All posts by Galeria BWA

MARCIN BERDYSZAK. NARZĘDZIA KULTURY I INNE PRACE

11 stycznia – 27 lutego 2008 r.

Narzędzia kultury

Prezentowana realizacja „Narzędzia kultury” jest pracą, która podejmuje problem percepcji sztuki, bycia niewolnikiem projektowania swoich własnych wyobrażeń i niemożliwości przyjmowania samoreferencyjności obiektów artystycznych oraz stereotypowego przekonania o kreacji jako zjawisku wysterylizowanym. Realizacja stawia pytania o stereotyp postrzegania kreacji czy dzieła, gdzie on się zaczyna a gdzie kończy. Praca jest także próbą pokazania nieobecności kreacji i obecności potrzeby jej doświadczania.

Praca „Narzędzia kultury” jest szczególną realizacją, choć formą obszyć posługuję się bardzo często. Tytuł sugerować ma istnienie zespołu przedmiotów, które można by traktować jako pewne narzędzia kultury, tzn. narzędzia którymi kultura się posługuje. Można by mnożyć w nieskończoność kolejne narzędzia, ale ja wybrałem te które są najbardziej „typowe” czy rozpoznane: obraz, instrument muzyczny, ławka muzealna, kapcie czy gaśnica, która jest trwale wpisana w wyposażenie gmachów czy instytucji kultury. Ta praca jest całkowicie wysterylizowana. Jest reakcją na oczekiwanie od sztuki pewnego rodzaju higieny i czystości, pewnego piękna, braku skandalu i kontrowersji. Przyjęła się bowiem bardzo stereotypowa opinia, ze sztuka powinna być przyjemna, piękna itd., a przecież wcale tak być nie musi. Dziś pojęcie piękna polega już na czymś innym. W realizacji tej jawi się sytuacja, w której mamy do czynienia z „niczym”. Dane ułożenie przedmiotów jest układem, w którym nie ma śladu żadnej aktywności twórczej czy ludzkiej obecności, są tylko martwe przedmioty.

Praca ta sugeruje jednak obecności człowieka jako sytuację kulturową. Samo pojawienie się człowieka – bez względu na stopień jego świadomości i ucywilizowania, na przynależność do kultury prymitywnej czy rozwiniętej – jest faktem kulturowym i wszystko co będzie on anektował stanie się po jakimiś czasie pewnym narzędziem. Narzędzia te mogą należeć i do kultury potocznej – popularnej i do kultury wysokiej, w zależności od tego co będzie treścią prezentowanego w galerii „obrazu”, albo kto założy owe muzealne kapcie, kto usiądzie na ławce, kto zagra i co zgra na skrzypcach. Sytuacja ta powie również o przynależności do kultury wysokiej bądź popularnej.

„Narzędzia kultury” można również potraktować jako swoistego rodzaju polemikę z opinią, iż artysta daje możliwość interpretowania swego działa w dowolny sposób. Ja się z tym nie zgadzam. Sztuki nie da się racjonalnie ogarnąć, często bywa ona trudna do zrozumienia. Niezrozumienie jest częścią naszej egzystencji i dotyczy ono zarówno sztuki jak i naszego codziennego życia. Samo obcowanie z dziełami zakłada pewien fakt niezrozumienia, przytoczę tu pewna sytuację, która zdarzyła się na początku lat 60-tych. Joseph Beuys w Galerii Schmela w Dusseldorfie zrobił pewne szczególne działanie wyposażone w narzędzia kultury i natury. Martwemu zającowi trzymanemu na kolanach wyjaśniał on sens znajdujących się w galerii obrazów, przy czym do środka nie zostali wpuszczani żadni zwiedzający. Przesłanie tej pracy jest myśl, że martwe zwierze ma więcej intuicji i zrozumienia niż człowiek z tym swoim uporczywym dążeniem do chęci wytłumaczenia do bólu wszystkiego.

Myślę, że zaletą sztuki jest fakt, iż nie wszystko jest w niej zrozumiałe, dlatego staram się prowokować takie sytuacje. Myślenie nad czymś nie jest jednoznaczne ze zrozumieniem. Praca „Narzędzia kultury” poprzez fakt, że nie ma nic na płótnie, nikt nie stoi w kapciach, nikt nie gra na skrzypcach – eliminuje jakąkolwiek możliwość interpretowania obrazu. Realizacja ta daje natomiast sposobność obcowania ze stanem w jakim się znajdujemy, tzn. nie przychodzimy z zamiarem oglądania dzieła, poznania treści obrazu, posłuchania dźwięku skrzypiec w sali koncertowej czy popatrzenia na gaśnicę, z której wtoczona zostaje piana – ale przychodzimy obejrzeć te wysterylizowane narzędzia, którymi się posługuje kultura.

Jest to sytuacja, w której dane zostało „nic”, podobnie jak Ad Reinhardt nic nie malując stworzył koncepcję „ostatnich obrazów”. Dotyczy to obszytych przedmiotów – obszyć będących „pokrowcami”,. Jednak dla reakcji naszej wyobraźni ważne jest zaistnienie jakiejś formy konkretyzacji. Zimne, wysterylizowane obiekty, wyzbyte zostały tego najbardziej trudnego, bezbronnego sensu, który powoduje, że sztuka w ogóle jest tak interesująca.

Widz, który pojawi się w galerii, zobaczy swoją „nieobecność kulturową”. „Nieobecność kulturowa” wyczuwalna ona jest silnie gdy porusza się on wśród „narzędzi kultury”– bo więcej jest pustych kapci i nie grających skrzypiec niż żywych ludzi.

Praca ta dotyczy kondycji sztuki i kultury, mówi o przenikaniu zjawisk jakimi są: kultura popularna i kultura wysoka. Sztuka wysoka pojawia się na bilbordach, staje się projekcją. W centrach handlowych, obok sklepów istnieją galerie ze znakomitymi dziełami sztuki. Sztuka wysoka korzysta i zazdrości siły perswazji kulturze popularnej, kultura popularna korzysta z osiągnięć sztuki wysokiej (powoływanie się w projektowaniu mody, modeli samochodowych na siłę piękna, kreacji – to są argumenty wzięte ze sztuki wysokiej, które dawno zostały zaadoptowane przez kulturę popularną) Jest to stały dialog i przepływ pewnych znaczeń, powodujący iż trudno rozróżnić co jest czym. W pewnym stopniu nastąpiła już homogenizacja tych dwu kultur. Kreacja w takim samym stopniu należy do kultury wysokiej jak i popularnej, ale oddziaływanie kultury popularnej ma nieporównywalnie większy zasięg.

AWARIA JAKO NASTĘPSTWO GRZECHU PIERWORODNEGO

Praca ta jest pewnym pytaniem związanym z istnieniem, życiem i z technologią. Szeroko pojęta technologia staje się elementem medycyny, eksperymentowania z ciałem, przedłużania życia, współistnienia czy współgrania (wstawiane ludziom pewnych elementów technologicznych – rozruszniki, stendy – które pomagają funkcjonować). Jest to pytanie o to co stanie się z pojęciem grzechu w sytuacji, gdy technologia zaczyna coraz silniej wkraczać w sferę ograniczaną. Czy awaria jako zepsucie, które nie jest pojęciem związanym z etyką a z techniką – będzie miała takie same konsekwencje jak grzech? Czy konsekwencje te podobne pozostaną jedynie w sferze poznawczej i świadomościowej – bo zawsze starać się będziemy naprawić czy udoskonalić coś co się zepsuje.

Mówimy o zjawisku sztucznej inteligencji, o zainfekowaniu komputerów – czyli ubiologiczniamy maszynę, a jednocześnie forma biologiczna zostaje stechnologizowana. W pewnym momencie może dojść do sytuacji tak głębokiego współistnienia tych dwu sfer, że rozróżnienie ich przestanie być nawet konieczne. Istnieje np. „second life” – bycie w Internecie obok normalnego życia. W „second life” możemy być zupełnie kims innym, możemy wnim zarabiać, a wydawać pieniądze w życiu normalnym lub odwrotnie. „Second life” – mimo, iż jest związane z technologią jest również związane z tym wszystkim co jest biologiczne, choćby w sferze emocjonalnej – bo te same emocje wzbudzi zarobienie 100 $ w obu tych światach. Ponadto struktura bycia w „second life” budowana jest na model świata realnego.

W pracy tej powstaje ważny kontekst do stworzenia życia, człowieka. Znany jest mit o Golemie, „Metropolis” Fritza Langa (ożywienie robota, maszyny), wszystkie filmy o Frankensteinie – wszystkie te formy dotyczą chęci człowieka do wykreowania życia. Pojawia się tu również pojęcie energii – czegoś co jest najcenniejsze w stworzeniu życia i zawsze towarzyszy każdej kreacji.

Prezentowana praca – złożona jest z dwu elementów: leżącej skorupy oraz elektronicznego banana. Skorupa jest formą, kostiumem ale również – rzeźbą. Jest ona powołana do życia, które jest martwe, ale zaczyna istnieć jako obiekt, gdyż towarzyszy temu energia tworzenia (w postaci myśli, włożonej pracy). Energia reprezentowana jest przede wszystkim poprzez elektronicznego banana, który błyska. Pojawia się więc pytanie – czy tym co tak naprawdę będzie łączyć istnienie technologiczne i biologiczne nie jest samo pojęcie energii – które zawiera w sobie oba te istnienia? Ta praca niczego nie rozwiązuje, jest ona rodzajem pytania, a konsekwencją tego być może będzie fakt, iż tak jak dzisiaj wstawiamy stend w żyłę to za 50 lat będziemy musieli sobie przylutować kabelki… Nie chodzi mi o wartościowanie tego faktu, ale o zastanowienie się nad konsekwencjami, nad tym co dalej z tym będzie.

Praca może być traktowana jako sala operacyjna albo jako rodzaj prosektorium, bo nie wiadomo czy to jest już martwe, czy – jeszcze nie ożywione.

OWOCE

Po owoce sięgnąłem na początku lat 90-tych. Prace te są rozważaniami dotyczącymi owoca naturalnego i jego plastikowej atrapy. Atrapa, czyli to co sztuczne, ze względu na czas udaje to co naturalne, czasami bardziej przekonywująco niż sama natura to czyni. Dziś jesteśmy już na etapie, w którym trudno powiedzieć, czy owoce są na pewno naturalne czy sztuczne i ów podział, ta dychotomia już dzisiaj nie istnieje, a konsekwencje tego odczuwamy. Owoc interesuje mnie z dwóch powodów. Był on elementem martwych natur holenderskich. Sam tworząc instalacje nazywam je często martwymi naturami.

Reprezentowane na jeleniogórskiej wystawie prace już trudno nazwać martwymi naturami, ale one wykorzystują ich elementy, wykorzystują je na inny sposób. BANANY

Sięgnięcie po banana nie ma żadnego wymiaru symbolicznego nie jest też nawiązaniem do banana Andy Warhola. Prace te mówią o pewnej sytuacji kulturowej naszego kraju, kiedy funkcjonowało określenie„bananowa młodzież”. Istotne jest też to, że banan ma kształt bardzo mocno rozpoznawalny i dający się powielić w wielu materiach.

Techniki tych prac są mieszane – klejone, wycinane, malowane, nanoszony jest rysunek. W Na wystawie w jeleniogórskim BWA prace te zestawione zostały w cykle.

„Militar früchte”

Są to dwie realizacje będące „refleksjami płaskimi”, w których używam elementów ze swoich instalacji. Są to rozważania dotyczące cyklu „Militar früchte” czyli „owoce militarne”. Obszyte banany są „krawieckimi grami wojennymi” również w wersji arabskiej.

Tym co mnie najbardziej zainteresowało w sięgnięciu po „panterkę wojskową” to sytuacja, w której sztuczność – czyli „panterka wojskowa” jako element materii – ma nas ukryć w tym co naturalne.

„Transformacje”

Jest to transformacja rozumiana jako wartość najbardziej konieczna dla kreacji, dla ludzkiej egzystencji. Sięgnięcie po czerwony krzyż, który jest utożsamiany z pierwszą pomocą, z czymś bardzo koniecznym, niezbędnym – jest próbą określenia pojęcia transformacji rozumianej bardzo szeroko, tzn. jako transformacji duchowej, wewnętrznej przemiany moralnej, transformacji politycznej, technologicznej czy wreszcie – pod postacią wina, które jest przecież rezultatem pewnej transformacji.

„Barok kultury barok natury”

Trzy realizacje należące do tego cyklu mówią o pewnych cechach baroku, które istnieją do dziś, mimo iż sam nurt już dawno się zakończył. Barok przejawia się tu w zwiędniętych, uschniętych, gnijących bananach. Podobnie dzieje się ze zjawiskiem impresjonizmu, którego już nie ma, ale impresje czy ekspresje funkcjonują w innym kontekście do dziś.

Inną realizacją należącą do tego cyklu jest praca z wygnitymi bananami z naniesionymi czarnymi krzyżykami. Jest to prezentacja absolutnego wyniszczenia i wyschnięcia ale też nowego życia. Pracę tę można interpretować jako pewien dramat, ale przecież tego dramatu nie ma, gdyż sytuacja ta to naturalny proces gnilny. Kolejne prace tego cyklu reprezentują grę z przestrzenią bądź stanowią „wymieszanie” problemu dotyczącego „baroku kultury baroku natury” oraz „transformacjami” – zniszczenie, zgnicie, wyschnięcie jest również rodzajem transformacji, która daje szansę budowania czegoś innego.

Na wystawie prezentowana jest również praca należąca do cyklu „Waterproof”. Przedstawione tu zostały wodoodporne, gumowe banany, które polane zostały wodą.

Intrygującą jest także realizacja zestawiająca dwa banany – żółty i ciemny – która prezentuje dwie sztuczności. Jedna sztuczność to sztuczny, żółty banan, który jest to już jego reprodukcją. Obok – banan naturalny, który jest w sposób sztuczny przedstawiony. Realizacja ta mówi zaanektowaniu poprzez sztuczność zarówno tego co jest świeże jaki i tego co jest stare czy wygnite. Całość „zamyka” praca powstała na Słowacji – fragment pomarańczy w kształcie półksiężyca. Jest to specyficzna realizacja polegająca na rozłupaniu pnia drzewa, w taki sam sposób jak rozkłada się pomarańczę.
Awaria jako następstwo grzechu pierworodnego

W sytuacji, kiedy technologia wkracza w organizmy naturalne, być może w przyszłości bardziej będziemy produktami szeroko rozumianej technologii, czy pojęcie grzechu zostanie zastąpione pojęciem awarii? Czy pojęcie życia nie sprowadza się tylko do rodzaju jakiejś energii?
MARCIN BERDYSZAK

Marcin Berdyszak urodził się w Poznaniu w 1964 roku. Dyplom z malarstwa uzyskał w pracowni prof. Włodzimierza Dudkowiaka oraz z rzeźby w pracowni prof. Macieja Szańkowskiego w PWSSP w Poznaniu w 1988 roku. Od 1989 roku związany jest z Akademią Sztuk Pięknych w Poznaniu, gdzie obecnie jest profesorem i prowadzi pracownię warsztatów twórczości edukacyjnej na Wydziale Edukacji Artystycznej. Prowadzi również pracownię rzeźby w Instytucie Wzornictwa Politechniki Koszalińskiej. Członek Stowarzyszenia Artystyczno – edukacyjnego ,,Magazyn”, którego jest współzałożycielem wraz z Tadeuszem Wieczorkiem, Piotrem Pawlakiem i Wojciechem Nowakiem. Zajmuje się instalacją, obiektem, rysunkiem. Swoje prace prezentował na różnych wystawach zbiorowych i indywidualnych między innymi w Polsce, Niemczech, Słowacji, Finlandii, Szwecji, Japonii, Meksyku, Wielkiej Brytanii, Litwie i USA.W swoich pracach artysta zajmuje się owocami. Interesuje go owoc w relacji do czasu, pamięci, iluzji czy imitacji. Bada granice kultury i natury oraz ich wzajemnych relacji. Pracuje także z zapachami. W swojej twórczości porusza takie problemy jak problem unifikacji, konsumpcji, nowych sentymentów i emocji prowokowanych sztucznie. Interesuje się również stereotypami wypracowywanymi przez kulturę i ich funkcjonowaniem w różnych kontekstach. Zajmuje się też nadużyciem jako formą osiągania doskonałości, oraz zagadnieniem sztucznego instynktu. Ostatnie realizacje dotyczą problemu tresury kulturowej, mechanicznego wartościowania rzeczywistości i standaryzacji odczuć i opinii dotyczących moralności.

