Ignacy Krasicki, który je tłumaczył z francuskiego, stawał się ich autorem. Mówimy o bajkach Krasickiego. Była to zwykła praktyka. Wielki Szekspir czerpał pełnymi garściami z twórczości innych pisarzy i nikomu nie przychodziło do głowy nazwać go plagiatorem, nie tylko dlatego, że to, co brał od innych, obdarzał niepowtarzalną sygnaturą stylu, budowania napięć dramaturgicznych itd. Nie było po prostu pojęcia plagiatu we współczesnym sensie. Dzisiaj Szekspir, Molier, la Fontaine, Krasicki, po prostu wszyscy stanęliby przed sądem i zostali skazani, na wielkie grzywny, ale i na infamię”.

Andrzej Więckowski

Sztuka minimalistyczna. 15 października 2009

Udział wzięli: Michał Mendyk, dr Rafał Włodarczyk, Kama Wróbel.

„Minimalizm pojęty synchronicznie, tj. w porządku równoległości, jak i diachronicznie, tj. w porządku następowania, zdaje się, o ile natknie się na refleksję, która choć przez chwilę, być może dłuższą chwilę, zechciałaby tutaj zamieszkać, zdaje się zatem zjawiskiem wielokierunkowym, o zróżnicowanych tendencjach, konturach i punktach dojścia. Urzeczywistniony w obszarze sztuk wizualnych znajduje swoje oznajmienie w określeniach geometrycznych, przekroczeniu figuratywności, prezentacji surowego materiału, ujętego w pierwotnych i najprostszych formach, niejednokrotnie ledwie liźniętych aktem kreacji. Przeniesiony w obszary muzyki, zmierza w kierunku maksymalnego uproszczenia faktury, eliminacji ozdobników i gestów retorycznych, wzdraga się przed energetycznymi cyrkulacjami, preferując statykę nad dynamiką, za podstawową kategorię formotwórczą wybierając powtórzenie, czysto mechaniczne, lub lekkie, oparte na stałym parametrze, modyfikacje zapętlonego motywu. Skutki bywają mimo to bardzo niejednorodne, co wynika być może z przyjęcia perspektywy, która za słuszne i trafne, być może niesłusznie i nietrafnie, uznała kategoryzacje subsumujące pod terminem minimal music tak różne estetyki muzyczne jak szkoła nowojorska (Morton Feldman, Earl Brown, Christian Wolff), jak estetyka „extended duration” Louisa Andriessena i La Monte Younga, egzystencjalizm Tomasza Sikorskiego, autora Samotności dźwięku i Choroby na śmierć, mikrotonową i konceptualną polifonię Rytisa Mažulisa, muzykę ekologiczną Salvatore Sciarrino, post-taneczną usterkę Ryojiego Ikedy, ambient music, soundscape music, techno, noise, i wiele, wiele więcej”.

PMK

Współczesna filozofia muzyki. 13 listopada 2009

Udział wzięli: dr Maciej Jabłoński, dr Andrzej Chłopecki.

„Narodziła się w ten sposób współczesna konwencja koncertowa i nowa przestrzeń ekspozycji muzyki, czyli nowoczesna sala koncertowa, a w niedługiej przyszłości, instytucja filharmonii. W tym sensie można by stwierdzić, iż konwencje, do których przywykliśmy, i które stały się naszą drugą naturą, wywodzą się z okolic połowy wieku XIX-ego. Trudno w tej chwili orzec jak długo trwać będzie jeszcze ta konwencja, niemniej rozwój muzyki, jak i refleksji o niej w XX wieku wskazuje na konieczność pewnych zmian, tak w obszarze przestrzeni ekspozycji muzyki, jak i całej struktury instytucjonalnego życia muzycznego”.

PMK

Estetyka usterki. 18 listopada 2009

Udział wzięli:Gosia Sobolewska, Grzegorz Piątek.

„Byłem zainteresowany podkreśleniem „świeżości” (freshness) tego domu. Często ta „świeżość” przepada – w naszych dopieszczonych detalach – w przesadnym wykańczaniu (over-finising) ich „witalność” znika. Chciałem tego uniknąć poprzez stworzenie wrażenia, że poszczególne detale znajdują się w fazie tworzenia, że „budynek” jeszcze się nie zatrzymał. Prawdziwie wykończony budynek jest bezpieczny i przewidywalny. Chciałem spróbować czegoś innego. Lubię grać na krawędzi katastrofy”.

Frank Gehry

Przeł. PMK

Źródło: Architecture theory since 1968 (MIT Press,. Cambridge, MA, 1998), red. Michael Hays.

Współczesna filozofia architektury. 8 grudnia 2009

Udział wzięli: dr Cezary Wąs, Joanna Erbel.

„Mamy zatem pewien problem ze wskazaniem czegoś specyficznie architektonicznego. Ktoś oczywiście może się wyłamać, wyciągnąć palec, wskazać na to i owo, i zawołać: „oto dzieło architektury”. Tutaj jednak pośpiech tego typu nie wydaje się wskazany. Tak samo nie wydaje się niczym koniecznym, by w konkluzji powtórzyć gesty niecierpliwego albo niecierpliwej. Chodzi raczej o chwilę refleksji, która nie zna jeszcze efektu i puenty. Ani swojego rozumienia architektury, ani nawet wiary w możliwość jej zrozumienia. Chodzi też o takie zawołanie: „oto architektura”, które wytrzyma napór krytyki, i takie pojęcie, które wybroni się przed nieuchronnym kwestionowaniem”.

PMK

Wolna improwizacja: koncert Michała Górczyńskiego. 18 grudnia 2009

W ramach koncertu artysta wykonał utwory Seweryna Ścibiora pt. Spiral, Bartosza Kowalskiego-Banasewicza pt. Contabile 2 oraz kompozycje własne.

Fragment wywiadu z Michałem Górczyńskim.

Jan Topolski: Jak Ci się gra solowo?

Michał Górczyński: Świetnie! Nikt mi wreszcie nie przeszkadza! (śmieje się). Kiedy jestem sam, nie muszę pewnych rzeczy obcinać, a innych pchać do przodu; rozmawiam wtedy z własnym instrumentem, słucham, jak on gra – co w przypadku gry grupowej nierzadko jest zagłuszane przez innych muzyków. Tutaj również często zdarza mi się nie przewidzieć pewnych sytuacji, na przykład przypadkowych opuszczeń klapek, które dają nowe brzmienia.

Krzysztof Trzewiczek: Jaka jest według Ciebie relacja między otwartością na przypadkowe elementy, które dzieją się tu i teraz a myśleniem o całości formy?

MG: Uważam, że to właśnie chwila wpływa na ogólny kształt utworu: to z niej rozwijają się takie a nie inne sytuacje. To jest wyczuwalne u bardzo doświadczonych muzyków; gdy widziałem koncert Petera Kowalda w 1999 roku w Olsztynie, to u niego nie dostrzegłem czegoś takiego jak stuprocentowa kontrola nad formą improwizacji choćby pod względem ich gęstości czy dramaturgii. W momencie, kiedy słucham jakiejkolwiek symfonii Beethoven, to widzę bardzo wyraźnie: że tu się coś buduje, że ekspresja narasta czy słabnie. Ale to wynika z tego, że on miał możliwość wielokrotnego patrzenia wstecz na partyturę, a dla mnie improwizacja to nie forma, ale proces.

KT: Jak jednak ten proces zatrzymać? Od czego zależy, że się w pewnym momencie improwizację kończy?

MG: To się czuje. Wszystko zależy od warunków: miejsca, publiczności, nastroju, energii. Free improvisation jest muzyką żywą i tak samo żywe jest tu budowanie formy. To jest właśnie cudowne w improwizacji, ten związek z energią i tym, jaka ona jest.