Ważniejsze wystawy:

2007 DOWCIP I WŁADZA SĄDZENIA (ATEIZM W POLSCE) BWA, City Gallery, Zielona Góra, Poland

2007 Museum in Gallery, Nowy Wiek Gallery, Zielona Góra, Poland

2007 Profile1:Polish Art Today, Anya Tish Gallery, Houston, TX, USA

2007 The Tools of Culture, Gosia Kościelak Gallery, Chicago,IL, USA

2007 Liste 07 Berlin, Germany

2007 DOWCIP I WŁADZA SĄDZENIA(ATEIZM W POLSC ) Program Gallery , Warsaw ,Poland

2007 DOWCIP I WŁADZA SĄDZENIA(ATEIZM W POLSCE ) Center for Contemporary art Ujazdowski Castle, Warsaw, Poland

2007 MECHANICZNA POMARAŃCZA, GCK Sektor Gallery, Katowice,Poland

2007 MAMIDŁO-Św. BERNARDETA, Program Gallery, Warsaw, Poland

2007 SĄSIEDZI-NACHBARN, Kulturforum Altona, Hamburg, Germany

2007 Collection of Time Sign, Train Station, Katowice, Poland

2007 Karnawał Cyborgów, Collegium Europeaum Gnesnense, Gniezno, Poland

2007 PREZENTACJE , WEA , BWA Leszno, Poland

2007 Collection of Time Sign-Zachęta- Katowice,BWA, City Gallery, Białystok, Poland

2006 Zdążyć przed zachodem słońca, Wozownia Gallery, Toruń, Poland

2006 Warszawa w Berlinie, Komunale Galerie, Berlin, Germany

2006 Warszawa w Sofii, National Centre for Contemporary Art. Exhibitions,Sofia, Bulgaria

2006 BLAUMACHEN, Schloss Putbus, Putbus, Germany

2006 Collection of Time Sign- Zachęta, BWA,City Gallery, Katowice, Poland

2006 ART FAIRS-ARCO 2006, Madrit, Spain

2006 BLUE BREAD, City Gallery, Wrocław,Poland

2005 Afterimages of visibility, Szara Gallery, Cieszyn, Poland

2005 Afterimages of visibility ,GCK, Sektor Gallery, Katowice,Poland

2005 Freedom and Responsibility, UDK , Berlin, Germany

2005 ART POZNAŃ-2005, Poznań, Poland

2005 Interwentions, international Art Meeting, Janów Lubelski, Poland

2005 Faunomania- Roda Sten Center, Gotheborg, Sweden

2005 Among Diferences-Hans Groe Gallery, Poznań, Poland

2005 Oder/Odra-Kunstraum Kreuzberg/Bethanien, Berlin, Germany

2004 By image, word,form and idea-Art Education Department in Old Brewery, Poznań,Poland

2004 Euro-Art, National Museum,Sczecin, Poland

2004 MMAC Festival in Tokyo,Session Suginami Gallery,Tokyo, Japan

2004 MMAC-performance Festival, Yamabiko Museum, Mischima, Japan

2004 Oder/Odra Amfilada Gallery,Szczecin, Poland

2004 Space in collage, Collage in space,City Gallery,Zakopane,Poland

2004 Collection of Academy, Poznań, Poland

2004 Euro-Art,Biennial of Art, Barracks of Art, Świnoujście,Poland

2004 Artists for Tatra Mountains,Simposium, Nove Smokovce, Slovakia

2004 ART-POZNAŃ, art fairs,Old Brewery, Poznań, Poland

2004 POLEN KUNST EUROPA,Bausparkasse, Schwabisch Hall, Germany

2004 ANY RESEMBLANCES,Grodzka Gallery,Lublin, Poland

2003 METHAMORPH- Ahn, Berdyszak,Knaflewski, Kunsthalle-Faust,Hannover,Germany

2003 The ethic of ecology,WSH, Frombork,Pułtusk, Poland

2003 Berdyszak ,Jagielski ,Ługowski, Baszta Czarownic Gallery ,Słupsk, Poland

2003 BREAKING SILENCE IX, Inner Spaces Center ,Poznań, Poland

2003 Collection of Local Museum in Bydgoszcz, Poland

2003 ARTISTS OF III RP,Center of Polish Sculpture, Orońsko ,Poland

2003 Dialog loci – Bastion of Art , Kostrzyn , Poland

2003 The lightness of things-Center for Contemporary Art,Ujazdowski Castle , Warsaw, Poland

2003 Muestra 002-International Art Fair-World Trade Center , Mexico City D.F , Mexico

2003 Facing Nature-Center for Contemporary Art.-Inner Spaces,Poznań , Poland

2003 Seven-Seven-Museum of Ziemia Lubuska , Zielona Góra , Poland

2002 Natural Images-Gallery R , Poznań , Poland

2002 Culture and Nature-City Gallery , Bielsko-Biała , Poland

2002 Black and White –AT Gallery , Poznań , Poland

2002 Territorios X-Casa de las Monas Gallery , Leon , Mexico

2002 Aporie-City Gallery,Zielona Góra , Poland

2002 Aporie- City Gallery,Jelenia Góra , Poland

2001 Mixing Realities – City Gallery, Wrocław, Poland

2001 Anatomy of Darkness – Baltic Gallery, Ustka, Poland

2001 Intercity – Shelter for Art, Cracow, Poland

2001 Mixing Realities – Local Museum of Leon Wyczółkowski, Bydgoszcz, Poland

2001 War in Man – Center for Polish Sculpture, Orońsko, Poland

2001 Nona – The Jesuits’ Gallery, Poznań, Poland

2000 Polish Stage 2000 – Center for Contemporary Art, Ujazdowski Castle, Warsaw, Poland

2000 Construction in process – Museum of Leon Wyczółkowski, Bydgoszcz, Poland

2000 Rohkunstbau – Grosse Leuthen Castle, Germany

2000 Sculpture & Object –GMB Palffyho palace, Bratislava, Slovakia

2000 Balance 2000 – Kunsthalle Faust, Hannover, Germany

2000 Intrigue Provocation – Zylinsko Gallery, Kaunas, Lithuania

2000 Traits of Sign – The Eskens’ House, Toruń, Poland

2000 At Noon Sharp – Nad Wisłą Gallery, Toruń, Poland

2000 Heart, Soul, Flesh – International Art Center, Poznań, Poland

2000 Vision & Utopia – Zachęta National Gallery, Warsaw, Poland

1999 Vision & Utopia – Center for Polish Sculpture, Orońsko, Poland

1999 Evolving Environment – Mika Decker Gallery, Baltimore MD, USA

1999 Permanent Residence –Local Museum of Leon Wyczółkowski, Bydgoszcz, Poland

1999 Permanent Residence – Tatrańska Gallery, Poprad, Slovakia

1999 International Sculpture Workshop, Kap Arkona, Germany

1999 Constructive Art from the Collection of the Museum of Contemporary Art in Chełm, Poland – Kunstpavillon,Tirol, Austria

1999 Signed Places – Center for Contemporary Art, Ujazdowski Castle, Warsaw, Poland

1998 Impulses – Museum of Ziemia Lubuska, Zielona Góra, Poland

1998 Show – The Frame Gallery, Pittsburgh PA, USA

1998 Conversation – Symposium Gewerbepark Haid, Engstingen, Germany

1998 Conversation – Mass Gallery, Engstingen, Germany

1998 Maki-Penttila – Taidemuseo, Lapinlahti, Finland

1998 Impulses – Awangarda Gallery, Wrocław, Poland

1997 It Can Be Seen, Heard & Smelt – Wyspa Gallery, Gdańsk, Poland

1997 Untitled – International Art Center, Poznań, Poland

1997 Collection, Łażnia Gallery, Gdańsk, Poland

1997 In Relation to Nature – Center for Polish Sculpture, Orońsko, Poland

1997 Inner Spaces – Wyspa Gallery, Gdańsk, Poland

1996 Ost-West Symposium – Bergisch-Gladbach, Germany

1996 Hulbój, Lewicka, Sienkiewicz, Piatoprsta, Berdyszak – City Gallery, Wrocław, Poland

1996 Signed, Sealed, Sold – International Art Center, Poznań, Poland

1996 OIKOS – Local Museum of Leon Wyczółkowski, Bydgoszcz, Poland

1995 5362m3 – A Place of Art., Mosina, Poland

1995 Land Space Art. Project -Wachtberg, Austria

1995 Recommendations – City Gallery, Poznań, Poland

1995 Candid Camera – Artists’ Museum, Łódź, Poland

1994 ZOO-Art – International Art Center, Poznań, Poland

1994 5362m3 – A Place of Art., Mosina, Poland

1994 Museum of the Sign of Time – City Gallery, Białystok Poland

1994 Prototype – National Museum, Bratislava, Slovakia

1994 Berdyszak, ługowski, Marzec, Stinson – City Gallery, Poznań, Poland

1994 7 Artists from Poznań – International Art Center, Poznań, Poland

1993 5362m3 – A Place of Art., Mosina, Poland

1993 Sculpture in Wood – Moravany, Slovakia

1993 Contrary Relations – Nad Wisłą Gallery, Toruń, Poland

1993 Medium Gallery – Rużenberog, Slovakia

1993 7 Artists from Poznań – Nad Wisłą Gallery, Toruń, Poland

1992 5362m3 – A Place of Art., Mosina, Poland

1992 Within a Square – Nad Wisłą Gallery, Toruń, Poland

1992 Places Not Places – Center for Polish Sculpture, Orońsko, Poland

1992 Ekologium – City Gallery, Szczecin, Poland

1991 Creative Marathon – Stargard Szczeciński, Poland

1991 Construction and Sign – 72 Gallery, Chełm Lubelski, Poland

1990 Arte Facta ’90 – City Gallery, Białystok, Poland

1989 Between Reflection and Expression – Zakopane, Poland

1989 Orońsko ’89 – Center for Polish Sculpture, Orońsko, Poland

1989 Biannual Art for Children – Poznań, Poland

1989 Art Meeting – Kazimierz nad Wisłą, Poland

1989 Sculptors of Poznań – City Gallery, Poznań, Poland

Nota biograficzna

 

Projekt zrealizowano dzięki pomocy finansowej Miasta Jelenia Góra.

 

Grzegorz Klaman – Sztuka jako zaangażowanie

25 stycznia 2008 r.  odbyło się spotkanie z Grzegorzem Klamanem Sztuka jako zaangażowanie, w ramach Słownika Sytuacji 2.

Wydarzenie to rozpoczęło cykl rozmów z wybitnymi artystami, którzy wprowadzili polską sztukę na nowe tropy, eksplorując m.in. kontekst historii, idei społecznych, przestrzeni publicznej. Moderatorką spotkania była Jolanta Ciesielska.

Grzegorz Klaman (ur. 1959 r.) rzeźbiarz i pedagog, profesor na Gdańskiej ASP (Pracownia Intermedialna). Obserwował rozkwit i upadek Solidarności, której był aktywnym członkiem. Miało to duży wpływ na formowanie się jego postaw twórczych. Klaman poprzez swoją sztukę zabiera głos w publicznej debacie nad współczesnością. „Jego działania artystyczne wpisują się w krytyczny nurt myślenia o rzeczywistości zarówno w jej kulturowym jak społecznym i politycznym wymiarze. (…)” (CSW Łaźnia).

Począwszy od lat studenckich Klaman tworzył galerie i miejsca aktywności twórczej. Jest założycielem i liderem Galerii Wyspa (od 1985), współautorem koncepcji Otwartego Atelier (1992) i Centrum Sztuki Współczesnej “Łaźnia” (1998) w dawnej Łaźni Miejskiej oraz prezesem Fundacji Wyspa Progress (od 1994). Obecnie założył i prowadzi Modelarnię (2002) i Instytut Sztuki Wyspa – razem z Anetą Szyłak (2004) ) – na terenie Dawnej Stoczni Gdańskiej działając na rzecz rewitalizacji. Jak pisze G. Borkowski – „teraz przyszedł czas by rewitalizacje odnosić także do pracy nad ideami”, odnosząc to do pojęć „awangarda” i „solidarność”.

Na spotkaniu w Galerii Sztuki BWA w Jeleniej Górze, Grzegorz Klaman zaprezentował najistotniejsze swoje prace, sytuujące się wokół trzech podstawowych obszarów: ciała, miejsca i przestrzeni – od projektów związanych z ideami solidarnościowymi przez monumentalne formy architektoniczno-rzeźbiarskie, prace z ciałem i instalacjami organicznymi po akcje społeczne – działające na wielu poziomach, dające możliwość różnorodnych interpretacji rzeźby społeczne – nie rzadko ingerujące w zastany ład społeczny czy polityczny.

 

Zaprezentowane przez artystę prace traktujące o ciele to m.in.: „Garden of Earthy Delights” (1992), „Emblematy” (1993), „Katabasis” (1993), „Ekonomia ciała” (1994) czy „Anatomia polityczna ciała” (1995). Wypowiedzi te dotyczą „mięsności” czy biologii – tematu często poruszanego w sztuce polskiej lat 90-tych. „Mięsność” definiował Klaman za Jolantą Brach-Czainą, czyli interpretując ją z aspektu konsumpcyjnego i metafizycznego. Artysta traktuje ciało – organy ludzkie – także, jako nośniki znaków. Pracując z ciałem zwraca on uwagę na (niezwykle ważny dla siebie) wątek: relacji wiedzy i sztuki, sięgając do myśli jednego z najwybitniejszych filozofów XX wieku – Michela Foucault (zawartą zwłaszcza w – „Nadzorować i karać. Narodziny więzienia” czy w „Historii seksualności”). Artysta poruszył w tych pracach również wątek „polaryzacji dyskursów”, zmiany rozumowania czy interpretacji w zależności od kontekstu: co się dzieje, gdy ciało z dyskursu medycznego, gdzie jest usankcjonowane (zgadzamy się na to co się dzieje z naszym ciałem w tym dyskursie) zmienia pozycję i przy pomocy danych instalacji znajdzie się w dyskursie artystycznym – budzi odrazę i protest.

Jedną z najbardziej interesujących prac Klamana związanych z ciałem jest instalacja p.t. „Ekonomia ciała”. Wewnątrz komory-kontenera, z projektora wyświetlany jest zapis działań z ciałem w prosektorium. W środku utrzymana została odpowiednia temperatura, jaka panuje w chłodni. Wszystkiemu towarzyszą dźwięki harfy wodnej – jako instrumentu używanego do medytacji na źródle, w ogrodzie Zen. Artysta stworzył sytuację, w której dźwięki kropli z ogrodu buddyjskiego przenikają się z zarejestrowanym na filmie dźwiękiem kapiącej z ciała formaliny. Znajdując się wewnątrz, obraz rzutowany jest na widza, który „przyjmuje go na siebie” stając się niejako „ekranem tego ciała”. Widz odgrywać więc zaczyna istotną rolę, którą nadaje mu artysta, staje się częścią instalacji gdy jego każdy oddech skrapla się na odpowiedzialnym za utrzymanie odpowiedniej temperatury radiatorze. Poprzez to „interaktywne” działanie Klaman skonfrontował dwa byty: życie i śmierć.

 

Poruszając się w obszarach rzeźby społecznej, przestrzeni czy miejsca, Grzegorz Klaman przybliża ich nową interpretację, buduje nowe relacje przestrzenne, przywraca zapomniane znaczenia poprzez „rzeźbienie” w tkance myślowej odbiorców. Proces ten odbywa się poprzez m.in. realizowanie „projektów społecznych, w ustruktualnieniu sztuki w kierunku polityki”. Interesującym przykładem takich działań stała się kultowa Galeria Wyspa znajdująca się na cyplu Wyspy Spichrzów, działająca w latach 1987-1994. Realizacje tamtejsze wyrażały się przez rzeźby, instalacje, obiekty oraz akcje społeczne. Ideową inspiracją dla Klamana stało się rzeźbiarskie działanie w ujęciu niemieckiego artysty i teoretyka Josepha Beusa – jego „rzeźba społeczna”, w której materiałem-marmurem jest sfera społeczna, przy czym, każdy z nas zostaje powołany do działania i przekształcania wspólnej rzeczywistości. Interesującym przykładem „rzeźby społecznej” stały się dwie akcje Klamana: „Anatomia polityczna ciała” (1995-1996) oraz „Usti Syndrom. Public District Project” (1999). Były to działania wielopoziomowe, poruszające tematy społeczne w wielu jego aspektach, pozwalające przyjrzeć się problemowi z różnych stron.

W pierwszej akcji, na fasadach reprezentacyjnych budynków Berlina pojawiły się ulotki z cytatami M. Foucaulta, np.: „nie ma wiedzy, która nie tworzy relacji władzy”. Działanie to – podjęcie subtelnej próby zdemaskowania rządzących społeczeństwem mechanizmów państwowych – spotkało się z negatywnym odbiorem, niezrozumieniem zarówno sił odpowiedzialnych za utrzymanie porządku w mieście jak i samych mieszkańców.

W kolejnej akcji – artysta poruszył problem, stworzonego przez władze czeskie, „getta” dla Romów (w 1999r. władze Usti nad Łabą miały wznieść mur oddzielający dzielnicę cygańską od czeskiej – wywołało to głosy oburzenia w krajach unijnych). Pomysłem Klamana było uruchomienie linii autobusowej łączącej centrum miasta z dzielnicą romską, akcja zakończyła się jednak na oklejeniu autobusu plakatami z hasłem „Ustecki syndrom. Współczesna kultura alienacji”, w językach: czeskim, romskim i angielskim. Hasło to pojawiło się również na koszulkach. Jedna z trzech głównych gazet codziennych „Mlada Fronta Dnes” (Młody Front Dzisiaj), zamieściła na swych stronach opinie Czechów oraz Romów na temat zaistniałego konfliktu. Zdania te, często drastyczne, nie poddane zostały cenzurze, poprzez co, akcja ta stała się pierwszą tak otwartą debatą dotyczącą problemu (inne prace dotykające obszarów „rzeźby społecznej”, dialogu z przestrzenią – to m.in. Wieża i Brama”, 1990 czy „Pneuma”, 1996).

 

Kolejnym obszarem obok ciała, który wydaje mi się bardzo istotnym i dość w Polsce niebezpiecznym jest praca związana z tożsamością narodową, pamięcią, historią, identyfikacją (G. Klaman). Klaman w projekcie zatytułowanym „Poland” zrewidował pojęcie o tożsamości narodowej Polaków. Zdaniem artysty, w postkomunistycznej rzeczywistości, w której system, świadomość historyczna zmieniły się diametralnie – należy zadbać o „nie nadążającą” za nimi symbolikę. Artysta zaproponował nową „Flagę dla III RP” (2001) przez dodanie czarnego pasa do flagi narodowej „w ramach przywracania realnego spojrzenia na naszą tożsamość”. Byłaby to także próba rewizji historycznej, która przestanie milczeć o niechlubnych czynach, znalezienia równowagi między pozytywnymi a negatywnymi aspektami naszej historii.

Artysta podjął się również rozważań na temat symboliki flagi unijnej – „Europa” (2003). Powstała mobilna maszyna z przeźroczystym bębnem, wewnątrz którego znajdują się kule wypełnione farbą, symbolizujące poszczególne flagi krajów Unii Europejskiej. W reakcji na pojawienie się człowieka maszyna uruchamia się, powodując przelewanie farby z jednych kul (flag) na drugie. W pracy tej pojawiło się zatem pytanie – czy przez owo „ujednolicenie” danych państw następuje utrata ich tożsamości narodowej?

 

Innym cyklem swoich prac artysta zaproponował działania wokół symboliki Stoczni Gdańskiej. „Walczył” on, w ramach sztuki, ze spłyceniem idei społecznych, „rewitalizując” znaczenie Solidarności. Wpisał się tym samym w ruch ideowych performances dekonstruujących jej mit: Solidarność jako „solidność” (będąca odwrotnością „ekspresji grupowej”) dążąca do porządku, którego zabrakło po upadku ruchu; „soliterność” – neologizm S. Sobczyka mówiący o osamotnieniu, wyodrębnieniu, gdy Solidarność rozpadła się „na tłum sfrustrowanych samotnych” (D. Jarecka). Podczas organizowanej przez „CSW Łaźnia”, na terenach Stoczni Gdańskiej, zbiorowej wystawy „Droga do wolności” (2000) Klaman „ogarnął” przestrzeń dwiema symbolicznymi bramami – „bramami triumfalnymi”. Było to przedstawienie utopijnych idei XX-wiecznych systemów totalitarnych: brama jako tonący statek – „multimedialny pomnik”, wewnątrz którego zwiedzającym ukazany został „dialog” haseł i cytatów ideologów komunizmu jak i jego przeciwników oraz drugą bramę, przy której artysta posłużył się jednym z najsilniej kojarzących się z ideologią komunistyczną symbolem. Stanowi je geometryczna forma, zainspirowana projektem nigdy nie powstałej wieży rosyjskiego artysty Władimira Tatlina, przywołującej skojarzenia ładu i porządku. Zamiarem artysty stało się zestawianie tego co było przeszłością, tym tonącym statkiem, archiwum komunistycznym z dekonstruującą się politycznie wieżą Tatlina.

Na innej zbiorowej wystawie „Strażnicy doków” (2005) w „Instytucie Sztuki Wyspa”, zorganizowanej z okazji jubileuszu 25-lecia „Solidarności”, artysta przywołał „Izbę pamięci Lecha Wałęsy”, instalację-rzeźbę poruszającą ponownie różnorodne wątki, ukazującą wiele stron wydarzenia jednocześnie.

Luiza Laskowska

Projekt “Słownik sytuacji” dotyka problemu prawdy i fałszu, sytuacji i komentarzy. “Sytuacje są proste. Nie znaczy, że łatwe do opisania. Komentarze są skomplikowane. Nawet, gdy dążą do prostoty. Sztuka musi opowiedzieć się po jednej ze stron. Próbować wejść w sytuację albo ją komentować.” Zbigniew Szumski

„Słownik sytuacji 2” realizowany jest dzięki wsparciu finansowemu Miasta Jeleniej Góry

Obserwatorium Karkonoskie

Wszystkie spotkania wstępem poprzedził oraz poprowadził Andrzej Więckowski.
Dyrektor BWA: Janina Hobgarska.
Koordynacja projektu: Piotr Machłajewski.

1. Kotlina Jeleniogórska – przeklęta Ziemia Obiecana. Wykorzenienia w ojczyźnie.
Piotr Borkowski, Mieczysław Orski, Jan Stolarczyk
(11 maja 2007r.)

2. Zakryte źródła. Między kulturą a gospodarką wodną.
Jacek Godlewski, Wojciech Drajewicz, Romuald Witczak
(8 czerwca 2007r.).

3. Urbanistyka Kotliny Jeleniogórskiej.
Wojciech Drajewicz, Jacek Godlewski, Krzysztof Korzeń.
(28 września 2007r.)

4. Architektura a krajobraz.
Jacek Jakubiec, Wojciech Drajewicz, Jacek Godlewski
(26 października 2007r.).

5. Tożsamość miejsca.
Henryk Waniek, Andrzej Paczos, Henryk Dumin
(16 listopada 2007r.).

6. Dlaczego warto przyjechać do Kotliny Jeleniogórskiej?
Jerzy Szmajdziński, Marcin Zawiła, Zbigniew Frączkiewicz, Sławomir Zajbert
(14 grudnia 2007r.).

7. Ekolog wśród tubylców.
Jacek Jakubiec, Andrzej Paczos
(18 stycznia 2008r.)

8. Czy rozwój turystyki w regionie da się zaplanować?
Andrzej Mateusiak, dr Piotr Gryszel
(22 lutego 2008r.)

9. Turystyka i przemysł, czy tylko turystyka?
Krzysztof Korzeń, Olga Danko
(13 marca 2008r.)

10. Szkolnictwo wyższe w regionie jeleniogórskim. Między akademią a kursami dla zaawansowanych.
dr Anna Baraniecka, dr Maciej Pawłowski
(18 kwietnia 2008r.)

11. Środowisko akademickie w Jeleniej Górze – jest, czy go nie ma?
Michał Guz, Karolina Nawojka Chałupińska
(26 mają 2008r.)

12. Teatr w Jeleniej Górze, z kim i jaki?
Zbigniew Szumski, Wojciech Wojciechowski
(13 czerwca 2008r.)

13. Karkonoski Park Narodowy. Skarb czy ciężar?
dr Andrzej Raj, Grzegorz Sokoliński
(18 września 2008r.)

14. Ujarzmiona wolność artysty – spotkanie z Krystianem Lupą (30 października 2009r.)

15. Przegląd tradycji regionalnych w społeczeństwie bez tradycji. Czy w ogóle, a jeśli tak, to które tradycje kultywować i jak?
Dariusz Miliński, Jerzy Pokój, Przemysław Wiater
(24 października 2008r.)

16. Szkolnictwo artystyczne w regionie jeleniogórskim. Co było, co jest, co być by mogło?
Mirosława Heine, Marcin Znamienkiewicz
(20 listopada 2008r.)

17. Polityka międzynarodowa w Kotlinie Jeleniogórskiej.
Jerzy Nalichowski, Andrzej Paczos, Marcin Zawiła
(10 grudnia 2008r.)

18. Co po nas zostaje? Pytanie urbanistyczne.
Wojciech Drajewicz, Ryszard Dzięciołowski, Jacek Godlewski
(22 stycznia 2009 r.)

19. Mieszkać w parku kulturowym.
Agata Rome-Dzida, Jacek Jakubiec, Piotr Napierała
(19 lutego 2009r.)

20. Lokalne media w Jeleniej Górze (prasa).
Wojciech Jankowski, Konrad Przezdzięk, Sławomir Sadowski
(19 marca 2009r.)

21. Lokalne media w Jeleniej Górze (audiowizualne).
Krzysztof Błażejczyk, Tomasz Kędzia, Dariusz Maląg
(23 kwietnia 2009r.)

22. Teatr Gardzienice.
Zygmunt Konieczny, Włodzimierz Staniewski
(15 maja 2009r.)

23. Jak z jeleniogórskiego rynku uczynić serce miasta.
Olga Danko i Katarzyna Młodawska
(21 maja 2009r.)

24. Polska – Niemcy. Ciężar historii a sąsiedztwo.
Spotkanie z Heinzem Eggertem.
(4 czerwca 2009r.)

25. Życie artystyczne w Kotlinie, Kotlina w sztuce. Czego nie znajdują u nas artyści?
Janina Hobgarska, Paweł Mikołaj Krzaczkowski, Henryk Waniek
(10 czerwca 2009r.)

26. Przewodnicy, ratownicy – żeby na teraźniejszych ścieżkach nie zgubić się w przyszłości.
Maciej Abramowicz, Jerzy Pokój, Marek Staffa
(17 września 2009r.)

27. Sztuka wysoka na jeleniogórskiej prowincji.
Karol Maliszewski, Andrzej Saj
(22 października 2009r.)

28. Jak powinno być w Kotlinie – obywatelskie utopie.
Jan Cirut, Paweł Kucharski, Alina Obidniak
(19 listopada 2009r.)

29. Tajemniczy lud Wierzcholców Karkonoskich.
Stanisław Firszt, Ivo Łaborewicz, Jan Stolarczyk
(10 grudnia 2009r.)

30. Szlaki kulturowe.
Gabriela Zawiła, dr Stefania Żelasko.
(22 stycznia 2010r.)

31. Szlaki kulturowe – cz. 2
Andrzej Mateusiak oraz Emil Mendyk.
(11 lutego 2010r.)

32. Kotlina emerytów.
Anita Hładziak, Izabela Zdulska, Paweł Mikołaj Krzaczkowski, Kamil Radomski
(25 marca 2010r.)

33. Repatriant sudecki, jego syn i wnuki
Michał Guz
(22 kwietnia 2010r.)

34. Sport w kotlinie. Sport karkonoski.
Andrzej Kupczyk, Dawid Kupczyk, Jacek Musiał oraz Janusz Rodziewicz.
(27 maja 2010r.)

35. Kultura i obyczaje Wierzcholców.
Jan Cirut, Konrad Przezdzięk
(24 czerwca 2010r.)

36. Muzealnictwo i zabytki. Dewastacja i ruiny.
Stanisław Firszt, Wojciech Kapałczyński
(23 września 2010r.)

37. Bractwa rycerskie. Zabawy (mimowolne) w Niemców.
Andrzej Ciosański
(28 października 2010r.)

38. Tożsamość miejsca. Zakorzenienie.
Grzegorz Kapla, Marcin Zawiła
(25 listopada 2010r.)

39. Wierzcholce jako cel kultury regionalnej (odtwarzanie plemienia).
Stanisław Firszt, Jacek Godlewski, Jacek Jakubiec, Grzegorz Kapla, Paweł Mikołaj Krzaczkowski, Ivo Łaborewicz, Anna Patrys, Konrad Przeździęk,Jan Stolarczyk, Andrzej Szymalski i inni.
(16 grudnia 2010r.)

39. Wierzcholce jako cel kultury regionalnej (odtwarzanie plemienia).
Udział wzięli m.in: Stanisław Firszt, Jacek Godlewski, Jacek Jakubiec, Grzegorz Kapla, Paweł Mikołaj Krzaczkowski, Ivo Łaborewicz, Anna Patrys, Konrad Przezdzięk, Jan Stolarczyk oraz Andrzej Szymalski.
(16 grudnia 2010 r.)

40. “Wejście na Świętą Górę” – promocja książki Andrzeja Więckowskiego.
Paweł Krzaczkowski
(10 marca 2011 r.)

41. Potencjał artystyczny regionu. Część 1 – tradycja.
Bożena Danielska, Katarzyna Kułakowska, Urszula Liksztet
(31 maja 2012 r.)

42. Potencjał artystyczny regionu. Część 2 – współczesność.
Joanna Mielech, Sylwia Motyl – Cinkowska
(14 czerwca 2012 r.)

43. Jeleniogórska kronika filmowa. Co to miasto miało, czym żyło.
Zbigniew Dygdałowicz, Ivo Łaborewicz
(27 września 2012r.)

44. Jak zarobić na górach?
Piotr Kaczmarek (Schronisko Odrodzenie), Eugeniusz Zielenkiewicz (Hotel Las)
(22 listopada 2012 r.)

45. Niemieccy artyści w Karkonoszach – niejednorodny konglomerat komercji i Heimatkunst? Czy peryferie mogą mieć swoją awangardę?
Wykład dr Agaty Rome – Dzidy
(29 listopada 2012 r.)

46. Mityczne postacie na górskim szlaku.
Zbigniew Szumski, Henryk Waniek, Przemysław Wiater
(6 grudnia 2012 r.)

47. Jeleniogórska kronika filmowa. Co to miasto ma, czym żyje.
Miłosz Sajnog, Józef Sarzyński, Leszek Wrotniewski
Materiał filmowy: Zbigniew Dygdałowicz / Pracownia Dokumentacji Filmowej JCK.
(10 grudnia 2012 r.)

Blog projektu: www.obserwatorium-karkonoskie.blogspot.com

JAKUB PAJEWSKI – W IZERSKICH GÓRACH JEST ZAWSZE PIĘKNIE

14 listopada – 12 grudnia 2007 r.

W Izerskich Górach jest zawsze pięknie.

Znam to miejsce, tych ludzi i te sprawy. Znam dobrze i od dawna, więc proszę mi wierzyć. Niegdyś był tam raj. Niektóre jego cząstki jeszcze widać gołym okiem. Inne zniknęły bez śladu. Po wygnaniu z raju zrobiła się tam dżungla raczej, ze swoim wątpliwym prawem, ale nie bez widoków na całkiem nowe życie. Góry Izerskie, przylegające do Karkonoszy, znajdują się w Polsce, o czym wiedzą nieliczni. A równocześnie trochę są w Czechach i poniekąd w Niemczech. Trzy lub cztery kurorty, dawniej wielkie; 95 procent powierzchni pokrytej lasami; trochę bogactw mineralnych; sporo nędzy z bidą, jak wszędzie. Ale nie o nędzy tutaj chcę pisać, tylko o cudzie tego świata. O jego pięknie i świętości, która niegdyś była legendarna, ale mało kto dziś o to dba. W wieku XII kronikarz saski pisał: jest to kraj, gdzie Wenedowie czczą figurę swego pogańskiego bóstwa, która jest cała ze złota. Jednym słowem, ziemia legendarna, odludna, cicha jak makiem zasiał. Gdyby tutaj pogodne niebo nie było pocięte białym śladem, ciągnącym się samolotami do Paryża, Frankfurtu, Rzymu i tak dalej – bo tędy przebiega międzynarodowy kanał lotniczy – można by pomyśleć, że od współczesności jesteśmy jakieś 300 lat wstecz. To jest dawna ojczyzna wulkanów; wypchniętego do góry dna oceanów; skrajnych żywiołów, źródeł i plądrujących gwałtownymi zakrętami tę ziemię rzek. Same ich nazwy brzmią jak pacierz w jakimś zapomnianym języku – Izera, Kwisa, Nysa Łużycka czy Kocica, głupio nazwana Kaczawą. To jest od dwu tysięcy lat archeologicznie potwierdzony punkt docelowy poszukiwaczy skarbów. Więc takie jest to miejsce. Jak u Pana Boga za piecem.

Teraz o ludziach. Mogę śmiało napisać – przyjaciołach, bośmy beczkę soli zjedli i chleb z niejednego pieca. Jakiś ich tam duch wiele lat temu przyprowadził, a też i mnie samego pociągnął za nimi. Zatem to im poniekąd zawdzięczam jedną z większych (może największą) fascynacji geograficznych mego życia. Wiedziałem, że Śląsk jest krainą prawdziwie europejską i zasobną, ale że w coś takiego? Tego jeszcze nie wiedziałem. Na tle takim właśnie oni – Ewa, Joanna, Jurek – dokonali rzeczy, która ludziom rzadko się udaje. W naszym świecie, gdzie życie jeździ jak tramwaj po szynach; ciągnięta za nos od jednego remontu do drugiego; w ryzach rozkładów jazdy i przepisów porządkowych, jest jeszcze – chwalić Boga – szeroki margines na mądrość i dobro; na pomyślność i odwagę. Więc dawniej, dwadzieścia lat temu, w starym i przestronnym domu, który w lepszych czasach był gospodą dla tutejszych Niemców, a później wyrokiem dla osadników, rozpoczęła się budowa królestwa – może nawet cesarstwa – którego nie ma na żadnej mapie. Nie pamiętam czy już wtedy dwie absolwentki Uniwersytetu Śląskiego, z wydziału kształcenia plastycznego – właśnie Ewa i Joanna – a z nimi luźny adept różnych sztuk, Jurek, malowali chorągwie ku czci chińskiego symbolu szczęścia – zielonego smoka. Ale za to pamiętam dobrze – choć przecież minęło sporo czasu – te malowane ręcznie na jedwabiach, przez nich samych farbowanych, piękne ornamenty i smugi kwiecistych snów, które zakwitały jak suknie również przez nich szyte, bluzeczki czy koszule, na ciałach pięknych dziewcząt. Pojawiały sie w sklepach i galeriach całego kraju. Gdziekolwiek je widywałem, odnosiłem niezmienne wrażenie, że są to rozsyłane równomiernie po całym świecie, cząstki tamtego domostwa, które zresztą niebawem opuścili na rzecz jeszcze jeszcze innego, lecz równie dziwnego. W całym domu zaimprowizowane meble. Skądś wyciągnięte dywany. Dziwaczne lampiony, które niegdyś robili na sprzedaż. Książki na półkach i w oszklonej szafie. Zawrotna kolekcja płyt Jurka – melomana. Wszechobecne głośniki wbrew nazwie raczej ciche. Dzieci! Dziś większość z nich to osoby już dorosłe. W sumie trzynaście osób w jednym domu. Zupełnie jak w jakimś ewangelicznym opowiadaniu. Tyle, że z lekką przewagą płci damskiej. Nie wspominam też o zawsze obecnych tam gościach, niektórych na dłużej. Lub jak ja, tylko na chwilę, w drodze skądś dokądś. Dom tak ciekawy, że wszedłszy tam raz, pragnie się do niego powracać. Do jego ludzi, spraw i nastrojów. Istne królestwo – a może nawet cesarstwo? – nie z tej ziemi. Gdy się tam u nich po rozmowie przeciągniętej głęboko w noc, wychodzi przed dom na powietrze, zawsze można zobaczyć niebo z kompletnym garniturem gwiazd, a czasem nawet z jakąś spadającą. Na szczęście.

Zdarzyło się kiedyś – mieszkali wtedy koło Miłkowa – że przyjechawszy tam, zastałem dom zamknięty. Pomyślałem, że to pewnie na chwilę i poszedłem na górkę do pobliskiego lasu, by przeczekać. Spotkałem tam na polanie ważkę, siedzącą na kwiatku krwawnika. Nie speszyło jej, gdy się przybliżyłem, żeby dokładniej obejrzeć jej cudowne ciało. Nawet odwróciła się twarzą do mnie i przez chwilę patrzyłem jej w oczy. Gdyby dało się coś napisać w języku ważek, mógłbym powtórzyć, co powiedziała. Wspominam o tym, bo zawsze w pobliżu ich domu coś się takiego zdarzało. Jakiś narwany pies; ostrożny kot; niepoważna sroka. W Głębocku przeszło trzysta lat przed nimi, gdy się jeszcze nazywał Glausnitz, działał znany prorok ludowy Hans Rischmann, który przewidział pożar Jeleniej Góry i upadek Polski. W Kopańcu – gdzie mieszkali później – mieli swój „pałac” agenci banków weneckich, skupujący tu złoto i szlachetne kamienie. Teraz mieszkają w Przecznicy (dawniej Querbach), o której czytam w zbiorze dawnych legend: na wschodnim zboczu Prochowej (Pulverberg, 595 m), gdzie znajdują się resztki kopalni kobaltu, pojawiają się nocą trzy światła, które są duchami trzech sztygarów, niegdyś tam zasypanych. Przez jakiś czas wieś cieszyła się sławą, jako ośrodek czarownic, bowiem w wieczór świętojański poniżej schroniska Kaiser – Wilhelm, zjawił się mężczyzna z widłami, cepem, grabiami i łopatą. Położył to pod figurą św. Jana i siedział, na coś narzekając. Ale gdy usłyszał dźwięk fujarki, poderwał się krzycząc: zabieraj czarownico wszystkie moje rzeczy, ale mnie zostaw w spokoju. Zrobił wielki skok i zniknął. Odtąd nie było więcej czarownic w tej wiosce. W Przecznicy na moście widywano też białego gołębia z uszkodzonym skrzydłem, który dosiadał czarnego kruka i latał na jego grzbiecie. W tamtejszym kamieniołomie Dressler – Kramer żyło niegdyś tajemnicze zwierzę, które każdy kamień stawiało z powrotem na pierwotne miejsce. Znający się na sztuczkach czarnoksięskich pastor Schmidt z Gierczyna poszedł tam, ukląkł i odmówił siedem pacierzy. Odtąd przy każdym kamieniu odmawia się tam siedmiokroć pater-noster. Modlitwa sprawia, że zwierzę zostawia teraz kamienie na swoim miejscu.