Źródło: Glissando.

Wstępy i prowadzenie spotkań w ramach cyklu Recycling Sztuki: Paweł M. Krzaczkowski

Zrealizowano za środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Miasta Jelenia Góra.

AGNIESZKA KOPEĆ. CZESŁAW CHWISZCZUK. Wyzwalanie pamięci

5 – 30 listopada 2009 r.

Migawka wspomnień

Przyzwyczailiśmy się do obrazu pamięci i fenomenu wspomnień jako zjawisk typowo linearnych, zamkniętych w pewnej perspektywie, nie poddających się trójwymiarowemu oglądowi. Tymczasem współczesna sztuka i technika, a także coraz częściej fizyka, udowadniają nam, że kapsułę pamięci oraz wspomnień można otworzyć w dowolnym miejscu i czasie.

Pierwsza zwróciła na to moją uwagę Jolanta Dylewska, reżyserka, operator kamery, jedyna w Polsce kobieta, która utrzymuje się na tym stanowisku zawodowo. Jej realizacje historyczne, z udziałem dokumentalnych materiałów, archiwalnych nagrań z getta warszawskiego oraz przedwojennych amatorskich taśm ze sztetli, odsłaniają świat, którego nie ma. Dylewska założyła w swojej twórczej pracy, że zbliży się do swoich bohaterów tak mocno, jak tylko to jest możliwe; wykorzystała do tego celu najnowocześniejszy sprzęt, wjeżdżając niejako obiektywem w głąb klatki filmowej. Tak nieprawdopodobne, intensywne i emocjonalne zbliżenie, wejście do zamkniętego świata, obwarowanego dodatkowo zakazami związanymi z dawnym rozporządzeniem policyjnym (getto było miejscem odosobnionym) lub nakazem religijno – społecznym (do świata sztetla należeli wyłącznie religijni Żydzi), przeniosło widza w czasie. Podczas projekcji filmów dosłownie „siedziało się” w tamtej perspektywie, uczestniczyło w selekcji, ocierało o zniszczone ubrania przedwojennych ulicznych handlarzy. Krótkie, porwane, wybrakowane obrazy, często prześwietlone, nakręcone nieumiejętną ręką, po amatorsku, stały się punktem wyjścia do rozpoczęcia artystycznego śledztwa nad fenomenem pamięci. Dylewska ma odwagę pytać: co pamiętamy, kogo zapamiętujemy, jaki wpływ na naszą pamięć mają media, jak w głowie kształtuje się obraz poddawany obróbce cyfrowej, a wcześniej językowi bezwzględnej propagandy?

Świat archeologicznych przedmiotów, nie zakurzonych jak naczynia porcelanowe, gliniane czy żelazne, ale znacznie delikatniejsze, gorzej znoszące przechowywanie w złych warunkach, a zatem klisze filmowe, stają się w naszej epoce czymś znacznie cenniejszym niż jakikolwiek przedmiot. Dzieje się tak za sprawą jego lekkości, możliwości wielokrotnego użycia, elastyczności związanej z nadaniem mu dowolnego kontekstu, interaktywności i poczucia, że oglądając (mimo zachowaniu biernej postawy) wciąż mamy szansę w czymś uczestniczyć. To, co widzimy, staje się dla nas bardzo aktualne; obojętnie czy zdarzyło się dziś, wczoraj czy kilkanaście lat temu. Obrazy spreparowane, utkane z różnych cytatów, poddane obróbce, mają dokładnie taką samą władzę nad naszym umysłem, jak obrazy zapamiętane przez nas z dzieciństwa. Dzieje się tak za sprawą nośnika emocjonalnego i sposobu, w który konsumujemy obraz (wewnętrznie, w środku, w rytmie naszego serca). Technika za sprawą kina przeniknęła bardzo głęboko do głowy człowieka, nadając jego technice montażu cechy logiki i skojarzeń ( a to wytyczne pracy mózgu). Nazwę wystawy Agnieszki Kopeć i Czesława Chwiszczuka, „Wyzwalanie pamięci” odczytuję w perspektywie atomowej eksplozji, wybuchu wojny, naruszenia uznanego powszechnie status quo jako czynność „wywalania”, odgrzebywania, drążenia pamięci. Skojarzenia związane z tą czynnością dynamizują moje myślenie nad ich pracami.

Roland Barthes, francuski filozof i teoretyk obrazu, napisał swoją najważniejszą książkę o fotografii pod wpływem melancholii. Tuż po śmierci swojej matki, podczas porządkowania szuflad, natrafił na jej fotografię. Obraz matki (żyjącej na zdjęciu, a jednak umarłej w rzeczywistości), odwołał filozofa do przestrzeni, która przez nikogo wcześniej nie została zapisana w nauce, a od której rozpoczęła się sztuka. Tęsknota, melancholia, pragnienie przeniesienia się w czasie, poczucie, że czas można zatrzymać; gdzieś pośrodku tych szybkich i sprzecznych skojarzeń, uczuć, Barthes nakreślił teorię punktum, a więc zjawiska, fenomenu ukłucia estetycznego, które pozostawia w naszym sercu ślad. Kategoria punktum obecna jest we wszystkich pracach Agnieszki Kopeć i Czesława Chwiszczuka. W alfabecie wizualnym ich prac każda nowa litera generuje bogate skojarzenia dotyczące nie tylko świata, historii sztuki i dialogu z tradycją, ale przede wszystkim poszerza pole o dodatkowe przestrzenie, zarezerwowane wyłącznie dla ich intymnych przeżyć. „Wyzwalanie pamięci” jest zapisem procesu, który koncentruje się nie tyle na efekcie, ile drodze, jaką się przeszło. Kolejne warstwy skojarzeń, błądzenia, pokonywania drogi, wychodzenia na prostą, a przecież w rzeczywistości wchodzenia jeszcze głębiej i głębiej w istotę nieświadomości zbiorowej, o której tak wiele napisał Carl Gustwa Jung, odnajdujemy w skondensowanym świecie Interioryzacji Czesława Chwiszczuka. Gładkość powierzchni, na której zapisuje swoje walki z pamięcią, jest pozorna, bo w środku tej tafli stoczono kilkanaście bojów o pierwszeństwo wyrazu, ekspozycję motywu, wzór, który całość uporządkuje. Chwiszczuk, podobnie jak Dylewska, nie ufa klasycznym wymiarom fizyki, odrzuca porządek płaskiego kadru, buntuje się przeciwko naiwnemu rozumieniu fotografii. W odsłonie jego prac wyraźnie widzimy, że definicja fotografii we współczesnej sztuce przeszła długą drogę, żeby znaleźć w końcu swoje oparcie na trzech, czterech niezależnych mediach. Zabawa perspektywą, motywami zaczerpniętymi z najbardziej mrocznych obrazów ludzkiej nieświadomości w sztuce, to pozorne ornamenty sztuki Chwiszczuka; należy je czytać jako zapis najbardziej dynamicznego procesu: przypominania sobie, odgrzebywania, właśnie wy(z)walania z pamięci.