Wierzę w cuda; wierzę w duchy; w zadziwiające sploty okoliczności; w anioły ludzkie i w nadprzyrodzone. Czasem myślę – choć bez przesady – że właśnie te wykpiwane przesądy są jakimś dodatkowym sensem ludzkiej egzystencji, rekompensującym chwile trudu i niepowodzeń. Nie myślę tu o cudach przez największe C. Wystarczają mi małe. Zwykłe wyjątki od nużącej oczywistości; większości spotkań z tą gromadą, towarzyszył większy lub mniejszy cud. Dziś je wszystkie przechowuję w najcieplejszym zakamarku pamięci. Kilka lat temu ich pałac – najskromniejszy ze znanych mi pałaców – zaczął powoli wypełniać się rekwizytami historycznej przeszłości. Stroje, jakby wyjęte ze średniowiecznego malarstwa. Lekkie zbroje, kolczugi, miecze i kusze. Wieczorami zaczął terkotać kołowrotek lub stukać krosno tkackie. Zawstydzony telewizor (który zresztą był ich bardzo późnym nabytkiem) uciekł w najdalszy kąt obory. Sam, dom zaczął się otaczać półżartobliwą palisadą. Gdy dostrzegłem te innowacje, pomyślałem, że może zanosi się na jakąś wojnę? Tylko z czym lub z kim może walczyć zdeklarowany pacyfista? Nic innego nie przyszło mi do głowy jak to, że chodzi o wojnę – jakże słuszną – z całym złem naszej współczesności. Ze wszystkim, co tylko może zwalczać należy. W takiej wojnie jestem ich zdecydowanym sojusznikiem.

Na tym pięknym tle górskiego krajobrazu: na ziemi tyleż cudownej co tragicznej, widzę jak moi przyjaciele cofają się w przeszłość; jak roztapiają się w dawnych, zamglonych konturach. Stają się żywym wspomnieniem czasów i spraw, które nie powtarzają się jakoby. Kiedyś, wracając z Austrii, zatrzymałem się w Pradze. W knajpce zamówiłem kawę. Rozdarłem torebkę z cukrem, wsypałem i spojrzałem, cóż to na niej pisze. A tam: W Jizerskich Hôrach vždycky krásné. To prawda. Zawsze tam pięknie. I chciałoby się, żeby i w Polsce – na czymkolwiek – coś podobnego wydrukowali.

Henryk Waniek

Jakub Pajewski

e-mail: kuba_pajewski@op.pl

Ukończył Wydział Grafiki ASP w Warszawie. Dyplom uzyskał w 1986r. w prac. prof. H. Chrostowskiej. Aneks z malarstwa – w prac. prof. T. Pągowskiej. Jest autorem wystaw indywidualnych, m.in. w galerii Dziekanka w Warszawie w 1986r. ,w Black&White Photography – Festiwal w Zakopanem, w Galerii Luksfera w Fabryce Wódek –w Warszawie, Galerii Klimaty – Życie Jest Piękne-Paryż, Cyganie, MCL Gerardmer/Francja, La Médiathèque et la Bibliothèque municipale de Nancy w 2006.

W latach 1998-2004 dokumentował życie rodziny Paszkiewiczów w Kopańcu oraz krajobrazy Gór Izerskich. Brał udział w prezentacjach zbiorowych: Second International Portfolio of Artists Photography (Nowy York, Massachusetts Institute of Technology, Liget Galeria –Budapest), Powiększenie/Blow-up w Warszawie, 2001, Pamiątka z Karkonoszy. Fotografia. Nowe Media (BWA Jelenia Góra, 2006). Współpracuje z Operą Narodową, Ogrodem Botanicznym w Warszawie, z czasopismami o tematyce wnętrzarskiej, m.in. Elle Decoration, Marie Claire, Dom i Wnętrze. Fotosista w Wytwórni Filmów Fabularnych w Łodzi oraz Wytwórni Telewizyjnej Poltel, fotograf mody, m.in. kolekcji Jagody Kursy i Ireny Gregori.Jest autorem publikacji: Kuchnia Najpiękniejsza Pod Słońcem,Latarnik, Powiększenie/Blow-upPhotograhs in the Time of Tumult, France Pologne Aller-Retour, Hotel pod Aniołem.

Projekt zrealizowano dzięki pomocy finansowej Miasta Jelenia Góra.

KRZYSZTOF FIGIELSKI – WOKÓŁ ILUSTRACJI

14 listopada – 12 grudnia 2007 r.

Wędrowiec

Historia zna przede wszystkim artystów osiadłych; uwięzionych w swoich pracowniach; uzależnionych od najbliższej kasy świeckiej lub kościelnej; najbliższego klubu lub knajpy; nałogowców swojej pozycji w środowisku. Jakkolwiek wydaje się nam, że artysta jest istotą osiadłą, to są od tego jakże wspaniałe wyjątki, poczynając od wielkiego Leonarda, który przez całe życie nie mógł sobie znaleźć miejsca, czy Dürera, czegoś poszukującego w podróżach, nie mówiąc o pomniejszych szwendalskich.

Krzysztofa najczęściej spotykam w Szklarskiej Porębie i mogłoby się wydawać, że jest tam zakorzeniony na stałe. W każdym razie, do tła Karkonoszy czy Gór Izerskich pasuje jak ulał. Odnoszę wrażenie, że jest uwięziony i uzależniony od tego właśnie miejsca. Poza tym, od razu widać, że z tym krajobrazem wiąże go coś ważnego, może jakiś wybór, który jest równocześnie przeznaczeniem. Włóczymy się razem po lasach i górach, ale ostatecznie wracamy pod dach, spod którego wyruszyliśmy.

Zdarza się jednak, że niespodziewanie spotykamy się na warszawskiej ulicy. Takie spotkania są najczęściej przelotne; nie ma warunków do spokojnej rozmowy; ja spieszę do swoich głupstw, on także w pośpiechu, między jakąś redakcją, wydawnictwem czy galerią. Wtedy okazuje się, że Krzysztof jest jednak artystą wędrującym. Dlaczego? Bo pewnie nie da się żyć z samego oddychania górskim powietrzem, ani z podziwiania jego wspaniałego pejzażu. Możliwe też, że wskutek jakiegoś poczucia wewnętrznego obowiązku, piękno którym go syci natura górskiego świata, Krzysztof musi je transportować do świata nizin płaskich jak deska.

Wśród rodzajów wędrowania jest także to, które potocznie nazywa się twórczością: wędrowanie ołówkiem, piórem czy pędzlem po papierze, płótnie lub desce. Oraz towarzyszące im swobodne wędrowanie myśli.

Nie chcę tu rozwodzić o specjalnościach wizualnego piękna, którym zajmuje się Krzysztof, ale dla porządku trzeba wspomnieć, że pierwszym jego językiem jest grafika; świat czarno-biały; poetyckie znaki przedmiotów zaczerpniętych ze świata prawdy i baśni. Jakie są to konkretne znaki i jak się przemieniają w procesie jego twórczych poszukiwań, to widzimy na wystawie. Warto jednak zauważyć też, że docelowym portem artystycznej żeglugi Figielskiego jest świat barwy. Widzimy jak w jego warsztacie grafika przemienia się w malarstwo, choć czasem odwrotnie, z malarstwa w grafikę. Znaki nabierają barwnego sensu, lub się z niego wycofują; wędrując w poszukiwaniu swego optimum, aby stać się pożądanym i użytecznym dopełnieniem naszej potocznej, prozaicznej realności: ilustracją, dekoracją, zapisanym snem.

Henryk Waniek

Wokół ilustracji

Bądź bardzo, bardzo cichy, a wtedy zobaczysz rzeczy

Basho

Kilka lat temu znalazłem się, zupełnie dla mnie niespodziewanie, w zaiprowizowanym warsztacie drzeworytniczym. Poczułem najpierw zapach farby drukarskiej, a potem, w następnym pomieszczeniu zobaczyłem leżące na stołach klocki z wyrzeźbionymi tybetańskimi tekstami i rysunkami. Krótka, trwająca nie dłużej niż kwadrans obecność w tym miejscu przypomniała mi przenikający wszystko zapach, który niczym woń kadzidła witał mnie, upartego kandydata na studenta, przychodzącego na konsultacje do budynku Wydziału Grafiki na Krakowskim Przedmieściu. Wchodziłem tam jak do świątyni spodziewając się Bóg wie czego, zdaje się jakiegoś wtajemniczenia, czy przekroczenia progu. Powracając do wydarzenia sprzed kilku lat, zajmowałem się wtedy intensywnie „pracą przy komputerze”, to jest nadrabianiem wieloletnich zaległości w tej dziedzinie. Dodam, że zanim byłem w stanie zrobić cokolwiek przy pomocy klawiatury i myszki, przeszedłem długi i dosyć bolesny okres oswajania tego narzędzia, kiedy to nic nie chciało się udać za pierwszym, drugim ani trzecim razem. W nocy rozgrzana głowa pracowała dalej nad rozwiązaniem kolejnego technicznego problemu. Drewniany klocek, który po prostu stabilnie spoczywał na stole był konkretny, namacalny i nie znikał po wciśnięciu nieodpowiedniej kombinacji klawiszy, czy próbie modernizacji systemu, jak pliki, moje i Hani, w komputerze. Prowokował. Zapragnąłem choć przez chwilę znaleźć się po drugiej stronie technologicznych łamańców, w miejscu prostoty środków wyrazu, druku bez udziału przemysłu poligraficznego, przeplatając okresy pracy na komputerze z doświadczeniem typu ”live with your hands”- żyj używając rąk. Nie interesowałem się zanadto grafiką określaną jako artystyczna, a kierowałem uwagę w stronę grafiki użytkowej. Chodziło mi bardziej o to, żeby zobaczyć co się jeszcze może przydać do robienia ilustracji. „Less is more”- mniej znaczy czasami więcej – to było dla mnie wartością. Redukowanie, używanie tylko czerni i bieli, opowiadanie o całości poprzez pokazanie fragmentu, a nade wszystko tworzenie bardziej znaków rzeczy niż ich wiernego obrazu zawsze mnie pociągało. Okazja do sprawdzenia najbardziej prymitywnego warsztatu pojawiła się wkrótce, przy realizacji cyklu „Góra Analogii”, poprzez tytuł nawiązującego do ostatniej, nigdy nie ukończonej powieści Renè Daumala. Jest to opis morskiej wyprawy w poszukiwaniu góry, wyższej od Mount Everestu, będącej rodzajem bramy pomiędzy widzialnym a niewidzialnym, góry, która „nie mogła nie istnieć”. Uczestnicy w trakcie ekspedycji powoli zaczynają rozumieć ukryte znaczenie ich podróży. Książka jest alegorią człowieka wyruszającego na poszukiwanie siebie. Jestem przekonany, że taka wędrówka do naszego prawdziwego ja jest równocześnie najprawdziwszą drogą do innych oraz, że świat rozciąga się na zewnątrz i wewnątrz nas. Postanowiłem zmienić początkowy zamiar ilustrowania tekstu. Nie związany konkretnym zamówieniem, a tylko podjętym przez siebie zobowiązaniem przedstawiłem własną propozycję na ten temat. Podobnie jak autorowi książki bliska jest mi idea przekraczania barier czasu i przestrzeni, a więc również języka, państwa, plemienia, a przede wszystkim zbliżanie się do tego, czego nie możemy tak po prostu zobaczyć i usłyszeć choć to jest. Są w moich pracach podróże powietrzne, skrzydlaty człowiek, ptaki, ocean pełen nieodkrytych skarbów, podróże podwodne, drzewa. Świat wyobraźni, archetypów czyli praobrazów, to przestrzeń ciągle odkrywana. Jeżeli charakterystyczne dla laboratorium naukowego jest badanie materii i wyjaśnianie, to dla mnie jest to przede wszystkim badanie wnętrza. Podobnie jak w baśniach i mitach chodzi o zrozumienie. Kiedy udaje się uchwycić to, co rodzi się w ciszy, domyka się cały proces.

Krzysztof Figielski

Krzysztof Figielski (urodzony w 1956 roku) studiował w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie; dyplom uzyskał w pracowniach prof. Macieja Urbańca oraz prof. Teresy Pągowskiej (aneks) 1982 r. Zajmuje się rysunkiem, grafiką wydawniczą, maluje ilustracje, projektuje znaki i logotypy, eksperymentuje z innymi mediami i sposobami tworzenia obrazu (relief, druk wypukły, fotografia cyfrowa). Od 1994 mieszka w Szklarskiej Porębie.

figielski_k@O2.pl

Wystawy indywidualne:

Galeria Na Brechta, Warszawa, 1986

Galeria Pokaz, Warszawa 1988 Galeria Młodych, Warszawa 1990

Kunstlerbahnhof Ebernburg, Bad Munster Ebernburg 1991

Galeria Abakus, Warszawa 1995

Bona Peiser Bibliothek, Berlin 1995, 2001

Muzeum w Szklarskiej Porębie, Szklarska Poręba 1996

Museum Burg Posterstein, 1997 Galeria MOK, Milanówek 2000

Wystawy zbiorowe:

Nurt metaforyczny w malarstwie współczesnym, BWA Koszalin 1985

Przestrzeń sztuki III, BWA Łódź 1990

Z Zamku Wieczornego, BWA, Jelenia Góra 1995<.p>

Obraz 96, Fundacja Miyauchi, Warszawa, Tokio 1997

Współczesna polska sztuka książki III, IV, V, VI – cykl wystaw, m. in. Warszawa, Kraków, Praga Berlin, Lipsk, Dusseldorf, Sofia, Stara Zagora, Bratysława, Groningen 1996, 1997, 1998, 2000

Wspaniały Krajobraz. Artyści i kolonie artystyczne w Karkonoszach w XX wieku, Jelenia Góra, Wrocław, Berlin, Ratingen – Hosel 1999 – 2000

Aqua Fons Vitae, BWA Bydgoszcz 1999

Wokół wielkiej Góry, BWA Jelenia Góra 2000, Zabrze, Herrnhut, Vrchlabi 2001

Projekt zrealizowano przy wsparciu finansowym Powiatu Jeleniogórskiego.

Image2

Lateksowa inkarnacja Katarzyny Kozyry

9 grudnia 2007 r.

Lateksowa inkarnacja Katarzyny Kozyry

Performance rozpoczyna się od wariacji na sopran z orkiestrą Mozarta w wykonaniu Ady Sari, dźwięki płyną ze starego gramofonu. Na sali znajduje się fortepian, stanowisko Maestra Grzegorza Pitułeja, po jego lewej ręce na ścianie widoczne jest zdjęcie czeskiej diwy operowej Emmy Destinn (Berlin1913).

Po chwili, na komendę muzyka, czterej mężczyźni wnoszą na salę metalową klatkę, w niej, za czarną zasłoną, znajduje się Katarzyna Kozyra. Przebrana w sztuczną skórę otyłej śpiewaczki wzbudza na sali poruszenie. Maestro daje znak. Diwa zaczyna śpiewać, wykonuje arię Olimpii – bezdusznej lalki z „Opowieści Hoffmana” Offenbacha. Naga tłusta śpiewaczka jest bezradna i stremowana, fałszuje, jej głos psuty jest przez ciasną lateksową skórę. Artystka zdaje się na rady Maestro, zaczyna się jej tresura. Pitułej na bieżąco koryguje błędy, wytyka je nie zważając na sytuację (występ) i licznie zgromadzoną publiczność. Naga śpiewaczka jest dodatkowo zażenowana. Zamknięta i obnoszona w klatce (lektyce), sprowadzona zostaje do roli bezwolnej kukły, żywej maszynki do śpiewania. Oczywiście pod dyktando Maestro, który tak dobrze czuje się na scenie i w sytuacjach tę scenę przypominających, że w pewnym momencie zapomina się i tresuje już nie tylko swoją diwę, ale i całą publiczność. Wskazuje ludziom najbardziej dogodne miejsca na sali. Wykorzystuje do tego celu osobę postronną. Szefowa galerii wyposażona w długą laskę z kolcem na polecenie Pitułeja koryguje ustawienia śpiewaczki, toruje także drogę podczas wnoszenia i wynoszenia klatki. Tymczasem Kozyra śpiewa dalej. Jako diwa całkowicie ulega Pitułejowi, daje się kształtować i prowadzić niczym marionetka. Na domiar złego swoją sztuczną fizjonomią budzi wstręt i zniesmaczenie. Zamknięta w klatce śpiewaczka przypomina postać z cyrkowego gabinetu osobliwości. Jest naga, gruba i stara, być może nawet chora (naturalistycznie odwzorowane ciało nie posiada włosów, widoczne są szwy) na dodatek jest całkowicie bezbronna i poddana swojemu nauczycielowi śpiewu.

Wchodząc w skórę tłustej diwy operowej Kozyra kontynuuje serię metamorfoz w ramach cyklu „W sztuce marzenia stają się rzeczywistością”. Ten czteroletni projekt, jest zapisem procesu stawania się (de Beauvoiur: „Nikt nie rodzi się kobietą, lecz się nią staje”) i kształtowania tożsamości. Demonstrując swoje przeistoczenia, artystka dąży do określenia wyznaczników prawdziwej kobiecości i jednocześnie bawi się sztuką. Jej tłusta diwa jest symbolem dążenia do ideału za wszelką cenę (brak talentu wokalnego i brzydota ciała nie uchodzą na scenie). W kolejnej realizacji z cyklu (w video performance „Chearleaderka”, którego projekcja odbyła się nieco później) Kozyra wypiera tożsamość śpiewaczki. Pozbywa się nieatrakcyjnego ciała, zrzuca je jak wąż, przeistacza w atrakcyjną młodą dziewczynę, w chearleaderkę, w gwiazdę muzyki pop. Wszystko to dzieje się w męskiej szatni, pomiędzy nagimi sportowcami, wśród których Kozyra – nastolatka (o dziwo) nie wzbudza żadnego zainteresowania. Jest banalna i nudna w swoim tańcu z pomponami Dopiero jej kolejna metamorfoza sprawia pozytywne wrażenie i zwraca uwagę sportowców. Kozyra przeistacza się w młodego mężczyznę. Ze sztucznymi genitaliami i szalikiem na piersiach dumnie przechadza się w szatni. Rozpromienieni młodzieńcy salutują jej a przeobrażona diwa – chearleaderka wykonuje popularny szlagier „What are you waiting for”(video stylizowane jest na teledysk). Skoro „W sztuce marzenia stają się rzeczywistością” to na naszych oczach spełnia się marzenie śpiewaczki, wystawionej na widok publiczny (być może wbrew swojej woli, wszak zamknięta jest w klatce) szpetnej nagiej kobiety.

Cykl działań Katarzyny Kozyry składa się z trzynastu części (ostatnia na razie w formie scenariusza), które pomyślane zostały jako otwarty zbiór przeznaczony do odtwarzania/prezentowania w rozmaitych konfiguracjach (nie są one powiązane w chronologiczną całość jednak można doszukiwać się każdego uporządkowania). W jeleniogórskim BWA oprócz „Diwy – reinkarnacji” zaprezentowano video porformance „Chearleaderka” (teledysk) i film „Kastrat”.

Piotr Machłajewski


 

Katarzyna Kozyra (ur. w 1963r.) – ukończyła Wydział Rzeźby warszawskiej ASP w pracowni prof. Grzegorza Kowalskiego (słynna „Kowalnia”). Jest również absolwentką Hochschule für Graphik und Buchkunst w Lipsku (1998r.). Swoją pracą dyplomową Piramida zwierząt wzbudziła powszechną krytykę i atak na sztukę współczesną. Obiekt składał się z martwych, wypchanych zwierząt ustawionych jeden na drugim (były to: koń, pies, kot i kogut), któremu towarzyszył film z zarejestrowanym procesem ich zabijania. Obecnie dzieło znajduje się w Zachęcie Narodowej Galerii Sztuki. Od tego czasu Kozyra tworzy performanse, instalacje video, nakręca filmy, nieustannie zaskakuje swoimi pracami, prowokuje do dyskusji. Dzięki licznym realizacjom za granicą i osobliwej twórczości jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych artystek polskich. Reprezentowała Polskę na 48. Biennale Sztuki w Wenecji w 1999, gdzie otrzymała Wyróżnienie Honorowe za projekt Łaźnia męska. Jest również laureatką Paszportu Polityki przyznanego w 1997r.

W Łaźni męskiej Kozyra demontuje i podważa rzeczywistość, w której na co dzień każdy odgrywa przypisywane mu role. W tym celu „przeistacza się” w mężczyznę i wkracza w niedostępny dla kobiet świat męski, zarejestrowany przy pomocy ukrytej kamery. Podobny zabieg zastosowała również w łaźni dla kobiet dwa lata wcześniej (Łaźnia). W niemal wszystkich realizacjach Kozyry pojawia się element tożsamości seksualnej człowieka. Artystka zmienia cechy płciowe postaci występujących w projektach – młodym mężczyznom doczepia waginy, sama zaś wielokrotnie obdarza się silikonowym przyrodzeniem męskim. Kozyra obala mit młodego pięknego ciała, często pokazując nagich ludzi starszych – jak w wideoinstalacji Święto wiosny (1999-2002) będącej odtworzeniem choreografii Wacława Niżyńskiego do baletu Igora Strawińskiego. Kozyra całkiem zmienia kontekst dzieła obsadzając w role tancerzy właśnie staruszków.

Niezwykle interesującym jest artystyczne przedsięwzięcie rozpoczęte w roku 2003 zatytułowane W sztuce marzenia stają się rzeczywistością (In Art Dreams Come True). Projekt jest serią performansów, spektakli parateatralnych, happeningów z udziałem publiczności oraz filmów. Kozyra jest tu zarówno reżyserem, głównym aktorem, jak i tworzywem w rękach mistrzów-przewodników: Glorii Viagry i Maestra, którzy pomagają jej wcielać się w różne role. Jednak zarówno w przypadku Glorii, berlińskiego transwestyty, dla artystki – wzoru „prawdziwej kobiecości”, jak i Maestra, nauczyciela śpiewu operowego, Grzegorza Pitułeja, świat, w który wprowadzają swą uczennicę jest pełen sztuczności, konwencji i pozy. W zakres tego szeroko zakrojonego projektu wchodzi m.in.: Diwa. Reinkarnacja (performans 2005/ 2006r.); Piękno. Na wernisażu z Glorią Viagrą (kryptoperformans 2005r.); czy Opowieść zimowa (film zrealizowany w Teatrze Cinema w 2005-2006r. w Jeleniej Górze).

Inne prace Kozyry: „Więzy krwi” (1995r.), „Olimpia” (1996r.), „Lords of Dance” (wideoinstalacja, 2002r.), „Twarze” (wideoinstalacja, 2005 – 2006r.), „Il Castrato/ Kastrat” ” (performens, 2006r.) „Cheerleaderka” (wideoklip, 2006r.)

Paulina Kempisty


 

Projekt “Słownik sytuacji” dotyczy problemu prawdy i fałszu, sytuacji i komentarzy. “Sytuacje są proste. Nie znaczy, że łatwe do opisania. Komentarze są skomplikowane. Nawet, gdy dążą do prostoty. Sztuka musi opowiedzieć się po jednej ze stron. Próbować wejść w sytuację albo ją komentować.”

Zbigniew Szumski – Performance realizuje projekt “Słownik sytuacji”


“Słownik sytuacji” jest częścią projektu “Labirynt” zrealizowanego przy pomocy finansowej Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach Mecenatu 2007 i Miasta Jelenia Góra.


 

Fotografie wykonali Marcin Oliva Soto, Tomasz Mielech i Piotr Machłajewski

XXX lat BWA w Jeleniej Górze

9 listopada 2007 r.

Janina Hobgarska
XXX lat BWA w Jeleniej Górze

Jeleniogórskie BWA powołano Zarządzeniem Wojewody Jeleniogórskiego nr.88/KL/77 z dnia 29 grudnia 1976. W oparciu o ten dokument faktycznie BWA rozpoczęło swoją działalność z dniem 1 stycznia 1977r. Wówczas było jednostką budżetową, której dochody i wydatki objęte były budżetem terenowym województwa jeleniogórskiego. Obecnie – od 27 kwietnia 1999 roku BWA jest samorządową instytucją kultury finansowaną  głównie z  dotacji ustalonej przez Radę Miejską Jeleniej Góry. Powstanie BWA w Jeleniej Górze miało niewątpliwie na celu dorównanie infrastrukturą kulturalną innym ośrodkom wojewódzkim, ale wielkie znaczenie miał też silny głos środowiska artystycznego, skupionego wokół Oddziału Związku Polskich Artystów Plastyków, liczebność i ranga społeczna artystów zamieszkałych w Kotlinie Jeleniogórskiej.
Na siedzibę BWA zaadaptowano były sklep radiowo-telewizyjny przy ul. 15-go Grudnia 8 /później Bankowa/ o łącznej powierzchni 120 m. kw. Siedziba była niewielka, niemal bez zaplecza magazynowego i traktowana jako „rozwiązanie doraźne”. Dyrektorem BWA został art. pl. Zbigniew Martin /przez 1977 rok/. BWA zainaugurowało swoją działalność w maju 1977 r. wystawą: „I Prezentacje Jeleniogórskie”, w których udział wzięło 24 artystów związanych z regionem /między innymi nieżyjący już: Jan Owsiewski, Marian Szymanik, Róża Farbisz – Kijankowa, Tadeusz Nodzyński, Leon Uralski/ tworzący do dzisiaj uczestnicy tamtej wystawy to: Lidia Sokal-Trybalska, Regina Włodarczyk-Puchała, Bronisław Wolanin, Janina Bany-Kozłowska, Zofia Szuster. Programem galerii przez kolejne lata kierowali: Bogumiła Zielińska/1978-1979/, Barbara Rymaszewska/1979 – 1983/, Irena Klisowska – Filipczuk /1983 – 1987/. Od 1 stycznia 1988 – Janina Hobgarska.
Kłopoty lokalowe Galerii próbowano poprawić oddając jej do dyspozycji Dom Związków Twórczych, później oficynę przy ul. Wolności. Rozwiązania te były jednak połowiczne i krótkotrwałe. Prawdziwa poprawa warunków pracy instytucji nastąpiła dopiero w 1994 roku, kiedy to ówczesny Prezydent Miasta Marcin Zawiła zaproponował BWA część siedziby upadającego już KMPiK – u przy ul. Długiej 1. Galeria zyskała powierzchnię wystawienniczą, lepszą lokalizację, poprawę warunków pracy zatrudnionych osób i spore zaplecze magazynowe. Z dzisiejszej perspektywy to wciąż jest zbyt mała powierzchnia wystawiennicza – 200 m, brak jest prawdziwej sali wykładowej, salonu sprzedażnego i kawiarni artystycznej, ale posiadana baza pozwoliła już na rozwój.
W latach 1977 – 2007 zrealizowano:
460 wystaw: 342 indywidualnych i 118 zbiorowych. W wystawach uczestniczyło 2137 artystów.
W podziale na dyscypliny wygląda to następująco:
Malarstwo – 136 wystaw: w tym 114 indywidualnych i 22 zbiorowych
Fotografia – 81 wystaw: w tym 55 indywidualnych i 26 zbiorowych
Grafika – 60 wystaw: w tym 47 indywidualnych i 13 zbiorowych
Rysunek – 35 wystaw: w tym 26 indywidualnych i 9 zbiorowych
Tkanina – 29 wystaw: w tym 16 indywidualnych i 13 zbiorowych
Instalacje/ obiekty – 26 wystaw: w tym 25 indywidualnych i 1 zbiorowa
Ceramika – 23 wystawy: w tym: 13 indywidualnych i 10 zbiorowych
Szkło/srebro – 20 wystaw: w tym 11 indywidualnych i 9 zbiorowych
Rzeźba – 17 wystaw: w tym 12 indywidualnych i 5 zbiorowych
Plakat – 5 wystaw: w tym 4 indywidualne i 1 zbiorowa
Nowe media – 4 wystawy indywidualne
Książka artystyczna – 2 wystawy: 1 indywidualna i 1 zbiorowa
Do tej statystyki należy dodać działania artystyczne o bardziej krótkotrwałym charakterze:
– performensy – 15 realizacji w latach 1996 – 2007 /wcześniej nie pokazywano/ m.in.: Jan Świdziński, Władysław Kaźmierczak, Marek Chołoniewski, Wojciech Kowalczyk, Paweł Kwaśniewski, Andrzej Dudek-Durer, Dorota Miroń, Grupa Sędzia Główny, Sen Voodoo, Katarzyna Kozyra, Arti Grabowski., Darek Fodczuk

  • akcje artystyczne – 8 w przestrzeni galeryjnej i publicznej, 4 akcje rzeźbiarskie w przestrzeni miejskiej /T. Domański, Zbigniew Frączkiewicz, Lewan Mantidze/ także realizowane po 1990 roku.

Od początku swego istnienia BWA prowadziło bogatą, różnorodną i ciekawą działalność edukacyjną. Do 1991 roku koncentrowała się ona wokół ogólnopolskiego programu /bardzo rzetelnie i innowacyjnie traktowanego w Jeleniej Górze/ Studium Wiedzy o Sztuce, połączonego programowo i organizacyjnie z Turniejem Wiedzy o Sztuce, który organizowało na szczeblu centralnym CBWA i bydgoskie BWA. Studium dopracowało wielu miłośników i znawców sztuki, przygotowywało na studia artystyczne i wychowało wielu historyków sztuki. Tradycją stały się Karnawały Plastyczne organizowane przez nasze BWA, które co roku były świętem sztuki i okazją do zabawy dla młodszych bywalców galerii. Dla młodzieży organizowano wycieczki: do pracowni artystów, szkoły rzemiosł artystycznych, ale też do Muzeum Sztuki w Łodzi, do Muzeum Narodowego w Warszawie, na ważne wystawy w kraju itd.
Z chwilą przeprowadzki BWA do nowego lokalu /1994 rok/ nastąpiły tez zmiany programowe w działalności instytucji, które można ująć jako:

  • otwarcie na kontakty zagraniczne, bowiem czas, możliwości i zainteresowanie sztuką z innych kręgów kulturowych sprzyjało zapraszaniu artystów z zagranicy, próbom wspólnych realizacji, spotkaniom i chęciom poznania. Wystawy: międzynarodowe edycje „Małych form tkackich, polsko-duńskie wystawy „Danpolonia”/1995/, fotograficzne „Kontakty – spotkania”, „fotografia Ameryki Łacińskiej”/1998/, wystawy artystów z Liberca, Aachen, Kopenhagi i Aarhus. Ważne wystawy to także: Luis Gonzales Palma /Gwatemala/- fotografia /1996/, która to wystawa od nas przeniesiona została do Wrocławia, Łodzi i Poznania i wystawa artystek z Norwegii Helgi Bu i Niny Bucher Johanensen – fotografia i malarstwo /1995/.
  • pokazywanie twórczości powstałej z inspiracji regionem. Cykl otwierała wystawa pt. „Z Zamku Wieczornego” /1995/, której kuratorem był Henryk Waniek. Wystawa ta dotyczyła miejsca w Górach Izerskich /opisanego w książce Wańka „Hermes w Górach Śląskich”/, którego klimat, atmosfera, odniesienia do legend i opowieści były punktem wyjścia do tej zbiorowej i interdyscyplinarnej wystawy. Po niej pokazaliśmy współczesną część dużego projektu „Wspaniały krajobraz. Artyści i kolonie artystyczne w Karkonoszach w XX wieku” /1998/, którego kuratorkami były E.Rohner i U.Treziak z Berlina. Wystawa była wielką polsko-niemiecką, muzealno-galeryjną prezentacją sztuki powstałej w Karkonoszach. Była też wywołaniem tematu kolonii artystycznych, osiedlania się artystów w Kotlinie, miejsc ulubionych przez artystów, formalnych i nieformalnych grup twórczych itp. Wystawie towarzyszył album opracowany przez polsko-niemiecki zespół z udziałem Janiny Hobgarskiej i Joanny Mielech z BWA. Kolejną wystawą przygotowaną we współpracy z artystami czeskimi i niemieckimi była wystawa „Wokół Wielkiej Góry” /2000/ pokazująca pejzaż i artystów osiadłych u stóp Śnieżki. Była to pierwsza tak bogata prezentacja czeskiej sztuki, szczególnie nieznanego nam bliżej przedwojennego malarstwa karkonoskiego. Wystawie towarzyszył także album z tekstami i reprodukcjami prac, sympozjum o tożsamości miejsca. Kolejna duża wystawa w dwóch edycjach to „Pamiątka z Karkonoszy”/2005, 2006/ podejmująca problem artystycznej, współczesnej pamiątki z regionu w sensie postulatywnym i dyskursu z istniejącymi przykładami. Wystawa była też swoistym przeglądem kondycji artystycznej środowiska. Oprócz dużych wystaw przekrojowych zorganizowano wiele wystaw indywidualnych artystów stąd, których twórczość odwołuje się do otaczającego nas krajobrazu. Między innymi: Ewa Andrzejewska – fotografia /1998, 2007/, Teresa Kępowicz – malarstwo /1999/, Marek Liksztet – grafika /1996/,Wojciech Zawadzki – fotografia /2003/.
  • Wystawy problemowe, które wyprodukowane przez jeleniogórskie BWA, po swoich premierowych pokazach były przenoszone do innych /większych ośrodków/ takie jak: wystawa „Bliżej fotografii”/1996/ kurator A. Saj, współpraca J. Hobgarska, „Suszarka Marcela” /1998/ kurator Tomasz Sikorski, „Aporie”/2001/ kurator Tomasz Sikorski, ”Książka artystyczna”/2003/ kurator Eugeniusz Józefowski. Inne duże projekty o charakterze wybitnie lokalnym to wystawa nieżyjących twórców powojennych „Śladami pamięci” – kuratorki J.Hobgarska, J.Mielech, ”Uchylona zasłona” pokazująca prywatne jeleniogórskie kolekcje sztuki – kuratorzy Waldemar Furs i Janusz Milewski.