Pamięć płata nam figle, a jednak jej ufamy. Proces poruszania jej w twardych okowach, naruszania jej podstaw, znęcania się nad nią bardzo inspirował Szekspira. Jego baśniowy świat, odległe, mroczne krainy, statki, lochy, wyspy, to tylko pozorne kostiumy, które w istocie rzeczy odsłaniają cały sens istnienia człowieka: wspominam, więc jestem. Szekspir bawi się skojarzeniami, jakie wyzwala teatr przebieranek, gra słów i zamienione tożsamości. Na taką samą zabawę słowem i przeznaczeniem zdecydowała się Agnieszka Kopeć. Jej prace kpią z ludzkich przyzwyczajeń, przekonań i kategorii świata. Wełniane obiekty, które imitują przedmioty codziennego użytku znajdują proporcjonalne uzasadnienie – kpinę w ich tytułach. Miękka materia imituje zasadzki cywilizacji i pokazuje jej kruchość, śmietnikową fasadowość, nietrwałość. Obiekty Agnieszki Kopeć przywołują tradycję dadaistów, odsłaniając dwuznaczną postawę wobec kultury: wanna jest niewątpliwie wielkim wynalazkiem człowieka, czy jednak jesteśmy gotowi przyznać jej palmę pierwszeństwa na tle całej cywilizacji? W tym przewrotnym pytaniu, które znalazło swój wymiar w wełnianym pomniku, czai się czarny, melancholijny humor Agnieszki Kopeć. Wełna staje się drapieżną draperią i kolczugą, od której z jednej strony oczekujemy obrony, a z drugiej zapowiedzi czegoś intymnego. Motyw wanny przenosi nas wprost do najpierwotniejszych skojarzeń kosmosu i ziemi: wody. Jej upływ, a w końcu jak mówią ekolodzy brak, jest wyznacznikiem cywilizacji, miarą czasu, napędem rozwoju, wreszcie zapowiedzią, wraz z jej ostatnią kroplą, końca życia.

Według Hugha Everetta, geniusza fizyki, który w wieku dwunastu lat korespondował z Albertem Einsteinem, rzeczywistość ma tendencję do rozgałęziania się, a co za tym idzie; człowiek i jego świadomość mogą poruszać się równolegle po kilku drogach naraz. Żadna z nich nie prowadzi do śmierci, a sam proces wędrówki i obcowania ze światami równoległymi, wobec naszego wariantu życia, trwa w nieskończoność. Filozofia Everetta, który kazał swoje prochy po pogrzebie wrzucić do śmietnika, odsłania niewyobrażalny lęk przed śmiercią i panikę wobec przemijania. Osamotniony filozof, podobnie jak metafizyczny wizjoner poezji, Józef Baka, śledzili drogę ludzi i zwierząt, odkrywając ze zdumieniem, że kończy się ona jednakowo; nagłą śmiercią. Każdy stan superpozycji jest jednakowo realny, lecz zdarza się w innym, równoległym wszechświecie. Kwantowy multiwszechświat (termin zaproponowany przez Deutscha) jest jak rozgałęziające się w nieskończoność drzewo. Oznacza to między innymi, że i my, siedząc na takim drzewie, chcąc nie chcąc także się rozgałęziamy. (…) Na każdym rozgałęzieniu rzeczywistości ludzka świadomość wybiera (między innymi) te ścieżki, które nie prowadzą do śmierci. A że proces ten powtarza się w nieskończoność, to hulaj dusza! Rozproszony krajobraz skojarzeń Chwiszczuka czy plecenie wątków z archiwalnych taśm filmowych Kopeć, podtrzymują ten obraz. Z jednej strony stanowią najgorętszy manifest przeciw śmierci (umieraniu pamięci, wspomnień i czasu), a z drugiej udowadniają, że w każdym momencie człowiek jest gotowy do podróży (w głąb siebie, w głąb swojego doświadczenia, historii cywilizacji i ludzkości, wydarzeń, które zdeterminowały kulturę).

Żyjemy w przedziwnych czasach; nigdy jeszcze, dzięki mediom, cywilizacja nie była równie często wiedziona na manowce, a wyobraźnia poddawana takim zabiegom. Z drugiej strony nigdy w historii człowiek nie miał tak bardzo przeciwstawnych pragnień: dowiedzieć się więcej (stąd tak ogromna popularność reportaży), przy jednoczesnym zapomnieć, wymazać z pamięci, zasnąć. Senne wizje są w pracach Agnieszki Kopeć i Czesława Chwiszczuka równie ważne jak zapis przypominania sobie świata.

Prace wrocławskich artystów zdradzają pewną symptomatyczność; odsłaniają proces krzątania się wokół historii. Jest to strategia, którą jako pierwsza zarejestrowała Jolanta Brach – Czajna w książce „Szczeliny istnienia”. Krzątamy się w obliczu wielkiej sprawy i drobnych zajęć kuchennych, jest to rodzaj procesu, który imituje medytację, świecki rytuał. Obnaża również naszą ograniczoną moc, mimo że podkreśla proces czynny: krzątam się, więc jestem. Prace Agnieszki Kopeć i Czesława Chwiszczuka wymagają specjalnie wiele krzątania się, są bowiem tak pomyślane, żeby odsłaniać przed widzem splot, ciąg skojarzeń, szew, po którym biegły myśli artystów. W procesie krzątania jest jeszcze coś: niedomknięta forma, która koncentruje się wokół odbiorcy (widz sam ma sobie dopowiedzieć, zarazić się procesem pracy, pójść w drogę wraz z artystą), przy jednoczesnym wskazaniu na nieudolność wysiłku: oto wszystko, co mi zostało w życiu: krzątanie. Zabiegi na codzienności, które wykonują artyści od lat, mówią coś cennego: w każdym momencie możemy poruszyć wielką historię, mimo że pracujemy w domowym, nieco amatorskim rytmie. Fenomen krzątania odsłania zjawisko pamięci, bo przecież potrafimy sobie coś przypomnieć w najmniej spodziewanych momentach, często przy czynnościach mało historycznych, poważnych czy ważnych ze względu na rangę pamięci.

Ułamkowe, niepełne, pozornie nie pasujące do siebie obrazy, sploty taśm, które poruszają dwie różne historie, warstwy obrazów jak z dwóch różnych epok malarstwa czy grafiki, odsłaniają skomplikowany proces wyparcia, historycznych traum i białych plam. Joanna Tokarska – Bakir twierdzi, że selekcja pamięci ratuje świadkom życie. Gdziekolwiek by się oni nie znaleźli, kimkolwiek by oni nie byli – pozostali tylko dlatego, że tak mało widzieli, tak mało zapamiętali, tak mocno wyparli. Na proces tunel vision, widzenie zawężone do małego wycinka rzeczywistości, zwraca uwagę ocalony z Word Trade Center: „Dopiero potem zdałem sobie sprawę, że świadomość odcięła część zmysłów, tak jakby chciała oszczędzić mi drastycznych widoków”. Narracje pasujące do ogólnego wyobrażenia, jak historia ma pamiętać, przymierza zarówno Agnieszka Kopeć, jak i Czesław Chwiszczuk. Ich prace stają się rozprawami nie tylko na temat tego, co pamiętamy, ale i jak mamy to robić, a częściej: jak na każą. Niezwykła rozprawa z gatunkami, głosami prawdziwych świadków i kłamców historii, wydaje mi się najważniejszym aspektem tej wystawy. Wrocławscy artyści przymierzyli do niej wszystkie maski związane z pojęciem tożsamości współczesnego człowieka i te, które nasza cywilizacja próbowała wyprzeć z historii. To dlatego w języku ich prac tak często pojawia się postawa badawcza, wymuszająca dystans do zagrażającej przeszłości, na równi z zapisem pamięci zbiorowej, czy relacji; od heroicznej po martyrologiczną, która silnie ukierunkowuje na tę chwilę nasze pamiętanie, eliminując po drodze wszystko, co nie pasuje do tego obrazu. Bezcenna jest koncentracja na szczególe, który został wyparty, o nim bohater filmu „Walc z Baszirem”, Ariego Folmana, mówi, że „Nie ma tego w systemie”.

Agnieszka Kopeć i Czesław Chwiszczuk zaryzykowali: wybrali się i po „to”, i odtworzyli niejeden system. Zrobili to w pełnej świadomości swojego talentu, miejsca w czasie, poczucia odpowiedzialności za historię i dwuznaczności miasta, z którego pochodzą (Breslau/ Wrocław, Wrocław / Breslau).

Agnieszka Kłos

WYSTAWA ZREALIZOWANA ZOSTAŁA ZE ŚRODKÓW MIASTA JELENIA GÓRA

50 lat KARKONOSKIEGO PARKU NARODOWEGO

4 września – 30 października 2009 r.

Na tej typowej, zdawałoby się wystawie zbiorowej „pod hasłem”, różnorodność form obrazowania świetnie koresponduje z bogactwem Karkonoszy. Temat – Góry na pozór niezmiennie trwałe. Nasza nietrwałość wobec niezauważalnej zmienności gór. Niewiele tu miejsca na rejestrację wydarzeń. W zamian nieogarniona przestrzeń bogata w formy. Przestrzeń rozpięta już bez ludzkiej ingerencji między ziemią a nieskończonością. Głębia ostrości w górach mieści pierwotny lęk przed nieznanym, wabiąc jednocześnie radosnym poczuciem wyjątkowości.

Karkonosze pamiętające prapoczątki kontynentu. W swych niezliczonych odsłonach od lat są głównym motywem dla wielu fotografów. Tutaj na kilkunastokilometrowej trasie, można pokonać ponad kilometrową różnicę wysokości wędrując przez kolejne piętra, nazywane wedle gatunków roślinności. Z piętra dąbrów poprzez łąki i świerkowe zagajniki dociera się do wielkich połaci kosodrzewin i wyżej do piętra alpejskiego gdzie królują nagie skały. Tu prawdziwą sztuką jest umiejętność życia ze słońca i wilgoci dobywanej z gołego kamienia. Sztuki tej dokonują mchy i porosty, dając życie innym organizmom. Tak wędrując, w ciągu jednego dnia, wrażliwy obserwator, notuje swoim aparatem zapis życia toczącego się na poszczególnych piętrach Karkonoszy.

Szczególnym motywem, z którym musi się zmierzyć każdy, kto w Karkonosze dociera z aparatem fotograficznym, jest oczywiście królowa Karkonoszy – Śnieżka. To właśnie na jej północnym zboczu umiejscowiło się największe w Polsce gołoborze. To właśnie Śnieżka ma być legendarną siedzibą władcy tych gór, Karkonosza, zwanego też z polska Liczyrzepą czy Rzepiórem. Niezliczone przedstawienia Śnieżki znane są ludziom daleko poza granicami Polski. Na rocznicowej wystawie mamy więc stare schronisko i drewnianą wieżę obserwatorium meteorologicznego, na fotografiach Jerzego Wiklendta z lat 50. b. stulecia

i o wiele nowsze barwne widoki, z lat 70. autorstwa Janusza Moniatowicza czy nastrojowy portret Śnieżki, wykonany przez Tomasza Mielecha od strony bagien na Równi pod Śnieżką. Innym, niezwykle wdzięcznym, ale i trudnym dla fotografujących tematem, są karkonoskie strumienie i wodospady. Trudno dostępne, zachwycające urodą i dzikością jednocześnie.

Wybór fotografii, o którym mowa, przygotowany z okazji 50 lecia Karkonoskiego Parku Narodowego, z racji ogromu materiałów, to zestaw prac zaledwie kilkunastu autorów. Są wśród nich fotografowie, który okres największej aktywności, mają już za sobą. Za to ich prace od kilkudziesięciu lat, należą do kanonu fotografii karkonoskiej. Na jubileuszowej wystawie KPN, nie mogło więc zabraknąć, pełnych nostalgii i grozy zarazem czarno-białych obrazów z lat 50. autorstwa znakomitych przedstawicieli, niezwykle prężnego środowiska fotografów jeleniogórskich, wspomnianego już Jerzego Wiklendta, Tomasza Olszewskiego, Waldemara Wydmucha i Wacława Narkiewicza, który zestawem 11 prac, prezentuje się na wystawie, jako autor niezwykle wszechstronny. Tak opatrzone motywy, jakimi są Strzecha Akademicka, Domek Myśliwski czy wspominana już Samotnia, na fotografiach Narkiewicza z lat 1963-1985, nadal przyciągają uwagę świeżością spojrzenia, specyficznym kadrem. Obok Narciarzy pod Śnieżką (1970), czy ujmującego portretu Arniki górskiej (1964), tajemniczy świat karkonoskich urwisk, ukazuje nam Żleb Fajkosza (1985). Wyśmienite studium światła rozpraszanego przez górski wodospad i filtrowanego poprzez wilgotne paprocie, wykonane w miejscu dla większości niedostępnym.

Tuż obok nich na wystawie znajdujemy pełne kolorów prace fotografujących przyrodników, których tutaj reprezentują m. in. Andrzej Raj, który funkcje dyrektora KPN, łączy z fotograficzną pasją, Michał Makowski, Barbara Wieniawska-Raj, Roman Rąpała, Krzysztof Romańczukiewicz . Wśród nich wyróżnić należałoby także Piotra Krzaczkowskiego, którego fotografie wciągają wręcz widza w głąb obrazu, sugestywnym, baśniowym nastrojem.

Swoje prace na wystawie prezentują także szefujący lokalnym placówkom kultury Nina Hobgarska – BWA Jelenia Góra i Zbigniew Kulik – Muzeum Sportu i Turystyki w Karpaczu. Ich autorskie, karkonoskie wystawy od lat pokazywane są w galeriach Polski, Czech i Niemiec. Podobnie się rzecz ma z klasykiem fotografii karkonoskiej, Wojciechem Zawadzkim. Silną reprezentację na wystawie ma najpiękniejsze schronisko polskich gór, Samotnia. Mieszkając tam i pracując, Marek Arcimowicz, którego Karkonoski zawrót głowy publikował m. in. National Geographic i Jorg Meinert, wielokrotnie mieli okazje fotografowania niepowtarzalnych zjawisk i chwil ulotnych.

Dzięki wystawie odkrywając na nowo miejsca dobrze znane, mamy możliwość oglądania Karkonoszy o różnych porach, dnia i roku. Doznawać olśnień i wspomnień o niezwykłej sile. Różnorodne prace wykonane w rozmaitych technikach, kumulują w sobie potencjał wrażeń, których nie mamy szans doznać, bywając w Karkonoszach okazjonalnie. Wystawa dowodzi, że kameralne piękno tego zakątka świata, sprawia, iż obok siebie harmonijnie współgrają pełne rozświetlonej przestrzeni, prace Niny Hobgarskiej, Tomasza Mielecha i Wojciecha Zawadzkiego, wykonywane klasyczną techniką fotograficzną, z pracami autorów wybierających techniki cyfrowe. Czasem połączenie tych technik, jak to ma miejsce w przypadku Krzysztofa Kuczyńskiego, przynosi niezwykłe efekty.

Klasyka i nowe technologie. Czerń i biel. Szarość i sepia. Kolor. Błona fotograficzna i cyfrowa matryca. Wielkoformatowa kamera, lustrzanka. Pełen wybór technik fotograficznego obrazowania. To wszystko znajdujemy na wystawie, której tematem są Karkonosze. Gdzie od pół wieku gospodarzem jest Karkonoski Park Narodowy.