Galeria, ze swoimi działaniami, często wychodziła w przestrzeń ulicy. Szczególnie ważne były realizacje rzeźbiarskie jak „Hortus hermeticus” /1995/ T.Sikorskiego zbudowany na ul. Konopnickiej, ”Rząd kolorowych głazów”/1994/ postawiony na Rynku przez Zbigniewa Frączkiewicza, czy jego „Ludzie z Żelaza” /1995/ prezentowani na ul.1 Maja lub rzeźba „Człowiek stąd” tego autora, usytuowana na ul. Długiej w 2002 roku. Galeria podejmowała często działania wychodzące w okoliczną przestrzeń organizując przez trzy lata, we wrześniu, Uliczki Artystyczne /2002-2005/, będące zbiorową prezentacją środowiska artystycznego Kotliny w formie działań na żywo, akcji artystycznych, warsztatów, koncertów i pokazów grup artystycznych /Pławna 9, Klinika Lalek, Cinema, Grupa Kopaniec/. Działania te zawsze miały na celu integrowanie środowiska artystów i włączenie publiczności do twórczości i zabawy.
Wątek lokalny i środowiskowy pojawia się często w programie BWA choćby poprzez benefisy i wieczory artystyczne skupiające się na ważnych twórcach regionu: Pawle Trybalskim, Urszuli Broll, Wojciechu Zawadzkim, Teatrze Cinema, Teatrze Maska, Klinice Lalek, Grupie Pławna 9., Grupie Słoneczny Kasztel.
Oprócz bardzo mocnych wątków lokalnych, staramy się też o programową różnorodność. Pokazujemy artystów uznanych, klasyków: Henryk Waniek /1998/, Edward Dwurnik /1998/, Izabela Gustowska /1999/, Tadeusz Brzozowski /1999/, Łukasz Korolkiewicz /2001/, Magdalena Abakanowicz /2002/, Eugeniusz Markowski /2004/, Tadeusz Kantor /2002/, sztandarowych twórców średniego pokolenia jak Katarzyna Kozyra, Artur Żmijewski, Zuzanna Janin, Piotr Kurka, Leszek Knaflewski czy młodsze pokolenie: Robert Maciejuk, Kamil Kuskowski, Barbara Gębczak-Janas.
Działalność edukacyjna w nowych warunkach, po 1994 roku także rozwinęła swój zakres obejmując oprócz codziennej pracy z młodzieżą szkolną opartej na oprowadzeniu po wystawach, formy rozwijające własną kreatywność poprzez rozmaite warsztaty twórcze – w galerii i w przestrzeni miejskiej. Warsztaty prowadzone były przez studentów wydziału edukacji twórczej WSP w Zielonej Górze, miejscowych artystów, ale też wybitnych edukatorów jak prof. Wiesław Karolak, prof. Eugeniusz Józefowski, Adam Olejniczak. Bardziej znaczące cykle wykładowe to: „Koniec taśmy. Krótka historia mediów”, prof. W.Czerwonki, „Po co artyście historia sztuki” J.Ciesielskiej, „Zjawiska kontrkultury w Polsce” L. Przychodzkiego, „ABC historii sztuki” W.Habrych i J.Mielech, „Grafitti nad Wisłą” prof. T.Sikorskiego.
Spotkania z publicznością mieli u nas: autorzy książek: dr Izabela Kowalczyk, Krzysztof Jurecki, Henryk Waniek, prof. Tadeusz Gadacz, Artur Żmijewski; historycy i krytycy sztuki: Jolanta Ciesielska, Hanna Wróblewska, Hubert Bilewicz, Łukasz Ronduda, Lech Lechowicz; artyści: Jerzy Lewczyński, Stefan Wojnecki, Rafał Olbiński, Krzysztof Cichosz, Tomasz Sikorski, Piotr Kurka.
W BWA organizowane są także spotkania istotne dla lokalnej społeczności: z perspektywy nowego wieku, był to cykl spotkań w ramach „Konwersatorium XXI wiek” /1999/ prowadzonych przez Alinę Obidniak, ważnych dla elit spotkań w ramach Salonu Karkonoskiego prowadzonego przez prof. Jana Kurowickiego/2006/ i istotnych dla mieszkańców regionu „Obserwatorium Karkonoskiego” prowadzonego przez red. Odry Andrzeja Więckowskiego /2007/. W cyklu spotkań obserwatorium podejmowano tematykę: tożsamości miejsca, architektury i urbanistyki Kotliny.
Resume
Galeria BWA jest wyspecjalizowaną publiczną instytucją, której głównym i podstawowym celem jest prowadzenie działalności wystawienniczej, promocja i popularyzacja współczesnych sztuk plastycznych. Jest ogniwem pośredniczącym między twórcą – artystą a widzem.
Artystom – BWA zapewnia miejsce i warunki do prezentacji twórczości, kontakt z publicznością, możliwość swobodnej wypowiedzi artystycznej, popartej katalogiem z wystawy czy też pomocą w realizacji projektu. Twórcom z miasta i z terenu Kotliny jeleniogórskiej BWA organizuje wystawy promocyjne w galerii oraz poza jej siedzibą.
Widzom – daje dostęp do dzieł sztuki, do skończonego efektu twórczości, a często także wglądu w proces tworzenia. Daje również podstawy i narzędzia do odbioru sztuki – wiedzę, dostęp do bogatej i różnorodnej oferty artystycznej, możliwość poszerzania i wzbogacania wiedzy o sztuce oraz możliwość osobistego rozwoju.
Program wystawienniczy Galerii realizuje dwa główne kierunki:
– pokazywanie wystaw z kręgu sztuki mieszczącej się w kategoriach kultury wysokiej, co umożliwia kontakt z wybitnymi osobowościami artystycznymi;
– pokazywanie tego, co jest siłą, magnesem i magią naszego regionu, co odróżnia go od innych miejsc; eksponowany jest potencjał twórczy artystów Jeleniej Góry, Kotliny Jeleniogórskiej, akcentowane są możliwie wszechstronnie, związki z Kotliną wybitnych artystów sztuk plastycznych, teatru, muzyki.
Program edukacyjny Galerii kierowany jest do potrzeb widza w różnym wieku – od najmłodszych do Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Dzieci przyzwyczajane są do stałego kontaktu ze sztuką, od przedszkola galeria proponuje im kontakt ze sztuką poprzez zabawę. Młodzież ma możliwość przeżycia własnych doświadczeń plastycznych na warsztatach twórczych i stały dostęp do dzieł sztuki, wsparty kompetentną informacją lub komentarzem. Dorośli maja również możliwość dostępu do dzieł sztuki, a ponadto – realną szansę poszerzania wiedzy o sztuce..
Galeria posiada warunki do pokazywania sztuki – sale wystawowe, profesjonalne oświetlenie, sprzęt nagłaśniający, urządzenia wystawiennicze. Starannie przemyślany sposób budowania tożsamości galerii – poprzez wystrój wnętrz, budowanie tradycji atrakcyjnych wernisaży, miejsca kameralnych koncertów czy spotkań z wybitnymi osobowościami sztuki. Przestrzeń wokół galerii jest często wykorzystywana do działań artystycznych.
Galeria jest miejscem nieskrępowanej aktywności twórczej, artystycznej, edukacyjnej i poznawczej, miejscem działań interdyscyplinarnych, w których spotykają się i uzupełniają różne tradycje, umiejętności, prądy artystyczne, filozoficzne i duchowe. BWA stara się być miejscem publicznych dyskusji o sprawach ważnych.

Działalność BWA realizuje zespół w składzie: Janina Hobgarska, Joanna Mielech, Luiza Laskowska, Grzegorz Jędrasiewicz, Piotr Machłajewski, Jerzy Kryszpin i administracja, obsługa – Monika Izdebska, Dagmara Cywka, Jolanta Winczyńska.


Paweł Jarodzki

Dawno, dawno temu, w zamierzchłych czasach głębokiego PRL-u, powstało Centralne Biuro Wystaw Artystycznych w gmachu war­szawskiej Zachęty. Były to czasy centralizmu, więc, żeby to biuro mogło czymś zarządzać powołano w miastach wojewódzkich całego kraju Biura Wystaw Artystycznych. Tak też było trzydzieści lat temu w Jeleniej Górze. Instytucje te, będące de facto po prostu galeriami, stały się bardzo ważnymi miejscami, zarówno dla lokalnych artystów ale też dla ogółu mieszkańców. W miejscach tych kwitło i kwitnie nadal, lokalne życie artystyczne ale również, co oczywiście zależy od prowadzących daną instytucją, pojawiają się artyści znani szerzej. Tak właśnie jest w Jeleniej Górze. Po wszystkich zmianach politycz­nych w naszym kraju, lokalne BWA przeszły pod zarząd samorządów i uzyskały niezależność od centrali. Oczywiście wyszło to na dobre pewnym galeriom, innym może mniej. Jednak to właśnie w tak nie­wielkiej miejscowości, jaką jest Jelenia Góra, mogłem ja, ale i wszy­scy zainteresowani, którzy zjechali z okolicznych gór i dolin spotkać wielokrotnie prawdziwe gwiazdy sztuki polskiej. Nie jest to możliwe w żadnej galerii komercyjnej. Ale kto mógłby pokazać społeczeństwu lokalnemu sztukę światową jeżeli nie utrzymywana za pieniądze tego społeczeństwa galeria? No chyba, że miastu nie zależy, by być pro­mieniującym regionalnie ośrodkiem kultury. Ale z tego, co wiem, Je­leniej Górze zależy i bardzo dobrze jej to wychodzi.

 


Zbigniew Szumski – Rada Artystyczna Biura WA

Biuro Wystaw Artystycznych – już sama nazwa jest ułomna. Biu­ro kojarzy się z urzędem, a urząd z wystawaniem a nie wysta­wianiem. Chyba, żeby przyjąć, że można wystawać artystycznie – z jednej nogi na drugą. “Sztuka to skuteczne zdziwienie” (J. S. Bruner “Poza dostarczone informacje”). “Jedynym zadaniem sztuki jest przygotowanie człowieka do śmierci” (A. Tarkowski “Czas utracony”). Jak połączyć te dwa zdania zadania z oczekiwaniami publiczności, z potrzebą utwierdzenia własnych gustów odbiorcy z ową “pochopnością percepcyjną”. (Skąd bierze się “pochopność percepcyjna“? Wysunąłbym hipotezę, że w spostrzeganiu kategorie bardzo łatwo dostępne blokują mniej dostępne kategorie alternatywne – za J. S. Brunerem). Gusta często bywają nierozpoznawalne i dopiero w zetknięciu z nieznanym powodują lęk, wyparcie, podejrzenie o obrazę przechodzące w agresję. (Lu­dzie, którzy nie w stanie zmienić swojej kategoryzacji przy stop­niowo zmieniającej się stymulacji, zmianie bodźca, zmianie sytu­acji, zwykle wykazują tendencję do nadmiernej kontroli – za J. S. Brunerem). Czy jednym z zadań Biura Wystaw Artystycznych nie jest podjęcie “wychowawczego” ryzyka informowania, czy wręcz edukacji publiczności? To poinformowanie Szanownej Publicz­ności, to nie jest kwestia zarozumiałości, a wręcz pokory (pokory ryzyka). Informować odpowiedzialnie jest formą ryzyka – pokory ryzyka. Wydaje się, że jesteśmy stworzeni do przymilnej dezinfor­macji. Skoro nie możemy zmusić polityków, żeby nas rzetelnie informowali, pozwólmy sobie przynajmniej na ten komfort bycia w kontakcie ze sztuką. Sztuka bywa dynamicznym, bezkompro­misowym komunikatem, nieprzychylnym naszym gustom. Ale kto dzisiaj zna smak swojego gustu? Ten test ogarniania i oceny jest dzisiaj, jak sadzę, w wyjątkowym zaniedbaniu. Zadbajmy o informacje i przyjrzyjmy się naszym gustom. Spójrzmy na nasze emocje, które wywołuje sztuka. Nie przypadkiem te negatywne docierają do nas jako najsilniejsze. Przyznajmy się do obojętno­ści i letniości a nasze “wścieklizny” i odrzucenia wydadzą się nam cennym napomnieniem. Biuro Wystaw Artystycznych jest też wielością propozycji dopasowania do różnorodności artystów mieszkających w naszym regionie, bo zadania Biura WA rozkła­dają się tu równomiernie i dzielone są pomiędzy obowiązki wobec publiczności, ale także wobec artystów tego terenu, którzy mają prawo czuć się współgospodarzami Biura WA. 30 lat to początek dojrzałości. Dojrzałość nie jest formą utraty pasji. I dotyczy to nie tylko sztuki.


Fotografie wykonali: Patrycja Łygan, Wojciech Zawadzki, Tomasz Mielech i Jacek Jaśko


 

Benefis przygotowany z środków finansowych Miasta Jelenia Góra

 

 

 

Dariusz Fodczuk. Paramorfeusz i Teatrzyk Terapeutyczny

19 października 2007 r.

W swoich performanceach Fodczuk dokonuje publicznej psychoanalizy. W Teatrzyku podjął próbę wyzwolenia u odbiorców ich ukrytych, nieuświadomionych rządz destrukcji. Podczas niezwykle dynamicznego „spektaklu” publiczność bardzo chętnie poddała się działaniom performera. Młodzież – uczestnicy performanceu – niszczyła stoły, wbijała w nie gwoździe, piłowała nogi, łamała blaty… W pędzie ku nieograniczonej niczym wolności niszczono również książki. Nikt nie zapytał – dlaczego? Nikomu też nie przeszkodziło, że podczas wyśpiewywania peanów w imię performance słowa nagle zaczęły układać się w polski hymn państwowy. Artysta wciągając ludzi do swojego Teatrzyku wyzwolił ich bunt. Pozwolił im krzyczeć, niszczyć, uderzać, a jednocześnie bezlitośnie nimi manipulował. Ludzie zostali wciągnięci w pewną demolkę w imię sztuki. Nikt nie zadawał pytań, nikt się niczemu nie sprzeciwiał… Refleksja przyszła poóźniej.

Dariusz Fodczuk bardzo zaskoczył wszystkich swoją kolejną realizacją. Po 15 minutach przerwy rozpoczął się Paramorfeusz, który wywołał u publiczności zupełnie inne emocje. Przy monotonnym takcie metronomów, przygaszonym świetle, zamknięto oczy poddając się onirycznej aurze wykreowanej przez Fodczuka. Artysta po raz kolejny zawładnął odczuwaniem zebranych, ponad to pokazał jak łatwo manipulować jest tłumem uwikłać go w tak odmienne sytuacje – od agresji po senność.

Luiza Laskowska

Moderatorem spotkania po performance był Paweł Jarodzki z ASP we Wrocławiu.

Projekt “Słownik sytuacji” dotyka problemu prawdy i fałszu, sytuacji i komentarzy. “Sytuacje są proste. Nie znaczy, że łatwe do opisania. Komentarze są skomplikowane. Nawet, gdy dążą do prostoty. Sztuka musi opowiedzieć się po jednej ze stron. Próbować wejść w sytuację albo ją komentować.” Zbigniew Szumski

“Słownik sytuacji” jest częścią projektu “Labirynt” zrealizowanego przy pomocy finansowej Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach Mecenatu 2007 i Miasta Jelenia Góra.

Dariusz Fodczuk ur. 1966 r., mieszka w Bielsko Białej Ukończył Instytut Wychowania Artystycznego UMCS w Lublinie. Dyplom uzyskał w 1992r. w pracowni malarstwa prof. M. Stelmasika pod kierunkiem adj. M. Smoczyńskiego Zajmuje się performance, rzeźbą i malarstwem.

Fotografie wykonali Marcin Oliva Soto i Piotr Machłajewski

EWA ANDRZEJEWSKA. Fotografia 2000 – 2007

 

Ewa Andrzejewska – Nota biograficzna

Zawsze chciałam robić zdjęcia.

Po takim wyznaniu można próbować opisać drogę Ewy Andrzejewskiej do Fotografii. Dzielić jej twórczość na etapy, okresy, przypisywać estetykom i nurtom. Można, ale czy trzeba koniecznie?

Ewa Andrzejewska jest fotografem. Wie to każdy, kto spotkał się z jej pracami. Najczęściej są to niewielkie, sepiowane styki, które przykuwają uwagę prostotą i wielkim ładunkiem emocjonalnym. Często wywołują uczucie tęsknoty za czymś, co może już nam się zdarzyło lub przeczuwamy, że będzie naszym udziałem. Dużo w tych fotografiach rozświetlanego „spoza kadru” mroku, przestrzeni oglądanej w niepowtarzalny sposób. Artystka niezmiennie pracuje klasyczną, odwieczną dla fotografii metodą. Za pomocą wędrówki z kamerą, wybiera fragmenty rzeczywistości i zapisuje je na pamiątkę. Po Drodze.

Jej fotografie od zawsze były pamiątkowe. W szkole we Wrocławiu, potem w Zgorzelcu, portretowała koleżanki i kolegów. Podobnie było na studiach w WSP w Zielonej Górze, gdzie aktywnie działała w uczelnianym klubie fotograficznym a następnie w Zgorzeleckim Domu Kultury, gdzie była instruktorem fotografii. Miała tam też stały dostęp do pracowni. Solidną praktykę przeszła w zakładzie fotograficznym Zenona Auksztulewicza w Zgorzelcu, do którego zresztą zgłosiła się sama. Konsekwencją tak obranej Drogi, musiała być dalsza edukacja. Szczęśliwie trafiła na czas zaistnienia Wyższego Studium Fotografii w Warszawie z siedzibą w Łucznicy, pierwszej i na długo jedynej w Polsce, solidnej i ministerialnie namaszczonej, szkoły fotograficznej. Wykładali tam m. in. Urszula Czartoryska, autorka nadal wznawianych opracowań o fotografii, takich jak „Przygody plastyczne fotografii”, „Fotografia – mowa ludzka” i nieoceniony Andrzej Pytliński, który o tajnikach procesów związanych ze zjawiskiem fotografii, opowiadał w sposób niespotykanie atrakcyjny. Ewa studiowała w WSF w latach 1990 – 1994.

Pod koniec lat 80., między Zgorzelcem a Jelenią Górą gdzie zamieszkała w roku 1990, ważny był Maciejowiec. Tam u przyjaciół, w Pałacu – Domu Pracy Twórczej, szukała swego rytmu. Szykowała się w dalszą Drogę, podejmując najważniejsze dla siebie podówczas decyzje. Jej fotografie z Maciejowca: pałacu, bukowego lasu, parku, a przede wszystkim, parkowych kaplic, wciąż są odkryciem dla coraz to nowych odbiorców jej sztuki. Przez wielu z nich, Ewa nazywana jest „poetką fotografii”. Światło staje się najbardziej istotnym elementem obrazu, pochłania kształty, rozpoznawalne formy rzeczywistości, nadaje im nowych znaczeń. Ten sposób fotografowania wyróżnia ją do dziś. Jej fotografie z Karkonoszy, Tatr, Gór Stołowych i wielu innych miejsc do których trafia po Drodze, są rozpoznawalne na pierwszy rzut oka, nigdy nie pozostawiając odbiorcy obojętnym.

Pytana o to, kto wywarł na nią największy wpływ w dziedzinie fotografii, przyznaje, że Wojciech Zawadzki. Dzięki niemu zaczęłam fotografować w sposób rzetelny i zorganizowany. Przebywając w jego towarzystwie nauczyłam się robić coś własnego, „na przekór”.
Nagradzana w latach 80. na Biennale Fotografii Górskiej w Jeleniej Górze, od kilkunastu lat jest jego współorganizatorką. Pracując w Jeleniogórskim Centrum Kultury, wspólnie z Wojciechem Zawadzkim prowadzi także Jeleniogórską Wszechnicę Fotograficzną, Wyższe Studium Fotografii i kieruje programem Galerii „Korytarz”. Krytycy od lat uznając ich działalność kulturotwórczą i edukacyjną używają powszechnie określenia „Jeleniogórska Szkoła Fotografii”.

Przede wszystkim jednak, konsekwentnie, jak mało kto, Ewa uprawia fotografię w sposób czysty i bezpośredni. Dzieli się potem z nami pamiątkami swoich wędrówek. Ręcznie wykonane metodą stykową kopie, sepiowane w tylko jej znany sposób, pokazywała dotąd na kilkudziesięciu wystawach. Jej prace znajdują się także w zbiorach muzeów w Polsce, Francji, Danii i Niemczech.

Szerokie pejzaże ze światłem, tam gdzie zazwyczaj go nie zauważamy, miejsca w miastach, w górach. Fotografia „Po Drodze”, „Fotografia botaniczna”, „Pamiątkowa”. Miejsca najbliższe, codzienne. Wędrówki dalsze i bliższe. Fotografia Ewy Andrzejewskiej dociera do coraz to nowych miejsc. W Europie, Ameryce Południowej, a ostatnio także w Japonii, na wielkiej prezentacji fotografii polskiej XX wieku.