Wiadomym jest, że gór nie da się oswoić, zawłaszczyć wyłącznie dla siebie. I to chyba najbardziej pociąga zarówno zdobywających je wspinaczy, jak i fotografów powracających w góry po swoją fotografię. Wśród prezentowanych na wystawie autorów są zarówno ci, którzy poważnie fotografują i chodzą po górach oraz ci, którzy poważnie chodzą po górach i fotografują.

Kameralne piękno Karkonoszy i nasza nietrwałość wobec pozornie niezmiennego trwania gór. Niewiele tu miejsca na rejestrację wydarzeń. Siłą rzeczy, odpada tu więc to, co doraźne, codzienne i monotonne. W zamian oferują Karkonosze nieogarnioną przestrzeń bogatą w formy. Przestrzeń rozpiętą już bez ludzkiej ingerencji między ziemią a nieskończonością. Głębia ostrości w górach mieści pierwotny lęk przed nieznanym, wabiąc jednocześnie radosnym poczuciem wyjątkowości.

Okazuje się, że na jednej wystawie harmonijnie współistnieją różnorodne aspekty karkonoskiego wszechświata. Motywem bywa zarówno tylko tutaj spotykana roślina, jak też dany tylko Karkonoszom, niepowtarzalny granitowy głaz. Jako temat, są Karkonosze niewyczerpanym źródłem doznań i wrażeń. Od lat przyciągają tych, którzy chcą utrwalić, zapamiętać, ocalić chwilę, która w górach bywa chwilą szczególną, intensywną, jak nigdzie indziej. Mimo różnicy pokoleń i stosowanych technik fotograficznych, autorów jubileuszowej wystawy, należy zaliczyć do grona miłośników Karkonoszy, wyznawców ich uroku i magii. Dyrektor KPN Andrzej Raj wielokrotnie powtarzał, że fotografia jest jego pasją i sposobem poznawania tajemnic przyrody. Karkonosze uważa za wyzwanie postawione przez los na jego drodze. W wydanym przed dziesięciu laty, pierwszym w historii, wspólnym albumie fotografów z czeskiej i polskiej strony Karkonoszy, tak mówił o „swoich” górach: chcę naprawdę poznać Karkonosze, muszę to czynić od podstaw(…. Muszę poczuć siłę wiatru, chłód i mróz, chwile słonecznej pogody, ale również chwile grozy, ulewy, piorunów i zamieci śnieżnej. Podobnie jak wielu innych uważa, że góry uczą wrażliwości, pokory i wyrozumiałości.

Inny z uczestników omawianej wystawy, Janusz Moniatowicz za najpiękniejszą chwilę spędzoną w Karkonoszach uważa pierwszą noc, spędzoną zimą na Szrenicy w 1992 roku. Nad morzem chmur wstawała łuna, mieniąc się intensywnymi barwami. Fotografowałem zmieniając, jedna za drugą, rolki filmów. Oglądając powstałe wtedy zdjęcia, ponownie przeżywam atmosferę tego niepowtarzalnego spektaklu, jakim obdarzyła mnie karkonoska natura – wspomina w przytaczanym wcześniej polsko-czeskim wydawnictwie.

Każdy, kto próbował fotografować w górach wie, że trzeba nie lada wyczucia i szczęścia, by być właśnie w tym miejscu o tej konkretnej porze, a i to nie daje gwarancji na udaną fotografię. Pozorna łatwość dostępu w Karkonosze, potrafi uśpić czujność niejednego „łowcy” widoków. Tu pogoda potrafi zmienić się w ciągu kilku sekund i z łatwej przechadzki uczynić prawdziwie niebezpieczną przygodę. To właśnie tutaj, fotografujący musi umieć poruszać się w nie zawsze do końca znanym terenie. Bezpiecznie wybierać miejsca, by w pełni wykorzystać swój fotograficzny kunszt.

Oglądając zgromadzone na wystawie fotografie, ma się przekonanie, że zaproszeni do wystawy autorzy, posiedli obie umiejętności. Fotograficznego kunsztu, ale i też sprawnego i samodzielnego poruszania się górskich warunkach, co pozwala im w pełni chłonąć niepowtarzalną aurę Karkonoszy. Każdy z autorów ma w Karkonoszach swoje szlaki, miejsca i tylko sobie znane odludzia. Na szczęście swoich zachwytów i odkryć nie chowają wyłącznie dla siebie. Swoimi fotografiami wprowadzają nas w świat, do którego wstęp maja tylko nieliczni. Ich prace są efektem wieloletnich karkonoskich wędrówek. Wielu z nich powtarza, że to dopiero początek drogi…

Jacek Jaśko

MAREK ARCIMOWICZ

Urodził się w 1972 roku. Ukończył studia na Wydziale Architektury Politechniki Wrocławskiej. Fotografuje od 1993 r., od 2000r. współpracuje z magazynem National Geographic. Pracuje jako fotograf prasowy i reklamowy. Zajmuje się fotografią sportów ekstremalnych, reportażem, fotografią podróżniczą. Członek „światowej stajni” fotografów LowePro wspierany także przez amerykańskie firmy Merell i Peli. W Karkonoszach, w schronisku Samotnia, mieszka od ośmiu lat. Trafił tu jako reportażysta National Geographic.

JANINA HOBGARSKA

Urodzona w 1951 roku. Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego oraz Wyższego Studium Fotografii w Warszawie. Członek ZPAF. Od roku 1988 prowadzi Biuro Wystaw Artystycznych w Jeleniej Górze. W fotografii interesują ją miejsca ciszy i przestrzeń kontemplacyjna, którą znajduje lub sama tworzy. Brała udział w kilkudziesięciu wystawach krajowych i zagranicznych (w tym w Finlandii, Niemczech, Danii, Czechach).

PIOTR KRZACZKOWSKI

Od 1991 roku pracuje w Obserwatorium Meteorologicznym na Śnieżce. Wciąż zafascynowany swoją pracą, a zwłaszcza miejscem, które dostarcza mu nowych wrażeń i doznań. To właśnie tu zajął się amatorsko fotografią, by uwieczniać i pokazywać góry – Karkonosze. Pierwsze zdjęcia powstawały aparatem analogowym, z czasem przekonał się do technik cyfrowych i nowych możliwości jakie daje fotografia cyfrowa. Obecnie najczęściej sięga po format panoramiczny.

KRZYSZTOF KUCZYŃSKI

Urodził się w 1964 roku we Wrocławiu. Absolwent Wyższego Studium Fotografii w Warszawie (dyplom w 1989r., promotor – Jerzy Lewczyński). Autor kilku wystaw indywidualnych w latach 1984-1996. Uczestniczył w kilkudziesięciu wystawach zbiorowych w kraju i za granicą. Laureat Grand Prix XIV Biennale Fotografii Górskiej w 2006 roku w Jeleniej Górze oraz drugiej nagrody XXVII Międzynarodowego Konkursu Fotograficznego „Krajobraz Górski” im. Jana Sunderlanda w 2007 roku w Nowym Targu.

ZBIGNIEW KULIK

Urodził się w Jeleniej Górze – Cieplicach, mieszka w Karpaczu. Fotografuje krajobrazy, florę i faunę, obiekty historyczne i zabytki oraz ludzi w Karkonoszach ostatnio też i w innych regionach europejskich. Wystawy indywidualne w kraju i zagranicą: Czechy, Dania, Francja, Niemcy, Rumunia, Serbia, Węgry, Włochy, Słowacja. Jego zdjęcia publikowane są w wydawnictwach turystycznych w kraju i zagranicą; książkach, albumach, plakatach i folderach, a także i na kartach telefonicznych. Od wielu lat pełni stanowisko dyrektora Muzeum Sportu i Turystyki Regionu Karkonoszy w Karpaczu.

MICHAŁ MAKOWSKI

Urodził się w 1976roku. Leśnik z wykształcenia, przyrodnik z wyboru. Pracuje w Karkonoskim Parku Narodowym. Brał udział w kilku wystawach indywidualnych i zbiorowych. Jest Laureatem Grand Prix XII Biennale Fotografii Górskiej, II Nagrody w konkursie na Fotografa Roku ZPFP w kategorii ptaki. Zajmuje się szeroko pojętą fotografią przyrodniczą. Kurator wystawy 50 lat Karkonoskiego Parku Narodowego prezentowanej w Galerii BWA w roku 2009.

JÖRG MEINERT

Urodził się w 1966 roku w Duisburgu. Z urodzenia Niemiec, Polak z wyboru. Zafascynowany Karkonoszami. Wciąż pogłębia swoją wiedzę i doskonali hobby fotograficzne. Na co dzień pracuje z młodzieżą o specjalnych wymaganiach pedagogicznych.

TOMASZ MIELECH

Urodził się w 1973 roku w Jeleniej Górze, gdzie obecnie mieszka i pracuje. Ukończył filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim. Zajmuje się klasyczną fotografią, głównie dokumentalną oraz dziewiętnastowiecznymi technikami fotograficznymi. Należy do Związku Polskich Artystów Fotografików. Na swoim koncie ma wiele wystaw indywidualnych i zbiorowych w kraju i za granicą. Prowadzi warsztaty fotograficzne dla młodzieży.

JANUSZ MONIATOWICZ

Urodził się w 1958 roku. Artysta fotografik, członek ZPAF. Absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Teatralnej i Telewizyjnej w Łodzi i Akademii Filmowej (FAMU) w Pradze, gdzie ukończył Wydział Fotografii Artystycznej w pracowni prof. Jana Šmoka. Jest autorem i współautorem szeregu publikacji i albumów. Jego prace są w kolekcjach: Muzeum Ceramiki w Bolesławcu, Victoria & Albert Museum (Wielka Brytania), Muzeum Spisza w Lewoczy (Słowacja), Galerii Artystów w Spiskiej Nowej Wsi (Słowacja).

WACŁAW NARKIEWICZ

Urodzony w 1931 roku. Dzieciństwo i wczesną młodość spędził w Wilnie. Od 1947 mieszkaniec Jeleniej Góry. Z zawodu rentgenotechnik. Członek JTF od 1961 roku (jako jeden z założycieli) wieloletni członek zarządu. Ulubione tematy w fotografii to: krajobraz, kwiaty, przyroda. Uczestniczył w kilkudziesięciu wystawach i konkursach krajowych i zagranicznych, na których otrzymywał liczne akceptacje, wyróżnienia i nagrody. Autor kilku wystaw indywidualnych, w tym jednej z pierwszych wystaw fotografii barwnej w Jeleniej Górze. Zasłużony Członek Jeleniogórskiego Towarzystwa Fotograficznego i społeczny działacz na rzecz JTF.

TOMASZ OLSZEWSKI

Urodził się w 1929 roku. Z wykształcenia geograf. Fotografuje od 1953 roku. Członek Związku Polskich artystów Fotografików od 1959 roku. W Jeleniogórskim Towarzystwie Fotograficznym od 1976 roku. Jest autorem kilkunastu wystaw indywidualnych. Brał udział w kilkudziesięciu wystawach zbiorowych w kraju i za granicą, otrzymując szereg nagród i wyróżnień. W jego twórczości dominują dwa tematy: pejzaż i dokument.

ANDRZEJ RAJ

Urodził się w 1958 roku. W Karkonoszach mieszka od kilkunastu lat. Z wykształcenia doktor nauk leśnych. Pracuje jako dyrektor Karkonoskiego Parku Narodowego. Jest autorem indywidualnych wystaw fotograficznych oraz wielu – poświęconych głównie Karkonoszom – publikacji, wydanych w kraju i za granicą.

ROMAN RĄPAŁA

Urodził się w 1980 roku. Zawodowo związany jest z Karkonoskim Parkiem Narodowym. Przyrodnik, przewodnik górski i podróżnik. Autor wielu publikacji w czasopismach przyrodniczych. Brał udział w kilku wystawach zbiorowych i indywidualnych.

BARBARA WIENIAWSKA – RAJ

Urodziła się w 1966 r. Absolwentka Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Wrocławskiego. Od roku 1998 związana zawodowo z Karkonoskim Parkiem Narodowym. Fotografie prezentowała na indywidualnych i zbiorowych wystawach, publikowała w wydawnictwach Karkonoskiego Parku Narodowego i autorskich cyklach artykułów w miesięczniku SUDETY.

JERZY WIKLENDT

Urodził się w 1929 roku. Z wykształcenia architekt – urbanista. Od 1958 roku należy do Polskiego Towarzystwa Fotograficznego we Wrocławiu, przekształconego później we Wrocławskie Towarzystwo Fotograficzne, a obecnie w Związek Twórczy Dolnośląskiego Stowarzyszenia Artystów Fotografików i Twórców Audiowizualnych. W latach 1969 – 1978 pełnił kilka kadencji funkcję prezesa i członka Komisji Artystycznej, a od 1982 roku jest członkiem honorowym. Od 1968 roku posiada tytuł ARTIST FIAP (AFIAP). Od 1978 należy do Związku Polskich Artystów Fotografików, a od 1979 roku do Jeleniogórskiego Towarzystwa Fotograficznego. Główny temat jego zainteresowań to człowiek i przejawy jego działalności na środowisko. Ponadto uprawia reportaż i fotografię kreacyjną (chemofotografię i technikę mieszaną). Na swoim koncie ma wiele wystaw zbiorowych i indywidualnych w kraju i za granicą.

WALDEMAR WYDMUCH

Urodzony w 1928 roku, jeleniogórzanin od 1958 roku. Członek JTF od 1961 roku, (jako jeden z założycieli) 36 lat w zarządzie w tym sześciokrotnie prezes JTF, od 1988 roku członek Fotoklubu Rzeczpospolitej Polski. Instruktor fotografii. Ulubione tematy w fotografii to: krajobraz szczególnie Karkonoszy, reportaż, przyroda i akt. Brał udział w wielu wystawach i konkursach miejscowych, krajowych i zagranicznych. Otrzymał wiele wyróżnień i nagród.

WOJCIECH ZAWADZKI

Urodził się w 1950 roku. Zajmuje się fotografią od lat 70. Wywarł znaczny wpływ na ukonstytuowanie się nurtu „fotografii elementarnej” (lata 70.) oraz „fotografii czystej” (lata 80.). Jest członkiem Związku Polskich Artystów Fotografików. Kurator Galerii Korytarz Jeleniogórskiego Centrum Kultury. Kierownik i wykładowca w Wyższym Studium Fotografii w Jeleniej Górze. Miał wiele wystaw indywidualnych (krajowych i zagranicznych) oraz kilkadziesiąt wystaw zbiorowych. Prace w zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu i Muzeum Narodowego w Warszawie.

0

JOANNA KOWALCZYK. Krótkie historie

24 lipca – 14 sierpnia 2009 r.

Komentarz autorski

Obrazy prezentowane na wystawie są swoistą rejestracją najbliższej rzeczywistości.

Poruszając się dotychczas po przestrzeni niezwykle intymnej i osobistej również i tym razem wkraczam w podobne tematy przywołując sny oraz wspomnienia z dzieciństwa, a także zapisując sytuacje charakterystyczne dla sfery codziennej.