Fotografuję wyłącznie to, co zatrzymuje mój wzrok i zwyczajnie mi się podoba. Nie ma w tym żadnej filozofii. Najważniejszy jest środek, nie patrzę już na boki… odpowiada pytana często o to, jak uzyskuje tak niepowtarzalne efekty.
Czym są dla Ewy jej fotografie? Mówi o tym po prostu – Tak naprawdę, to są moje pamiątkowe zdjęcia z samotnych spacerów… Nie szukam niczego nowego. Nie czuję potrzeby odkrywania czegokolwiek. Czuję jednak potrzebę fotografowania.

Piszący o fotografii Ewy Andrzejewskiej, rozwodzą się głównie nad niezwykłym sposobem ukazywania krajobrazu przez artystkę. Jest jednak przecież jeszcze jeden rodzaj pejzażu, niezwykle ważny, wciąż przez artystkę penetrowany. To pejzaż wewnętrzny, którego wyrazem jest portret. Do wciąż rosnącej kolekcji portretów wykonywanych od lat, niespiesznie dochodzą kolejne. W tym swoistym intymniku Ewy Andrzejewskiej uzbierał się już spory tłum kolegów szkolnych, przyjaciół z młodości, współpracowników, ale także tych, docierających do niej z chęci bezpośredniego spotkania. Jest wśród portretowanych grupa szczególna. To „Artyści wiejscy”. Ogromne przedsięwzięcie z lat 1996 -2001 realizowane w pracowni, na czwartym piętrze kamieniczki, przy jeleniogórskim rynku. Artystka zapraszała tam mieszkańców kilkunastu wsi dolnośląskich, kultywujących do dziś prawdziwy folklor w czystej postaci obrzędu, stroju, muzyki i zabawy. Przyjeżdżali do Ewy ze strojami, przedmiotami ocalałymi z rodzinnych tułaczek, a bywało, że do osób, które chciały być sportretowane z ukochanym kogutem, czy kozą, jeździła osobiście, z tym samym tłem, którego używała w pracowni (i którego konsekwentnie używa zresztą do dziś).
To nieocenione przedsięwzięcie prezentowały potem: Schlesisch Dorfmuseum Markersdorf w Niemczech (1996 r.), Muzeum Etnograficzne we Wrocławiu (1999 r.) i Muzeum Karkonoskie w Jeleniej Górze (2003 r.).

Zaangażowany w organizację tego projektu, etnolog Henryk Dumin, wspomina blask wewnętrzny i godność, jaśniejącą z postaci, w czasie gdy kamera fotograficzna przenosiła do wieczności ich spojrzenia i sylwetki. Portretowani przez Ewę artyści wiejscy, wzbudzali jej szacunek, ponieważ potrafili się fotografować i przywiązywali do tego wielka wagę.
Każdy z portretowanych przez Ewę, zawsze otrzymuje na pamiątkę, ręcznie wykonaną kopię. W dzisiejszych czasach to zjawisko coraz rzadsze.

W przypadku fotografii Ewy Andrzejewskiej swoistość jest wyrazem jedności treści i formy. Ich bezpośrednia, niczym nie zakłócana czytelność, pozwala nam od razu przenieść się w obszary bezpośredniego kontaktu z Pamięcią. Z Pamięcią sprawiającą, że siła pierwszych, prawdziwych doznań nie słabnie.

O fotografii mówi Ewa, że jest sztuką widzenia i wyboru kadru podczas fotografowania, a także sztuką powiększania… Ja jestem zdecydowanie fotografem, który najpierw patrzy, potem kadruje na matówce, aż w końcu najprościej i najlepiej jak może – kopiuje. Kadruję wyłącznie w czasie fotografowania. Czarne ramki określają to, co chcę pokazać. To tylko cały negatyw i – aż cały negatyw.

Jako fotograf liczy na to, że może ktoś zachowa w pamięci obrazki zobaczone na wystawie, że może gdzieś jeszcze przez pewien czas będzie wisiała w ramce na ścianie jego fotografia, że może za lat sto, ktoś obejrzy, jak było. A może nie… Cieszę się, że jest teraz. Że mam możliwość pokazania tego, co robię. Że usłyszę czasami jeszcze jakieś miłe słowa. Ktoś, kto zamieszka po nas w naszym pełnym fotografii mieszkaniu, pewnie wyrzuci tę całą makulaturę na śmietnik. Ale nie jest to powód do smutku; to życie się toczy…

Nie poznałem do tej pory nikogo, kto pozostałby obojętny na fotografie Ewy. One również i nas dotyczą. Nie ma potrzeby pytać po co zostały zrobione. Są prywatne. Osobiste niczym napotkany niespodziewanie wiersz – odczytywany, jako napisany tylko dla nas. Jej fotografie są jak najbardziej osobiste i uniwersalne zarazem. Jak wszystkie fotografie, są funkcją czasu. Jednocześnie, czytelnie dla każdego na swój sposób, lokują się poza czasem. Raz spotkane, stają się nam bliskie i znane jakby „od zawsze”. Z biegiem lat spotykam i rozpoznaję kolejne fotografie Ewy. Pamiątki jej samotnych wędrówek, stają się również dla mnie czymś niezbędnym i bardzo osobistym.

Jacek Jaśko, Kopaniec 2007 r.

Ewa Andrzejewska
ul. Świętojańska 4/5
58 – 500 Jelenia Góra
ewawojtek@pnet.pl

Ewa Andrzejewska urodziła się w 1959 roku. Jest absolwentką wyższego Studium Fotografii w Warszawie. Od kilkunastu lat wspólnie z Wojciechem Zawadzkim kieruje programem Galerii „Korytarz” w Jeleniogórskim Centrum Kultury, Jeleniogórskiej Wszechnicy Fotograficznej, organizuje plenery i Biennale Fotografii Górskiej w Jeleniej Górze. Od 1996 roku współorganizuje Wyższe Studium Fotografii w Jeleniej Górze i należy do Związku Polskich Artystów Fotografików (ZPAF). Od blisko 20 lat uczestniczy w najważniejszych wystawach polskiej fotografii.

Wystawy indywidualne :

1989 r.- „Fotografia”, Galeria Korytarz, Jelenia Góra
1992 r.- „Fotografia“, Galeria Image, Aarhus, Dania
1992 r.- „Fotografia”, Galeria FF, Łódź
1992 r.- „Artyści Wiejscy”, Muzeum Okręgowe, Jelenia Góra
1992 r.- „Artyści Wiejscy”, Miejski Dom Kultury, Kazimierz Dolny.
1992 r.- „Karkonosze”, Galeria Korytarz, Jelenia Góra
1993 r.- „Fotografia”, Galeria Antique,Gwatemala
1995 r.- „Fotografia”, Galeria Sztuki, Kłodzko
1995 r.- „Fotografia” ,Galeria PUSTA, Katowice
1995 r.- „Fotografia”, Galeria Sztuki, Le Parvis, Francja
1996 r.- „Fotografia”,Galeria Foto-Medium-Art.,Wrocław
1996 r.- „Śpiewaczki wiejskie-portrety”, Slesisch Dorfmuseum,Markersdorf, Niemcy
1997 r.- „Fotografia”, Centrum Kultury Rennes, Francja
1998 r.- „Fotografia w Drodze”, BWA Jelenia Góra
1999 r. „Fotografia” , Galeria PF, Centrum Kultury ZAMEK, Poznań
1999 r.- „Fotografia”, Mała Galeria, Centrum Sztuki Współczesnej, Warszawa
1999 r.- „Artyści Wiejscy, Portrety Końca XX wieku”, Muzeum Etnograficzne,Wrocław
2001r.- „Fotografia w Drodze”,Galeria Image, Aarhus, Dania
2001r.-„Po Drodze”, Galeria Korytarz, Jelenia Góra
2002 r.-„Fotografia”, Galeria B&B, Bielsko-Biała
2003r. – „Artyści Wiejscy”, Muzeum Karkonoskie, Jelenia Góra
2004r. – „Fotografia Botaniczna”, Muzeum Przyrodnicze, Jelenia Góra
2005r. – „Fotografia”, Centrum Sztuki, Bamberg, Niemcy
2006r. – „Fotografia Pamiątkowa”, Galeria „Pusta”, Katowice
2006r. – „Ta sama fotografia”, Galeria „Camelot”, Kraków
2007r. – „Fotografia”, Galeria Dom Jacoba Bohem,Zgorzelec
2007r. – „Twoja fotografia i ja – to tylko fotografia” ,Galeria Za Miedzą, Lubomirz

Ważniejsze wystawy zbiorowe :

1987, 1988, 1989 r.- I, II, III, Międzynarodowa Wystawa Miniature Art., Dell Bello Gallery, Toronto, Kanada
1989 r.- „Kontakty”, Galeria BWA Zielona Góra, BWA Szczecin
1990 r.- „Fotografie”, Aachen, Niemcy
1991 r.- „Kontakty”, Galeria BWA Jelenia Góra, Zielona Góra
1991 r.- „Mai de la Photo” , Reims, Francja
1991 r.- „Zmiana Warty”, Galeria FF, Łódź
1992 r.- „Konfrontacje bez Sankcji”, Galeria BWA, Gorzów Wlkp.
1993 r.- „Karkonosze”, Lipsk, Niemcy
1994 r.- „Kontakty – Spotkania”, Galeria BWA Jelenia Góra, Galeria PUSTA, Katowice
1994 r.- „Fotografie”, Galeria FF Łódź,
1995 r.- „Konstelacje II”, Monachium, Niemcy
1995 r.- „Krajobraz – Międzynarodowa Wystawa Fotografii”, Budapeszt, Węgry
1996 r.- „Tatry”, Galeria FF, Poznań
1996 r.- „Karkonosze”, Galeria BWA Jelenia Góra
1996 r.- „Bliżej Fotografii”, Galeria BWA Jelenia Góra, BWA Wrocław, BWA Szczecin, BWA Zielona Góra
1997 r.- „Fotografia Roku”, Fundacja Turleja, Kraków
1997 r.- „Fotografia we Wrocławiu ,
1945r.-1977r.”,Galeria BWA Wrocław
1997 r.- „Kontakty – Przestrzeń Intymna” , Galeria PUSTA ,Katowice, galeria BWA Szczecin, BWA Kraków,BWA Jelenia Góra, BWA Wrocław , Galeria PF Poznań , Praga
1997 r.- “Into The Magic” , Sarajewo, Ljubljana
1998 r.- „Warszawa na Dzień Przed…”, Galeria ZACHĘTA , Warszawa
1998 r.- „Fotografia Roku”, Fundacja Turleja, Kraków
1998 r.- „I Biennale Fotografii Polskiej” , Galeria BWA ARSENAŁ -Poznań
1999 r.- „Kazimierz – Kraków”, Centrum Kultury Żydowskiej , Kraków
1999 r.- Kolonie Artystyczne w Karkonoszach – Wspaniały Krajobraz , BWA Jelenia Góra, Wrocław , Berlin
1999r.- „Polska Fotografia”, Bratysława
2000 r.- „II Biennale Fotografii Polskiej”, Galeria BWA ARSENAŁ – Poznań
2000 r.- “2000 Thanks To From Image”, Galeria Image ,Aarhus, Dania
2000 r.- „Karkonosze”, Galeria BWA, Jelenia Góra
2001 r.- „Kontakty – Przełom czasu – czas przełomu”, Galeria PUSTA, Katowice, Instytut Kultury Polskiej, Praga
2001 r.- „Mistrzowie Polskiego Pejzażu”, Miejska Galeria Sztuki, Łódż
2002 r.- „Wokół dekady” Fotografia polska lat 90 – Muzeum Sztuki w Łodzi, Muzeum Narodowe we Wrocławiu, Galeria BWA, Bielsko Biała
2002 r.- „Vandskel” ,Kunstcenter , Silkeborg Bad, Dania
2002 r.- „Magazyn wyobraźni” – Muzeum Sztuki Współczesnej, Hunfeld, Niemcy
2002r. –„Pro Figura” – Bautzener Kunstferein e.V. –Niemcy
2005r.- „Autoportret fotografii”, Galeria BWA ,Jelenia Góra, Galeria PF, Poznań
2005r. – „Pamiątka z Karkonoszy – Fotografia – Nowe Media”, Galeria BWA, Jelenia Góra
2006r. – „3 x Pejzaż” ,”Stara Galeria ZPAF, Warszawa
2006r. – „XX wiek w fotografii polskiej z kolekcji Muzeum Sztuki w Łodzi”, Niigata City Art. Museum, Japonia
2006r. – „Ekologia w obiektywie 2006”, Warszawa, Gdynia, Wrocław
2007r. –„Efekt rzeczywistości –Fotografia i wideo z Polski” ,Narodowa Galeria Sztuki „Zachęta”, Warszawa
2007r. – „Miasto nie moje”, Muzeum Sztuki, Łódź
2007r. – „Dziedzictwo”, Galeria BWA, Jelenia Góra
2007r. – „Dwie Tradycje”, Instytut Polski, Praga, Czechy,
2007r. – „Polska fotografia w XX wieku”(wystawa z okazji 60 lecia ZPAF), Pałac Kultury i Sztuki w Warszawie.

Fotografie w zbiorach :

Muzeum Sztuki w Łodzi
Muzeum Narodowe, Wrocław
Muzeum Fotografii ODENSE , Dania
Galeria Le Parvis, Francja
Muzeum Etnograficzne ,Wrocław
Muzeum Sztuki Współczesnej, Hunfeld, Niemcy.
Muzeum Przyrodnicze, Jelenia Góra.

 

O fotografii Ewy Andrzejewskiej

Nieruchoma, całkowicie płaska powierzchnia błony fotograficznej, przypominająca, być może, zamarznięte jezioro. Za sprawą światła wyzwolonego wolą, okiem i wrażliwością fotografa nagle ożywa. Rozpoczyna się ruch cząsteczek elektrycznych dotychczas tkwiących nieruchomo w jego wnętrzu. Aniony i kationy atakują się wzajemnie. Łączą i dzielą się w absolutnie tajemniczy sposób dla artysty tworząc strukturę przyszłego obrazu fotograficznego. Czy przyszłego? Czy już istniejącego w niedostrzegalny dla nas sposób? Oto, być może, wielka tajemnica fotografii, którą odkrywamy dopiero w momencie ujawniania, za pomocą chemii, obrazu utajonego, jak nazywają go fototechnicy. Zaistnieje wtedy negatyw czyli odwrotność tego co fotograf pragnie ukazać światu. W jego osobistym, negatywnym wizerunku fragmentu rzeczywistości zawarte są być może, wszystkie oczekiwania człowieka, który go stworzył. Jego radości, lęki i poglądy. A nade wszystko przekonanie o zapisaniu kawałka kosmosu, który go otacza. Sposób pojmowania tego, co nazywamy życiem, czyli tego, co nas tworzy i dotyczy. Tego, co być może cenimy najbardziej.

Obrazy fotograficzne Ewy Andrzejewskiej, w swojej stylistyce wydają się potwierdzać tę tajemniczość powstawania fotografii. Z jednej strony potwierdzają istnienie rejestrowanej rzeczywistości, co autorka dość przewrotnie nazywa niekiedy fotografią pamiątkową, z drugiej zaś wydaje się prowadzić z odbiorcą (a może sama ze sobą) intrygującą grę ukazując świat swojej wyobraźni jakby zaprzeczając jego istnieniu. Świat zupełnie odmienny niż postrzegany potocznie. Zwyczajne drzewa i trawy łąk zamieniają się w fotografii Ewy Andrzejewskiej w dżungle i sawanny pozwalając nam przeżywać wraz z nią wędrówki po światach nam nieznanych. Jej fotografia bowiem nie jest prostym oknem, przez które spoglądamy na rzeczywistość. Jest całym systemem krzywych zwierciadeł , który w niesłychanie szlachetny sposób odbija dla nas własny świat. Świat fantasmagorii. Sennych wyobrażeń. Marzeń. Czasem, być może, lęków. Patrząc na wizerunki miejskie trudno jest nie przywołać z pamięci Drohobycz Brunona Szulca, która w jego prozie – wbrew rzeczywistości – zaistniała jako wielopiętrowa metropolia, tętniąca życiem i nieistniejącą przestrzennością. Ewa Andrzejewska w swojej fotograficznej wizji miasta potrafi zamieniać niewielkie, pojedyncze budynki w bryły zamków wyrastających ponad horyzonty traw i broniących tajemnic swoich wnętrz. Realizacji tego rodzaju wyobraźni fotograficznej służy artystce nie tylko wrażliwość, głęboka wiedza i wieloletnie doświadczenie ale również aparatura, którą wybiera do tworzenia swoich poetyckich zamierzeń. Wszak określono ją niegdyś mianem „poetki fotografii”. Od 2000 roku , choć nie rezygnuje, od wielu lat z używania nowoczesnego sprzętu fotograficznego, fotografuje starą, prostą, mieszkową kamerą, pozbawioną wszystkich urządzeń, które obecnie uprecyzyjniają i ułatwiają pracę fotografa. Użycie błon ciętych 9x12cm i z ich prymitywną charakterystyką i „niepełnosprawnej” migawki w obiektywie, które pozwalają, za każdym razem na specyficzny komfort niepokoju w oczekiwaniu na rezultat zdjęcia. Statyw i archaiczna płachta osłaniająca matówkę aparatu. Oto wizerunek twórcy tych fascynujących obrazów fotograficznych, bo z całą świadomością nie chciałbym nazwać ich zdjęciami. Całkowicie ręczna obróbka chemiczna. Ciemnia, która w umysłach wielu młodych odbiorców i adeptów fotografii odsyła do tajemniczych atmosfer pracowni alchemików i fakt fizycznego istnienia kliszy negatywowej jako niepodważalnego dowodu działania światła na szlachetnej powierzchni srebra, które w rzeczywistości cyfrowej nie zawsze daje się zauważyć, znakomicie dopełnia ten obraz. Ewa Andrzejewska ukazując nam, na swój specyficzny sposób elementy życia, które nas otaczają wydaje się chcieć przekonać do jej całościowego poglądu i swojego stosunku do Ziemi – Planety, której jakże niewielką ale integralną cząstką jesteśmy. I to cząstką, wbrew naszym ludzkim sądom nie najważniejszą. Wszak to my, ludzie, uzurpując sobie prawo do decydowania o tym, czym ma być Planeta – Ziemia, gwałcimy od wieków, a od niedawna coraz szybciej Jej naturę czy wręcz domniemywaną, swoistą inteligencję, ponosząc zresztą często surowe konsekwencje swojej aktywności.