Obrazki utrzymane w jednostajnej stylistyce, dość surowe i proste w formie, są jednak bardzo szczere i prawdziwe, a także – poprzez wybór techniki – bardzo kobiece. Postać umieszczona na płótnie, opatrzona jedynie konturem nici, jawi się zwykle jako osoba ze spuszczonym spojrzeniem lub kierująca wzrok gdzieś dalej, gdzieś obok. Alienacja postaci na obrazie nadaje całemu cyklowi bardziej intymnego znaczenia. Pojawiający się na płótnach tekst stanowi uzupełnienie całości kompozycji, współgrające z postacią obecną na obrazie.

Nieskomplikowane w odbiorze rysunki nicią nie potrzebują żadnych ścieżek intelektualnych, gdyż zawarte na płótnach sytuacje są z pewnością elementem codzienności wielu z nas.

Joanna Kowalczyk

JOANNA KOWALCZYK ur. 1985 roku. Absolwentka Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Jeleniej Górze na kierunku formy użytkowe- specjalizacja: szkło artystyczne. Studia na Wydziale Artystycznym Uniwersytetu Zielonogórskiego na kierunku Edukacja Artystyczna w Zakresie Sztuk Plastycznych. Dyplom w pracowni rysunku ad. Radosława Czarkowskiego. Prowadzi warsztaty artystyczne z dziećmi i młodzieżą.

Wystawy, konkursy:

2006.06 wystawa końcoworoczna, Uniwersytet Zielonogórski

2006.07 wystawa na VI Festiwalu Sztuki „FORMA”, Rawicz

2006.10 I Nagroda w konkursie na plakat z okazji „IV Dni Niemieckich”

2007.06 wystawa końcoworoczna Muzeum Ziemi Lubuskiej, Zielona Góra

2007.06 wystawa końcoworoczna Galeria BWA, Zielona Góra

2007.10 II Nagroda w konkursie na plakat z okazji „V Dni Niemieckich”

2008.04 „OFERTA” Galeria PWW, Zielona Góra

2008.07 dyplom w pracowni rysunku ad Radosława Czarkowskiego

2008.07 wystawa końcoworoczna Galeria BWA, Zielona Góra

2009.06 wystawa końcoworoczna, Uniwersytet Zielonogórski, Rektorat Galeria ul. Licealna

2009.07 wystawa „Widzialne – niewidzialne” na IX Festiwalu Experyment w Zbąszyniu

Planowane wystawy:

2009.08 „OFERTA” Galeria Miejska, Wrocław

 

JUSTYNA ADAMCZYK. Malarstwo

24 lipca – 14 sierpnia 2009 r.

JUSTYNA ADAMCZYK ur. w 1981. Absolwentka Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu (kierunek: Malarstwo). Dyplom w pracowni prof. P. Błażejewskiego i ad. P. Pintala w 2007roku. Od 2006 do 2007 roku członek zarządu Fundacji ArtTransparent organizującej Survival Przegląd Młodej Sztuki w Ekstremalnych Warunkach”. W latach 2005-2006 uzyskała Stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

W 2007 otrzymała wyróżnienie Miejskiej Galerii Sztuki w Łodzi w Konkursie Promocje 17 Przegląd Malarstwa Młodych w Legnicy. Artystka zajmuje się malarstwem i instalacją. Mieszka i tworzy we Wrocławiu. Od 2005 roku bierze udział w wielu wystawach i konkursach krajowych i zagranicznych. W 2009 roku otrzymała nominację do 9. edycji Konkursu Gepperta- konkursu młodego malarstwa polskiego.

Wystawy, konkursy:

Survival 3 Browar Miszczański Wrocław, 2005.04

500% Sztuki Studio BWA Wrocław, 2005.04

Rozbrat center of culture Poznań, 2005.06

Wrocław NonStop Browar Mieszczański Wrocław, 2005.07

Galeria na Czystej Wrocław, 2006.01

Wild Thing Studio BWA Wrocław, 2006.03

Sakrum i płe, Galeria Wzgórze Zamkowe Lubin, 2006.04

Rozmówki Polsko Polskie, Galeria BCK Brzeg, 2006.04

Survival 4, Dworzec Główny PKP, Wrocław, 2006.05

More or Less, Museum da Ciencia e da Industria, Porto, Portugalia 2006.06

Włosy, Galeria Sputnik, Wrocław, 2006.12

Wystawa dyplomowa „Ślad” BWA Awangarda Wrocław 2007.07

Wystawa pokonkursowa im M. Michalika Częstochowa 2007.11

Promocje 17 Przegląd Malarstwa Młodych Legnica, 2007.10.01

Most Sztuki, Info Galeria i Youngs Gallery Warszawa, 2008.01

Rozmówki Polsko polskie, Galeria dal Sztuki Wrocław, 2008.02

De Immundo BWA Studio, Wrocław, 2008.05

Wystawa pokonkursowa, Obrazy muzyką malowane, Fundacja Kultury im.I,J,Paderewskiego w Krakowie, 2008.11

Wystawa pokonkursowa Autoportret, Muzeum w Stalowej Woli 2008.12

30 Premio Internacional de Pintura de Caja de Extremadura, Aula de Cultura de Plasencia, 2008.11

Wystawa indywidualna, Chcesz wydłubię ci oczka, Galeria Miejska w Łodzi, 2009.03

Wystawa indywidualna, Galeria Mieszkanie 23 Kraków, 2009.04

Wystawa zbiorowa, Kreski na niebie,MBWA Leszno, 2009.05

Wystawa indywidualna, Bez twarzy, HaloGaleria Olsztyn, 2009.05

Wystawa zbiorowa, Best Regarts Frankfurt 2009.06

Planowane wystawy:

2010.jesień, Wystawa indywidualna, EC Gallery Chicago

 

Wystawa zorganizowana ze środków Miasta Jelenia Góra

ELŻBIETA SUCHCICKA – Kontekst sytuacyjny

24 lipca – 14 sierpnia 2009 r.

O naturalności natury i sztuczności sztuki, albo na odwrót

Tworzenie sztuki i zachwyt nad pięknem, jest tym, co odróżnia nas, ludzi, od innych istot żyjących na Ziemi.

Z jednej strony przyroda ma nad nami przewagę.

Jej moc kreacji nie ma sobie równych. Nadaje formy istnieniu, bawi się w malarza zabarwiając świat. Te spektakle barwne o wschodach i zachodach słońca, te miękkie linie pagórków, bądź dramatyczne spiętrzenia skalnych turni. Te wymyślne kształty, zjawiskowe odcienie. Te pulsujące życiem zestawienia barwne i eleganckie, choć zamarłe w bezruchu monochromy. Te zróżnicowania faktur i nieprzemyślane kontrasty.

Któż, jak ona, bez zastanowienia rozlewa kolory na kwietnych łąkach, bądź jak szalony, natchniony krawiec szyje godowe stroje ptaków, czy owadów.

Natura nie kieruje się gustem, nie ogląda się na krytyków. Robi swoje, nie dbając o sądy i wyceny.

Za nic ma mody i trendy. Jest stała i bezwzględna. Miesza niepasujące do siebie odcienie, zderza nieprzystające do siebie kształty. Jak kapryśne dziecko maże dziesiątkami barw malutki skrawek pejzażu, albo zamaszystym gestem, jedną farbką, zamalowuje olbrzymie połacie krajobrazu. Nie ma umiaru i hamulców. Na równi precyzyjnie kształtuje mikroskopijną grudkę minerału, jak i wielki płaskowyż.

Ma swój cel i swoje metody. Działa bezdyskusyjnie, kapryśnie. Chce przetrwać, choć zarazem sama się unicestwia.

Możemy podziwiać jej sprawczą moc, bać się destrukcji. Możemy też ją celebrować i oddawać się kontemplacji.

Niektórzy nie poprzestają jednak na niemym zachwycie, pragną odwzorować jej piękno.

Jeżeli stawiać będą przed nią lustro, to zbłądzą.

Choćby niewiadomo jak się starali, jak natężali i ćwiczyli, to nie uda im się idealnie oddać tych naturalnych niuansów: proporcji, spiętrzeń i poluzowań. Bo droga mimetyzmu, mimu trudu, jakiego wymaga od naśladowcy, wiedzie na manowce. Nigdy stworzony ręką ludzką strumień nie będzie mógł równać się z naturalną strugą. Nigdy podpatrzony kształt kwiatu nawet po najprecyzyjniejszym wycięciu z papieru kwiatem się nie stanie.

Są jednak i tacy, którzy mimo zachwytu przypisaną jej urodą butnie podejmują z nią rozmowę. To artyści, których wiedzie intuicja, a nie jedynie analityczna metoda. Nie podglądacze, czy naśladowcy, tylko ci, którzy odważają się być jak wiatr, bądź strumień, i pozostawiają artystyczne ślady swej pasji twórczej. Nieskrępowanej, równie jak natura nieznoszące dyskusji. Własne, oryginalne, jak przyroda naturalne.

Budują nimi własny świat, z którym wychodzą naprzeciw już stworzonej materii. Kreują nowe byty. Nie na wzór i podobieństwo, ale jak natura, bezwzględnie i bezapelacyjnie. I tu kończy się władcza przewaga natury nad kulturą.

Bo wychodzące spod ręki artysty kształty, kolory, faktury, choć być może zainspirowane istniejącymi formami, żyją już w świecie intencji, sugestii, czyli sztuki.

Takie jest właśnie malarstwo Elżbiety Suchcickiej. Mocne jak kamień, ulotne jak wiatr. Grzejące kolorem jak słońce, a czasem niepokojące jak burzowe chmury.

Jej obrazy są intelektualną idealizacją wrażeń, oderwaniem od naturalnego biegu rzeczy, bagatelizowaniem faktów.

Jej twórczość jest sama w sobie – niczego nie ilustruje, niczym nie bawi, do niczego nie nawołuje. Jest zastygłym zjawiskiem, którego celem jest budzić nasze emocje i roztaczać iluzje. Wyabstrahowanym, odrębnym, zajmującym się samym sobą.

Artystka bacznie obserwuje naturę i rządzące nią prawa, ale nie traci czasu na kopiowanie rzeczywistości. Podąża za impulsem, ucząc się od przyrody piękna naturalnego, niczym nie skrępowanego gestu.

Jej obrazy są jak zatrzymane w kadrze fragmenty pejzażu, choć landszaftem nawet być nie próbują. Są jak przekroje skał, choć różnią się od materii świadomą kompozycją.

Autorka zderza umiejętnie piony z poziomami, tak, by w obrazie zamknąć napięcie ich rywalizacji. Wycina z pasma barwnego te odcienie, które wyraziście podkreślają jej zamysły – czy to zadumę, czy uśmiech. Stosuje różne faktury, pozostawia muśnięcia pędzla, jak i wielokrotnie modeluje plamy.

Jej sztuka skutecznie odciąga nas od zgiełku codzienności.

Namawia do tego, by skupić się na nieistotnych jakby się wydawać mogło, nieproduktywnych działaniach. Na poszukiwaniu piękna czystej emocji, zaskakującej impresji.

Jej na wskroś estetyczne obrazy są jak poematy na cześć harmonii, równowagi między materią i duchem, sugestią oraz pewnością.

W tym wrażeniowym, niezwykle sensualnym postępowaniu jest metoda. Autorka zaciera swoją obecność, choć najmniejszy nawet ruch pędzla świadczy o przemyślności jej działań.

Ukrywając się za śladami farby – pełnym arsenale zgrubień, sfałdowań, błysków i chropowatości – próbuje zmusić naszą wyobraźnię do podążania w rejony dalekie od doczesności.

Stworzone przez nią formy dryfują w bezczasie, choć wydają się istnieć tu i teraz. Jednak są najprawdziwszą w świecie iluzją – ułudą prawdziwości, materialności, bycia. Są wytworami rąk, choć tak naprawdę trwają jedynie w naszej imaginacji. W na wskroś sztucznym świecie sztuki. W którym liczy się uroda, a nie tylko konieczność przetrwania.

I na tym właśnie zasadza się wyższość kultury nad naturą – niczego nie musi, po prostu chce.

Agata Saraczyńska

Elżbieta Suchcicka

e.suchcicka@wp.pl

tel. 666 190 890

Architekt, dyplom na Politechnice Wrocławskiej w 1987 r.

Wystawy indywidualne:

-1989, 1992, 1998,2002,2004- Galeria MOK, Jelenia Góra,

-1993, 1998, 2002,2004- Galeria “Klatka”, Lwówek Śl.,

-1993-Landratsamt Gorlitz,

-1994-Galeria “Korytarz” RCK, Jelenia Góra,

-1995-Ev. Bildungswerk Tagungsstatte Kreuzbergbaude, Jauernick,

-1995-Teatr Goerlitz,

-1997-Volkshaus Weisswasser,

-1997-Bildungszentrum Donner & Partner Goerlitz.

-1998,1999 -“Piwnica Staromiejska”, Zgorzelec

-1998, 2002,2004- Galeria MDK, Zgorzelec

-2000,2004-Galeria “Baszta”, Jelenia Góra

-2003-Galeria BOK, Bolesławiec

-2003, 2005, 2007-Galeria Riedel, Frankenthal

-2003-Muzeum Regionalne, Lubań

-2004-luty-“Salon”-filia Teatru w Goerlitz, Zgorzelec projekt “Miłość do potęgi trzeciej”, Europakulturhauptstadt 2010.)

-2004-wrzesień- Galeria “K-3”, Goerlitz, ( z Rolfem Heiderem i Frankiem Heppertem)

-2006-styczeń- wrzesień- Muzeum Kraszewskiego, Drezno

-2006-wrzesień- listopad- Pałac Krobnitz- “Kultur in Schlesien”

-2007-czerwiec- sierpień -Pałac Neschwitz

-2008- maj- lipiec- Galeria „Za miedzą”, Lubomierz

-2009- lipiec- BWA Jelenia Góra”- „Kontekst sytuacyjny”

Ważniejsze wystawy zbiorowe:

-2001-“Kunst in Goerlitz -jetzt!” Keisertrutz Goerlitz

-2004-ogólnopolski salon plastyki “Egeria ” w Ostrowie Wielkopolskim

-2004-“Oberlausitzkunstpreis”- wystawa pokonkursowa- Pulsnitz, Drezno.

-2008-”Wokół Jeleniej Góry”, BWA Jelenia Góra ,

Wystawy poplenerowe:

Jelenia Góra, Lwówek Śl., Zgorzelec, Lubań, Wrocław,

Niemcy: Niesky, Konigshein, Weisswasser, Goerlitz, Zittau, Lobau, Drezno.

Nagrody i wyróżnienia:

W roku 1997 wyróżnienie w międzynarodowym konkursie “Rzeki, brzegi, mosty” – Zgorzelec Goerlitz. W roku 2003-wygrana w konkursie na logo Jeleniej Góry.

Współpraca:

-z Biurem Europejska Stolica Kultury Zgorzelec- Goerlitz 2010- luty, wrzesień 2004

-z Fundacją Współpracy Polsko -Niemieckiej w Saksonii (Drezno)- Projekt “Orfeusz”, Lwówek Śląski, maj 2005, maj 2007 – „Europejskie Dni Kultury”.

Prace w zbiorach Muzeum Historycznego w Goerlitz.

Wystawa zorganizowana ze środków Miasta Jelenia Góra.