Poza tym Ewie Andrzejewskiej jako artystce pracującej w dziedzinie fotografii – sztuce jak to określił kiedyś znany krytyk Jerzy Busza udaje się realizować rzecz dość rzadką w przypadku twórcy, który zdobył od lat uznanie wielu poważnych galerii, muzeów i krytyków zajmujących się sztuką fotograficzną. Tworzy obrazy uniwersalne, które zdobią często, po prostu ściany bardzo wielu mieszkań, ciesząc oczy ludzi, którzy po prostu lubią na nie spoglądać. Bo fotografia Ewy Andrzejewskiej ze swoją wizualnością wydaje się być niepowtarzalna. Unikalność tych obrazów może wydawać się czymś najcenniejszym. Jest jak prawdziwy odcisk dłoni autora w kawałku szlachetnego kruszcu, jakim, w tym przypadku jest fotografia.

Weekend z 8-go na 9-go lipca 2007 roku.

Wojciech Zawadzki

O fotografii Ewy Andrzejewskiej

Truizmem będzie stwierdzenie, że tak jak rozmaite bywają powody uprawiania fotografii, tak samo rozmaite są strategie jej interpretacji i wartościowania. Wynika to z mnogości kulturowych kontekstów, osobniczych preferencji a zapewne i z fascynacji uznanymi w tej dziedzinie autorytetami. Obserwując od wielu lat twórczość Ewy Andrzejewskiej dochodzę do wniosku, że oprócz wielu czytelnych i oczywistych aspektów jej fotografii, zawierających się w wymienionych uwarunkowaniach, istnieje w niej jakiś szczególnie zaakcentowany wyróżnik, przynależny niewątpliwie do istoty fotograficznego medium a konstytuujący fenomen tej fotografii w sposób zasadniczy. Ów wyróżnik to szeroko pojęta kategoria pamięci, ufundowana na uniwersalnym i ponadczasowym trwaniu, samym w sobie odwiecznym constans, zdającym się skrywać jakąś niezwykłą tajemnicę. Ta zaś ukryta jest tuż pod powierzchnią trywialnej rzeczywistości, z pozoru nieciekawej i zbanalizowanej poprzez niezliczoną ilość naszych nieuważnych, powierzchownych spostrzeżeń. Obdarzony intuicją, ale i specyficzną umiejętnością widzenia, fotograf nigdy nie jest znudzony oczywistością oglądanych widoków, przeczuwa bowiem, że świat dzieli się na sferę widzialną i niewidzialną. Obydwie stanowią dla niego jedność, warunkując się i relatywizując wzajemnie. Jego zadaniem, ale i radością, jest budowanie syntetycznej wizji, przekraczającej potoczność banalnej rejestracji. Przywołując obrazy przeszłości fotografia zaświadcza o tym, że to, co widzimy, naprawdę istniało. Jest więc ona, w pewnej kategorii znaczeń – zgodnie z fenomenalną tezą Rolanda Barthesa – dowodem na istnienie świata. Ale jest też nośnikiem i katalizatorem wspomnianej wyżej pamięci.
Ewa Andrzejewska swoją fotografią kieruje naszą uwagę na te kwestie, wypada więc w pierwszym geście interpretacji tak właśnie jej dzieło odebrać. Natychmiast okaże się, iż mamy tu do czynienia z wieloma aspektami pamięci, a trzy z nich manifestują się wyjątkowo przejrzyście.

Pierwszy, najbardziej subiektywny rodzaj pamięci, to pamięć siebie samej, pamięć swoich odczuć. Patrząc na te fotografie mam nieodpartą pewność, iż to, co przede wszystkim one ukazują, to rodzaj wrażliwości, którą dysponuje ich autorka i którą posłużyła się w celu swoistego opisu świata. Ta sama wszak rzeczywistość może w nieskończenie różny sposób zaistnieć na zdjęciu, w zależności od upodobań, wiedzy, charakteru oraz wrażliwości konkretnego fotografa. To, jak widzi on i opisuje świat, jest więc kategorią hermeneutyczną, z definicji niepowtarzalną i jedyną w swoim rodzaju. Rzecz jasna, każdy może dysponować taką osobistą wizją świata, jednak nie każdy oferuje wizję zintegrowaną na podbudowie oryginalnej estetyki. A taka właśnie sytuacja stanowi o wartości danej propozycji, dając możliwość jej zuniwersalizowania w polu znaczeń wynikających z analizy i interpretacji. To sytuacja, która wolno, lecz konsekwentnie przeistacza kolejne odsłony danej wizji w system stylistyczny a więc w układ znaków rozpoznawalnych spośród wielu innych.

Drugi rodzaj pamięci, który wyłania się z tych fotografii, to kulturowa pamięć epoki. Warto w tym miejscu przypomnieć, że nawet rewolucyjne propozycje zawsze są nadbudowane nad przeszłością, czerpiąc z niej (na zasadzie kontynuacji i rozwoju) to, co najbardziej wartościowe. Twórczość Ewy Andrzejewskiej, osadzona korzeniami w amerykańskiej klasyce, eksponuje jednak rodzaj poetyki bardzo autonomicznej, w moim przekonaniu przynależnej klimatom poezji młodopolskiej, zwłaszcza zaś Kasprowicza i Tetmajera. Pewna mroczność a nawet dekadentyzm tych obrazów dodaje im specyficznego posmaku tajemniczej tęsknoty za czymś nieokreślonym… Sama już w sobie emanacja owej tęsknoty stanowi przejaw stylu tej fotografii, co szczególnie widać na zdjęciach ukazujących gęste, pełne ukrytych znaczeń pejzaże miejskie. Te w pewnym sensie peryferyjne ujęcia, przepuszczone przez filtr autorskiej interpretacji, w sposób niemal bolesny dotykają określonego wymiaru egzystencji. Autorka zdaje się mówić: świat nie jest taki, jaki jest, lecz taki, jakim ja go widzę. Nie ma wątpliwości, że jest to fotografia głęboko rezonująca z typem emocjonalnego zaangażowania, które reprezentuje Ewa Andrzejewska. Nie ma też wątpliwości, iż wykonywaniu tych fotografii towarzyszyła wcześniejsza, pogłębiona kontemplacja zdejmowanych miejsc. Oczywistą konkluzją będzie stwierdzenie, iż taki styl rozumienia fotografii bardziej odpowiada na pytanie jak, niż co zostało sfotografowane. I tu, nieco przekornie, dochodzimy do trzeciego rodzaju pamięci.

Wypada otóż podkreślić, iż zdjęcia te, pomimo wyraźnego wyeksponowania formy, a więc owego jak, pokazują jednak konkretne miejsca i obiekty rozpoznawalne przez nas pod postacią widoków ulic, mostów, budynków, roślin czy swoistych miejsc niczyich. Specyficzność ich formy i pewnego rodzaju odideologizowanie nie przeszkodzi kiedyś naszym następcom w stwierdzeniu: a więc tak również wyglądał świat na początku XXI wieku! Nasi prawnukowie skupią się – paradoksalnie – właśnie na tym, co przedstawiają te fotografie, zupełnie nieświadomie odsuwając ich pozostałe walory na plan dalszy. To naturalna kolej rzeczy, warto jednak dodać, że walory te są konieczne, stanowią bowiem wdzięczny pomost do zagłębienia się w niezwykły a często nie do końca zrozumiały świat miniony. Zdjęcia Lartique’a, Sandera czy Atgeta nigdy nie przebiłyby się z takim impetem do panteonu współczesnych fotografii – ikon, gdyby nie były opatrzone specyfiką atrakcyjnej dla odbiorcy formy, zaświadczającej także – niejako na marginesie – o geniuszu ich twórców. Tak więc forma i treść nie są tu w żadnym wypadku w opozycji. Jedno wspiera drugie dla wyeksponowania czegoś istotniejszego, czegoś, co Karl Pavek nazwał totalnością rzeczywistości. Taka też jest, w moim głębokim przekonaniu, misja fotografii. A jej powodzeniu najlepiej sprzyja sytuacja, w której fotograf tworzy swoje dzieło nie tylko w celu czczej rejestracji, ale ze świadomym zamiarem powrotu w przyszłości do tych fragmentów przeżywania świata, które w momencie rzeczywistej, pierwotnej z nim konfrontacji poruszyły go w sposób szczególny. Zaangażowany w swą pracę fotograf staje się namiętnym zbieraczem takich zapamiętanych obrazów. Nawet wtedy, jeśli – jak to sformułował pewien filozof z Królewca – pozostają one jedynie efektem dyspozycji jego poszukującego umysłu.

Tak więc – podsumowując – w moim głębokim przekonaniu właśnie kolekcjonowaniu, a przede wszystkim zapamiętywaniu istotnych chwil kontaktu z rzeczywistością służy fotografia Ewy Andrzejewskiej.

Piotr Komorowski

 

 

 

Katarzyna Rotkiewicz-Szumska, Zamilcz kobieto, Obrazy

20 lipca – 29 sierpnia 2007 r.

Katarzyna Rotkiewicz – Szumska urodziła się w Szczecinie w 1958 roku. Studiowała na Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku, na Wydziale Malarstwa i Grafiki. Dyplom uzyskała w roku 1983 u prof. Jerzego Krechowicza. Uprawia malarstwo. Od 1992 roku współtworzy Teatr Cinema. Mieszka w Michałowicach w Karkonoszach.

Są znaki niewidoczne i widoczne…

I. Są znaki niewidoczne i widoczne. Skoro widzenie tych pierwszych wymaga pewnych zdolności (czy nawet wejścia w chorobę) pozostawmy sobie te drugie jako zachętę do ogarniania (patrzenia) i jako początek rozumienia. Rozumienia w znaczeniu cierpliwości i czekania. Obrazy wzajemne. Malarz i widz. Wymieniają obrazy. Obrazy od obelg różnią się tym, że te pierwsze są wzajemne. Staromodne, ale obecne w formach bardziej dosadnych: „tak się nie godzi” – przechodzi w „nie rozumiem”, ale nie znaczy już, że jestem obrażany. Z „nie rozumiem” stopniowo eliminujemy poczucie zniecierpliwienia, które powoduje brak widzenia.

II. „Bo rzecz w cierpliwości i wielkim czekaniu” (Jarosław Iwaszkiewicz)

III. Odpowiedzialność patrzenia. Patrzenie wpasowane jest w rozpoznawanie niewygody. Towarzyszy mi przekonanie, że zapisywać znaczy odpowiedzialnie dążyć do prostoty. Dążyć w nadziei, że to, czego się domyślamy a czego nie śmiemy nazwać ładem, obawiając się, że przykładamy własną miarę, że to uproszczenie nie jest upozorowaniem. Buntem energii, gestu, który uległ kompresji. W przypadku tych obrazów podejrzenie jest tym większe, że zadając nam lekcję z anatomii, oczekują większego udziału naszych zmysłów. Kurator odniesień poniesie tu klęskę.

IV. Dłoń zamknięta może wyrażać zarówno moc jak i bezsiłę. W hierarchii znaku czy dzielności herbu bezsiła wyprężonego ramienia jest planem odległym. Historia może zostać zweryfikowana a dzielność ramienia może ulec rozmiękczeniu. Dzielność, która przechodzi w sflaczenie w tych obrazach nie zawiera historii. Nie służy zweryfikowaniu, jest skierowana ku „wkraczaniu w bliskość tego, co odległe”. Nawet, jeżeli podejrzewamy okaleczenie w tych ramionach to nie widzimy ran zewnętrznych. Kod ran wewnętrznych musimy odnaleźć sami. Znaleźć znak nie w tym, co nieruchome, ale w tym, co w zmęczeniu czy agresji jest zastygłe ale na moment. Przystanek dla wyrównania energii.

V. „Musisz się cofać, żeby antycypować uderzenia” (rada trenera). Żeby iść do przodu musisz być przygotowany na komendę: „padnij”! (w odpowiedzi na radę trenera).

VI. Obrazy te działają jak lustro. Nie takie lustro, które zaprzecza wnętrzu, odbijając powierzchnię, lecz lustro oczu innego. W ich odbiciu nie odnajdujemy obrazu nas samych, lecz potwierdzenie i uznanie naszego fizycznego istnienia.

VII. W tym malarstwie męskie, naprężone ramię wygląda jak embrion. W odpowiedzi na obrazy skonstruowałem znaki: plemnika ku ziemi, latawca ku górze. Chciałem odpowiedzieć niewinnością, ale ponieważ na nią od dawna nie zasługuję, wymyśliłem znaki. Znaki obronne przeciw ramieniu i pięści. Sflaczeniu i napięciu. Obrazy wzajemne. Zamilcz kobieto.

Zbigniew Szumski

Body building, czyli filozofia malowania

– Nie jestem ani opowiadaczem, ani ilustratorem – mówi o swojej twórczości Katarzyna Rotkiewicz, artystka, która jak ognia unika dekoracyjności. Jej obrazy są esencją malarstwa. Buduje je gest, przemyślana kompozycja, uderzenie koloru i kształtu, kontemplacja kreski, plamy, bryły. I choć nie opowiadają one historii, nie mamią ornamentem i powierzchownym mimetyzmem, to są skupionym przekazem wrażliwości, emocji, wiedzy i umiejętności. Są jak wzrastający pęd paproci, którego pastorał za moment się rozprostuje, jak wymach umięśnionej ręki uchwycony w mgnieniu oka. W jej surowych, monumentalnych płótnach, a także w próbkach, pospiesznych szkicach, tkwi pierwotna i zniewalająca energia – moc płynąca z obserwacji sił natury i spojrzenia w głąb siebie. Poszukiwania wzajemnych zależności i wewnętrznych prawideł, tego, co autentyczne. Jej malarstwo nie jest anegdotą, natrętnym ględzeniem. To zderzenie farb z płótnem, panowanie oka i umysłu nad niesfornością ręki. Malując tworzy jedyną w swoim rodzaju pikturalną rzeczywistość, która tylko u nielicznych zmienia się w porywającą iluzję. I to właśnie udaje się mieszkającej w Michałowicach artystce. Nic dziwnego. Jej mistrzem malarskiego fachu jest Jacek Malczewski, ale nie jako symbolista, tylko ten, który w fantastyczny sposób prowadził pędzel. Wiele zawdzięcza też Fransowi Halsowi i jego doświadczeniu z malarskim gestem, ale przyznaje, że to właściwie Anselm Kiefer dał jej odwagę, która jest potrzebna do malowania. Śladów żadnego z tych twórców w warstwie stylistycznej jej obrazów nie znajdziemy. Bo tak jak w czasie studiów w gdańskiej akademii plastycznej u prof. Jerzego Krechowicza malarka nauczyła się samodzielnie patrzeć, i to co widzi przetwarzać w artystyczne napięcia, tak z czasem stworzyła swój indywidualny i rozpoznawalny język. Pozornie jest on trudny do rozszyfrowania, jeśli jednak odrzucimy przyzwyczajenia, otworzymy się na niego i własne wzrokowe doznania, poddamy się tańcowi skojarzeń, to na pewno uda się nam go odczytać. Bo jej teatr plam, kresek, przecierek więcej mówi niż niejedna opasła książka. Jest zapisem refleksji nad światem rzeczy i emocji razem wziętych, nierozłącznych w jej praktyce malarskej. I choć to malarstwo jest niczym innym jak prostym rozpatrywaniem plastycznych zagadnień – zderzeniem wklęsłego z wypukłym, implozji z eksplozją, biernego z aktywnym, koloru z cieniem – to oddaje pulsujący rytm natury. Stałej, niezmiennej a przecież tak różnorodnej i zmiennej. Dążącej do zagarniania, ale i chłonącej, zmysłowej, choć przemyślanej. W kompozycyjnych starciach zachodzących na obrazach Katarzyny Rotkiewicz znajdziemy i ruch i marazm, zarówno prężne gotowanie się do ciosu, jak trwożne skulenie się i próby uników. W tych malarskich grach pojawia się czasem wiotka uległość, za którą podąża witalna buńczuczność. Autorce wielkich płócien udaje się analizować abstrakt niemal w organiczny sposób, na wskroś malarski, a jednak bliski wywodowi filozoficznemu. – Jeśli wkraczam w dekoracyjność, uciekam od tego rozwiązania – deklaruje. Na jej płótnach rozgrywa się walka przeciwności, jin uzupełnia się z jang, a tematy prac przynosi sama natura. Znajdziemy tu wspomnienie pejzażu, jak i kształtów ze świata ludzi i zwierząt. Znajdziemy chmury i skały, które zmieniają się w napięte muskuły i ścięgna. Znajdziemy cielistą mechanikę zastygłą w bezruchu, pełne energii ciała, zbudowane z żelaznych tkanek i żylastych ścięgien. Zobaczymy ogolone głowy, mocarne karki, zaciśnięte pięści, w których kipi zwierzęcość, ale też robaczywe kamienie, rozdarte wiatrem drewno, rozsypany piach. Obłoki mięśniowe, włochate jaskinie, rozpierające się i wychodzące z ram. Czy to koński łeb z rozwianą grzywą, czy byczo-samczy stwór spięty do skoku, które wyłaniają się z zimnego, amorficznego tła, z obcego mroku. I choć sama deklaruje, że lubi kolory maskujące, to najczęściej jej formy aż drgają od barwnej świetlistości. Najbardziej naturalne ziemiste ugry i sjeny malarka zderza w swoich obrazach z chemiczną bielą, krystaliczny kobalt ultramaryny kontrastuje z brunatnymi fioletami śliwek, a czerwień buraka z pożółkłą zielonością suchej trawy. To właśnie nerwowo, spontanicznie kładziony przez nią kolor buduje pełne finezji zmagania wyobrażeń i realnych kształtów. Kreślone zamaszyście linie, ślady pędzla przeradzają się w mięsiste kształty. A czymże jest ta fascynacja muskulaturą, jak nie peanem na cześć człowieka, jego mocy, ale i zagubienia? Wznoszenia się myśli i materialnego ciążenia ku ziemi? Nieustanną próbą sił, ścierania się z niemożnością, ale i radością tworzenia. Przełamywaniem ograniczeń, roztrząsaniem procesów, szukaniem własnych rozwiązań. Nie udzielaniem łatwej, przewidywalnej odpowiedzi, bo jak sama mówi : – szukając formy chcę by była ona silna, by wyrażała dużo, ale nie określała. W tym konstruowaniu własnych przedstawień artystka jak kulturysta uprawia body building. Znajduje cielistość w lęku, nacisk w pragnieniu. W mentalnym tańcu ścięgien pokazuje ludzką wielkość i słabość. Dokąd zmierza? – Z każdą chwilą zbliżam się do portretu, ale podchodzę do tego z wielką nieśmiałością. Na razie ćwiczę mięśnie.

Agata Saraczyńska

Wystawę zrealizowano ze środków finansowych Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego z programu Mecenat 2007 oraz Miasta Jelenia Góra.